Pół roku w 36 godzin? Za nami 13. edycja Lech Cup

Po Lech Conference przyszedł czas na Lech Cup, czyli jeden z najlepszych i najbardziej renomowanych turniejów juniorskich w Polsce. Jak co roku do Poznania zostały zaproszone topowe akademie w Europie w kategorii U-12.

Pół roku w 36 godzin? Za nami 13. edycja Lech Cup

Turniej jest stałym cyklem i częścią składową Lech Conference. Co roku w pierwszy weekend grudnia do Poznania przyjeżdżają zaproszone akademie, by sprawdzić się na tle rywali z różnych zakątków Europy. Do rywalizacji w 13. edycji turnieju oprócz gospodarzy stanęły Slavia Praga, Hertha, Benfica, Austria Wiedeń, Anderlecht i dwie drużyny z Londynu – Chelsea i Arsenal. W tym gronie znalazły się dwa zespoły, które po raz pierwszy zagrały w Lech Cup. Skąd taki dobór drużyn? Dyrektor turnieju Hubert Nowacki spieszy z wyjaśnieniem.

– W tym roku mamy dwóch debiutantów, czyli Arsenal i Benfice. Bardzo się z tego cieszę, bo kluczem doboru drużyn jest jakość. Celem jest, żeby nasza akademia mogła się ogrywać z naprawdę dobrymi drużynami. Po drugie, nasi zawodnicy mają budować w sobie świadomość, że ta Europa nie jest taka straszna. Po trzecie, Lech Cup wzmacnia nasz wizerunek jako akademii, że potrafimy nie tylko sportowo, ale też organizacyjnie być czołówką, jeśli chodzi o nasz kraj. Dla mnie jako koordynatora tej imprezy jest ważne, żeby rotować tymi drużynami. Nie chciałbym, żeby te turnieje były zbyt nudne i monotematyczne dla widzów. Wcześniej było 10 drużyn, a teraz zdecydowaliśmy się na osiem, ponieważ pierwszego dnia gramy w systemie ligowym i gramy na jednym boisku. Gdybyśmy grali pod balonem i mielibyśmy dwa boiska, wtedy dałoby się zorganizować więcej meczów w jednym czasie. Aczkolwiek, dzięki temu, to jest właśnie siłą Lech Cup i tworzy jego większy prestiż. Dostępność jest mniejsza i jesteśmy jedyną drużyną z Polski, która występuje w turnieju.

Trenerzy, którzy biorą udział w Lech Cup, już często w styczniu piszą, czy możemy zabukować im miejsce na przyszły rok. Mam bardzo dobry kontakt z Manchesterem City i w tym roku musiało paść na nich, bo nie chce trzymać stałego garnituru drużyn. Nie powiem, że byli obrażeni, ale było im przykro z tego powodu, bo staram się rotować drużynami. To pokazuje, że cieszyli się tym turniejem. Hertha uważam, że tak samo czułaby się skrzywdzona, gdyby nie wystąpiła w tegorocznym Lech Cup. Są przecież najbardziej utytułowanym zespołem w turnieju. Cztery lata temu wygrali ostatni tytuł, a wcześniej wygrali go trzy razy pod rząd. Sparta Praga również żałowała, że w tym roku wybór padł na Slavie. – kończy Hubert Nowacki.

***

Lech Poznań przystępował do rywalizacji w roli obrońcy tytułu, który poznaniacy wywalczyli w ubiegłym roku. Na trzy dni przed organizacją turnieju gruchnęła wiadomość, że Lech Cup może się nie odbyć. Na hali Arena, która od lat jest miejscem organizacji Lech Conference i Lech Cup, zawaliła się część sufitu. Dla organizatorów było to nie lada wyzwanie, bo przygotowania do turnieju trwają blisko od pół roku. Ludzie odpowiedzialni za to spore przedsięwzięcie musieli znaleźć nowe miejsce i przygotować całe wydarzenie pod kubaturę i wymiary nowej hali. Pewnie sami znacie to uczucie, jak przygotowujecie coś od dłuższego czasu, a nagle cytując klasyka „cały misterny plan w pizdu”.

– Miałem wszystko poukładane organizacyjnie i nagle w środę o godzinie 13:00 dowiaduje się, że Arena będzie zamknięta. Po pierwsze zwołaliśmy sztab kryzysowy, nowe przygotowania i poszukiwania nowej hali. Od nowa dopinanie szczegółów i przedelegowanie wszystkich podwykonawców. Wymierzenie hali, zaaranżowanie koncepcji, gdzie co jak, szatnie i wolontariusze… Pół roku w 36 godzin. Spałem średnio po trzy godziny na dobę, ale mam dobrych ludzi ze sobą, którzy współorganizują to wydarzenie. Lech Cup to nie jest tylko mój sukces. Podkreślam, że bez tych 40 wolontariuszy plus osób w biurze zawodów, turniej by się nie odbył. Każdy wykonał kawał dobrej roboty i to jest warte podkreślenia. Bez tych ludzi bym nic nie zrobił. Gdybym miał wydelegowane słabe osoby, to nie udałoby się zorganizować Lech Cup w tak krótkim czasie. – podkreśla Hubert Nowacki.

Dla mnie rzeczą najtrudniejszą byłoby odmówienie tego turnieju. Nie w sensie organizacyjnym, a bardziej pod kątem sentymentalnym i wizerunkowym. Jesteśmy naprawdę solidną marką, jeśli chodzi o turniej na arenie międzynarodowej, czego dowodem jest moje spotkanie dzień przed Lech Cup ze sztabami uczestników i podziękowania od nich, że jak dotarła do nich informacja, to mimo wszystko nie odwołaliśmy turnieju. – z uśmiechem przyznaje dyrektor Lech Cup.

Turniej nie został odwołany, więc w piątek, na dzień przed turniejem, w Poznaniu zjawili się wszyscy zawodnicy i goście uczestniczący w Lech Cup. Jak wygląda organizacja i opieka nad drużynami, które przyjeżdżają z różnych zakątków Europy? Przypominamy, że mowa o 12-letnich chłopcach, których trzeba objąć specjalną opieką.

– Każda z drużyn ma wydelegowanego swojego opiekuna, by po pierwsze czuli się pewnie. Wysyłam mailowo specjalnie przygotowane graficznie foldery, gdzie na pierwszej stronie znajdują się namiary na oddelegowanego przez nas opiekuna. Z kolei drużyna przyjezdna wysyła mi numer do ich tour leadera. Na dwa-trzy tygodnie przed Lech Cup wymieniają się kontaktami, żeby wiedzieli kto z kim ma się komunikować. Wysyłamy naszego opiekuna nawet do Berlina, jeśli tam odbieramy drużynę. Wracają do hotelu i w zależności od godziny przyjazdu mają zaaranżowany obiad i inne zajęcia. Później sesja zdjęciowa, która służy nam do prezentacji zawodników podczas samego turnieju. Wieczorem jest spotkanie ze sztabami drużyn. Przyjeżdża sędzia i tłumaczy zasady turnieju, ja wyjaśniam kwestie organizacyjne, czyli jak będzie wyglądał rozkład meczów i jak będzie wyglądał ich czas wolny. Kończymy zazwyczaj koło 22-23. – mówi Hubert Nowacki.

Drużynami na Lech Cup od lat opiekuję się Karol Jaroni – człowiek zakochany w angielskim futbolu, który w tym roku opiekował się drużyną Arsenalu i wybór drużyny w jego wypadku, nie był przypadkowy.

– Bardzo kibicuje kanonierom. Rok temu miałem przyjemność opiekować się drużyną Chelsea. Jestem fanem angielskiego futbolu, więc dla mnie możliwość opiekowania się angielskim zespołem była czymś super. Jest to dla mnie świetna przygoda, bo również mogę się rozwinąć. W tym roku mamy Arsenal i jest jeszcze lepiej, bo mogę z bliska przyglądać się szkoleniu w moim ulubionym zespole.

Takie firmy jak Arsenal, czy Chelsea starają się zostawić jak najmniej przypadkowi. Sytuacja z halą mogła zaważyć o wycofaniu drużyny z turnieju. Jak w takim razie Anglicy przygotowują się do Lech Cup?

– Na początku września przyjechał gość z akademii Arsenalu, który zajmuje się logistyką, by zobaczyć, jak to wszystko będzie wyglądało. Anglicy kładą bardzo duży nacisk na bezpieczeństwo. Na wszelkie aspekty zabezpieczenia imprezy. W zeszłym roku, jak opiekowałem się Chelsea, podobna osoba pytała mnie o to, gdzie jest najbliższy szpital czy lekarz. Przywieźli nawet swoje nosze. Zmiana miejsca rozegrania turnieju nie była dla nich najlepszą informacją. Oni bardzo nie lubią, jak się im coś wymyka spod kontroli. Był to dla nich trudny moment, bo tak jak wspominałem, zawsze najważniejsze dla nich jest bezpieczeństwo.

Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Opiekun musi być praktycznie cały czas z ekipą, za którą odpowiada. Karol miał tę przyjemność, że przez cały czas trwania turnieju można było łatwo go rozpoznać, bo był ubrany w stroje i dresy kanonierów. W zeszłym roku Karola spotkała dodatkowa niespodzianka związana z opieką nad drużyną. Jak w takim razie wygląda ta opieka z jego strony?

– W dniu przylotu w piątek skontaktowałem się z osobą odpowiedzialną za transport. Powiedziałem, że będę czekał na nich na lotnisku. Każdy wolontariusz dostaje flagę zespołu i tą flagą wita gości na lotnisku. Ja byłem dodatkowo wyposażony w swój prywatny szalik i czapkę, także na pewno łatwo mnie rozpoznali na lotnisku. Jedynie kierownik Chelsea był na mnie zły, że w tym roku jestem po czerwonej stronie Londynu. Jestem z nimi od momentu ich przylotu do Poznania i jadę się z nimi zameldować do hotelu. Tam pomagam im ustalić godziny posiłków i ustanawiamy plan działania na najbliższy weekend. Wiemy, jaki jest terminarz zawodów, ale też chcemy pokazać im miasto. Rok temu po turnieju był także mecz Lecha z Cracovią, tyle że w Poznaniu. Dzięki temu połowa uczestników Lech Cup udała się na stadion, by obejrzeć mecz na żywo. Mieliśmy wtedy taką sytuację, że w Londynie i Poznaniu były bardzo mocne opady śniegu, więc drużyna Chelsea musiała zostać jeden dzień dłużej. Wtedy miałem z nimi dodatkowy dzień extra. Pojechaliśmy tramwajem na kręgle i była to dla nich spora frajda. Robię wszystko, by drużyna nie czuła się samotna. – mówi Karol Jaroni.

Lech Cup jest traktowany bardzo poważnie przez gości pod kątem logistyki wyjazdu. Także Lech Poznań przygotowuje się do tego turnieju. Blamaż nie wchodzi w grę. Na prośbę trenerów, zawodnicy nie byli powołani na ostatnie zgrupowanie kadry wojewódzkiej, by lepiej przygotować się do turnieju. Wracając do anglików, wygląda to również bardzo profesjonalnie. Oddajmy głos Karolowi Jaroni.

– Miałem okazję być na odprawie taktycznej przed turniejem i to była dla mnie wielka sprawa. W sposób, jaki oni podchodzą do szkolenia dzieciaków jest dla mnie niezwykły. Przykładają wagę do najmniejszy szczegółów i za każdym razem podkreślają wartość Arsenalu. Definiują styl gry jako własny i ciągle o tym przypominają. Abstrahując od piłki nożnej, duży nacisk kładą na wyszkolenie dzieciaków. Na 10 chłopaków, którzy przyjechali do Polski, Arsenal zabrał pięciu ludzi ze sztabu. Jest fizjoterapeuta, osoba odpowiedzialna za logistykę transportu, z którą ściśle współpracuje i jest też tzw. player welfare. Tłumacząc, jest to osoba odpowiedzialna za dobrobyt zawodników. Z tego, co z widzę jest to taki psycholog, dobry wujek. Bierze sobie czterech zawodników na bok, daje im zadania na turniej, ale bardziej z aspektu społecznego. Jak mają się zachowywać i jakie mają zadania do wykonania. Wieczorem po pierwszym dniu turnieju wybraliśmy się do miasta. Pokazałem im stadion i jarmark świąteczny. 

Nie zapominajmy z czym, a właściwie z kim jest największy problem w Polsce. Oczywiście z rodzicami. Dzieci 12-letnie czasami jadą na wyjazd na drugi koniec województwa i już jest problem, a co dopiero jak na miejsce rozegrania turnieju trzeba lecieć samolotem. W hali na Morasku weekend był bardzo międzynarodowy, właśnie ze względu na przybyłych rodziców. Czechowie, Austriacy, Belgowie, Portugalczycy no i przede wszystkim Anglicy. Z tych krajów Przybyli kibice, a w tym wypadku rodzice. Organizator nie może ich traktować, jak się traktuje w Polsce kibiców gości na stadionach. Jak w takim razie dba o to taki klub jak Arsenal?

Widzę, że w tym roku więcej rodziców przyjechało z drużyną Chelsea niż Arsenalu. Warto zauważyć, że rodzice znają granice, do której mogą zaangażować się w ten turniej. Co ciekawe, ten opiekun player welfare, nie tylko opiekuje się zawodnikami na turnieju, ale też w trakcie meczu siedzi na trybunach z rodzicami i temperuje ich zapędy, jeśli ingerują negatywnie w to, co dzieje się na boisku. Mogą go pochwalić i cieszyć się, ale jeśli ingerują w jego działania, to dla Arsenalu jest to niedopuszczalne. Co jest istotne, rodzice są też w innym hotelu niż zawodnicy. – mówi Karol Jaroni.

Może w programie certyfikacji szkółek piłkarskich też przydałby się podpunkt o konieczności posiadania takiej osoby? Pamiętajmy, że Arsenal to absolutny top, co pokazuję liczebność sztabu, jaka przyjechała do Poznania. Nie można też odmówić profesjonalizmu ekipie z Poznania. O tym, że traktowali turniej na poważnie, pisaliśmy wyżej. Tutaj dodamy, że oprócz trenera, w sztabie znalazły się jeszcze trzy osoby – asystent Krystian Nowicki, fizjoterapeutka Monika Nowakowska, a także trener bramkarzy, Michał Przybył.

***

Zasady turnieju są dość niekonwencjonalne. Lech Cup rozgrywany jest w ciągu dwóch dni. Pierwszego dnia mecze odbywają się w formie rozgrywek ligowych. Wszystkie drużyny rywalizują między sobą, o awans do najlepszej czwórki turnieju, czyli tzw. grupy ligi mistrzów. Druga czwórka tworzy tzw. grupę ligi Europy. Następnego dnia rozgrywki toczą się naprzemiennie w tych dwóch wspominanych grupach. Wszystko zaczyna się od nowa, a drużyny rywalizują o jak najlepsze pozycje w swoich grupach. Drużyna z pierwszego i drugiego miejsca w grupie ligi mistrzów gra w finale o triumf w całym turnieju. Mecze pierwszego dnia trwają po 12 minut, a podczas zmagań grupowych spotkania trwają 15 minut. Dopiero mecze o bezpośrednią lokatę w Lech Cup składają się z dwóch połów, z których jedna trwa 10 minut.

Znamy już zasady turnieju, więc teraz skupmy się na jego przebiegu. Gospodarze weszli w turniej bardzo źle. Dwie porażki na początku zwiastowały, że będzie bardzo trudno powtórzyć wynik starszych kolegów. Następnie przyszła wysoka wygrana z Chelsea, która pierwszego dnia nie dojechała na turniej. Później lechici znów przerżnęli wysoko Benficą i zapowiadało się, że podopieczni Damiana Sobótki nie będą nawet w stanie zbliżyć się do wyniku z zeszłego roku.

Mimo słabego początku młodzi zawodnicy Kolejorza byli podczas turnieju wyjątkowo rozchwytywani. Jeden z rezerwowych bramkarzy, który ostatecznie okazał się jednym z bohaterów, pochwalił się następującym wydarzeniem. – Nie zagrałem jeszcze żadnego meczu, a już dałem dwa autografy.

Ich młodsi koledzy, którzy pomagają przy organizacji turnieju, zarzekali się, że za rok oni na pewno będą triumfować. Tymi słowami chyba zmotywowali starszą ekipę, bo zawodnicy Damiana Sobótki wzięli się w garść. Trenerzy dokonali kilku zmian i gra wyglądała zdecydowanie lepiej. Wygrana z Austrią Wiedeń i Arsenalem Londyn przywróciła wiarę w awans do grupy ligi mistrzów. Decydujące spotkanie z Anderlechtem było kluczowe. Lechici zremisowali i dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu znaleźli się w finałowej czwórce.

Jedynie Slavia od początku przyjechała do Poznania jak po swoje. Czy w takim razie presja zjada tych młodych chłopaków?

– Widać to, szczególnie po zawodnikach Lecha. Chłopacy grają dobrze, prezentują się świetnie, a tutaj da się zauważyć, że na początku mają spętane nogi i dopiero z czasem się rozkręcają. Widzą, że ta otoczka jest duża. Są to dla nich kolejne przetarcia w meczach z międzynarodowym rywalem, aczkolwiek Ci rywale, też nie grają na co dzień turniejów z takim splendorem, gdzie są ledy, sesje fotograficzne i wypełnione trybuny. Raczej takie turnieje odbywają się na bocznych boiskach. Tutaj jest to trochę bardziej widowiskowe i oni też to odczuwają oraz są bardzo podekscytowani. – wyjaśnia Hubert Nowacki.

Pierwszego dnia zaskoczyła nas słabość drużyny Chelsea. W ośmiu meczach zdobyli tylko punkt. Druga drużyna z Londynu świetnie zaczęła, ale fatalny koniec spowodował to, że Lech z korzystniejszym bilansem bramek wyprzedził kanonierów. Z kolei Austria Wiedeń zaprezentowała taktykę hokejową na ten turniej. Bardzo często starali się grać bez bramkarza, z jednym zawodnikiem z pola więcej. Dominatorem pierwszego dnia była Slavia. Czesi już pierwszego dnia wygrali sześć spotkań i zaliczyli tylko jeden remis, co z automatu stawiało ich w roli faworytów.

Gwoli ścisłości dodamy, że wypytaliśmy trenerów Anderlechtu, Slavii i Chelsea, czy to są najlepsi zawodnicy w poszczególnych rocznikach. Wszyscy się zarzekali, że zespoły przyjechały w swoich pierwszych garniturach, więc trenerzy The Blues po pierwszym dniu musieli się lekko zdziwić, że na ich koncie był tylko jeden punkt. Tabela po pierwszym dniu turnieju wyglądała następująco.

***

Tak jak wyżej pisaliśmy, każda drużyna ma zaplanowaną sesję zdjęciową. Zdjęcia te są potrzebne, bo dzięki temu prezentacja zawodników i sztabów przed meczami wygląda bardzo okazale.

Podczas tej sesji powstał także filmik, który zrobił furorę pod koniec pierwszego dnia. Mowa o UEFA Equal Game. Jeśli nie kojarzycie tej akcji, to przypomnijcie sobie ostatnią reklamę przed rozpoczęciem pierwszej i drugiej połowy meczów w europejskich pucharach. Chodzi o równość, którą promuje UEFA. Lech Poznań we współpracy z europejską federacją i korzystając z obecności w Poznaniu drużyn z różnych kultur i zakątków Europy, przygotował taki oto filmik. Przesłanie jest jedno: Bo wszyscy kochamy piłkę nożną!

W skrócie – propsujemy pomysł. Swoją drogą polecamy spojrzeć na młodego zawodnika Benfici (ten w dredach). Nazywa się Enzo Mikael Silva Barros i patrząc na jego grę, szybkość, drybling oraz poruszanie się po boisku, to Portugalczykom rośnie kolejny świetny skrzydłowy. Na mnie zrobił on największe wrażenie, ze wszystkich zawodników w całym Lech Cup.

***

Jeśli wszyscy myśleli, że drugi dzień turnieju przyniesie spodziewane rozstrzygnięcia, to był w dużym błędzie. Na deser zostawimy sobie gospodarzy i przyjrzymy się reszcie stawki. Najbardziej rozczarowany musiał być wspomniany wcześniej Karol Jaroni. Jego Arsenal, rzutem na taśmę przegrał walkę o „ligę mistrzów”, a następnego dnia przegrał wszystkie mecze w grupie i jedynie uratował 7. miejsce wygrywając z Austrią Wiedeń, która zajęła ostatnie miejsce w tym turnieju.

Największą metamorfozę zaliczyła Chelsea. Z totalnego outsidera pierwszego dnia, trenerzy wyciągnęli wnioski i drugiego dnia nie przegrali żadnego spotkania i zakończyli rozgrywki na 5. miejscu, czyli najwyższym możliwym.

W grupie ligi mistrzów do końca była walka o miejsca w play-off. Jedno co może powiedzieć cały Lech Poznań po jesieni w wykonaniu drużyn młodzieżowych, że nie leży im Hertha. Nie dość, że przegrali z Niemcami w rozgrywkach UEFA Youth League, to w kluczowym spotkaniu turnieju młodzi berlińczycy, także pozbawili szans podopiecznych Daniela Sobótki na grę w finale. Lechitom pozostała walka o trzecie miejsce. Biorąc pod uwagę początek turnieju, mało osób mogło się tego spodziewać.

Przeszedł więc czas na kluczowe rozstrzygnięcia.

Mecz o 7. miejsce:

Arsenal F.C. – FK Austria Wiedeń 8:4

Mecz o 5. miejsce:

RSC Anderlecht – Chelsea F.C. 0:3

W meczu o 3. miejsce lechici mierzyli się z Benficą, która drugiego dnia strasznie zawiodła. Jak wspominał asystent trenera Sobótki – Krystian Nowicki, Portugalczycy drugiego dnia zagrali dokładnie to samo co pierwszego. Lechici zmodyfikowali swoją grę i ustawienie, co przyniosło wymierne efekty. Pierwszego dnia Lech został rozbity przez Benficę, natomiast w kluczowym meczu o podium w turnieju, spotkanie zakończyło się remisem 3:3, co oznaczało rzuty karne. Trybuny wypełniły się, a emocje dopiero się rozpoczęły.

Karne wyrównane, wszystkie trafione. Przyszedł więc czas na grę do pierwszej pomyłki. Młodzi zawodnicy Kolejorza zapomnieli, że strzelali jako drudzy.

Zawodnicy Lecha musieli jeszcze strzelić decydującego karnego. Kolejna ekspresyjna radość po 30 sekundach? Nie ma problemu. Polecamy zwrócić uwagę na mistrza drugiego planu.

Niech ktoś nam powie, że w piłce juniorskiej nie ma pasji albo radości z gry? Radość jest prawdziwa i łzy są prawdziwe. Nie przyciąga to tłumów, ale każdy, kto był na tym meczu musiał wyjść uśmiechnięty z hali Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Takich obrazków jak ten po obronionym i ostatnim karnym brakowało od dawna w Lechu Poznań.

Mecz finałowy był już dużo spokojniejszy. Slavia pokonała Herthę 3:1 i zasłużenie wygrała 13. edycje Lech Cup. Od początku do końca Czesi byli najlepszą drużyną całego turnieju. Wygrali 10 z 11 meczów i zasłużenie sięgnęli po tytuł.

Ostatecznie hala na Morasku spisała się świetnie. O ile na Lech Conference brakowało trochę miejsca do rozmów kuluarowych, o tyle hala UAM spisała się świetnie, jako miejsce rozgrywania Lech Cup. Mniejsza hala, trybuny bliżej boiska, dużo lepszy widok, no i przede wszystkim jest to nowa i komfortowa hala. Pod względem organizacyjnym zaryzykuje stwierdzenie, że tylko Puchar Tymbarku może pochwalić się większym rozmachem, jeśli chodzi o promocje i profesjonalizm. Organizatorzy mimo konieczności zmiany hali spisali się na medal.

Warto wspomnieć, że cały turniej był transmitowany na żywo w telewizji klubowej. Rodzice dzieci, którzy nie przybyli do Poznania, byli na bieżąco z wydarzeniami turnieju i mogli oglądać swoje pociechy na żywo.

Na ceremonii wręczenia nagród Rafał Ulatowski powiedział do wszystkich zgromadzonych: – Znaleźliśmy nowy dom dla turnieju. Trudno się nie zgodzić. Poznańska hala Arena jest żywym przykładem, że w Polsce był taki okres jak PRL. Swoją drogą, żeby tak duże miasto, jak Poznań nie miało porządnej hali?

Do zobaczenia za rok.

Dawid Dobrasz

fot. własne / tabela – Akademia LP