Zawsze pierwsza. Młoda trenerka podbija męski świat futbolu

– Piłka jest jedna. Pozwólmy jej rozwijać się w każdym wydaniu. Wszyscy, którzy kochają futbol, powinni mieć możliwość być blisko niego – o przełamywaniu stereotypów i zdobywaniu kolejnych niezdobytych dotychczas szczytów w męskim świecie piłki nożnej mówi Nina Patalon, selekcjonerka kobiecej reprezentacji Polski U-17 i pierwsza Polka na kursie trenerskim UEFA Pro.

Zawsze pierwsza. Młoda trenerka podbija męski świat futbolu

Pierwsza Polka z kursem UEFA A, pierwsza ubiegająca się o najwyższe uprawnienia UEFA Pro. Czuje się Pani specjalistką od przecierania szlaków?

– Nigdy tak o tym nie myślałam, ale taka wewnętrzna potrzeba rozwijania się towarzyszy mi od zawsze. Cieszę się, że mam w sobie siłę, odwagę i motywację, ale nie zastanawiam się, czy moje działania są pionierskie, czy nie. Kto wie, może dzięki mnie koleżanki będą miały łatwiej?

W wywiadach podkreśla Pani, że kobiecie w futbolu jest dziś znacznie łatwiej niż wtedy, gdy była Pani małą dziewczynką kopiącą piłkę z kolegami. Czy będąc jedyną, musiała Pani wiele razy coś komuś udowadniać?

– Na początku na pewno tak, bo zawsze ktoś musi mieć trudniej, żeby później inni mogli mieć łatwiej. Ten pierwszy musi się odważyć, żeby móc zarażać środowisko i przyciągać osoby z tą samą pasją. Dziś, kiedy dookoła jest wiele klubów i akademii, dziewczynkom zdecydowanie łatwiej spełniać piłkarskie marzenia.

Katarzyna Kiedrzynek i Paulina Dudek w PSG, Ewa Pajor w Wolfsburgu, Aleksandra Sikora w Juventusie. Ich przykłady mogą być magnesem, przyciągającym dziewczynki do piłki?

– Na pewno są tym magnesem i pełnią rolę ambasadorek piłki kobiecej w Polsce. Grają w fantastycznych klubach, są na topie. To wszystko wpływa na wyobraźnię najmłodszych zawodniczek, które patrząc na dziewczyny wierzą, że „chcę” znaczy „mogę”. Kasia, Paulina, Ewa czy Ola są dla młodszych koleżanek prawdziwymi idolkami. Wszystkie mają ogromne umiejętności, dzięki którym trafiły na szczyt.

Idolki już mamy, ale ciągle brakuje bodźca, który wywołałby boom na piłkę kobiecą w Polsce. Na pewno mógłby nim być awans reprezentacji na wielki turniej.

– Sukces jest niezbędny, żeby zarażać masy, ale powinien też być zaplanowany. W tej chwili faktycznie mamy kilka topowych zawodniczek, ale to ciągle za mało. Musimy mieć świadomość, że w krajach Europy Zachodniej takich dziewczyn są setki, spośród których tworzy się zespół. Sukces wymaga systematycznej pracy, planu i czasu. Nie wychowamy kilkuset topowych zawodniczek w rok czy nawet pięć lat, bo na to potrzeba przynajmniej dekady. Najważniejsze, że pierwsze gwiazdy już są. Za nimi przyjdą kolejne pokolenia.

Wspomniana Paulina Dudek piłkarską przygodę zaczynała od udziału w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. To największe w Europie rozgrywki piłki dziecięcej, w których co roku 20-40 procent uczestników stanowią dziewczynki.

– I to zasługuje na podkreślenie, bo wyróżnia nas na tle innych krajów. Uważam, że Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” zrobił wspaniałą rzecz dla futbolu kobiecego. Te rozgrywki docierają do mentalności, dotykają aspektów społeczno-socjologicznych i na przestrzeni lat spowodowały realną zmianę. Widać, że coraz więcej dziewczynek gra w piłkę, czuć rosnące zaangażowanie całych rodzin i coraz większą dostępność tego sportu w całej Polsce. Turniej wychował nam piłkarki jak Paulina, ale przede wszystkim wychował pokolenia ludzi obytych z piłką w wykonaniu dziewczynek, dla których jest to całkowicie naturalna rzecz. Ten niesamowity wpływ na całe środowisko to chyba największy sukces Turnieju.

Dla Pani, selekcjonerki reprezentacji U-17, Turniej jest też istotny pod kątem selekcji najbardziej utalentowanych zawodniczek. Pozwala monitorować ich postępy od najmłodszych lat.

– Tak, dla mnie to oczywiście najważniejszy aspekt Turnieju. Dzięki niemu 12-letnia nieprzeciętnie utalentowana zawodniczka jest ściśle monitorowana, wspierana przez udział w Letniej i Zimowej Akademii Młodych Orłów i ma szansę jak najszybciej trafić do szkolenia reprezentacyjnego. To wszystko sprawia, że polska piłka kobieca rośnie w siłę, bo te talenty są wyłapywane i wiemy o nich bardzo dużo. To właśnie stanowi fundament całego szkolenia reprezentacyjnego.

W rozwijaniu pasji kluczowe jest wsparcie najbliższych. Rodzice akceptowali Pani miłość do futbolu?

– Ja akurat miałam bardzo duże wsparcie, dzięki któremu mogłam obalać stereotypy i walczyć o pełną akceptację. Dziś dziewczynkom faktycznie jest łatwiej, ale kiedyś, jeśli byłam jedna na osiedle, miejscowość czy nawet całe województwo, to trzeba było walczyć o swoje. Moja mama zawsze powtarzała, że jeśli chciałabym jeździć na słoniu, bo będzie mi to sprawiało radość, to mam jeździć (śmiech). Nie ulega jednak wątpliwości, że wsparcie rodziców to kluczowy element rozwoju młodego zawodnika.

Czyli mała Nina znajdowała pod choinką piłkę?

– Oczywiście! Moja miłość do futbolu rozpoczęła się na dobre w wieku 7-8 lat. Bliscy szybko zorientowali się, że to coś więcej niż tylko chwilowe zauroczenie. Już wtedy bardzo dużo czasu poświęcałam, żeby codziennie przez kilka godzin rozwijać umiejętności. Wtedy nie było łatwo o klub czy miejsce do grania, ale piłka towarzyszyła mi zawsze, dlatego piłkarskie prezenty były naturalne i najbardziej przeze mnie wyczekiwane.

Gdzie sięgają Pani trenerskie marzenia? Chciałaby Pani zostać polską Corrine Diacre, która jako pierwsza kobieta prowadziła męską drużynę Clermont Foot z Ligue 2? A może spełnieniem marzeń byłaby praca z seniorską reprezentacją kobiecą?

– Życie ma to do siebie, że nawet 2-3 miesiące mogą wywrócić je do góry nogami. Można wiele planować, a później te plany są weryfikowane. Dla mnie najważniejsze, żeby moja praca sprawiała mi przyjemność. Każdemu wyzwaniu chętnie stawię czoła, a każdą okazję potraktuję jak szansę. Moja aktualna praca z kadrą U-17 jest olbrzymią nobilitacją, bo reprezentacja Polski to zawsze szczyt marzeń każdego szkoleniowca. Cieszę się z miejsca, w którym jestem, ale moje marzenia oczywiście sięgają dalej. Jestem młodym, cierpliwym trenerem i wierzę, że jeszcze dużo przede mną.

Wspomniana Corrine Diacre przekonuje, że język futbolu jest uniwersalny i – oprócz tych wynikających z anatomii – nie ma różnic w piłkarskim treningu kobiet i mężczyzn. Podpisuje się Pani?

– Tak, bo piłka jest jedna. Oczywiście nad motoryką czy obciążeniami pracujemy inaczej i są pewne aspekty różniące kobietę i mężczyznę, z którymi nie ma co polemizować, ale nie powinniśmy ciągle tego rozgraniczać. Po prostu pozwólmy futbolowi w każdym wydaniu się rozwijać. Piłka jest jedna i wszyscy, którzy ją kochają, powinni mieć możliwość być blisko niej.

To, że piłka jest jedna, doskonale widać na etapie szkolenia, kiedy dziewczynki do 12.-13. roku życia grają i trenują razem z chłopcami.

– Nawet do 15. roku życia, dopiero potem z racji różnic fizycznych ograniczają to przepisy. Do tego czasu dziewczynki mogą spokojnie rywalizować z chłopcami, sama też z nimi grałam i uważam, że to najlepsza szkoła. Na pewnym etapie trzeba oczywiście tę rywalizację oddzielić, ale wspólne treningi przynoszą korzyści wszystkim.