Nie ma obecnie ważniejszego tematu w polskiej piłce niż szkolenie młodzieży. To nasza przyszłość. Ale szkolenie młodzieży NIGDY nie odpali, jeśli nie będzie najpierw działać szkolenie trenerów. Ono jest priorytetem, bo najlepszy papierowy system nie będzie wydolny, jeśli nie będzie fachowców umiejących go wprowadzić.
Polskie szkolenie trenerów omawiamy drobiazgowo na – bagatela – 83 tysiącach znaków. Czy wymaganie UEFA Pro już od II ligi nie podcina skrzydeł zdolnym trenerom? Czy kursy są za drogie? Czy wystarczy zapłacić, nawet za UEFA A, by zdać? Gdzie czai się najwięcej patologii i w jaki sposób Dariusz Pasieka, dyrektor Szkoły Trenerów i jego ludzie planują z tym walczyć?
***
UEFA PRO
CO WSPÓLNEGO MA LEGIONOVIA Z FINAŁEM LIGI MISTRZÓW?
Licencja UEFA Pro to trenerskie Himalaje. Najwyższy możliwy szczebel licencyjny, otwierający przed szkoleniowcem cały świat. Pro jest wymagane aby prowadzić Real Madryt, reprezentację Brazylii, Skrę Częstochowa.
Nie żartujemy. W każdym z powyższych klubów wymagana jest ta sama licencja. Decyzją PZPN od sezonu 15/16 także w II lidze pierwszy trener nie może się obejść bez UEFA Pro.
Doprowadziło to choćby do zapalnej, głośnej w środowisku sytuacji z Jarosławem Kotasem. Kotas objął Gryf Wejherowo wiosną 2018, gdy klub okupował ostatnie miejsce w tabeli II ligi. W kolejnych dziesięciu meczach przegrał jednak tylko raz, wyprowadzając drużynę na prostą.
Źródło: transfermarkt
Po meczu z Legionovią zrezygnował w związku z nie zakwalifikowaniem się na UEFA Pro. Na konferencji prasowej mówił tak:
– Pomimo 20 lat pracy w polskiej piłce w bardzo ciężkich warunkach mam problem z licencją. Dostaję UEFA Pro warunkową na pół roku, a potem słyszę: dobra frajerze, na razie nie możesz. Na dzień dzisiejszy licencję mam, za trzy tygodnie ją stracę i znowu będę bezrobotny. Może pojadę do Niemiec pracować jako zawodowy kucharz? (…).
Janekx89 informował wtedy, że trener wypadł bardzo źle na wewnętrznym teście pisemnym, który przechodzą wszyscy aspirujący do licencji. Tak czy inaczej Kotas objął jeszcze w tamtym sezonie walczący o utrzymanie w III lidze Sokół Ostróda i dowiózł zespół do szczęśliwego końca. Nam w wywiadzie opowiadał tak:
„Uważa pan, że gdyby miał papiery, byłby wyżej?
Były zapytania z pierwszej ligi i myślę, że tak – prowadziłbym. Zapisałem się, Jupp Heynckes ma 73 lata, więc ja też mam czas. Może mało go zostało, ale myślę, że sobie poradzę i dam radę. Czekam na decyzję, bo chcę podjąć rękawicę. Jeśli dostanę tę licencję i w ciągu dwóch lat się nie przebiję, to ją wrzucę do kominka i spalę. „Twój pociąg odjechał”. Córka mówi: „Nie jesteś frajerem. Udowodnij tym gamoniom, że można ich palnąć. Nie jesteś jeszcze aż taki stary, kibicuj Heynckesowi i Smudzie”. Bo też szkoda, żeby Legię Warszawa niedługo trenowali weterynarze”.
Prawda jest taka, że największa różnica między III a II ligą nie dotyczy poziomu gry, finansów, baz szkoleniowych, zainteresowania sponsorów i kibiców, tylko właśnie wymaganej licencji trenerskiej. Zgodnie z ŁączyNasPiłka, w Polsce mamy ponad dwa i pół tysiąca trenerów z licencją UEFA A. Jest to licencja, którą można zrobić w każdym związku wojewódzkim. UEFA Pro posiada tylko dwustu pięciu szkoleniowców, a jest to kurs elitarny, dla grupy około 20-25 szczęśliwców raz na półtora roku.
Tych dwustu pięciu przypada na szesnaście klubów Ekstraklasy, osiemnaście klubów I ligi, osiemnaście klubów II ligi. To pięćdziesiąt dwa miejsca pracy. Wystarczająco, żeby prezes miał pole manewru? W II lidze uważają inaczej.
Sylwester Maszota, wiceprezes Gryfu Wejherowo: – Sądzimy, że jest to bez sensu. Przynajmniej ja tak sądzę, my jako Gryf. Pewnie Widzewowi nie robiłoby to różnicy, ale według nas wystarczająca byłaby licencja UEFA A. Mamy wielu młodych, zdolnych szkoleniowców z tą licencją na Kaszubach. Takich, którym chętnie byśmy dali szansę, wpuszczając trochę świeżej krwi na trenerską karuzelę. Niestety takim ruchem, gdzie doskonale wiadomo jak trudno dostać się na UEFA Pro, nie mają oni szans. Trenerów dla nas dostępnych jest mało. Z tych, którzy posiadają licencję, część przecież nie będzie zainteresowana prowadzeniem Gryfa, mają uznane nazwiska i nie patrzą na II ligę. Część ma licencję, ale w praktyce już nie jest aktywna zawodowo. Do tego pamiętajmy o kluczu geograficznym. Nie każdy w II lidze ma takie pieniądze, żeby sprowadzić trenera z drugiego końca Polski. My na wybrzeżu mamy bardzo, ale to bardzo małe pole manewru. Jest dosłownie kilku trenerów, a przecież chętnie dalibyśmy szansę trenerowi Kotwicy, który w wieku 28 lat prowadził drużynę w III lidze, jest naszym trenerem, tu wychowanym.
Paweł Guminiak, prezes Olimpii Elbląg i stowarzyszenia 2. Liga Polska: – Na pewno jest to jakiś problem. Z drugiej strony, szkolenie trenerów jest ważne. Trener musi się dokształcać, ale dostępność UEFA Pro jest dosyć mała, kursy są też bardzo drogie. Poszukałbym kompromisu w postaci zmniejszenia kosztów i zwiększenia liczby miejsc dla kursantów. Trenerów jest niby 205, ale była u nas ostatnio wymiana trenera i to nie jest prosta sprawa, żeby znaleźć następcę. Trenerzy UEFA Pro stawiają wysokie wymagania finansowe, są problemy, by je spełnić. Ktoś mówi: wydałem dużo pieniędzy na kurs, teraz chcę to sobie zwrócić.
Koszt UEFA Pro w Polsce to 17.5 tysiąca złotych. Do tego dochodzą dojazdy do Szkoły Trenerów w Białej Podlaskiej, wikt i opierunek. Mimo to trzeba powiedzieć szczerze: jak na warunki europejskie nie jest kwota wygórowana za, pamiętajmy, najważniejszą licencję trenerską w piłce nożnej. Wyspy Brytyjskie – 10 tysięcy funtów. Niemcy – 10 tysięcy euro. Nawet Białoruś to 5000 euro.
Jakości UEFA Pro w Białej Podlaskiej nie podważał żaden z rozmówców, wszyscy podkreślali, że to potężna dawka wiedzy na europejskim poziomie. Płaci się więc za 560 godzin – UEFA wymaga minimum 360 – dających konkretne narzędzia do wykorzystania w pracy trenerskiej, nie tylko za papierek.
Czy dla aspirującego trenera trzecioligowego, pracującego w praktyce w futbolu półzawodowym, jest to zauważalny wydatek? Nawet bardzo zauważalny. Należy jednak zadać uczciwe pytanie: czy drastyczne obniżenie kosztów UEFA Pro jest możliwe przy zachowaniu aktualnego poziomu, docenianego przez hospitującą kursy europejską federację?
***
DO HISZPANII NA SKRÓTY
Niezwykle ciekawym przykładem jest Aleksander Kowalczyk, zaledwie 24-letni szkoleniowiec, który niebawem zaczyna kurs UEFA Pro… w Hiszpanii. W Hiszpanii każdy związek wojewódzki organizuje taki kurs, co jest ewenementem na skalę światową. Tak jednak Hiszpanie dorobili się blisko 2500 trenerów z UEFA Pro. Dla porównania Niemcy, inny kraj postrzegany jako trenerska potęga, posiada ich „zaledwie” około tysiąca.
Czy twoim zdaniem najprostszy sposób zrobienia UEFA Pro to nauczenie się języka hiszpańskiego i wyjazd do Hiszpanii?
Aleksander Kowalczyk: – Niby tak, ale nie jest to takie proste, nie można wpadać raz na jakiś czas, tylko tutaj zamieszkać. Zrobiłem już w Hiszpanii UEFA A, od stycznia idę na UEFA Pro. Kursy nie mają formy zjazdowej, tylko zajęcia odbywają się 3-4 razy w tygodniu. W praktyce ma to bardziej formę studiów niż kursu. Kursów jest bardzo wiele – osobne dla przygotowania motorycznego, osobne dla analityków, trenerów bramkarzy. Struktura jest bardzo rozwinięta i celująca w specjalizację.
Od kiedy jesteś w Hiszpanii na stałe?
Od września 2017 roku. Dostać się na UEFA A nie jest trudno, UEFA B miałem z Polski, akceptowane na mocy konwencji UEFA. Tylko, żeby zrobić UEFA Pro musisz mieć hiszpańskie UEFA A, poza tym pracować na ich terytorium. Zbyt często zdarzało się, że przyjeżdżali szkoleniowcy z innych krajów, szczególnie Włoch i Francji, robili kurs i wracali do siebie. Żeby tego uniknąć wymogiem jest praca u nich.
Jak długo będziesz musiał pracować w Hiszpanii z UEFA Pro?
Dwa lata.
Do jakiego poziomu uprawnia UEFA A, a od którego wymagana jest UEFA Pro?
Z UEFA A mogę pracować poniżej Tercera Division. Nie mogę też w najlepszej lidze juniorskiej, tamtejszej CLJ-otce.
Ile kosztuje kurs?
1200 euro.
Kowalczyk przed trzydziestką będzie mógł wrócić do Polski i legitymować się najwyższymi kwalifikacjami trenerskimi. Na kończącym się powoli polskim kursie UEFA Pro najmłodszą kursantką jest Nina Patalon z rocznika 1986.
***
205 TRENERÓW Z UEFA PRO, CZYLI FIKCJA
205 trenerów na 52 miejsca pracy – aktualnie obcokrajowcy zajmują tylko cztery z nich – może się niektórym wydawać dostatecznie rozbudowaną karuzelą. Ale dzięki ŁączyNasPiłka możemy wygodnie przejrzeć wszystkich szkoleniowców, którzy posiadają licencje UEFA Pro i szybko staje się jasne, że ta liczba nie ma wiele wspólnego z praktyką.
Oto niektórzy posiadacze UEFA Pro w Polsce.
Sławomir Adamus (rocznik 1961). Od kilku lat poza zawodem. Według lokalnej prasy w 2014 podjął pracę jako taksówkarz. Jest absolwentem Szkoły Trener Ryszarda Kuleszy w Warszawie, tak samo, jak wielu poniższych.
Józef Antoniak (rocznik 1948). Ostatnio – w 2015 – prowadził Oskar Przysucha. Wcześniej Orzeł Wierzbica w latach 09-12.
Fot. Wikipedia
Mieczysław Broniszewski (rocznik 1948). Prawdziwy wyjadacz polskich boisk, dawniej stały bywalec ligowej karuzeli. Od lat jednak poza zawodem.
Marek Czerniawski (rocznik 1964). Prowadził Lechię Zielona Góra, Stilon Gorzów, Polonię Słubice. Ostatnio Warta Poznań 09/10.
Mirosław Dawidowski (rocznik 1958). Szkoleniowiec młodzieży, były asystent Michała Globisza, najbardziej kojarzony z UKS SMS Łódź.
Jacek Grembocki (rocznik 1965). Swego czasu ekstraklasowa Polonia. Ale ostatni prowadzony klub to Bałtyk Gdynia w 2011. Bardzo aktywna jest natomiast jego akademia piłkarska.
Grzegorz Kapica (rocznik 1959). Trener MKS Myszków, Polonii Bytom, Polonii Słubice. Ostatnio na stanowisku szkoleniowca w 2012 roku. Do niedawna dyrektor sportowy Ruchu Chorzów.
Kazimierz Kmiecik (rocznik 1951). Samodzielnie prowadził ostatnio w 2006 Płomień Jerzmanowice. Od tamtej pory człowiek orkiestra w Wiśle Kraków, asystent, w razie potrzeby szkoleniowiec tymczasowy.
Sławomir Kopczewski (rocznik 1971). Prezes Podlaskiego Związku Piłki Nożnej. Od 2014 dyrektor Akademii Jagiellonii Białystok.
Janusz Kudyba (rocznik 1961). Od lat aktywny działacz Miedzi Legnica, zaangażowany również w jej akademię.
Tadeusz Łapa (rocznik 1956). W poprzedniej dekadzie poprowadził Górnik Łęczna. W tej między 2013 a 2017 nie prowadził żadnego klubu. Jesienią 2017 poprowadził Avię Świdnik, z którą w 13 meczach zdobył średnią 0.5 punktu na mecz. Bardziej zaangażowany w pracę w Lubelskim Związku Piłki Nożnej, gdzie odpowiada za szkolenie trenerów.
Ryszard Łukasik (rocznik 1956) – prowadzi Pogoń Lwówek w lidze międzyokręgowej. Wcześniej między innymi GKS Dopiewo i Niechanowo.
Jan Makowiecki (rocznik 1954) – pracował dawniej w Radomiaku, MG MZKS Kozienice czy KSZO, ale to lata temu.
Włodzimierz Małowiejski (rocznik 1952) – trener Petrochemii w latach 90-92. Ostatnio koordynator w Podbeskidzu jesienią 2011, a także trener rezerw Lecha w 06/07.
Albin Mikulski (rocznik 1957) – dyrektor sportowy South-West Queens Thunder w Australii. W Polsce ostatnio jako trener prowadził Hutnik w 2008.
Mirosław Mojsiuszko (rocznik 1954) – Prowadził Jagiellonię na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Epizody w Egipcie, na Islandii i w Arabii Saudyjskiej. Był też prezesem Jagi, prowadził dziesięć lat temu Hetmana Białystok.
Czesław Palik (rocznik 1948) – Ostatnio Borek Kraków, klub okręgówkowy. W 1981 będąc trenerem młodzieżowej reprezentacji Kieleckiego Okręgowego Związku Piłlki Nożnej zdobył w Szczecinie Puchar Michałowicza.
Bogdan Pisz (rocznik 1963) – Jedyne samodzielne karty trenerskie to prowadzenie Pelikana w sezonie 07/08 i Zagłębia Lubin w 1998 (tymczasowy). Asystent Mirosława Jabłońskiego, Stefana Majewskiego i Jerzego Wyrobka.
Zbigniew Podsiebierski (rocznik 1954) – Ostatnio wygrał regionalny Puchar Polski z KS Paradyż. Aktualnie szkoleniowiec Partyzanta Radoszyce.
Zbigniew Stefaniak (rocznik 1950) – Ostatnio samodzielnie prowadził Unię Solec w sezonie 12/13.
Władysław Szyngiera (rocznik 1955) – Doktor na Akademii Wychowania Fizycznego im Jerzego Kukuczki w Katowicach. Od lat nauczyciel akademicki. Trener reprezentacji kobiet w latach 92-98.
Jan Złomańczuk (rocznik 1950) – Ostatnio Hetman dwa lata temu.
Jan Żurek (rocznik 1956) – Aktualnie koordynator grup młodzieżowych w akademii Górnika Zabrze.
Józef Dankowski (rocznik 1960) – Najbardziej kojarzony ostatnio z robienia za słup podczas kadencji Roberta Warzychy w Górniku Zabrze.
Bogusław Pietrzak (rocznik 1958) – Koordynator grup młodzieżowych w Ruchu Chorzów.
Niczego nie ujmujemy powyższym szkoleniowcom, być może każdy z nich mógłby jutro wejść w drugoligowe kamasze i zrobić robotę. Ale nie sposób nie zauważyć, że wśród posiadaczy UEFA Pro – a raczej papierów z nimi równoznacznych, ale robionych w innym systemie – są tacy, którzy znajdują się poza zawodem, względnie pełnią w piłce zupełnie inne role. Wątpliwe, by Sławomir Kopczewski chciał porzucić prezesowanie podlaskiemu ZPN-owi i akademii Jagi na rzecz trenerki. Władysław Szyngiera to nauczyciel akademicki. Janusz Kudyba doskonale odnajduje się w Miedzi Legnica jako działacz, nikt w II lidze nie ma szans go skusić. Kazimierz Kmiecik to żywa legenda Wisły Kraków, trudno sobie wyobrazić, by porzucił dobrze znane kąty i wybrał chybotliwą fuchę drugoligowego szkoleniowca. Albin Mikulski raczej nie da się namówić na łączenie funkcji w Australii ze szkoleniem Olimpii Elbląg.
Na marginesie, doceniamy, że jest powszechny dostęp do informacji o trenerach, jakiego jeszcze kilka lat temu nie było, ale dobrze byłoby bazę danych częściej aktualizować.
***
SŁUPY
Najpierw filtr UEFA Pro. Drugi filtr, zainteresowani pracą w drugiej lidze. Trzeci filtr, geograficzno-finansowy.
Ograniczone pole manewru z jednej strony, a z drugiej młodzi trenerzy, miejscowi, często od lat w klubie, chcący iść w górę. To sprawia, że w II lidze aktywna jest instytucja słupów.
– Tak zwane słupy to jest w ogóle pomyłka, ale takie rzeczy się zdarzają. Ja nigdy czegoś takiego nie brałem pod uwagę, nie wiem jak czują się ci trenerzy. Jedynym rozwiązaniem jest sytuacja, w której trener z UEFA A awansuje do II ligi, wtedy może zostać i trenować drużynę – mówi nam Paweł Guminiak, prezes 2. Ligi Polskiej. Rozpuściliśmy sieci i wskazano nam kilka tropów, a choć w klubach zachowują postawę defensywną, to skoro sam prezes rozgrywek zauważa problem, trudno mówić o tym, że proceder nie istnieje.
W tym sezonie cień pada na duet Andrzej Prawda – Tomasz Matuszewski w Zniczu, Gryf Wejherowo i Zbigniewa Szymkowicza z Tomaszem Kotwicą (oddajmy, że wiceprezes Sylwester Maszota zdecydowanie stwierdził, że Zbigniew Szymkowicz ma ostateczny głos), trio w Rozwoju Katowice: Marek Koniarek, Rafał Bosowski i Michał Majsner.
Szczególnie ciekawy jest przypadek ROW-u Rybnik. Króciutkie kalendarium:
23 czerwca ogłoszono go jako nowego trenera czwartoligowej Pcimianki Pcim.
16 lipca ogłoszono go jako nowego trenera ROW-u Rybnik. Dziewięć dni po ostatnim sparingu rybniczan, cztery dni przed startem II ligi.
Początkowo wszystkie strony podeszły do tematu bardzo luźno. Fragmenty artykułu DziennikaPolskiego24 z 18 lipca.
„Dariusz Siekliński jest od dzisiaj trenerem II-ligowego ROW-u Rybnik. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że trzy tygodnie temu został szkoleniowcem IV-ligowej Pcimianki.
– I to się nie zmienia, trener będzie łączył obie prace – mówi Jan Pawlik, prezes klubu z Pcimia. – Tydzień temu lojalnie uprzedził nas o tym, że będzie też w ROW-ie i że nie będzie to kolidowało z obowiązkami u nas.
– To prawda. W Pcimiance będzie też Mieczysław Będkowski, na pewno wszystko pogodzimy – zapewnia Siekliński. – Pcimianka mecze u siebie zawsze gra w niedzielę, podczas gdy ROW w niedzielę nie gra nigdy. Na razie wygląda na to, że w rundzie jesiennej mogą być dwie kolizje w dwóch kolejkach, ale być może uda się ich uniknąć, odpowiednio ustalając terminy spotkań.
W zespole z Rybnika krakowianin będzie miał solidne wsparcie w postaci Rolanda Buchały, który prowadził ROW jesienią ubiegłego roku, ale ze względu na brak licencji UEFA Pro nie mógł tego robić dłużej. Siekliński taką licencję posiada, a śląski klub w oficjalnym komunikacie po nominacji informuje wręcz: „drużynę będzie prowadził duet trenerski”.
Zapytaliśmy o całą sprawę trenera Sieklińskiego.
Dariusz Siekliński: – Nieaktualna sprawa. Miałem okres wypowiedzenia w Pcimiu. Zmiana trenera poszła.
Pan nie udziela się w Pcimiance?
To znaczy doradzam wtedy kiedy ewentualnie mam czas, a tego czasu mam coraz mniej.
Na mecze pan jeździ?
Zdarza się, że jestem.
Czyli te funkcje się jednak przenikają, na zasadzie duetów trenerskim?
Pomagam swojemu koledze, który jest na moje miejsce no i tyle.
W ROW-ie tak szczerze, pan podejmuje wszystkie decyzje jako pierwszy szkoleniowiec?
Tak, oczywiście.
Pytamy, bo swego czasu w DziennikuPolskim24 ukazał się artykuł, według którego miał pan funkcje łączyć, nawet pod kątem terminarza.
Tak, na początku był taki pomysł, ale jeszcze przed podpisaniem kontraktu w ROW-ie. Załatwiłem w Pcimiu kolegę, zastanawiałem się, czy będę mógł połączyć funkcje. Potem skonsultowałem się z trenerem Pasieką. Powiedział, że jak się pracuje w lidze centralnej, to takie coś nie powinno mieć miejsca. Niby formalnie da się to pogodzić, ale nie powinno się tak robić. I trzy dni później trenerem w Pcimiu został Mieczysław Będkowski, któremu jeśli doradzam, to prywatnie i po koleżeńsku.
Samo zamieszanie prestiżu II lidze nie dodaje, ale czy można mieć pretensje do klubów? Trudno. Funkcjonują w niełatwych warunkach finansowych, zazwyczaj walcząc o przetrwanie, a ograniczenie pracy dla trenerów UEFA A jest kolejnym obciążeniem.
Trzeba oddać PZPN i Szkole Trenerów, że w pewnych kwestiach mają związane ręce. UEFA swoją konwencją narzuca pewne wymagania, tak jak choćby do liczebności kursantów na UEFA Pro, jak i również częstotliwość kursu. Wymóg pracy z Pro w II lidze jednak pomysł związku.
***
SZEF SZKOLENIA TRENERÓW, DARIUSZ PASIEKA, ODPOWIADA
Dariusz Pasieka: – Szkoła w Białej Podlaskiej ma pięć lat. Aktualny kurs UEFA Pro jest czwartym. Na pierwszym było 20 kursantów, na drugim 22, na trzecim 24, teraz jest 25. Zainteresowanie pierwszym kursem? 28 zgłoszeń. Wszystkim było daleko. Nikt nie chciał się kształcić, nie było też takiego systemu licencyjnego, jaki jest w tej chwili. Kwestie aplikacji były skomplikowane. Wydaje mi się, że ludzie oczekiwali: no dobra, co w tej Białej będzie? Za zgodą UEFA 3 i 4 kurs był robiony na zakładkę, miesięczną, ale zawsze. Dzisiaj UEFA nad tym czuwa. Jeden kurs musi się zakończyć, żeby następny się rozpoczął.
Jakie są wymagania, żeby dostać się na kurs?
Wymagana jest UEFA A. Wystarczy rok pracy z tą licencją. Oczywiście nie znaczy to, że automatycznie ktoś zostanie przyjęty. Liczą się dokonania, liczba przepracowanych lat, nie mówiąc o rozmowie kwalifikacyjnej. Dodatkowy punkt jest dla byłych piłkarzy, bo chcemy, żeby jak najwięcej zawodników zostawało trenerami, aby kompetencji piłkarskich było w kraju więcej. Ale tak samo może aplikować ktoś, kto w piłkę nie grał, ale zajmował się szkoleniem młodzieży – CLJ U19 – czy był trener 3-4 ligi.
Czy jest pan przekonany, że premiowanie byłych piłkarzy jest słuszne? Dzisiaj tendencja w Europie jest taka, że coraz więcej mamy przykładów odnoszących sukcesy szkoleniowców, którzy po prostu od początku zajmowali się trenerką.
Ale to minimalny bonus, nieznaczny. To efekt trendu wyznaczonego przez UEFA, która otwiera byłym zawodnikom furtki. Z jej konwencji wynika, że zawodnik grający pięć lat na poziomie III ligi może automatycznie pójść na UEFA B.
Sprawdzaliśmy konwencję UEFA i nie ma nigdzie paragrafu, że UEFA Pro może być raz na dwa lata.
Będzie to w następnej konwencji UEFA czyli w roku 2019, już przyszły wytyczne w wewnętrznym obiegu. Kurs UEFA Pro należy prowadzić dwa lata dla 20 kursantów.
Może to dobre dla mniejszych federacji, ale nie można zrobić kursów na zakładkę?
Nigdzie, w żadnym kraju, nie będą tak robione kursy UEFA.
A w którym miejscu konwencji jest to opisane?
Otrzymaliśmy na UEFA Pro trzyletnią rekomendację. Była hospitacja z UEFA, sprawdzali jak robimy program. Wysyłamy im kompletny program z datami, z liczbą godzin, i on jest akceptowany. Nie ma takiej możliwości, żeby otworzyć równolegle drugi kurs. To nie ten poziom.
Ale w Hiszpanii UEFA Pro organizują wojewódzkie związki.
Cały czas jest dyskusja o tym między Hiszpanią i UEFA. W Portugalii wygląda to podobnie. Za starego prezydenta hiszpańskiej federacji licencja, która odpowiada już UEFA Pro, mogła być dawana tylko w federacji, nowy prezydent oddał to związkom. Nie wiem dlaczego. We wtorek jestem w Brukseli na meetingu ekspertów UEFA Jira Panel, którego jestem członkiem i wiem, że ten temat jest jednym z punktów agendy tego spotkania.
2 liga w wielu miejscach jest jeszcze półprofesjonalna. Nazywamy ją zawodową, ale to jest poziom bliższy trzeciej niż pierwszej. Największy przeskok między II a III jest w licencji trenerskiej. To wasza decyzja, nie ma tego w konwencji.
Tak, nasza. My uznajemy drugą ligę jako profesjonalną. Ma jedną grupę, jest centralna, zawodowa. I umożliwiamy pracę trenerom UEFA A, którzy ze swoimi klubami do II ligi awansują. Tacy szkoleniowcy też mają wielkie szanse na UEFA Pro, bo w najlepszy możliwy sposób udowodnili, że na nią zasługują. Wymaganie UEFA Pro w II lidze trenerów motywuje, żeby pójść na kurs, i także tą drogą krok po kroku jej poziom będzie rósł. Dziś mamy 204 trenerów z licencją UEFA Pro na 52 kluby, w których wymagane są te licencje. Do tego trzech szkoleniowców w Ekstraklasie zza granicy, jednego w I lidze i trzech z UEFA A w drugiej lidze. Dzisiaj mamy pięciu trenerów po naszej szkole w Ekstraklasie, ośmiu w I lidze, 8 w II lidze. Widać już tendencję. Młodzi trenerzy chcą w siebie inwestować. Świetną robotę zrobił Irek Mamrot, o którym mówiono, że Kulesza podejmuje duże ryzyko.
To też trener, który nie grał w piłkę.
Ale bardzo długo pracował w Chrobrym. Rozumiem, że UEFA Pro wzbudza emocje. Ale proszę, nie walczcie z tym. Nie prowokujcie ludzi. Nie próbujmy powrócić do tego, żeby licencje UEFA A były w II lidze. Jeśli chcemy dalszego rozwoju, musimy podążać tą drogą. Uważam, że trenerzy UEFA A byli wykorzystywani. Byle jaki kontrakt, bierz, to dla ciebie szansa. A potem dostawał kopa w dupę. Jak zatrudnia się szkoleniowca z UEFA Pro, jest więcej respektu. Wiem, że są problemy, mam meldunki. Biorą tylko z regionu, bo nie są w stanie zapłacić mieszkania. Rozumiem. Ale jeśli się uwstecznimy w tym momencie, zatrzymamy rozwój.
Ale średnio czterech trenerów na klub, w tym jeszcze klucz geograficzny, to wąskie grono.
Przez kilka lat wyszkoliliśmy 110. Dajcie trochę czasu. System licencyjny trochę wyprzedził liczbę trenerów, ale jak już postawiliśmy kropkę nad i, to ją zostawmy. Trenerzy chcą się kształcić. To najważniejsze.
Chyba kluczowa kwestia jeśli chodzi o UEFA Pro, to w takim razie transparentność dlaczego ten lub inny się dostaje.
Zawsze na stronie jest lista aplikujących i tych, którzy zostali wybrani. Wybierani są na podstawie pracy zawodowej, potem jest egzamin pisemny i rozmowa kwalifikacyjna. Nie wiem co jeszcze mamy zrobić. Zaprosić dziennikarzy?
Ale w aplikacjach, które wstępnie wysyłają trenerzy, nie ma wielu danych.
To zależy od trenera jak ją wypełni.
Ma wpisywać, że na przykład był gdzieś koordynatorem?
Powiedziałem: to jest CV trenera. Jeśli nie aktualizuje profilu na PZPN24, jeśli nie wymieni wszystkiego co zrobił, to jego problem. Jak nie potrafi o to zadbać to co z niego za trener? To jest materiał na szkoleniowca UEFA Pro? Pan by zatrudnił człowieka, który prezentuje niekompletne CV? Uczmy porządku. Uczmy sumienności i dbania o szczegóły.
Wpisywać też staże?
Nie, staże nas nie interesują.
Ale ktoś jedzie na miesiąc i podgląda trenera, który pracuje w sposób spójny z jego wizją.
Może nam o tym opowiedzieć na rozmowie kwalifikacyjnej. Patrzymy, czy ktoś się stara, jakie ma certyfikaty z konferencji i ile. Jeśli ktoś się dokształca, szuka wiedzy, wykracza poza wymagane piętnaście godzin, to widzimy, że mu zależy. Jeżeli jest co roku na OKT, w swoim wojewódzkim związku robi dodatkowe certyfikaty, to znaczy, że idzie w kierunku, który cenimy. Ale jak ktoś robi 15 godzin na styk to nie mogę mu nie zaliczyć, ale też ma oczywiście szansę dostać się na kurs. Mamy rozeznanie, gdzie kto pracuje, jakie ma wyniki. Konfrontujmy się z konkretami.
No to konkret. Co bardziej zbliża, asystentura w Ekstraklasie czy wyniki w III lidze?
Trener, który sam podejmuje decyzje, czyli zdolny trzecioligowiec. Nie chcę powiedzieć, że ma większą szansę, każdy przypadek jest indywidualny, ale to na pewno argument. Na tym kursie mamy pięciu trenerów z III ligi.
Tak szczerze. Uważa pan, że te dwadzieścia miejsc na dwa lata spełnia chociaż 10% zapotrzebowania?
Zawsze mogę napisać do UEFA, że potrzebujemy więcej trenerów. Ale możemy zwiększyć liczbę miejsc z 20 do 24, nie do stu. To ma być przede wszystkim kurs o wysokim poziomie jakości. To jest odpowiedzialność, również moja, a do tego obowiązani jesteśmy Konwencją Trenerską UEFA oraz uchwałą Zarządu PZPN. Na razie jest to sugestia – kurs na dwa lata dla dwudziestu uczestników. Ale to znajdzie się w nowej konwencji, która zostanie ogłoszona w 2019 roku.
Trudno nie wrócić tu do Hiszpanii.
Ale nie mam zdania na ten temat. Mnie nie interesuje hiszpański system poza tym, że uważam go za niesprawiedliwy. Nie ma takiego we Francji, Hiszpanii, Niemczech. Co panowie chcą? Żeby oddać organizację UEFA Pro regionalnym związkom? Z całym szacunkiem, czy o to w tym chodzi?
Z tego co słyszeliśmy, w Hiszpanii oddanie tego związkom regionalnym nie obniżyło jakości. Także trafiają się tam prestiżowi goście.
To panowie słyszeli. Hiszpanie zawsze będą mieli większe możliwości.
Czy to nie problem, że młody polski trener, żeby zrobić Pro, najlepiej żeby nauczył się języka i pojechał do Hiszpanii?
Nic to nie da. Ja muszę wydać na to zgodę na jego udział w kursie jeżeli posiada licencję UEFA A z polski.
Trener z Varsovii idzie tą drogą, w Hiszpanii zrobił również UEFA A.
To wtedy może. U nas też obowiązkiem jest nie tylko obywatelstwo, ale również płynna umiejętność pisania i mówienia. Tak samo jest w Niemczech, gdzie sam robiłem licencję. W Niemczech UEFA Pro wymagana jest w 1, 2, 3 Bundeslidze. Trener koordynator wojewódzki musi mieć UEFA Pro. Mają więcej miejsc pracy. Bo nie chodzi tylko o produkowanie trenerów, ale też żeby mieli gdzie pracować.
***
Sprawdzaliśmy w konwencji trenerskiej UEFA i naszym zdaniem nie ma tu nic o braku możliwości prowadzenia kursów na zakładkę.
6.2.c:
Artykuł 13:
***
Radykalizm, całkowite zniesienie systemu licencyjnego, jest absurdem. System licencyjny to sposób wymagania jakości i jej wprowadzania na masową skalę. Hiszpanie, niedościgniony wzór, idą w kierunku jak największej szczegółowości licencji, bo w ten sposób jest kontrola nad tym jaką wiedzę posiadają trenerzy na danych poziomach czy w różnych specjalizacjach. W ten sposób da się centralnie podnieść ogólny poziom wiedzy o przygotowaniu fizycznym, trendach taktycznych, psychologii.
System licencyjny musi posiadać też klasę najwyższą, taką jak UEFA Pro. Największe zastrzeżenie, jakie można skierować wobec Pro w Polsce, sformułował jednak sam trener Pasieka:
„System licencyjny trochę wyprzedził liczbę trenerów”.
Trenerów jest za mało. I nie będzie ich zauważalnie więcej przy szkoleniu 25 na dwa lata, bo przecież można założyć, że z porównywalną – no dobrze, ciut mniejszą – częstotliwością szkoleniowcy starszej daty będą odchodzić na emeryturę.
Uczciwie potraktujmy argumenty szefa szkolenia. Tak, UEFA Pro w Polsce jest na poziomie, z którego możemy być zadowoleni. Przy obecnych mocach przerobowych ciężko byłoby utrzymać poziom robiąc kursy na zakładkę. Pasieka zasiada w prestiżowym Jira Panel trzymającym pieczę nad szkoleniem w Europie, więc jak mało kto jest zorientowany czy taka forma kursu byłaby możliwa, względnie jak postrzegana jest we władzach UEFA. UEFA Pro to zajęcia o statusie elitarnym, które w Niemczech i Anglii odbywają jak u nas stałym cyklem. Jeśli zasadniczo różnilibyśmy się od tych ram, godziłoby to w cały europejski układ przyznawania licencji UEFA Pro, zgodnie z konwencją respektowaną na kontynencie. W konsekwencji mogłoby potencjalnie rozsadzić system pytaniami:
A dlaczego u nich jest więcej i łatwiej?
Nie czarujmy się: oddanie UEFA Pro na wzór hiszpański wojewódzkim związkom sprawiłoby, że kurs ten znacząco obniżyłby poziom, w praktyce stanowił tylko ładny papierek do odebrania. Dodatkowo czekałaby nas wojna z UEFA.
Czy wymaganie UEFA Pro w II lidze może się opłacić? To możliwy scenariusz. Pamiętamy jeszcze kontrowersje, jakie wywołało uczynienie tych rozgrywek centralnymi – straszono, że dalekie podróże zrujnują kluby. Dzisiaj o tym argumencie mało kto pamięta, liga się rozwija.
Ale UEFA Pro w II lidze to kwestia, nad którą da się mocno dyskutować, szczególnie uderzając w nuty: no dobrze, wymagajmy. Ale czy nie za wcześnie? Czy na pewno od tego poziomu? W Niemczech UEFA Pro wymagana jest od 3. Bundesligi, czyli rozgrywek, z których piłkarze trafiają do Ekstraklasy. Tamtejsza frekwencja na trybunach – 6.179 (dane za zeszły sezon wg www.european-football-statistics.co.uk), gdzie nawet w 1. lidze wyniosło to raptem 2.276. W Anglii UEFA Pro wymagana jest w całej Football League, czyli od czwartego poziomu rozgrywkowego. Porównywanie poziomów to zawsze teoretyzowanie, ale frekwencja na League 2 wynosi 4.492. Zupełnie niewykluczone, że II liga jest jedną z najsłabszych ekonomicznie rozgrywek, w których wymagana jest UEFA Pro.
Druga kluczowa sprawa to jak największa transparentność przy wyborze kandydatów na UEFA Pro. Mówimy o absolutnej elitarności, 20 osobach na dwa lata, a przecież kandydatów jest znacznie więcej. Połowa jest odrzucana w pierwszej fazie, bez rozmowy kwalifikacyjnej, bez egzaminu pisemnego. Ci czasami otrzymują po prostu jedno zdanie wytłumaczenia, tak ogólne jak „za małe doświadczenie” i koniec.
A przecież UEFA Pro to nie jest fanaberia trenera, tylko dla wielu możliwość rozwoju zawodowego i finansowego, ba – możliwość pozostania w trenerce. III ligowe piekiełko może, ale nie musi pozwolić na zapewnienie przyzwoitego bytu swojej rodzinie, szczególnie przy chwiejności stołków. Dla niejednego trenera otrzymanie licencji to potencjalne być albo nie być – skoro ramy kursu nie są z gumy, to niech przynajmniej ci, którzy się nie dostali, doskonale wiedzą dlaczego i nad czym muszą pracować.
Atmosfera w środowisku trenerskim jest coraz lepsza, szkoleniowcy chętnie dzielą się wiedzą. Kwalifikacja do UEFA Pro w takiej formie nie pomagają jednak budować tego klimatu, tylko budzą do życia plotki o układach.
**********************************************************************
GRASSROOTS, UEFA B, UEFA A
Na początek o kasie.
Na tle Europy polskie kursy są jednymi z najtańszych.
W Polsce kurs UEFA B kosztuje 2000 zł, kurs UEFA A to natomiast wydatek rzędu 3500-4950 zł (w zależności od województwa, najdrożej w woj. mazowieckim). W większości województw za UEFA A zapłacimy jednak około 4000 zł i taką kwotę możemy przyjąć za średnią.
A więc: 466 EUR* za UEFA B i 932 EUR za UEFA A to mniej niż:
– w Anglii (1120 EUR za UEFA B i 3920 EUR za UEFA A)
– w Hiszpanii (1000 EUR za UEFA B i 1050 EUR za UEFA A)
– w Holandii (2995 EUR za UEFA B i 8800 EUR za UEFA A – z zakwaterowaniem)
– w Irlandii Północnej (2080 EUR za UEFA B i 2305 EUR za UEFA A – po dwa poziomy kursów)
– w Niemczech (X EUR za UEFA B i 1500 EUR za UEFA A – z zakwaterowaniem i wyżywieniem)
– w Portugalii (800 EUR za UEFA B i 1050 EUR za UEFA A)
– w Walii (800 EUR za UEFA B i 3750 EUR za UEFA A)
* żeby było łatwiej, wszystkie ceny przeliczyliśmy na jedną walutę – euro. Ceny kursów najczęściej nie są ogólnodostępne. Warto więc zaznaczyć, że niektóre zebrane przez nas dane dotyczyć mogą kursów sprzed roku czy dwóch, a od tego czasu mogły nastąpić kosmetyczne zmiany.
***
Tekst stworzyliśmy w oparciu o wypowiedzi „zwykłych” trenerów. Praktycznie każdy na wstępie rozmowy zaznaczał jednak, że chętnie podzieli się swoją opinią, lecz nie chciałby zobaczyć w artykule swojego nazwiska.
Każdy ma plany. Jedni chcą wystartować w naborze na UEFA Pro, inni za chwilę zrobić UEFA Elite Youth. Punktując na Weszło osoby, od których będą więc niebawem zależni, mogliby swą drogę znacząco utrudnić. I wydłużyć?
Dariusz Pasieka: – Wy, dziennikarze, słyszycie coś od kogoś, a gdy pytam gdzie, nie chcecie powiedzieć. Jako szef kształcenia chciałbym wiedzieć gdzie jest coś nie tak. Jak mam to naprawić bez wiedzy? A plotki… plotek nie komentuję. Opinie w internecie? Poczekam na fakty. Przekazane pod nazwiskiem. Mam dziwny zwyczaj odpisywania na wszystkie maile, zawsze też oddzwaniam na telefony. Jeśli mamy sobie pomóc, bądźmy transparentni. Coś jest nie tak? Mówmy to prosto w twarz. Musimy zmienić nasz sposób myślenia, wyjść z tego, że opowiadamy jak jest niedobrze, a nikt nie jest w stanie mówić prosto w oczy. Dostanę potwierdzoną faktami informację, że coś nie funkcjonuje? Będę się cieszył. Bo chciałbym wiedzieć co trzeba poprawić, a chcemy być lepsi.
A nie zastanawia pana, że żaden z trenerów nie chciał się wypowiedzieć pod nazwiskiem?
Dziwię się.
Naprawdę się trener dziwi? Oni chcą robić kolejne licencje. Jeśli umieścimy ich wypowiedzi pod nazwiskiem, bekną, choćby i w swoim okręgu, związku.
Nie uważam tak. Jeśli ci trenerzy chcą, żeby było lepiej, to muszą mieć odwagę mówić otwarcie o tym, im się nie podobało na kursie. Polska jest duża, nie mam możliwości być zawsze wszędzie. Wiem, że różni ludzie pracują w różnych województwach. Też mam swój ranking o tym jak gdzie się pracuje. Znam opinie negatywne, pozytywne. Wy poszliście w kierunku negatywnych, ale zawsze tak będzie, na każdych studiach, na każdej konferencji, że znajdzie się ktoś, kto nie będzie zadowolony.
Może anonimowa ankieta na koniec kursu, czy to nie jest rozwiązanie, aby te, jak pan uznał, krążące w internecie opinie, trafiały do pana z bardziej wiarygodnego źródła?
Jest to pomysł. Ale też mamy ewaluację naszych wykładowców, dającą nam obraz tego kto jaki prezentuje pomysł. Niemniej przemyślimy.
***
ZARZUT TRENERÓW: POZIOM TRENERÓW-EDUKATORÓW I JAKOŚĆ ICH PREZENTACJI
Dla uzyskania statusu kwalifikowanego trenera edukatora należy spełnić trzy warunki: posiadać ważną licencję trenera UEFA Pro lub UEFA A, legitymować się aktywnością na polu kształcenia i dokształcania kadr trenerskich oraz legitymować się znaczącym doświadczeniem w pracy trenerskiej.
Edukatorami są więc w większości ludzie zaangażowani w struktury wojewódzkich związków od lat.
Kłopotem jest ciągle to, że praca edukatora to nie robota na pełen etat. Edukatorzy mają własne biznesy, szkółki, pracują w klubach. Zapowiedzi o ich „wyłączności” wciąż nie zostały wprowadzone w życie.
Dla doświadczonego szkoleniowca wykłady na kursach UEFA to dobra możliwość na dorobienie do regularnej wypłaty. Za kilkugodzinną prelekcję stawka wynosi około 1000 złotych.
(Uchwała nr V/75 z dnia 25 maja 2017 roku Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej w sprawie Organizacji Kursów Kształcenia Trenerów Piłki Nożnej Zgodnie Z Wymogami Konwencji Trenerskiej UEFA oraz Karty Grassroots UEFA)
Pytanie, czy przy takich stawkach, nie można by ułożyć harmonogramów pracy w całej Polsce, by jednak edukatorom kalkulowało się pracować wyłącznie przy szkoleniu młodych trenerów? Potencjał ku temu jest olbrzymi. A wtedy kursami zajmowaliby się najlepsi.
Jak pod względem jakości wyglądają więc nauczyciele i mentorzy trenerów? Czy ich wykłady cieszą się uznaniem samych szkolonych, co wynoszą oni z zajęć?
Trener z Łódzkiego ZPN: – Niektórzy wykładowcy i zajęcia są na fajnym poziomie, ze szczególnym uwzględnieniem Bartłomieja Zalewskiego. Wspaniały człowiek, służący pomocą, radą, a jego zajęcia merytorycznie są znakomite. Ale innego dnia mieliśmy zajęcia z trenerem, który ma duże doświadczenie w Ekstraklasie i byliśmy bardzo rozczarowani. Każdy się nastawiał, bo to jednak duże nazwisko i duże doświadczenie, tymczasem przyjechał kolega trenera, stanęli sobie i rozmawiali zamiast obserwować i instruować nas co robimy. Miał być też temat budowania drużyny. Usłyszeliśmy: a, słuchajcie, każdy robi to po swojemu, nie ma co gadać. Dramat. Inny przykład: mamy zajęcia z psychologii, a pani robi nam wykład na temat bulimii i anoreksji. Kurczę, w sporcie zawodowym takiego przypadku nie ma, co mnie to interesuje? Robię kurs UEFA A, chcę wiedzieć jak zapewnić motywację, pomóc piłkarzom radzić sobie ze stresem. A to? Typowy zapychacz i strata czasu. Za te zajęcia przecież płacę, na te zajęcia jadę i wydaję na paliwo.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Ciężko wystawić kursom ocenę ogólną. Był bardzo nierówny poziom, dużo zależało od prowadzących.
Trener z Małopolskiego ZPN: – Brałem udział w wielu szkoleniach. Czy kursy UEFA poszerzyły mój warsztat trenerski? Szczerze mówiąc nie. Ich poziom nie był zadowalający. Musisz mieć licencję, więc robisz kurs, ale nic poza tym.
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN: – Raz taktykę seniorów tłumaczył nam trener, o którym wiem, że pracuje niemal wyłącznie z maluchami. Ale też pojawiły się ciekawe, innowacyjne kwestie, jak nagrywanie trenerów kamerami czy gorące krzesła po treningach, gdzie omawialiśmy nawzajem swoje treningi. Dużo można było wyciągnąć z dyskusji.
Trener z Lubuskiego ZPN: – Kurs UEFA B w lubuskim nie odbiegał od moich wyobrażeń. Natomiast brakowało odrobinę faktycznie inspirujących i dużych nazwisk na wykładach. Były szumne zapowiedzi przed UEFA A, że tacy się pojawią, ale skończyło się na standardowych nazwiskach. Po UEFA A spodziewałem się więcej, niż tak silne poleganie na miejscowych edukatorach, gdzie wiadomo – lubuskie uchodzi za piłkarską pustynię. Moim zdaniem mamy przewodniczącego wydziału szkolenia, który nie ma pojęcia o trenowaniu, nie ma bogatego doświadczenia.
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN: – Kursy oceniam bardzo różnie. W zasadzie każdy zjazd należałoby oceniać osobno. Niektóre były takie, że petarda! Jak ktoś opuścił, mógł tylko pluć sobie w brodę. Ale były też takie, które niektórzy mogli uznać za zmarnowany czas. Plusem tych fajnych było to, że przyjeżdżali prelegenci z całej Polski, prezentujący wysoki poziom. Trener Rumak, trener Dorna, trener Łopatko, trener Stępiński, trener Banasik… Nie twierdzę, że edukatorzy z Kujawsko-Pomorskiego nie znają się na rzeczy, ale jak np. pojawiła się taktyka w obronie, to została zrealizowana bardzo średnio. Wydukana z prezentacji.
Trener ze Śląskiego ZPN: – Było różnie. Byli trenerzy, którzy świetnie realizowali program i zajęcia. Dobrym przykładem był Bartłomiej Zalewski. U niektórych wszystko się spinało i było przemyślane. Ale Remigiusz Rzepka na przykład… z jednej strony fajnie, że przyjechał, z drugiej – czy poważne zajęcia powinny się zaczynać od pytania „to co chcielibyście wiedzieć”?
Trener z Podkarpackiego ZPN:- Na Podkarpaciu mają mega kompleks, chcą robić bardzo dużo kursów robić, żeby pokazać się w PZPN-ie. Dochodziło do tego, że wykładowca puszczał slajdy, na których były zdjęcia jego i Jerzego Dudka, z uściskiem dłoni. Mówię w przenośni, ale często merytoryka nie stała na pierwszym miejscu, liczyło się dobicie godzin. Czasami jak idioci przerabialiśmy podstawowe formułki – co to jest trening, co to jest planowanie. Moim zdaniem tylko pewien procent zajęć był takim, z którego faktycznie dało się coś wynieść. Trener mentalny wniósł na przykład fajne rzeczy z zakresu psychologii, to mi najbardziej zapadło w pamięć.
Trener ze Śląskiego ZPN: – Na początku kursów organizatorzy starają się bardzo, mają super wykładowców, a potem zapychają godziny byle jakimi nazwiskami. Jeśli mamy budować fajnych trenerów, to stawiajmy na merytorykę, by każdy zjazd podnosił ich wartość. Tymczasem gość od wyżywienia puszczał nam filmiki z Youtuba, do których każdy przecież ma dostęp.
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN: – Zdarzyło się, że jeden z miejscowych edukatorów otworzył prezentację przedstawioną rok wcześniej na Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów PZPN, dla trenerów UEFA A i UEFA PRO. Dostał ją na maila, otworzył, przeczytał przez godzinę i tyle. Jeszcze się z dwoma czy trzema punktami nie zgodził…Kwestionował więc to, co sam przedstawiał.
Trener z Łódzkiego ZPN: – Przykra sytuacja, trener od przygotowania motorycznego powiedział nam, że byliśmy bardzo słabą grupą, więc on nam żadnych materiałów nie udostępni.
Trener z Małopolskiego ZPN: – W Małopolsce kadra szkoleniowa była starszej daty i z tego co wiem, wciąż jest. Część wiedzy siłą rzeczy jest mega nieaktualna. Nawet sposób przekazywania wiedzy był przestarzały. Zero dyskusji, relacja typowo nauczyciela i ucznia. Nie mogłeś mieć własnego zdania.
O ile doświadczenie trenerskie i szeroko pojętą wiedzę swoich wykładowców związki mogą łatwo wybronić, trudno o rzetelną ocenę umiejętności miękkich prelegentów.
Gdy rozmawialiśmy o plusach, w większości wypowiedzi kursantów dominują wspomnienia o fantastycznych występach tych, których znamy z telewizji: Mariusza Rumaka, Piotra Stokowca, Michała Probierza. To ludzie z olbrzymią charyzmą, temperamentem. Którzy wchodząc na salę wykładową energetyzują ją i zapewniają wysoki poziom zajęć. Niezależnie od tematu i poruszanych wątków.
W korporacjach wiedzą już, że sposób przedstawiania prezentacji jest równie istotny co jej zawartość. Odpowiednia prezencja, modulacja głosu, opatrzone zdjęciami i filmami slajdy. W zestawieniu z prezentacjami sprzed epoki kamienia łupanego (przepełnionych nadmiarem tekstu, Clipartami czy powerpaintowymi efektami w stylu „nadlatujących liter”) takie występy robią różnicę.
Pomimo szczerych chęci, każdy z nas poszukuje odrobiny show, z którego na pewno zapamięta dużo więcej, niż ze znanego z wielu wykładów szkolnych jednostajnego tempa czytania tekstu, który w dodatku pojawia się na ekranie.
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN: – Największy zarzut, jaki mam wobec edukatorów: nie brak wiedzy, broń Boże, są dobrze przygotowani, ale brak umiejętności jej przekazywania. W Bydgoszczy szczycą się, że mają najwięcej edukatorów z UEFA PRO, chyba czterech. Ale niektóre ich prelekcje są po prostu czytane i sala zasypia.
W tej ostatniej kwestii warto więc pomyśleć o tym, czy zapraszani prelegenci, nie mogliby zostać włączeni w struktury Wydziałów Szkolenia.
Jeden ze zdolniejszych trenerów skrzatów, mocno udzielający się w internecie, nie jest w kręgu kandydatów do wykładania na Grassroots C. Powód? Nie mieszka tam, gdzie siedzibę ma wojewódzki związek.
Wiedza połączona ze świetną formą jej przekazywania to chyba clue całego szkolenia. Zezwolenie na bylejakość w tym kontekście to gwóźdź do trumny całego systemu.
***
ZARZUT TRENERÓW: PROGRAMY NAUCZANIA, A KONKRETNIE ICH BRAK
Programy kursów UEFA A i UEFA B istnieją tylko teoretycznie. W praktyce są realizowane bardzo różnie. Jedni przekazują kursantom plan kursu, inni nie. Część zagadnień podczas niego zostaje zrealizowanych, część nie. Kolejni wykładowcy na kolejnych zjazdach nie mają pojęcia co realizowali z trenerskim narybkiem ich poprzednicy przed tygodniem czy dwoma.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Nie wiem czy był program realizowany bo nie wiadomo jaki był, tzn. normalnie chyba go nie podają, więc skąd trenerzy mają wiedzieć jak wygląda jego realizacja?
Trener z Łódzkiego ZPN: – Nie ma harmonii między kursami, program jest dziełem przypadku. Ja bym chciał, żeby coś zostało zaplanowane pół roku wcześniej, żebym otrzymał tematy i mógł się przygotować. Wtedy mogę sobie coś doczytać, a potem brać czynny udział w zajęciach. A tu wchodzi temat i ciężko coś od razu wychwycić, zanotować.
Trener z Lubelskiego ZPN: – Uważam, że program był realizowany, ale na przykład nie mieliśmy nic o periodyzacji taktycznej, kwestie motoryki też dotykane były bardzo pobieżnie. Ja chciałbym wchodzić w detale. Mieć pokazane przykłady. Co w danej kwestii odwołuje się do seniorów, jak tę samą kwestię przełożyć na juniorów. Chciałbym pójść na siłownię, mieć pokazane ćwiczenia. Takie rzeczy, a nie ślizganie się po mniejszych lub większych ogólnikach. Ale też zdarzali się tacy prelegenci, gdzie na następny dzień umawialiśmy się godzinę wcześniej, żeby móc chłonąć więcej wiedzy. Ludzie, którzy inwestują w siebie i idą na te kursy, naprawdę chcą się uczyć. Są głodni wiedzy.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Program? Nie wiadomo, bo nie było jasnego sprecyzowania programu.
Trener z Łódzkiego ZPN: – Materiał nie jest zrealizowany. Bywa, że ktoś ma wiedzę i doświadczenie, fajnie prowadzi, ale nie jest to powiązane z tematyką. Chciałem jednak powiedzieć, że poziom kursów generalnie wzrósł z racji tego, że pojawiają się na nich delegowani przez PZPN koordynatorzy, którzy proszą kursantów o feedback, zbierają informacje i prowadzą nadzór.
Często wymienianym zarzutem jest też to, że edukatorzy idą na łatwiznę i odgrzebują prezentacje, które mają akurat pod ręką. Na kursach UEFA A powielają te, które wyświetlali wcześniej na UEFA B. Nierzadko tym samym uczniom…
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Śmieszyło mnie to, gdy na pierwszych stronach prezentacji czasem nie zgadzała się data, a nawet miejscowość. Widać, że szykowali to pod inne kursy, nawet nie chciało im się tego modyfikować. Może za dużo wymagam, ale przy obecnych możliwościach IT, gdzie takie rzeczy można generować z automatu, dla mnie to brak szacunku dla osób na sali.
Trener z Małopolskiego ZPN: – Mieliśmy program i był on realizowany. Mam zastrzeżenia jednak do jakości, bo ci sami prelegenci wykładali u mnie na kursach UEFA C, UEFA B i UEFA A. Wiadomo, że ten sam edukator nie przedstawi takiej wiedzy, skoro skupia się na UEFA C, a później przyjeżdża na UEFA A. To zupełnie inne zagadnienia, a prezentacje potrafiły się powtórzyć w 90%.
Trener z Lubuskiego ZPN: – Zdarzali się trenerzy, którzy mają przygotowaną jedną prezentację i jeżdżą jak z cyrkiem objazdowym, wszędzie pokazując kolejny raz to samo. Myślę, że program swoją drogą, ale kto przyjechał, robił cokolwiek, co choćby luźno łączyło się z tematem zajęć.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Prowadzący często byli nieprzygotowani, „odgrzewali” prezentacje sprzed lat. Przez to też tematyka zajęć była pomieszana, często nijaka.
Brak jasnego programu i realizacji tych samych zagadnień w całym kraju tworzy różnice. W poziomie kursów, w poszczególnych województwach, ale, co za tym idzie, także w poziomie wykształcenia ich absolwentów. Którzy przecież wszyscy, jak jeden mąż, ostatecznie stają się trenerami z licencją UEFA A.
I jak potem zweryfikować tych najlepszych? Jak oddzielić ich od tych, którzy przez kurs przebrnęli „dla papierka”?
Porozmawiajmy o konkretach. Jak wygląda weryfikacja jakości programowej kursów?
Dariusz Pasieka: – Wyznaczam osoby, które hospitują kursy. To osoba będąca członkiem Komisji Technicznej PZPN lub Zespołu Kształcenia i Licencjonowania Trenerów. Robimy ewaluację każdego wykładowcy. Wiemy jakie jest zadowolenie z czyjej pracy. Wiadomo, ewaluację często wykonują osoby z pobliskiego związku, nie wyślemy człowieka ze Szczecina do Rzeszowa, pewne sprawy wymusza życie, ludzie nie zajmują się tylko tym, normalnie pracują. Ważne, że hospitacja jest zawsze niezapowiedziana.
Niezapowiedziana? Naprawdę?
Oczywiście. Przynajmniej tak powinno być zgodnie z przepisami. Potem powstaje raport w formie elektronicznej.
Opierając się na źródłach, które mamy, myśleliśmy, że hospitacje są zapowiedziane, bo zawsze była informacja, że ktoś przyjedzie dzisiaj i o konkretnej godzinie.
To dobrze, że pan mówi. Mamy za dwa tygodnie spotkanie i powiem, że jest z tym problem. Obiecuję: wpiszę sobie ten temat na agendę i go poruszę. Ale sam jak jadę na hospitację często słyszę: „byś powiedział, że przyjeżdżasz, byśmy się przygotowali!”. A przecież mi nie chodzi o to, żeby ktoś rozwijał czerwony dywan, tylko żeby ocenić faktyczną jakość kursu. Na pewno nie wszędzie jest on równy, ale powtórzę: pracują różni ludzie, w większości jacy? W większości tacy, dla których to nie jest jedyna praca.
Ale takie były założenia, chcieliście iść w kierunku zawodowstwa wśród edukatorów, tak by zostali zupełnie odizolowani od innych funkcji.
Zawodowstwo wśród edukatorów byłoby rozwiązaniem. Ale na dzień dzisiejszy nie ma takiej możliwości. Związki wojewódzkie zatrudniają edukatorów i widocznie musi być jakiś problem, może i finansowy.
Nie jest to pana misja, żeby nad tym zapanować? Kursów jest naprawdę sporo, można sobie wyobrazić edukatora, który dałby radę połączyć kwestie merytoryczne – by tak rzec – z życiowymi.
To jest koncepcja, nad którą teraz pracuję. Nie chcę i nie mogę jej zdradzać, ale w tym kierunku idziemy. Idealna byłyby osoby odpowiedzialne za kursy na danym poziomie, zarazem zajmujące się ich weryfikacją, akceptacją założeń, które związek powinien realizować. Na pewno to by nam ułatwiło pracę i jest to w fazie przygotowania. Ale nie chcę wyprzedzać, pracujemy nad tym.
Czy jakość edukatorów jest dzisiaj największym mankamentem? Zawsze nauczyciel to osoba, która ciągnie grupę w danym kierunku.
Mamy stu siedmiu trenerów edukatorów – minimum sześciu w każdym związku – po specjalnym trzydniowym kursie w Białej Podlaskiej. Jeśli ktoś tego kursu nie odbył, nie może wykładać na kursach. Klucz wyboru jest następujący. Każdy z wojewódzkich związków wyznacza ze swojej ekipy dwóch trenerów, na których stawia. Przyjeżdża 32 edukatorów, plus cztery miejsca dla wyznaczonych przez PZPN – to osoby, które gdzieś wykładają czy trenerzy z naszych reprezentacji. Takie rozwiązania wymusza Konwencja Trenerska UEFA. Edukator co trzy lata musi dokształcać się kursem, ten paragraf też jest odpowiednio sprecyzowany w konwencji, jak i w uchwale zarządu PZPN.
Tylko pracownicy związku mogą zostać edukatorami?
Edukatorów wyznaczają wojewódzkie związki piłki nożnej, więc widać musi być zapotrzebowanie na tego trenera, później przekwalifikowanego na edukatora.
Trzydniowy kurs, doszkalanie co trzy lata trwające dwadzieścia godzin. Czy jest najpierw kurs, by zostać edukatorem?
Nie, jest uchwała. Konwencja UEFA mówi o tym, że trzeba mieć minimum UEFA A, dalej – jak wspomniałem – wyznaczają kandydatów związki. Idziemy tą samą drogą, z jednym wyjątkiem: na kursie UEFA Pro wykładają wyłącznie edukatorzy posiadający licencję UEFA Pro.
Nie ma możliwości, żeby ktoś bez uprawnień występował na kursie?
Są wykłady tzw. monograficzne, gdzie zapraszamy gości zagranicznych czy też uznanych ligowych trenera. Trudno nie skorzystać z takiej wiedzy i bagażu doświadczeń. Takie wizyty są zawsze bardzo dobrze odbierane, ja sam namawiam trenerów, którzy pracują na wyższym poziomie, by podzielili się wiedzą.
A gdy na kursie pojawia się np. trener mentalny?
Ci, którzy wykładają fizjologię, psychologię, pedagogikę czy prowadzą zajęcia z przepisów sędziowskich, nie wykładają w aspektach piłkarskich, tylko w specjalistycznym przedmiocie wymagającym specjalistycznej wiedzy. Są na kursach absolutnie legalnie. Natomiast przedmioty specjalistyczne piłkarskie są wykładane przez edukatorów. Ale mamy w planach choćby przygotowanie kursu trenerskiego z zakresu przygotowania fizycznego. Dzisiaj praktycznie każdy klub Ekstraklasy posiada fachowca z tego zakresu, a jeżeli już to jest w Ekstraklasie, to za chwilę zejdzie niżej, do pierwszej ligi, do akademii piłkarskich. Ci fachowcy najczęściej przechodzą z lekkoatletyki, a my chcemy w ich wiedzę wdrożyć aspekty piłkarskie, trochę innego rodzaju. Pewne zakresy tej wiedzy będą się pokrywać – technika biegu, koordynacja – ale pewne będą wymagały innego podejścia, do którego niezbędna jak znajomość specyfiki piłki nożnej.
Wielu trenerów narzeka nie na program, a na sposób przekazania wiedzy. Czy edukatorzy są dokształcani w ramach sposobu prezentacji?
Musiały zdarzyć się niekorzystne przypadki. Ale chciałbym rozmawiać globalnie. Pracujemy nad tym, czego dowodem jest kurs Grassroots C, całkowicie zestandaryzowany od A do Z. To zestaw siedemnastu szczegółowo opracowanych prezentacji, w konsekwencji kurs jest tak samo robiony w Białymstoku, Szczecinie czy w Jeleniej Górze. Jeśli wiem, że jadę na trzecią sesję, to wiem dokładnie co będzie tam omawiane. Z planu wszystko wynika. Przygotowanie takiego planu dla Grassroots C trwało rok, bo skoro wprowadza się go masowo, trzeba być pewnym jego zawartości merytorycznej. Zależało nam choćby, żeby – co też wynika z konwencji – edukacja polegała na formule reality based learning, czyli nauki w realnych warunkach. Dziś ten kurs to minimum pięćdziesiąt procent praktyki przy pięćdziesięciu procentach teorii. Chciałbym jeszcze zmienić te proporcje na korzyść praktyki. Powód jest prosty. Nie mamy problemu z tym, co dzieje się na sali wykładowej, mamy problem z tym, co dzieje się na boisku. Dziś definicje można sprawdzić wszędzie, nawet jadąc tramwajem da się uzupełniać wiedzę. Co innego ćwiczenia na boisku, na czym mocno się skupiamy.
Dlaczego w Grassroots C łączymy elementy piłki młodzieżowej i dorosłej? Bo to kurs najpowszechniejszy, który pozwala pracować w A-klasie, ale też z grupami dziecięcymi w zakresie lat 6-13. Wyszliśmy z założenia, że jak ktoś będzie miał wiedzę na temat pracy z dzieciakami, a będzie pracował z dorosłymi, to nikomu nie zaszkodzi. Ale jeśli będzie miał wiedzę tylko o pracy z dorosłymi, a będzie pracował z dziećmi, to im zaszkodzi. Zainteresowanie Grassroots C jest bardzo duże. W tym roku zrobiliśmy 66 kursów, co daje dwa tysiące trenerów.
Na UEFA Pro też mocno wychodzimy z sal wykładowych. Jest analiza, wszystko nagrane, a jeszcze kamerki Go Pro na klatkach piersiowych. Po co? Żeby trener widział też swoje zachowanie. Nagrywa się przeciwnika, nagrywa się zespół, a zapomina o sobie. A przecież kluczem jest komunikacja z zespołem podczas treningu. Ostatnio trener był na zajęciach, powiedziałem mu: idź, przegraj to sobie, kup butelkę wina i siądź z żoną. To będzie twoja najlepsza analiza, jak żona powie, czy i do niej ten przekaz dotarł. Związkom mówię: nie musicie mieć kamer Go Pro, z których każda kosztuje trzy tysiące złotych. Ale kupcie paski odpowiednie, każdy ma dzisiaj smartfona, niech się sam nagra! Są różne możliwości, tylko trzeba wpaść na pomysł.
Standaryzacja czeka kurs UEFA B i UEFA A. Chcemy wciągnąć środowisko w pewne projekty. To nie jest tak, że Pasieka czegoś chce i tak ma kurs wyglądać. Mieliśmy warsztaty, podczas których każdy z edukatorów analizował gdzie powinniśmy lepiej pracować, nad czym się mocniej skupiać. W tej chwili jesteśmy na etapie opracowywania programu kształcenia dla tych kursów licencyjnych, a zajmują się tym dwie grupy. Chcemy stworzyć mocny zarys kursu, zgodny z konwencją, ale też znamy polskie „tradycje”, wiemy gdzie mamy elementy do nadrobienia, gdzie musimy się poprawić. Nie chcemy jak niektóre federacje robić kursów dwutygodniowych, bo uważamy, że trener potrzebuje refleksji po danej sesji, a wiedza musi się ugruntować, również poprzez zadania domowe. Nie chcemy też, żeby kurs był całkowicie sztywny. Grassroots C ma swoją specyfikę, jest podstawowy, a standaryzację uważamy za udaną. Wyżej jednak potrzeba pewnej inwencji, również dlatego, by edukatorzy się rozwijali. Jak skończymy historię standaryzacji tych kursów, chcę się zabrać mocno za doszkolenie trenerów edukatorów.
Kiedy będzie przygotowany konkretny plan standaryzacji UEFA B i UEFA A?
Do końca roku wybierzemy prezentację i plan. Przygotowują go specjaliści. Pamiętajmy jednak, że UEFA A to kurs rozłożony na dziewięć miesięcy – jest co przygotowywać. Chciałbym żebyśmy kształcili trenerów myślących a nie kopiujących, trzeba tworzyć, reagować. Taka jest piłka. Kurs to nie bryk, który da ci magiczną formułę, którą wystarczy podążać by wygrywać. Skończenie kursu daje wiedzę i uprawnienia do pracy na odpowiednim poziomie zgodnym z systemem licencyjnym PZPN. Co będzie potem zależy już tylko od trenera.
Plan kursów często wyglądał tak, że niby było rozpisanych trzydzieści punktów, np. bronienie, analiza meczu, ale to tylko rzucone tematy.
Tak, teraz będzie inaczej. Jeśli analiza, to jaki zakres, jakie elementy. Jeśli przygotowanie motoryczne, to elementy anatomii, fizjologii. Ale najpierw musieliśmy zabrać się za kurs najbardziej podstawowy. W wykształceniu trenerów powinna być widoczna piramida: X szkoleniowców na najwyższym poziomie, dwa razy więcej ciut niżej, i tak dalej, i tak dalej. U nas ta piramida nie była piramidą, dochodziło do zwężenia. A potrzeba masowości wśród trenerów.
Do niedawna była uchwała, która mówiła, że aby robić UEFA C kandydat musi być albo nauczycielem albo piłkarzem. Fikcja. Zaświadczenie dostawał każdy, bo każdy gdzieś grał, ale niektórych odstraszało. Dziś kierujemy się ustawą Gowina z czerwca 2013 o uwolnieniu zawodu trenera. Dzisiaj żeby być trenerem trzeba spełniać cztery kryteria: 18 lat, wykształcenie średnie, zdrowy, niekaralny. Dzisiaj Grassroots C jest otwarte dla szerokiej gamy ludzi, którzy zdają sobie z tego sprawę. Uważam, że to duży sukces. Jest to kurs tańszy, gdzie jest możliwość robienia go na zakładkę. Liczba trenerów rośnie i powoli robi nam się piramida, a zarazem budując mocną jej podstawę, dajemy większą szansę, że jej wyższe platformy będą silne. Z tej liczebności, masowości, musi też przerodzić się jakość. Niektórzy zostaną tylko z tą licencją, pewnie większość. Ale wpłyną na rozwój szkolenia w małych ośrodkach, mniejszych akademiach, nawet na wuefach. Inni, najlepsi, złapią bakcyla, może nawet znajdą powołanie i pójdą w górę. Z jednej strony więc to szansa na późniejszych trenerów z lepszymi licencjami, z drugiej idea zarażenia ludzi trenerką. I tak jest. Przychodzą nauczyciele w-f, którzy chcieliby się rozwinąć, złapać podstawy treningu piłkarskiego. Albo czasem pytam co kogoś skłoniło by przyjść na kurs, a słyszę:
– A wie pan, syn trenuje piłkę. Chciałbym go podszkolić we własnym zakresie, a przy okazji sprawdzić, czy ten nasz trener zna się na rzeczy.
Więc i zarazem tego trenera przypilnują. Będziemy rozwijać liczbę kursów. Wspomniany kurs dla trenerów przygotowania fizycznego. Już kończymy Goalkeeper A i B, gdzie przyjeżdżają choćby Jarek Tkocz czy Andrzej Dawidziuk jako członkowie komisji egzaminacyjnej. Chcemy rozwijać świadomość trenerów bramkarzy, uporządkować wiedzę, szczególnie na niższych poziomach. UEFA Pro zwiększyliśmy do 560 godzin z 440, gdzie wymagane przez UEFA jest 360. Od przyszłego sezonu jeden trener z Elite Youth A musi pracować w klubie Ekstraklasy. Za dwa lata chcielibyśmy wprowadzić wymagania trenera z Goalkeeper A. Jedno to szkolenie, drugie to wymaganie poprzez system licencyjny, co podnosi globalnie jakość.
My się na co dzień nie chwalimy, co też nam ludzie zarzucają. Jestem skromną osobą, nie chodzę po telewizjach, ale zapraszam, szkoła jest otwarta dla wszystkich. Jeśli mogę mieć prośbę: powiedzmy o OKT – Ogólnopolskiej Konferencji Trenerów. Na początku przyjeżdżało 400 osób, potem 800, w tym roku było 1500 zgłoszeń. Największa w historii polskiej piłki konferencja. To wymiana myśli, to skupienie integracja środowiska trenerskiego. Atmosfera w Polsce zmierza w kierunku solidarności trenerskiej, dzielenia się wiedzą, a to nie jest takie proste w tym zawodzie, w którym nie ma wiele miejsc pracy. Każda konferencja, zawsze o tym mówię, odbywa się na takiej zasadzie: niech trener wyciągnie z jednej 5%, z drugiej 2%, jedno ćwiczenie. Nawet jeden cytat, który zainspiruje. To już jest rozwój.
Dalej, ŁNP, zakładka trener. Mamy wszystkie uchwały, wszystkich trenerów, wszystkich edukatorów. Kto ma jakie licencje. Poszliśmy mocno w elektronizację, by pomóc trenerom. Jak zacząłem pracę, trenerzy składali pisemnie wnioski o przedłużanie licencji. Mieliśmy mnóstwo segregatorów, to wszystko wypadało, certyfikaty, kopie. Trener musiał przyjechać osobiście na komisję. Powiedziałem – nie ma to sensu, żeby trener ze Szczecina jechał, tracił czas i pieniądze, żeby przedłużyć UEFA A, jeśli widać, że ma wszystkie certyfikaty. Potrzebujemy ludzi na boiskach, nie w pociągach. Mało tego – przedłużanie licencji UEFA A i UEFA Pro jest darmowe. Jesteśmy jedynym krajem, który tak robi. To też zasługa prezesa Bońka i jego ekipy, którzy od razu to zaakceptowali. Nikt w związku nie chce zarabiać na trenerach i licencjach. PZPN nie pobiera żadnych pieniędzy też za wysłanie licencji, trener odbiera ją w domu. To serwis. Dostaliśmy za to pochwałę od UEFA, bo w wielu krajach wciąż zgłaszanie odbywa się w formie papierowej. Na PZPN24 mam dostęp do każdego z 18 tysięcy trenerów. Sprawdzenie certyfikatów, gdzie kto pracuje, jeśli wypełnia na bieżąco. Jakbym mógł z tego miejsca skorzystać, to chciałbym poprosić, żeby trenerzy dbali o wypełnianie kont. To wasze CV!
Jedynym z mankamentów ścisłego określenia programu kursu oraz przypisania każdym zajęciom odpowiedniej prezentacji będzie to, że nie będzie mógł z marszu na kursie pojawić się ktoś zaproszony z zewnątrz, ktoś z dużym doświadczeniem, który zawsze jest wartością dodaną. Nasi rozmówcy najlepiej wpominają właśnie nazwiska takie jak Mariusz Rumak, a trudno oczekiwać, by on realizował coś narzuconego odgórnie.
– Jasne, dlatego każdy kurs będzie miał kilka furtek. Prezentacje prezentacjami, ale kilka terminów będzie wolnych na specjalne okazje. Na wizyty np. trenerów ekstraklasowych, którzy np. są obecnie wolni. Szkoda byłoby przecież nie skorzystać z ich doświadczenia, gdy mają akurat czas.
***
Przejedźmy się teraz po Europie. Jak kursy trenerskie wyglądają w innych krajach?
ANGLIA
Kuba Mrozik, szkoleniowiec London United Tigers FC: – Struktura zaczyna się od Level 1, który jest jak PZPN Grassroots D. Każdy może na to pójść. Nie ma żadnych uwarunkowań – poza wiekowym (ukończone 16 lat) – wpłacasz 150 funtów i po bodajże 2-3 zjazdach jesteś trenerem. Trwa to 43 godziny. Kurs ten uprawnia do pracy w tzw. grassrootsie. Kurs jest przygotowany drobiazgowo przez FA, opiera się na DNA angielskiego szkolenia, czyli na filozofii „four corners”. Oczywiście na tym kursie są podstawowe informacje, jeszcze bez formacji itd. Np. dlaczego podajemy piłkę wewnętrzną częścią stopy, ale bez odniesienia do sytuacji meczowych.
Następnym poziomem jest Level 2, czyli jak UEFA C w Polsce. 75 godzin odbytych na trzech zjazdach. Spójny z Level 1 tematycznie, bo to dalsze rozwijanie “four corners”, tylko na znacznie większym poziomie szczegółowości. Tutaj dostajesz handbook do wypełniania w trakcie kursu. Tutor wizytuje też dwa twoje zajęcia – raz trening, raz mecz. Musisz też przygotować projekt. Mój był na sześćdziesiąt stron. Nie był ani najmniejszy, ani największy objętościowo. Miał dotyczyć ściśle ciebie i twojej filozofii trenerskiej. W praktyce – 75 godzin odnosiło się do siedzenia u nich, ale drugie tyle pracy osobistej było przy handbooku i projekcie. Kurs kosztuje 400 funtów. Jeśli chodzi o zdawalność, to Level 2 zdaje około 95% kursantów. Ale zarazem jest mocna weryfikacja czy ktoś nadaje się do tego, by iść wyżej, czy zostaje na grassrootsie.
Kurs UEFA B jest bardzo mocno skupiony na grze po jedenastu. Najczęściej robią go ludzie, którzy zaczynają pracować w akademii, na co dzień są w tych rozgrywkach, gdzie gra się w pełnym składzie. To warsztaty twarzą w twarz, ale też trzy wizyty, kiedy ktoś przychodzi i kontroluje twoje zajęcia. Oczywiście to dalsze rozwijanie „four corners”, znowu na wyższym poziomie szczegółowości. Na UEFA B nie ma też już możliwości, żeby być niekomunikatywnym w języku angielskim. To musi być angielski płynny. Kończysz prezentacją ustną, więc musi być top. Kurs kosztuje 1000 funtów i trwa osiem miesięcy. Podobna liczba godzin co na UEFA C, ale jest inny zakres wiedzy i masz też więcej pracy indywidualnej ze swoim prowadzącym.
UEFA A kosztuje w granicach 3500 funtów. Oczywiście trzeba mieć ukończone UEFA B. Nie masz żadnej gwarancji, że cię przyjmą. Najczęściej decyduje to, kim się zajmujesz w codziennej pracy. Priorytetem są ludzie, którzy pracują w środowisku profesjonalnym, w seniorach, lub ewentualnie na wysokim poziomie w szkoleniu młodzieży, przynajmniej gdzie grają po dziewięciu.
HISZPANIA
Aleksander Kowalczyk: – Jakości kursów trenerskich z Polską nie ma nawet co porównywać. W Polsce są robione na szybkości, żeby tylko zaliczyć, dostać papier i tyle. Pamiętam, jak na UEFA B w Polsce siedzieliśmy dziesięć godzin – tu fizjologia, tu taktyka, tu psychologia, wszystko wymieszane. Po kilku godzinach takiego ostrzału człowiek nie jest w stanie się skoncentrować. W Hiszpanii ma to bardziej charakter studiów niż kursu. Jest przedmiot i egzamin z konkretnego przedmiotu. Wykładowcy na najwyższym poziomie, w tym ludzie pracujący w La Liga. Liczba godzin jest praktycznie ta sama, ale w Polsce zbyt często mamy do czynienia z ich zapychaniem, niż faktycznym wykorzystaniem.
ISLANDIA
Rafn Markus Vilbergsson, szkoleniowiec Narvik: – W Islandii trenerzy nie potrzebują licencji UEFA Pro na żadnym poziomie. Tylko selekcjoner reprezentacji kraju musi mieć UEFA Pro. Kurs UEFA B jest organizowany co roku i jest otwarty dla każdego. Co roku więc 100-120 trenerów zaczyna ten kurs, a około 35 szkoleniowców go kończy. UEFA A to już z kolei wyselekcjonowana 12-osobowa grupa, pomimo że zainteresowanie jest większe.
WALIA
Emil Kot, szkoleniowiec między innymi Victorii Londyn: – Trenerzy w walijskiej ekstraklasie mają wymóg posiadania licencji UEFA A. Nie ma wymogu licencji UEFA Pro. Na przykład Gavin Chesterfield, prowadzący Barry Town, posiada licencję UEFA A. Jeżeli chodzi o niższe poziomy to jest podobnie. Wymagana jest licencja UEFA A, która jest pierwszym poważniejszym krokiem w edukacji trenerskiej w Walii. Kursy UEFA A oraz UEFA PRO są organizowane raz do roku. Przeważnie są na nich po 2-3 miejsca dla ludzi, którzy na co dzień nie mają do czynienia z walijską piłką. Takim sposobem swoje pierwsze kursy zrobili tutaj Thierry Henry, Robert Pires czy Sol Campbell. Kurs UEFA A to koszt rzędu 3200-3500 funtów. Natomiast kurs UEFA Pro to koszt w granicach 10-12 tys funtów. Stawki co roku się zmieniają. Czekam na informację na temat aktualnych, gdyż będę aplikował na kurs UEFA A w najbliższym czasie.
Jeżeli chodzi o niższe szczeble to wymieniamy „Football Leaders Award” , UEFA C oraz UEFA B. Wszystkie podstawowe kursy, o których przed chwilą wspomniałem, są dostępne dla każdego. Kursy są dość często organizowane na terenie całej Walii. FLA to koszt 75 funtów i trwa jeden dzień. Jest to typowe wprowadzenie w życie trenera. Na kursie głównie tłumaczy się jakie błędy najczęściej popełniają trenerzy w piłce młodzieżowej poczynając od „kolejkowania”, przez sferę psychologiczną, aż do podejście do dzieciaków. Odbyłem ten kurs dwa lata temu. Moim zdaniem jest to dosyć ciekawy wstęp bo tego, żeby zacząć przygodę z „trenerką”. Bardzo pomocny jest panel trenera on-line, w którym pojawiają się wszelkie informacje, których nie ma na kursie podczas zjazdu. Oczywiście część on-line również trzeb zaliczyć. UEFA C to koszt 250 funtów. Podczas kursu UEFA C jest sporo praktyki. Kurs trwa 5 miesięcy. Trzeba pojawić się na pięciu zjazdach (jeden w miesiącu) oraz poprowadzić dwa treningi na zaliczenie, pod okiem mentora, pracując z dziećmi z wybranej przez FA akademii. Dodatkowo jest masa ciekawych informacji oraz praca domowa w panelu trenera on-line. Kurs UEFA B jest bardzo zbliżony do UEFA C, z tym że trwa dłużej. Zawarte jest w nim więcej informacji na temat futbolu. Schemat wygląda tak samo jak w „C”: zjazdy, zaliczenia, dużo praktyki i tłumaczenia, gdzie popełniane są błędy. UEFA B to koszt w granicach 600-800 funtów.
***
ZARZUT TRENERÓW: PŁACISZ=ZALICZASZ
Trener z Mazowieckiego ZPN: – Największą bolączką naszych kursów jest to, że każdy je zalicza. Zasada powinna być prosta – jeżeli nie umiesz, nie zdajesz! Nie może być tak, że zapis jest równoznaczny ze zdaniem kursu i uzyskaniem licencji.
Trener z Łódzkiego ZPN: – Jak chodzisz na kurs, miałeś frekwencję, stawiałeś się, to dostaniesz papier. Nie oszukujmy się, nie ma jakiejkolwiek weryfikacji czy jesteś dobry czy nie. Pamiętam egzamin, akurat nie w Łodzi. Egzaminatorzy powiedzieli: dobra, macie najpierw pięć minut dla siebie. I praca zbiorowa na egzaminie, bo wielu trenerów spieszyło się na mecze. A przecież jeśli mamy zmieniać oblicze polskiej piłki, to powinno być jak w szkole. Z linijką po łapach.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Nie wiem co trzeba było zrobić, żeby nie zdać.
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN: – Rozmawiałem swego czasu z trenerem Radosławem Mozyrko (menedżer akademii Legii Warszawa – red.) i przyznał, że w Anglii zdać jest pięć razy trudniej.
Trener z Lubelskiego ZPN: – Moim zdaniem część ludzi w ogóle nie powinna dostać się na kurs UEFA A. Część nie powinna go skończyć. Znam trenerów. Czasami to wstyd i ujma z jakim poziomem wiedzy ktoś ukończył kurs. Wstyd i ujma dla systemu, ale też dla tych, którzy umiejętności mają, a legitymują się tymi samymi papierami… Niemniej też muszę zauważyć, że sytuacja się poprawia. Bardzo pilnowana jest frekwencja. Tak powinno być.
Trener ze Śląskiego ZPN: – Nie ma poważnej selekcji. Jak jesteś na kursie, to możesz być głąbem, robić katastrofalne błędy, a i tak egzamin zdasz.
Trener z Łódzkiego ZPN: – W Anglii kurs UEFA A na 25 kursantów zdaje tylko część. To powoduje, że licencja jest czymś elitarnym, czymś, czym wyróżniają się najlepsi trenerzy. Oni są potem uprzywilejowani na rynku pracy.
Trener z Małopolskiego ZPN: – Są dwa terminy i każdy zalicza te kursy. Ale ten problem edukacyjny jest też u nas ze studiami. Teraz każdy ma przecież magistra.
Trener z Łódzkiego ZPN: – Polska stawia na masówkę. Ja bym zaostrzył możliwość dostania się na UEFA A. Naprawdę nie chcę siebie nazwać nie wiadomo kim, ale pracując wiele lat w piłce mam taką samą, z punktu formalnego, wiedzę, jak ktoś, kto pracuje z kilkoma dziećmi w lokalnej szkółce. Zabawnym jest to, że jeśli mój tata, niezwiązany ze szkoleniem nigdy, teraz zaczął robić kolejne kursy, za trzy lata osiągnie mój poziom, pomimo że ja szkoleniem zajmuję się ponad dekadę. Niech UEFA A będzie faktycznie elitarne, a egzaminy niech będą faktyczną weryfikacją pracy trenera, nie przyjściem po papiery.
Zabawnym jest, że sami trenerzy chcieliby wyżej zawieszonej poprzeczki. Może rozmawialiśmy tylko z tymi świadomymi, którzy wiążą ze swoją rolą przyszłość?
Jaki procent trenerów kończy UEFA A i UEFA B?
Dariusz Pasieka: – Nie mam takiej wiedzy. Na pewno zdarzają się egzaminy poprawkowe.
Jakie są zasady poprawek?
W ciągu dwóch lat można je zrobić. Koszt to 5%, lub przy drugiej próbie 10% czesnego całego kursu, jeśli mówimy o kursie teoretycznym. Poprawka praktyki jest za darmo.
Nie uważa pan, że kto zapłaci kurs ten go zdaje? Jeśli jest obecny, nie ma siły, żeby nie zdać.
Tak nie jest. Znam kursy, gdzie jedenastu nie zostało dopuszczonych do egzaminu, bo nie wypełnili zadań po drodze.
Ale potem poprawili.
Mają do tego prawo. Jeszcze do niedawna, przyznam się, facet jeśli jeździł na kurs, miałem myśl: a, pojawiał się, dajmy mu szansę. Teraz nie mam skrupułów. Na pewno nie będzie tak, że ktoś nic nie umie i przepuszczamy. Może nieco lżejsze podejście jest do UEFA Grassroots C. Tutaj charakter kursu jest taki, żeby zaszczepić ideę, krzewić futbol, zarazić trenerką. Jeśli nie zda, zdystansuje się od piłki, co nie pomoże. Trzeba być tu odrobinę bardziej elastycznym.
Bardziej chodziło nam o UEFA A, gdzie można pracować na naprawdę dobrym poziomie. Czy tu nie powinna być wysoko zawieszona poprzeczka?
Absolutnie. To coś, o czym rozmawiamy. Nasz następny plan. Do tej pory chcieliśmy, żeby piramida nabrała kształtu, naprawdę zaczęła wyglądać jak piramida. Żeby kluby miały możliwość wyboru z trenerów, a także chcieliśmy uniknąć fikcji, gdzie jeden trener prowadził niekiedy po pięć zespołów, z czego składał pensję. Trochę mieszkałem w Niemczech i nauczyłem się tam jednego: konkurencja robi biznes. Im konkurencji więcej, tym lepiej. Trzeba pamiętać, że w 2014 mieliśmy 4000 trenerów z ważną licencją. Dyplomowo trochę więcej, ale bez ważnych licencji. Działamy dopiero pięć lat. Uporządkowaliśmy to poprzez system i następne kursy i dziś, mamy 18 tysięcy trenerów. Wiemy, że to wciąż za mało, ale musimy pracować dalej nad tym, żeby było ich więcej, wypełniając ta lukę, nie zapominając o jakości. Na pewno z czasem będzie coraz trudniej się dostać. Już dziś na kursy UEFA Pro jest 5 chętnych na jedno miejsce. Gdy zarażeni pasją z UEFA C pójdą wyżej, zrobi się naturalna konkurencja o UEFA B, UEFA A.
A nie będzie tak, że ci, którzy zrobili teraz, w dogodnym momencie, będą mówić: o, wy teraz macie przerąbane, ja już mam?
No i co z tego, że ktoś ma licencję? Rynek weryfikuje.
***
ZARZUT TRENERÓW: KŁOPOTY ORGANIZACYJNE
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN (realizował kurs w Dolnośląskim ZPN): – Przyjechałem na odróbkę zajęć, a że mieszkałem już w Bydgoszczy, zrobiłem 300 kilometrów, zapłaciłem za hotel. Dzień później okazało się, że zajęcia były odwołane. Ja nie otrzymałem informacji, bo nie było mnie na listach kursu. Niemniej kilka dni wcześniej prowadzący poinformował mnie, że bez odróbki tych zajęć nie mam co liczyć na licencję UEFA B.
Trener ze Śląskiego ZPN: – Zaczęło się świetnie pod kątem organizacyjnym. Ale trwało to gdzieś do połowy. Rozmawiałem z kolegą, który kończył w innym terminie i wnioski miał podobne. Mieliśmy dostać przetłumaczone ciekawe materiały, taka była obietnica na początku kursu. Dopraszałem się o nie później miesiącami. Słyszałem: odezwij się za tydzień, odezwij się za tydzień.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Było dużo zmian, niekiedy nawet z dnia na dzień. Nie mówiąc już o godzinach. Zajęcia miały trwać np. do 16:00, a kończyły się o 13:00 i na odwrót.
Trener z Kujawsko-Pomorskiego ZPN: – Zdarzało się, że sala nie była dograna i musieliśmy poczekać. Albo wykładowca nie dojechał i ktoś za niego wchodził, prowadząc „gadkę-szmatkę”. W praktyce to dwie godziny w plecy. Raz na wolne boisko w środku dnia czekaliśmy trzy godziny. Ale to są sytuacje, które przecież nie zdarzyły się ze złej woli, tylko czasem coś się zdarzy. Ot, życie. Tych wpadek nie było tak dużo.
Trener z Dolnośląskiego ZPN:– Były problemy z uruchomieniem kursu. Egzaminy wstępne były przekładane, ja nawet zmieniłem plany wakacyjne. „Nagle” okazało się jednak, że są wakacje i trenerzy są na obozach, więc pierwszy zjazd też został odwołany, a na egzamin wstępny wyznaczono drugi termin. Niestety to rozwaliło początkowy kalendarz, a że pracuję również w weekendy, musiałem wszystko odkręcać.
Trener z Lubelskiego ZPN: – Miałem poprowadzić trening pokazowy i piętnaście minut przed jego startem dowiedziałem się, że poprowadzę go jednak na sali gimnastycznej…
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Najbardziej irytowały mnie co chwila zmieniające się terminy. Człowiek zaplanował sobie coś, a potem musiał to odkręcać, a przecież był Bogu ducha winien. Wiadomo, że każdemu może coś wypaść, coś może się wykraczyć, ale kilka takich wpadek? Kursant nie może ich zaliczyć, związek owszem.
Trener ze Śląskiego ZPN: – Kolejna sprawa to niedopilnowywanie obowiązków. Miała być presja na frekwencję. Podpisywaliśmy się, grozili, że nie można mieć nieobecności, bo się nie zda. Ja odrabiałem, robiłem cuda, żeby być w porządku, a ostatecznie nikt tego nie sprawdził. Ci, którzy nie byli na 30% zajęć, bez problemu przechodzili. Tyle się mówi, że nareszcie wymagania, a i tak wszyscy zaliczają. To jest problem z konsekwencją. Jakby każdy w całej Polsce konsekwentnie przestrzegał choćby tych wymagań frekwencji, to by coś się zmieniło. Nie jesteś na 90% to nie zdajesz, nie ma szans, dziękuję. I to jest bat. A tak, gdy to jest niedopilnowane, ludzie lekceważą. Lekceważą kurs, lekceważą związek, obowiązki.
Trener z Dolnośląskiego ZPN: – Mieliśmy mieć zjazd w weekend, kiedy odbywała się trzydniowa kursokonferencja. Za dodatkową opłatą pojechało na nią część kursantów, pozostali mieli odrobić zajęcia. W jedną sobotę dostałem SMS-a o 22:09, że jutro mam się stawić w Żarowie, bo od 8:00 zaczynają się zajęcia. Z naszej grupy pojawiło się dwóch czy trzech śmiałków.
Jak widać, każdy kurs to inna specyfika. Każde województwo miewało swoje wzloty i upadki, niemniej kwestie organizacyjne były piętnowane przez większość z naszych rozmówców.
Najbardziej wkurzał ich fakt, że wszelkie zmiany były przeprowadzane bez żadnych konsultacji. Trudno było jednocześnie o wyrozumiałość, gdy ktoś na kolidujący termin zaplanował już coś ważnego.
Trener Pasieka wspomniane wyżej sytuacje uważa za incydentalne. Tym razem więc krótko:
– Kurs zgłaszany jest do nas 60 dni przed jego rozpoczęciem, żebyśmy mieli czas na rozpatrzenie wniosku. Musi być ułożony plan wszystkich sesji. Jest kalendarz, ale skoro kluby Ekstraklasy borykają się z problemami infrastrukturalnymi, Legia ma jedno boisko, na którym trenuje, to nie dziwcie się, że mogło się wydarzyć coś np. z niedostępnym boiskiem… Życie. Takie są realia. Czasem coś się wydarzy. Oczywiście, to nie powinno mieć miejsca, rozumiem, że niektórzy nawet wykupują bilety lotnicze, bo przyjeżdżają się szkolić zza granicy. Ale w życiu różnie bywa. Kurs UEFA A trwa dziewięć miesięcy. Ekstremalne sytuacje czasem się zdarzają.
***
POMYSŁY NA LEPSZE JUTRO
Żeby nie opierać całego artykułu na punktowaniu kursów trenerskich, każdego pytaliśmy również o rady. O wnioski płynące z dotychczasowych doświadczeń.
Co zmieniłbyś, by jakość polskiego szkolenia uległa poprawie?
– Ujednoliciłbym program szkolenia.
– Nadzorowałbym prezentacje i przygotowanie merytoryczne prowadzących do kolejnych zajęć.
– Zwiększyłbym ilość zajęć praktycznych i warsztatowych.
– Opowiadają nam, że w Hiszpanii, Holandii są piękne boiska. Dostajemy materiały w oparciu o tamten system szkolenia. Tu takie zajęcie, tu takie ćwiczenia. No dobrze, ale odwzorujmy to w realiach polskich. Zwykły klub, jeden trener, dziesięć piłek, pięć pachołków. Co mamy robić? Jak mamy przełożyć wiedzę? Nie uczcie nas tego, czego nie możemy przenieść. Uczcie nas jak mamy pracować w naszych warunkach, gdzie zimą nie mamy hal, tylko małą salkę i trenujemy na parkiecie.
– Dedykowałbym kurs dane grupie szkoleniowej (ze względu na Konwencję Trenerską UEFA raczej niemożliwe – red.)
– Dlaczego kursokonferencje pokrywają się terminami? Nie może być tak, że są organizowane w innych terminach, by ktoś głodny wiedzy mógł raz pojechać do jednego województwa, raz do innego?
– Nie zmieniałbym nigdy terminów zajęć, odgórnie wszystko zaplanował i rzetelnie trzymał się tych planów.
– Egzaminy wstępne na kursy UEFA B i UEFA A potraktowałbym poważniej.
– Zwiększyłbym wymagania zaliczeń kursów, ale też określił je wcześniej. W sumie nie wiadomo jakie są kryteria i na co Edukatorzy zwracają uwagę podczas, np. egzaminów praktycznych.
– Dlaczego respektowane przez PZPN są tylko szkolenia organizowane przez PZPN i okręgowe związki? Tylko to jest honorowane jako certyfikaty do licencji. A przecież niejednokrotnie komercyjne kursy są znacznie lepiej obsadzone. Wydajemy na nie pieniądze, by się rozwijać, a tego się w ogóle nie uwzględnia w dokumentach, w swoim CV na PZPN24.
– Zapraszałbym więcej praktyków i postawił na specjalizację. Jak wychodzi trener, który pracuje z kadrami wojewódzkimi i opowiada jak się powinno prowadzić Skrzatów czy Żaków, bo dostał taki akurat temat do przygotowania, to mnie krew zalewa. Wiem, że sam wyszedłbym i opowiedział pięć razy ciekawsze rzeczy.
– Myślę, że brakuje też świadomości w środowisku, otwarcia na merytoryczna krytykę. Bardzo pożyteczne jest omawianie pracy innych trenerów w grupie. To dyskusja, która często inspiruje i poprawia twój warsztat. Widzę, że trener popełnia babola, widzę, że robi elementarne błędy. Siadamy później i mówię: słuchaj, to, to i to mógłbyś poprawić, trening pozostawiał dużo do życzenia. Za chwilę znajdą się trzy, cztery osoby w grupie, które powiedzą: daj spokój, przesadzasz, idźmy dalej.
***
Reasumując – poziom kursów trenerskich podnosi się i to znacząco. Nowa Szkoła Trenerów PZPN działa i jej działania idą w niezłym tempie. Mogą pochwalić się wieloma pozytywnymi efektami swojej pracy, a i plany mają całkiem racjonalne.
Budujące jest to, że propozycje kursantów, czyli tych, którzy tworzą system szkolenia i w praktyce odbywają kolejne kursy, pokrywają się z działaniami związku. Czy te będą jednak na tyle aktywne i efektywne, byśmy szybko doczekali się jakościowych absolwentów, a nie samouków?
Dużo zależy od determinacji PZPN-u i tego czy realizacja poszczególnych planów, o których w naszej rozmowie wspominał Pasieka, nie będzie odwlekana w czasie. Wspomniane powyżej sytuacje dotyczyły ostatnich lat. Patologie są wyplewiane pomału. Ale jednak były, miały miejsce i ci, którzy byli ich uczestnikami, drugi raz w kursach trenerskich uczestniczyć nie będą.
Z uwagą przyglądać będziemy się kolejnym zmianom. Jednolity i zunifikowany program kursów UEFA B i UEFA A oraz dedykowane im prezentacje mogą okazać się milowym krokiem, eliminując największe zarzuty, o których wspominali szkoleniowcy, z którymi mieliśmy przyjemność się spotkać lub zdzwonić. Ale tak stanie się tylko, jeśli program będzie faktycznie wysokiej jakości, a przede wszystkim będzie w sposób jakościowy wprowadzany w całej Polsce.
Przygotowali Leszek Milewski i Przemysław Mamczak
Fot. Newspix
KOMENTARZE DODAJ KOMENTARZ