Świat przeżyć jego, Strejlaua

Po raz pierwszy z trenerem Andrzejem Strejlauem zetknąłem się pod koniec lat 90-tych. Jako dzieciak w odkodowanym paśmie Canal+ na satelicie słuchałem opinii wypowiadanych przez starszego pana o dość dziwnie brzmiącym nazwisku i jeszcze bardziej zagmatwanej przeszłości.

Świat przeżyć jego, Strejlaua

Wtedy trener Strejlau był dla mnie kimś kompletnie egzotycznym. Andrzej Twarowski i Tomasz Smokowski mówili, że dopiero co wrócił z Chin. Skąd?! – myślałem, regularnie śledząc raczej w telegazecie wyniki Ekstraklasy, Serie A, Primera Division czy Bundesligi.

Dziś młodzi kibice znają Strejlaua jednak lepiej. Przez lata był gdzieś w cieniu, ale wreszcie wrócił na należne mu w polskiej piłce miejsce.

Książkę „On, Strejlau” przeczytałem w ekspresowym tempie. Jej forma, czyli wywiad-rzeka, powoduje, że kolejne strony mijają szybciej, niż by się chciało.

Prawie 79-letni szkoleniowiec zabiera nas w podróż po swoim życiu. Opowiada o dzieciństwie, studiach, wojażach po Islandii, Grecji czy Chinach, a także pracy zawodowej – w reprezentacji Polski, u boku Kazimierza Górskiego, oraz w Legii Warszawa i… Polskim Kolegium Sędziów.

Strejlauowi brak dobrych wyników. Tym trudniej jest mu przez to, że nie pije alkoholu, co w dość specyficznym przecież piłkarskim środowisku przysparza więcej wrogów niż przyjaciół. Niemniej nadrabia szlachetnymi wartościami, bezkompromisowością i znakomitym przygotowaniem merytorycznym.

Dyżurny pilnował, o której sędziowie skończyli libację i poszli spać. Miałem rację, bo wracali nad ranem. Kiedy ja pilnowałem rzucałem im na dobranoc i dzień dobry zarazem: „życzę panom dobrego meczu!”.

Co do formy jeszcze – Jerzy Chromik, współautor książki, trochę zbyt mocno sili się na żarty. W moim mniemaniu te, przy tak poważnej personie, nie były konieczne. A wyglądały często… sztucznie. To jednak jedyna kwestia, która irytowała podczas lektury biografii byłego selekcjonera.

Kolejne karty historii Strejlau odkrywa z charakterystyczną dla siebie swadą i elegancją. Na każdym kroku widać też jego pasję do futbolu.

Przeszkadza mi towarzystwo. Lubię patrzeć i analizować grę w samotności. Mam swoje zdanie na temat gry i nie muszę z nikim dzielić się spostrzeżeniami. To jest mój świat przeżyć.

I jak tu nie kochać sympatycznego pana Andrzeja? Dla niego piłka nożna to religia.

Prawdziwą perełką jest rozdział o taktyce i pracy trenera w telewizji.

To obowiązek każdego trenera, by dopasował taktykę do piłkarzy, których ma. Musi wyeksponować zalety zespołu i ukryć wady.

Kilkukrotnie w książce powraca też konflikt z Jackiem Gmochem. Między dwoma ważnymi postaciami w historii naszej piłki czuć dystans, ale jeśli ktoś liczył na ostre słowa pod adresem „Szczeny” – spoileruję: sensacji nie ma.

Wspomniałem na wstępie, że lektura jest bardzo lekka. Ale czy warta zachodu?

Jeżeli jednostki wybitne chcemy traktować z należnym im szacunkiem, a piłką nożną interesujemy się na co dzień, to obok Strejlaua przejść obojętnie po prostu nam nie wypada.

– To jest mój świat przeżyć – mówi Strejlau. I chyba każdy polski kibic powinien ten świat poznać.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. 400mm.pl