Z Jasnej Góry widać to najlepiej. Akademia Rakowa idzie w ślady Lecha?

Środa, godzina 19:00. 13-letni chłopcy z rocznika 2005 kończą swój trening. Pięćdziesiąt metrów dalej pierwszoligowcy sprawdzają stan murawy przed meczem I ligi Rakowa z GKS-em Katowice. Tyle mówi się, by młodzi adepci futbolu jak najprędzej obserwowali z bliska pierwszy zespół, by motywowali się nim na co dzień i marzyli o awansie w jego szeregi. Ale w Częstochowie nie do końca marzą o takim scenariuszu…

Z Jasnej Góry widać to najlepiej. Akademia Rakowa idzie w ślady Lecha?

***

Do klubu przyjeżdżam o 7:30. Korytarz w niewielkim budynku przy Limanowskiego 83 tętni życiem. A przecież… jest sierpień. W salce gimnastycznej zawodnicy zbierają się na część rozgrzewkową. Dziś pracują nad siłą. Nie ma mowy o wakacyjnej labie!

 

Trenerzy odpowiedzialni za zajęcia o ósmej czekają już na murawie. Trenażery gotowe, setup przygotowany. Stożki rozmieszczone są w taki sposób, że przez najbliższe półtorej godziny nie trzeba będzie ich przesunąć, nawet dotknąć.

Młodych piłkarzy ma być dwudziestu, piłek jest prawie dwa razy więcej. Wszystko to wpływa na późniejsze przerwy między ćwiczeniami, skrócone do minimum. Szykuje się, że intensywność, o której tyle mówi się w ostatnim czasie, będzie należyta. Wysoka kultura organizacji kroczy zawsze przed sukcesem…

***

Dyscyplina, przywiązanie do szczegółów i doskonała organizacja to clue tego, co dzieje się w piłkarskiej części tego prawie 230-tysięcznego miasta, znanego głównie z Jasnej Góry i licznych pielgrzymek w jej kierunku. Porządek musi być.

Zawodnik nie ma podbitej książeczki zdrowia sportowca przez lekarza? Data ważności poprzednich badań minęła wczoraj, ktoś przeoczył. Widzimy się więc jutro, jak braki zostaną uzupełnione. Skoro wysoka kultura organizacji kroczy zawsze przed sukcesem, nie ma możliwości, by przymykać oko na takie wpadki. Ktoś poniesie konsekwencje…

***

Spiker przed meczem ligowym z GKS-em Katowice wyczytuje skład. Wita też obecnego na trybunach prezydenta miasta – Krzysztofa Matyjaszczyka. Pojawiają się gwizdy, ale szybko milkną. To efekt poprawiającej się współpracy klubu z Urzędem.

Częstochowa to miasto żużla i siatkówki. Włókniarz i AZS przyciągają na trybuny kilkukrotnie więcej widzów niż Raków, który na skromnym stadionie z 3424 miejscami siedzącymi zadowala się frekwencją na takim poziomie.

„Gdzie my zagramy, jak my stadionu nie mamy?” – co mecz intonują fani z młyna.

A ich apetyty rozbudziły ostatnie wyniki. Raków wrócił po prawie dwóch dekadach na zaplecze ekstraklasy. Gra w piłkę na tyle dobrze, że niebawem może też zawitać w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Nawet jeśli będziemy grać najlepiej w I lidze, to i tak w końcówce sezonu zawodnicy będą musieli odpuścić. Awans jest nierealny, bo nie będzie gdzie rozgrywać ligowych meczów – twierdzi przypadkowo napotkany młodzian z młyna.

Ale chyba nie do końca. Powstała już makieta. Są plany, bo idą wybory. Relacje na linii klub-miasto ociepliły się. Wszak przedstawiciele ratusza nie bardzo mają wybór. Raków Marka Papszuna robi wyniki ponad stan.

***

Do Częstochowy przybył na początku kwietnia 2017 roku. I się zaczęło. Wszystko przy Limanowskiego wywrócił do góry nogami.

Marek Śledź zbudował akademię poznańskiego Lecha. Z okresu pracy jego i zespołu współpracowników, który stworzył, zrodziły się talenty m.in. Marcina Kamińskiego, Karola Linettego, Dawida Kownackiego, Tomasza Kędziory, Bartosza Bereszyńskiego, Jana Bednarka, Kamila Jóźwiaka czy Roberta Gumnego. To dzięki jego pomysłowi na akademię „Kolejorz” na transferach w ostatnich latach zarobił miliony euro.

Czym dyrektor Śledź różni się od innych dyrektorów? Jakie wartości go wyróżniają?

– Pytanie jest mocne. Nie mogę powiedzieć, że czymś się wyróżniam. To nie o to chodzi. Gdybym odpowiedział co mnie „wyróżnia”, ktoś mógłby uznać, że są to wartości wyższe niż inne. Ja tak tego nie określam.

Na pewno charakterystycznym elementem towarzyszącym mi w pracy jest sam stosunek do pracy: pasja, wiara, uczciwość, merytoryczna lojalność. Wszystkie działania staram się ubrać w systemowe rozwiązania: wystandaryzować, uprofesjonalizować i zunifikować .

Nie zaglądam wiele w wartości pracy innych akademii, choć znam prawie wszystkie. Nie chcę tworzyć mitu, że ja się wyróżniam, bo ktoś może mieć inny pomysł na życie, mógł wyrosnąć w innym domu, rodzinie, środowisku. Ja tak zostałem wychowany, tak zostałem przygotowany do dorosłości, do pracy-pasji , takimi wartościami zostałem obarczony. Pozytywnie obarczony, bo te wartości towarzyszą mi zarówno w zwykłej pracy, jak i w relacjach międzyludzkich.

Dlaczego więc pana zdaniem kluczowe są standaryzacja, unifikacja i dyscyplina?

– One pozwalają na podążanie w szkoleniowej jasności, pozwalają na transparentność przekazu. Jeżeli chcemy wyszkolić zawodnika, podejmujemy takie zadanie, należy zdefiniować mu proces szkolenia, który będzie procesem płynnym. Jeżeli wrzucimy go w szkoleniowy chaos, nigdy nie będziemy w stanie określić, na którym etapie popełniony został błąd. Zunifikowany system szkolenia pozwala poddać go ewaluacji i jednocześnie wnosić korekty, które towarzyszą rozwojowi samej dyscypliny.

Standaryzacji nie można rozpatrywać niczym definicji technicznej, gdzie np. standardy miar nie pozwalają na ich interpretację. Metr to metr, kilogram to kilogram. Standaryzacja w sporcie mówi o stworzeniu warunków do najbardziej efektywnego działania. Stąd każdy projekt trzeba wystandaryzować, czyli obarczyć zasadami, normami, STANDARDAMI, by móc na niego nakładać konkretne wartości szkoleniowe. Jeżeli nie wystandaryzujemy choćby infrastruktury… przykładowo chcemy szkolić zgodnie z periodyzacją taktyczną, a nie mamy żadnego boiska – nasi piłkarze będą funkcjonowali w przestrzeniach boiska, które będą przestrzeniami zupełnie im nie dedykowanymi, np. na zakolu za boiskiem, nie będą widzieli obszarów związanych z kierunkiem gry, bramką, prawidłowością tych obszarów, mogą wielu rzeczy nie dostrzegać. Czyli przy niewystandaryzowanej infrastrukturze będą doświadczać oszustwa szkoleniowego…

 Standardy są potrzebne, nie tylko mówię o infrastrukturze. Mówię także o standardach pracy, kulturze pracy, odpowiednim przygotowaniu się do zajęć, przyjścia o odpowiedniej godzinie przed zajęciami. Bez tego trudno jest udźwignąć projekt na najwyższym poziomie. Nie jestem w 100% zwolennikiem korporacyjności w sporcie ale nie mogę nie dostrzegać pozytywnych elementów, każdy bowiem projekt korporacyjny oparty jest o jasne NORMY, ZASADY, STANDARDY .

Nie jest łatwo znaleźć ludzi, którzy będą w stanie podążać za tak skrupulatnie określonymi wymaganiami. Dlaczego nie każdy daje się przekonać?

– Wbrew pozorom jest wiele osób, które z chęcią w takich ramach by zafunkcjonowały. Piłka nożna to u nas prawie religia. Trenerzy mają marzenia, piłka towarzyszy ich życiu wykraczając poza sprawy zawodowe. Liczba trenerów, którzy chcieliby, jest więc bardzo duża. To jest moje zdanie. Może nie zawsze trenerzy znajdują tutora, coacha? A bardzo często trafiają w środowiska z niechęcią do standaryzacji, środowiska chaosu. W takim chaosie łatwiej ukryć swoje wady, łatwiej popływać w tej brudnej wodzie.

Kiedy trener nauczy się złych nawyków, bardzo trudno odnaleźć mu się w rzeczywistości, gdy trafi w moje ręce. W rzeczywistości, gdzie wszystko ma być zaplanowane z wyprzedzeniem, ułożone, przewidziane. Ci, którzy ze mną pracowali na początkach swoich karier, nasiąkali tymi wartościami i te wartości towarzyszą im do dnia dzisiejszego. Dla nich wartość kultury pracy jest wartością chleba powszedniego.

Czego zatem oczekuje pan od potencjalnego współpracownika?

– Oczekuję przede wszystkim lojalności. Ale nie wobec Marka Śledzia. Chodzi mi o lojalność programową. Nie chodzi o przyklaskiwanie mojej osobie, ale jeśli ktoś wpisuje się w rzeczywistość naszej wspólnej pracy, ja ją określam – wiemy, że będziemy pracowali w takim wymiarze, w takiej technologii, a tego trzeba będzie się nauczyć – i ktoś mówi „tak, chcę”, to powinien być świadomy i lojalny wobec tego. Najbardziej złości mnie, kiedy w momencie mojego potknięcia ktoś mówi „jak nie ma Śledzia, to ja teraz powiem, jak to powinno być naprawdę”. Gdyby te osoby były lojalne, powinny przyjść do mnie, powiedzieć z czym się nie zgadzają. „Widziałem coś innego, nie zgadzam się z tym” – ja jestem na to otwarty. Nie jestem alfą i omegą w szkoleniu dzieci i młodzieży. Mam jakieś kwantum wiedzy, ale gdyby nie zespół kreatywnych ludzi, który ze mną funkcjonuje, te projekty nie byłyby tak efektywne.

Przychodząc do klubu ma pan duże wymagania. Chce pan mieć większość spraw pod kontrolą. Jakie kompetencje zapewnia pan sobie na starcie?

– Zakres moich oczekiwań jest wynikiem moich doświadczeń. Nauczyłem się, że pewne rzeczy należy określić, nim z właścicielem zdecydujemy się budować taki projekt. W Rakowie właściciel to postać, która wszystkie elementy określone przed podpisaniem umowy uhonorowała, uszanowała i szanuje po dzień dzisiejszy. Nawet te elementy, które nie zostały wpisane w moją umowę, dalej obowiązują. Właściciel wie o tym, że umowa dżentelmeńska między nami jest nawet ważniejsza, niż ta spisana.

Projekt akademii ma swoją charakterystykę. Projekt ten ma swoje parametry. Przede wszystkim parametr długoterminowości, w której ważna jest cierpliwość oraz parametr działania, w którym ważna jest konsekwencja. Jeśli te dwa elementy mają towarzyszyć takiemu projektowi, należy zagwarantować sobie stabilność funkcjonowania w trakcie budowania i realizacji takiego projektu. Wiemy, jak wygląda to w rzeczywistości polskiej. Wizje klubu w oparciu o wizję pierwszego trenera, zmieniają się jak w kalejdoskopie…

Ja proszę, by cztery obszary, które dotykają budowy projektu, pozostawały tylko w mojej jurysdykcji: obszar wydzielonego z klubu budżetu dla akademii, obszar personaliów, czyli doboru ludzi, którzy będą ze mną pracowali, wprowadzenia systemów organizacyjnych oraz zaakceptowanie pewnego know-how szkoleniowego, który wnoszę. Wiem, że kiedy w którymś z tych obszarów pojawia się pośrednik, między mną i osobą, z którą dokonuję ustaleń, mogą zacząć w grę wchodzić partykularyzmy, które zakłócą lub uniemożliwią stabilne budowanie i funkcjonowanie.

***

Wszystko jest poukładane, najmniejsze szczegóły stanowią o sile szkolenia w Rakowie. Śledź ma w Rakowie pełną autonomię. To on jest osobą decyzyjną, to od niego zależy kto trenować będzie daną grupę oraz ile będzie on zarabiał. Każda decyzja jest z nim konsultowana, a każdy dokument czy umowa dotycząca Akademii muszą być nawet przez niego parafowane.

***

Wysoka kultura organizacji kroczy zawsze przed sukcesem – to pierwszy slajd na cotygodniowym zebraniu trenerów Akademii RKS Raków.

Widać, że pracownikom czerwono-niebieskich pewne zasady weszły już w krew.

Ale nie zawsze tak było. Aby osiągnąć wymagany porządek, nie obyło się bez czyszczenia kadr.

– Selekcja w akademii dotyczy nie tylko zawodników. Dotyczy także trenerów. Ci, którzy nie chcą dostosować się do określonych reguł i zasad, zostają poddani selekcji negatywnej.

Wiele opinii o Śledziu jest krzywdzących. To, że w nowym klubie nie robi ewolucji, tylko rewolucję, to zwykły frazes. A prawda jest taka, że dogadać się z nim nie potrafią głównie leniwi i bumelanci.

– Jeśli przez lata w codziennej pracy miałeś przysłowiowy luz, na trening przychodziłeś nieprzygotowany, wymyślając na poczekaniu kolejne ćwiczenia, teraz odbijasz się od ściany. Ale to jest oszustwo. Oszukiwałeś swoich podopiecznych, oszukiwałeś chłopaków, którzy marzyli, by zostać piłkarzami.

Do obowiązków trenerów nagle dołożono całą gamę zadań. Analizy wideo to tylko część z dodatkowej pracy. Każdy szkoleniowiec na bieżąco prowadzi IPZ-ty, czyli Indywidualne Profile Zawodników. A w nich poza danymi zawodnika znajdują się: strona statystyczna (mecze, oceny, ilość rozegranych minut, wyniki testów motorycznych) oraz oceny opisowe działań techniczno-taktycznych, motoryczna i mentalna. Wszystkie podzielone na mocne i słabe strony. Raz na pół roku IPZ-y analizowane są wraz z rodzicami i zawodnikami.

Największym wyzwaniem jest jednak planowanie samych treningów. Konspekty znane z innych akademii? To by było za proste.

W Rakowie wszystko jest poukładane jak w szwajcarskim zegarku. Na żadnych zajęciach nie ma przypadków.

Poszczególne role są rozdzielone, każda ma swój zakres kompetencji. Osoba odpowiedzialna za staże, koordynatorzy piłki pięcio-, siedmio- i dziewięcioosobowej, sztab fizjoterapeutów i trenerzy motoryki, którzy co zebranie szykują pozostałym szkoleniowcom zalecenia na najbliższy mikrocykl. Do tego wszystkiego trener mentalny, będącym wsparciem pierwszych trenerów w grupach.

Plan szkoleniowy przewiduje periodyzację techniczno-taktyczną. Co ona oznacza? Cała akademia pracuje nad określonymi fazami gry i realizuje w danym mikrocyklu to, na co przyszła pora. Otwarcie, budowanie, rozwinięcie gry lub finalizacja.

Nie ma przypadku, dlaczego w określonym tygodniu dopracowywana jest dana faza. Nie ma też tak, że jedni uczą zachowań w atakowaniu, a inni, na boisku obok, skupiają się na bronieniu.

Na zebraniach podstawowe założenia są przypominane, odtwarzany jest też na szybko model i program szkolenia, a konkretnie ich wycinki, które przydadzą się w najbliższych siedmiu dniach. Z poniedziałku na poniedziałek cały system jest więc wpajany raz jeszcze, coraz szczegółowiej jest rozszyfrowywany przez cały sztab.

Przepływ informacji odbywa się według określonych z góry procedur. Szablony dokumentów, deadline’y na wiadomości mailowe z załączonymi mikrocyklami, konspektami treningowymi itd. Płynnie i z odpowiednim wyprzedzeniem.

***

Słowem klucz jest organizacja. A może unifikacja? A propos klucza…

– Jak my możemy stworzyć potężną akademię, jeśli nie potrafimy poradzić sobie z głupimi kluczami?! – irytował się na zebraniu dyrektor w obliczu zagubionego kompletu kluczyków od bramek, które stoją w nocy przy boisku sztucznym. Zabezpieczone przed kradzieżą.

Krzyk dla samego krzyku nie ma najmniejszego sensu. I o tym wie Marek Śledź. Dlatego w reakcji na kolejne zagubione komplety kluczy opracował… plan naprawczy dla niegubienia kluczy. Specjalna skrzynka na klucze, każdy w sposób jednolity oklejony i opisany. O pomyłkę naprawdę trudno.

– Znalazłem nawet wolontariusza, który przez pół roku każdego wieczora sprawdzał wszystkie kłódki. Upewniał się czy bramki są odpowiednio przypięte, czy cały zestaw kluczy wrócił do skrzynki i wisi na odpowiednim haczyku.

Wysoka kultura organizacji kroczy zawsze przed sukcesem!

***

Śledź to człowiek z zasadami. Nie można go trochę lubić. Kochać lub nienawidzić – to chyba jedyny wybór.

Wymaga cholernie dużo. Od siebie jednak najwięcej. Jest jedyną znaną mi postacią w polskim futbolu, która w sposób unormowany nakreśla jakąś drogę rozwoju trenera. Trenera, którego stara się traktować jak syna.

W jakim kierunku trener zmierza? Jakie będzie miał zadania w tym, w następnym sezonie? Jak może się uczyć, poszerzać swoje horyzonty czy wiedzę?

Fakt, że z wieloma jest mu nie po drodze. Ale w tym nie ma przypadku. Jeśli chcesz, jesteś zaangażowany i kierujesz się szlachetnymi zasadami w życiu – powinieneś się dogadać z dyrektorem. Dyrektorem, który podkreśla, że to nie on zwalnia ludzi. – Zwalniają ich standardy i procedury.

W różnych okresach i na różnych etapach pracy, Śledź był zwierzchnikiem czy szefem takich trenerów jak Mariusz Rumak, Jerzy Cyrak, Patryk Kniat, Marcin Dorna, Przemysław Małecki, Wojciech Tomaszewski, Marcin Kardela czy Marcin Salamon. Ta ostatnia piątka pracuje z młodzieżowymi reprezentacjami Polski. W sierpniu do kadry narodowej do lat 18 trafił też Filip Raczkowski. Przypadek?

Śledź swoim trenerom zapewnia odpowiednie warunki pracy. Etat w klubie łączy z etatem w szkole, dzięki czemu gwarantuje finansową stabilność. Trenerzy nie mogą działać na kilka frontów, traktując pracę w akademii jako jeden z nich. Mają być dostępni 24 godziny na dobę, jeśli będzie taka potrzeba. Oddać się swoim zespołom w pełni. Nic na pół gwizdka.

***

Trenerzy w klubie przebywają od rana do wieczora. Wydawałoby się, że mogą się nudzić, ale wcale nie. Budowa mikrocyklu, przygotowanie treningów, Indywidualne Profile Zawodników – roboty jest zawsze sporo. A jeśli cała papierologia jest już „załatwiona” można przecież zobaczyć w akcji zespoły z lokalnego podwórka. Skauting to istotna gałąź całej akademii. Tak robi przykładowo Adam Studnicki, koordynator stażów i trener zespołu U-11.

Obok starego budynku klubowego powstaje obecnie nowy. Tam będzie miejsce, by usiąść i wypić kawę z zaproszonymi gośćmi, swój kąt znajdą tam również szkoleniowcy najmłodszych, czyli spora część z 26-osobowego sztabu akademii.

– W budynku klubowym jest nam bardzo ciasno. Mamy swój pokój, ale w nim jedni się przebierają, inni jedzą, czasem trudno jest się skupić. Niebawem będzie jednak lepiej, bo klub zadbał o nowy budynek dla nas – mówi Studnicki.

Zanim trener Śledź przejął stery w Rakowie, korytarze budynku klubowego były puste. Nikt w nich nie przesiadywał, trenerzy nie widzieli potrzeby, by mieć własne gabinety. Teraz ta bajka jest kompletnie inna.

Najważniejsze, że wszyscy rozumieją, iż ciężka praca ich nieźle rozwija. Widzą swój postęp i to, że z dnia na dzień są coraz bardziej kompletnymi szkoleniowcami.

***

Funkcjonowanie akademii piłkarskiej dyrektor Śledź porównuje do stołu. Ten musi posiadać cztery nogi. One z kolei muszą być sobie równe. W przeciwnym wypadku stół… będzie się chwiał. I niestety coś z niego spadnie. – Czy możemy bez jednej nogi osiągnąć kompletność? A przecież na tym nam zależy!

Zatem, po pierwsze: infrastruktura (boiska, szatnie, gabinety trenerów, sprzęt). Po drugie: organizacja. Po trzecie: pomysł na szkolenie. I po czwarte: ludzie, którzy wykonają plan.

– Co z tego, że ja powiem jak pracujemy, jak nikt tego nie zrozumie? Mówię o subzasadach, subzasadach subzasad. Dla niektórych nomenklatura, którą się posługuję, może być obca. Muszę więc przygotować tych trenerów, nauczyć ich. Znaleźć też takich, którzy będą chcieli się uczyć. Którzy będą chcieli za tym podążać.

Ktoś może zarzucić, że gdzieś tam wychował się piłkarz, który nie potrzebował tego wszystkiego. Że stoły w innych akademiach chwiały się i chybotały od lat. – Jasne, wychował się piłkarz, bo wychowa się wszędzie. W Nowym Sączu, w Rzeszowie, w Suwałkach. Piłkarze wychowają się także bez żadnej technologii. Tylko to nie jest system! To jest okazja. On wychowałby się czy by tam ktoś był, czy by nie było.

***

– Rozróżniam piłkę nożną i piłkę polską.

Już chyba czujecie, z kogo to cytat?

***

Co takiego nietypowego jest zatem w technologii szkoleniowiej Rakowa?

Oprócz tego, że metodologia i pomysł Marka Śledzia opierają się o portugalską periodyzację taktyczną, program szkoleniowy jest niesamowicie szczegółowy.

Sama faza ataku w modelu gry akademii ma ponad 600 stron. Jest przemyślana z najdrobniejszymi szczegółami. Aktualnie opracowywana jest wciąż faza bronienia.

Chyba nie ma sytuacji boiskowej, w której zawodnik, po opanowaniu modelu, nie wiedziałby, jak powinien się zachować. Wszystko ma swoją przyczynę, na wszystko jest też jasna odpowiedź.

Dyrektor lubi podkreślać, że liczą się tylko działania systemowe, nie okazjonalne. Dość nietypowo, jak na nasze realia. Realia, w których od przypadku do przypadku osiąga się dobre wyniki. Wtedy jednak trudno jest wytłumaczyć się z porażki…

***

Każdy moment gry na boisku w Rakowie jest więc rozpracowany na czynniki pierwsze. Nie jest jednak tak, że powoduje to, iż zawodnicy są nauczeni i przystosowani tylko do gry przy Limanowskiego. Model opiera się na dużej wariantowości, wyborze. To zawodnik sam decyduje jak powinien zagrać w oparciu o boiskową sytuację i zachowanie rywala oraz swoich kolegów. Decyzyjność jest szkolona i szlifowana. Trening na celu ma z kolei skrócenie do minimum czasu trwania procesów myślowych zawodników, wytworzenie automatyzmów, pracy wręcz podświadomej.

Myślenie, myślenie i jeszcze raz myślenie!

Trzeba umieć podejmować prawidłowe decyzje, w stosunku do nich wykonywać odpowiednie działania i wykonywać je pod dużą presją, w jak najmniejszych jednostkach czasu.

W naszym zespole większość graczy jest naprawdę mądrych. Co ciekawe, ich oceny w szkole to zazwyczaj piątki. Rzadko zdarzają się wyjątki. Wiemy, że zawodnik, który nie radzi sobie w szkole, będzie miał problemy z opanowaniem naszej technologii. Dużą uwagę zwracamy na przykład na oceny z matematyki – mówi trener Filip Raczkowski, szkoleniowiec drużyny U-17, a od niedawna członek sztabu reprezentacji Polski U-18.

Przykład? Defensywny pomocnik, czyli popularna „szóstka”. W Rakowie ma brać grę na siebie. Trzeba mieć jaja, by mając za plecami przeciwnika, wziąć piłkę i starać się ją rozegrać. Strata może przecież „zaowocować” utratą gola. Warto iść jednak pod prąd.

– Europa idzie w tym kierunku, by szóstka brała na siebie grę. W Polsce większość oczekuje wybicia długiej piłki górą, liczy na lagę. I do przodu. Ale później takiego piłkarza nikt nie chce na Zachód ściągnąć. Bo niby po co?

***

Raczkowski w Akademii RKS Raków jest niczym „prawa ręka szefa”. Został mianowany koordynatorem szkolenia dla piłki 7- i 9-osobowej. Współtworzy dział programowy akademii. Ze Śledziem znają się jeszcze z Legnicy.

Ma dopiero 26 lat, a futbol postrzega w sposób całkiem złożony. Jednocześnie swoje skomplikowane przemyślenia zostawia dla kolegów po fachu, z którymi chętnie konfrontuje wiedzę. Potrafi przy tym w przystępny i jasny sposób przekazywać ją młodym podopiecznym.

W wieku 19 lat grał w trzeciej lidze. Zrezygnował, opuścił Górnik Konin i postawił na szkolenie. Tej decyzji nie może żałować. Jakim cudem tak szybko zbudował tak wielką wiedzę o piłce? Nie próżnował. Zaakceptował wymagania trenera Śledzia, który najchętniej widziałbym swoich trenerów w klubie od 8 do 20. Ten czas można było przebimbać, można też wykorzystać go efektywnie.

Do Miedzi Raczkowski trafił na chwilę przed Śledziem. Kiedy dyrektor rozstał się z „Miedzianką”, sam złożył też wypowiedzenie. Takich lojalnych jak on było jeszcze pięciu. Teraz Raczkowski znalazł się w sztabie młodzieżówki. Tak jak wcześniej inni koledzy z Legnicy – Małecki, Salamon i Kardela.

Kiedy rozmawiasz z Filipem o modelu Rakowa, technologii szkolenia, widać pasję. Merytorycznie jest w stanie mówić o futbolu na takim poziomie, że przeciętny kibic mógłby oszaleć. W jego przypadku jednak wszystko jest bardzo spójnie, jedno wynika z drugiego. Przekonania na poszczególne zagadnienia ma jasne i sprecyzowane. Nie ma miejsca na „nie wiem”.

Zanim chcesz trenować, musisz wiedzieć jak chcesz grać. Ze szczegółami!

***

Rotacja środkowych pomocników przy otwarciu gry, diagonalne ustawienie napastnika, odpowiednia mobilność skrzydłowych – wszystko opiera się na zasadach gry. W tym na specyficznych zasadach gry – fundamentach, zdefiniowanych bardzo szczegółowo. Myśl szkoleniowa o portugalskich korzeniach, ale w wielu obszarach zmodyfikowana i wzbogacona.

Jak wygląda planowanie procesu szkoleniowego w Rakowie – pytam Filipa Raczkowskiego?

– Zaczynamy od półrocznych makrocykli. Nasz plan szkolenia zawarty jest pod kątem periodyzacji taktycznej i jest zawarty na trzy lata. Szczegółowiej dzielimy go na makrocykle, z których każdy dzieli się na miesięczne mezocykle i tygodniowe mikrocykle.

Jeśli chodzi o tematykę, jest ona związana z modelem gry. Zależy od tego, jaki etap aktualnie mamy. Pierwszym etapem było wprowadzanie modelu gry, poznawanie zasad na poziomie działań zespołowych, grupowych, indywidualnych. Teraz makrocykl jest poświęcony przede wszystkim atakowi pozycyjnemu w strefie środkowej.

Standardowy mezocykl składa się z mikrocykli atakowania, fazy przejściowej z atakowania do bronienia, bronienia oraz fazy przejściowej z bronienia do atakowania. To wszystko jest ściśle połączone z motoryką i aspektami mentalnymi.

Trenerzy w czwartek otrzymują od dyrektora wskazania dotyczące najbliższego mikrocyklu. Tam określona jest subfaza, w jakiej jesteśmy. Weźmy za przykład subfazy otwarcia i budowania. Oczywiście nie jest tak, że zabraniamy np. przejścia z subfazy rozwinięcia i zakończenia ćwiczenia finalizacją, ale główny akcent i punkty coachingowe są z góry określane.

Puntem wyjścia jest zatem program szkolenia?

– Tak. Co tydzień trenerzy otrzymują wskazania będące wycinkiem tego programu. Trenerzy mają weekend, by przygotować do pracy swój zespół. Trener po otrzymaniu wskazań odsyła wykonaną na ich bazie pracę do poniedziałku, gdy my, dział programowy, analizujemy ją i w przypadku jakiś korekt, dajemy feedback. Nie narzucamy, że ktoś ma zrobić coś inaczej, ale sugerujemy, kierunkujemy na wspólny cel.

Jak do tego ma się model gry?

– W danym mezocyklu mamy cztery fazy. Znów przykład – strefa środkowa. W fazie atakowania w strefie środkowej mamy budowanie średnie. Tak to nazywamy. I mamy różne warianty. Jeżeli wskazania do mikrocyklu dotyczą np. bocznego sektora, to w fazie atakowania będzie budowanie ataku bocznym sektorem, a trener wybiera sobie określone warianty. Np. wariant pierwszy i czwarty. Jego zadaniem jest, by przez okres pracy z zespołem nauczył go jak największej ilości rozwiązań modelowych. Żeby jako junior starszy piłkarz znał już cały model. Natomiast warianty te nie są schematem działań, a rozwiązaniami. To zawodnicy podejmują decyzje na boisku. Chodzi o to, by zawodnik jako senior potrafił zanalizować przeciwnika i wybrał wariant, który pozwoli mu wygrać mecz.

Co ciekawe, w kontakcie z zawodnikami przekaz jest dużo prostszy, przyswajalny. Postęp, cyrkulacja – to określenia dla trenerów – stażystów i sztabu szkoleniowego akademii. Piłkarze takiego języka mogliby nie zrozumieć.

Taktyczna część oparta na periodyzacji taktycznej uzupełniana jest wstawkami motorycznymi i wyizolowanymi ćwiczeniami techniki m.in. na salce gimnastycznej. – Periodyzacja jest na boisku, nie w sali – mówi Raczkowski.

Dlatego też po zajęciach lub przed nimi zawodnicy akademii potrafią po pół godziny uderzać piłką o ścianę. Z jednym odbiciem o ziemię, z pierwszej piłki, kombinacji jest multum. Potrzeba tylko odrobiny kreatywności, by zabawa stała się wyzwaniem, a nie nudziła.

***

Jeszcze raz Raczkowski: – Na pewno nie żałuję tego, że zwolniłem się z pracy w Miedzi. To, co mnie osobiście kierowało zawsze do miejsca pracy, to to, ile od ciebie tam wymagają. Jeżeli trafisz do miejsca, gdzie cię głaszczą, wszystko jest zawsze fajnie, to nie będziesz się rozwijał. Gdy jesteś pod ciągłą presją, jest wymóg pracy, masz postawione cele, zadania, jest inaczej. Dyrektor od nas wymaga. Ja pamiętam swoje błędy z Legnicy. Tam dyrektor potrafił mi pokazać, co zrobiłem źle, nie tylko szkoleniowo, ale także w tym, co działo się poza boiskiem. Organizacyjnie, interpersonalnie, selekcyjnie. Dyrektor widział moje błędy i mi je wskazywał. Idąc za nim do Rakowa, wiedziałem, że też się z tym spotkam. Po trzech latach współpracy widzę, co mogę poprawić, gdzie mam rezerwy. Widzę też jakie postępy poczyniłem. Mam nadzieję, że z biegiem czasu uwagi te będą dotyczyć coraz mniejszych szczegółów, ale to te właśnie szczegóły w przyszłości będą nas różnić.

Trenerzy uczą się budowania procesu treningowego od podstaw. Co pół roku odbywają też

spotkania z dyrektorem, który posiada profil każdego szkoleniowca i naznacza mu ścieżkę rozwoju. Dużo dyskusji i wzajemnej komunikacji powoduje, że trener wie, w którym kierunku zmierza, a dyrektor zna jego cele i marzenia.

***

Wróćmy jeszcze do planowania treningów.

Periodyzacja taktyczna? To już ustaliliśmy. Jak jednak połączyć aspekty techniczno- taktyczne wynikające z modelu gry z częścią motoryczną? O to w Rakowie dbają Marta Szymanek-Pilarczyk i Ewelina Pierzyna, trenerki przygotowania motorycznego w klubie.

Szymanek-Pilarczyk jest trenerem głównym. W przeszłości współpracowała z Leszkiem Dyją, który obecnie zajmuje się przygotowaniem fizycznym naszej kadry. Była też trenerem tańca. Współpracę ze Śledziem zaczęła od… stażu w Lechu, gdzie kulturę i jakość pracy trenera przygotowania motorycznego przekazywał jej kolejny wychowanek Śledzia – trener Karol Kikut.

Najtrudniejszą częścią jej pracy jest wydzielanie kolorowych „kafelków”, przydzielonych odpowiedniej części każdego treningu. O co chodzi z tymi kafelkami? Niebieski to pojemność tlenowa, żółty – beztlenowa, a zielony i czerwony to moc – odpowiednio tlenowa i beztlenowa. Każdy charakter pracy różni się od drugiego i w odpowiednim dniu oraz mikrocyklu czas pracy na określonych intensywnościach powinien się znacząco różnić.

Marta Szymanek-Pilarczyk: – Chodziło o to, żeby trenerzy wiedzieli w jakich rodzajach wysiłku mają się przemieszczać. Żeby nie była to jednolita praca przez cały rok, wysiłek miał być zróżnicowany. Mamy mikrocykle pojemności, eskplozywności, mieszany i regeneracyjny. Każdy mikrocykl ma inny charakter. Pojemnościowy na przykład polega na tym, że wchodzimy na zakresy tlenowe, praca jest ciągła. Wtedy trenerzy mają za zadanie zaprojektować jednostkę tak, by piłkarze pracowali bardziej pojemnościowo. W tym przypadku też motoryka jest ułożona pod to, by było np. więcej wytrzymałości siłowej, czyli lżejszy ciężar, ale więcej powtórzeń.

Jak monitorujecie czy wasze zalecenia są respektowane?

– Zawodnicy od zespołu Centralnej Ligi Trampkarzy mają zegarki. Poprzez system Polar Flow sprawdzamy więc zakresy pracy monitorowanych i wiemy już czy dana część treningu wprowadziła nas na dane tętno. Średnia z danego ćwiczenia odpowiada nam na to, czy dobrze ułożyliśmy trening. Np. w małych grach zawodnik ma osiągać określoną amplitudę, jeżeli wszedł w zakresy czwarty i piąty. Wchodził wyżej i spadał? Znaczy, że zrealizował założenia.

Mikrocykl jest również utrzymywany względem określonych założeń?

– Tak. W poniedziałek: regeneracja i siła, górne partie. Wtorek – siła dynamiczna plus akcenty szybkości. Będą też małe gry, bo mamy program treningów indywidualnych. W środę robimy dużo stabilizacji czynnej, w czwartek technikę poruszania się. W środę rano – małe gry 5×5, po południu większe. W czwartek tlenowa makrotaktyka, by w piątek znów wrócić do makrotaktyki.

Co tydzień na zebraniu przedstawiacie założenia, by trenerzy główni wiedzieli, jak ułożyć swoje treningi?

– Tak, to są założenia w stosunku do tych czterech mikrocykli, o których wspominałam na wstępie. Bardziej przypominamy trenerom, pozostawiamy im jakieś uwagi. Założenia względem tego co się dzieje, jakie są obciążenia.

Na każdym konspekcie nanoszone są kolejne ćwiczenia, czasy ich trwania, czasy przerw, wymiary boisk. Określone są również często składy drużyn do małych gier, szczególnie tych, które odbywają się w poszczególnych sektorach boiska. Obszary są z góry dedykowane, by później w meczu dane zachowanie odtwarzane było w możliwie tym samym miejscu.

Sczytywanie wyników z coraz popularniejszych zegarków to również świetna lekcja o ludzkim organizmie dla trenerów. O jego fizjologii, o wysiłku typowym dla piłkarza. Trener może zweryfikować czy np. rozmiar boiska zaprojektował prawidłowo, czy należałoby coś zmienić w przyszłości.

Wstawki motoryczne w akademiach to już norma. Ale zaplanować „z góry” ile czasu potrwa ćwiczenie i na jakim średnim tętnie pracować powinien przez ten czas zawodnik oraz monitorować swoją skuteczność w tym zakresie? W Rakowie wstydzić się nie powinni wizytacji z największych europejskich szkółek.

***

Do Europy daleko jest za to pod jednym względem: w częstochowskim dzbanie miodu łyżką dziegciu jest infrastruktura.

Aktualnie przy Limanowskiego, poza małym stadionem i płytą główną, Raków dysponuje:

– pełnowymiarowym boiskiem bocznym z naturalną nawierzchnią, które jednak dostępne jest tylko dla pierwszej drużyny Marka Papszuna,

– pełnowymiarowym boiskiem ze sztuczną murawą, która niestety nie jest już najlepszej jakości,

– boiskiem o sztucznej murawie wielkości poszerzonego orlika (za małe na piłkę 9-osobową, trochę zbyt szerokie dla młodszych),

– dwoma wydzielonymi trawiastymi mini-boiskami, m.in. z hybrydą, których wymiary jednak nie pozwalają na komfortowe trenowanie wszystkim grupom.

Nie jest więc idealnie.

Raków ratuje się perfekcyjnie zaplanowanym harmonogramem treningów, który każdej drużynie przydziela odpowiedni czas zajęć, szatnię i miejsce do pracy.

Wszystko to dzieje się w bezpośrednim sąsiedztwie głównego stadionu, ale w przypadku Częstochowy jest to wątpliwa zaleta.

Na wstępie było o nasiąkaniu atmosferą pierwszego zespołu. Dyrektor Śledź marzy jednak o tym, by zbudować całkowicie nową bazę dla akademii. Od zera, np. gdzieś pod Częstochową. Coś za coś, bo pogodzić jedno z drugim będzie bardzo ciężko. W otoczeniu całego kompleksu przy Limanowskiego teren jest dość szczelnie zagospodarowany, tory tramwajowe z jednej, połączenie kolejowe z drugiej strony, od frontu ulica…

„Gdzie my zagramy, jak my stadionu nie mamy?” – skandują kibice na meczach I ligi. Wojna z miastem trwała latami, ale zważając na możliwy awans do ekstraklasy, pojawiły się widoki na renowację obiektu Rakowa.

Być może rozwiązaniem byłoby zbudowanie nowego stadionu z budynkiem klubowym dla zespołu seniorów, a na miejscu obecnej budowli – dalszy rozwój akademii?

Trener Śledź kreuje coraz to nowsze pomysły. Szuka i próbuje różnych rozwiązań.

Obecnie akademia swe klasy sportowe ma w Szkole Podstawowej nr 7, znajdującej się niedaleko całej bazy. Skrzaty i żaki dojeżdżają z okolic, to sami miejscowi. Dopiero później zaczyna się skauting i nabór zewnętrzny. Od czwartej do ósmej klasy grupy treningowe funkcjonują już na zasadzie klas w SP7.

Szkoła Mistrzostwa Sportowego dla zawodników po podstawówce znajduje się za to w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Jarosława Dąbrowskiego. Liceum, które ze względu na małą liczbę uczniów może niebawem zostać zamknięte.

Śledź: – Tu obok jest sporo miejsca na zbudowanie sztucznego boiska. Jest park, sto metrów dalej mamy swoją bursę. Marzy mi się, by stworzyć tu własną szkołę. Warunki byłyby wymarzone.

Choć firma X-kom, główny sponsor Rakowa, funkcjonuje całkiem sprawnie, w perspektywie lat wsparcie ratusza mogłoby być zbawienne. Również w kontekście oświaty i możliwości, otwarcia na nowe rozwiązania.

Innym aspektem są finanse. Aktualnie akademia otrzymuje co roku milion złotych. To dofinansowanie to jednak mała fikcja, gdyż prawie 800 tys. zł klub płaci… za wynajem obiektów od miasta…

– Budżet akademii wynosi obecnie 2,3 miliona złotych bez kosztów obiektów + 600 tys. zł kosztów SMS. Brakuje mi około 1,3 miliona, wtedy miałbym finansowy komfort pracy, jakiego oczekuję i do jakiego dążę, acz zgodnie z ustaleniami z właścicielem co roku budżet się rozwija – szacuje dyrektor.

Śledź wojnie z miastem mówi stanowcze nie. – Stawiam na politykę komunikacji z miastem. Raków jest naszym wspólnym dobrem.

***

W klubie na etacie jest trzech fizjoterapeutów. Raportują oni codziennie każdy uraz i chorobę zawodników, określając zdolność do treningu i ewentualny czas leczenia czy rehabilitacji. Tak, by trener, planując kolejną jednostkę, wiedział, na kogo może liczyć, a kto będzie nieobecny.

A propos kontuzji – opieka medyczna i ubezpieczenie w klubie obejmuje wszystkich młodych piłkarzy. W przypadku najgorszych kontuzji, zawodników stać więc będzie na skomplikowane operacje, jak np. rekonstrukcja więzadeł w kolanie, a pakiet w Enel-Medzie zapewnia im nawet bezpłatny rezonans magnetyczny czy wizyty u wszystkich specjalistów.

Jedynym kosztem, jaki w Rakowie ponosi zawodnik, jest comiesięczna składka w wysokości 110 złotych. Głównie wprowadzona przez wspomniane powyżej benefity.

***

Zaskoczeni, iloma konkretami naszpikowany jest reportaż z Częstochowy? Z klubu niczego nie trzeba wynosić tylnymi drzwiami. Wystarczy zadać kilka mądrych pytań, a pracownicy akademii chętnie na nie odpowiedzą.

Dobro przecież wraca. Dyrektor Śledź zdaje się wysyłać w kosmos wiązkę pozytywnej energii. W Częstochowie otwarci są na staże, pomagają przy ich organizacji, jednocześnie załatwiając preferencyjne warunki noclegu i wyżywienia w bursie. Wystarczy chcieć.

– Potraktujcie ich tak, jak sami chcielibyście być potraktowani na stażu – prosi swoich podopiecznych już na starcie, podczas zebrania, dyrektor.

W Rakowie wskakujesz w dres, uczestniczysz czynnie w treningu. Rozmawiasz, rozmawiasz i raz jeszcze rozmawiasz. Opiekunowie każdej z grup są otwarci i wprowadzają cię, pozwalając doświadczyć ich codzienności.

Wszystko jest ustandaryzowane, rozpiskę otrzymujesz więc od koordynatora mailem przed przyjazdem. Sam wybierasz, co interesuje cię najbardziej i co chcesz podczas pobytu w Częstochowie zobaczyć. Młodsi, starsi, a może praca trenera mentalnego? Gabinet dyrektora? Jeśli interesuje cię to – zapraszamy! Transparentność i otwartość ponad wszystko!

***

Czy potencjał ludzki jest w Częstochowie odpowiedni do planów Śledzia i spółki? Najgorzej to nie wygląda.

Drużyna 2003 Filipa Raczkowskiego gra w lidze ze starszymi. A sześciu zawodników w tej bandzie jest jeszcze rok młodszych! Tak samo jest z rocznikiem 2007. Do rezerw przesunięto już dwóch reprezentantów Polski z rocznika 2003.

Oskar Krzyżak (2002), Mateusz Kaczmarek (2003), Dawid Błasik (2003) i Kacper Trelowski (2003) w biało-czerwonych barwach już zadebiutowali. Kilku zawodników powoływanych było też na konsultacje młodzieżówek czy Letnią Akademię Młodych Orłów.

Najlepsi piłkarze trafiają do projektu indywidualnego, podzielonego na cztery części: dla napastników, środkowych obrońców (gra głową), środkowych pomocników oraz skrzydłowych. Dla najsłabszych nie ma jednak litości. Jeśli piłkarsko nie są w stanie dać sobie rady, następuje selekcja negatywna…

„Żeby być lepszym trzeba trenować z lepszymi od siebie i grać przeciwko lepszym”.

***

To, co przez tydzień zobaczyłem w Rakowie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie warto pytać czy przygoda częstochowskiej akademii z Markiem Śledziem zakończy się sukcesem, bo jeśli włodarze klubu będą cierpliwi, pytać należy tylko KIEDY ten sukces nastąpi.

I tylko jednego w kontekście polskiej piłki szkoda – że Częstochowa to miasto o dużo niższych możliwościach niż choćby… Warszawa, w której to Marek Śledź mieszka i rozpoczynał trenerską przygodę…

PRZEMYSŁAW MAMCZAK