Obrona tytułu? Dziewczynki z Krosna cel mają jasny

Styczeń to czas planowania. Wielu z nas na początku nowego roku ustala sobie cele na kolejne miesiące. Nieco inaczej wygląda to w przypadku dziewczynek grających w piłkę w Krośnie. One funkcjonują w innych realiach.

Obrona tytułu? Dziewczynki z Krosna cel mają jasny

Marcin Maculski to trener drużyny Beniaminek Girls. Postanowiliśmy dowiedzieć się od niego, dlaczego o krośnieńskich zawodniczkach co roku jest tak głośno. Głośno, głównie ze względu na Turniej „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku”, w którym w ostatnich latach odnotowały wiele sukcesów.

Choć wygrały przed rokiem, a wcześniej dwukrotnie sięgały po srebrne medale na szczeblu krajowym, młode piłkarki nie zamierzają spocząć na laurach. Poprzeczkę przed kolejnymi edycjami rozgrywek zawieszają sobie coraz wyżej.

Marcin Maculski: Turniej „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” to dla naszych dziewczynek numer jeden. Myślę, że w całej Europie jest to najlepiej zorganizowany i największy taki event. Jeździłem po wielu turniejach w Polsce. Puchar Tymbarku to jednak inny poziom. Organizacyjnie wygląda perfekcyjnie, jest także zawsze zrobiony z dużą „pompą”. Dzieciaki, które zobaczą, jak wyglądają choćby finały wojewódzkie, w następnym roku myślą tylko o tym, by znów powalczyć o wyjazd do Warszawy.

Pańskie podopieczne dopytują o to, kiedy kolejne rundy, mecze?

Oczywiście! My mamy też to szczęście, że jesteśmy zawsze w ścisłej czołówce turnieju. Kończy się jeden, dzieciaki myślą już więc o kolejnym. To najważniejszy dla nich turniej w roku, niekwestionowany numer jeden.

Z ilu drużyn składa się sekcja Beniaminek Girls?

Mamy trzy kategorie wiekowe – U8, U10 i U12. Trenujemy jednak w dwóch grupach. Jedna złożona jest z dziewczynek U12 i najzdolniejszych w U10, a drugą tworzą pozostałe, młodsze. Dążymy, by stworzyć jeszcze jedną grupę. Dzielimy je poziomami.

Piłkarkami Beniaminka są tylko zawodniczki z Krosna?

Nie, mamy nawet zawodniczkę z Wielopola Skrzyńskiego, która dojeżdża do Krosna 45 kilometrów! To duże wyrzeczenie dla rodziców, którzy dwa czy trzy razy w tygodniu są zmuszeni pokonywać tę drogę na trening. Prawdziwa pasja.

W Pucharze Tymbarku rok rocznie odnosicie wielkie sukcesy.

W ostatnich trzech latach trzykrotnie udawało się nam awansować do finału na Stadionie Narodowym. Dwukrotnie zajmowaliśmy drugie miejsca, a w poprzednim sezonie okazaliśmy się najlepsi w Polsce. Mówię o kategorii U10, chociaż dwa lata temu z kategorią U12 też zajęliśmy wysokie czwarte miejsce. Przed rokiem ta drużyna uplasowała się natomiast na piątej pozycji. Na Podkarpaciu zdominowaliśmy konkurencję, w każdej z kategorii jesteśmy też w krajowej czołówce.

Jeden sukces może być dziełem przypadku, ale przy tylu kolejnych triumfach trzeba już mówić o systemie.

To najbardziej mnie cieszy! Jest powtarzalność. Trzy lata temu znaleźliśmy się w finale i wszyscy zastanawiali się czy to nie był przypadek. Nie był, udowodniliśmy to.

Pierwsze koty za płoty, chociaż wygrać z Inowrocławiem w finale się nie udało.

Tak, zapłaciliśmy frycowe. Graliśmy wysoko, pozwalałem dziewczynom na dużo swobody, odważnej gry 1×1. Przeciwnicy nastawili się za to na kontry i wykorzystali je, wygrali 3:1.

Jak więc to robicie, że jesteście ciągle, jak pan powiedział, „w krajowej czołówce”?

Gramy swoje, trenujemy. Chcemy, by dzieciaki miały jak najwięcej radości z gry w piłkę nożną.

Czyli po prostu nie chcecie grać z dziećmi w piłkarskie szachy, a szukacie… zabawy. Z czego jest pan szczególnie dumny?

Największym moim sukcesem jest, że nie wiem która zawodniczka kiedy mnie zaskoczy. Przez ostatnie trzy lata pięć moich zawodniczek zostawało królami strzelców turnieju, bądź uznawano je ich najlepszymi zawodniczkami. Pięć różnych nazwisk, pięć różnych dziewczyn. To o czymś świadczy. Jadąc na kolejne turnieje, nie wiem która wystrzeli. Większość drużyn w Pucharze Tymbarku opierało się na jednym czy dwóch talentach, Beniaminek jest inny.

To pewnie owocuje powołaniami na zgrupowania Letniej czy Zimowej Akademii Młodych Orlic?

Ostatnio powołano trzy dziewczynki, teraz będzie pewnie więcej. Mamy taki system, że ogrywamy zawodniczki młodsze, by nabierały cennego doświadczenia.

Dziewczynki marzą o piłkarskich karierach czy traktują grę w futbol jako szkolną przygodę?

Niektóre mają takie marzenia. Jestem jednak daleki od jakiś przypuszczeń w tym kierunku, bo przed tymi 10- czy 12-latkami jeszcze bardzo długa droga. Podobnie jak u chłopców sporo będzie zależeć od momentu przejścia z etapu juniora do seniora. Frekwencje podczas zajęć mam znakomite, myślę, że któraś z moich podopiecznych trafi w przyszłości do reprezentacji Polski.

Dlaczego został pan trenerem dziewczynek, a nie chłopców?

Kiedyś prowadziłem zajęcia chłopców, które oglądały dziewczynki. Zapytałem je, czy nie miałyby też ochoty pograć i… tak to się rozpoczęło. „Czemu nie?” – stwierdziły. Jako drużyna szkolna pojechaliśmy na zawody, później zaczęliśmy odnosić sukcesy już w barwach Beniaminka. Wszystkie najlepsze dziewczynki trafiają teraz pod moje skrzydła.

Występ w ogólnopolskim finale turnieju, transmitowanym w telewizji, to duże wyzwanie dla trenera?

Pierwszego razu się nie da opisać. Emocje są niesamowite. Nie dziwię się dzieciakom, bo dla mnie to był wielki stres. Człowiek rozgląda się dookoła, wszyscy oglądają mecz. Redaktor Zimoch nawet w trakcie spotkań zadawał nam pytania, tworząc wielkie widowisko! Szatnia, odprawa… wspaniałe wspomnienia.

Odprawa – brzmi jak całkiem profesjonalne przygotowanie do rozgrywek.

Trener Czesław Michniewicz śmiał się ze mnie, że nie pozwoliłem moim dziewczynkom oglądać finału Ligi Mistrzów, tylko oglądaliśmy nasze spotkanie grupowe z finałowym rywalem. Chcieliśmy zobaczyć jakie popełniliśmy błędy, wyciągnęliśmy  z nich wnioski.

W Krośnie mówicie o góralskim charakterze wychowanków Beniaminka. Czy w przypadku dziewczyn również istnieje coś podobnego?

Coś w tym jest. Na turniejach ogólnopolskich wszyscy pytają mnie, jak to robimy na Podkarpaciu, że aż tyle „silnych” zawodniczek mamy w jednym zespole. Nie po jednej czy dwóch wybitnych na rocznik, u nas równa jest cała szóstka. Grzegorz Raus, nasz prezes, powtarza, że Krosno to kopalnia talentów. To nie jest duże miasto, ale talenty pojawiają się na każdym kroku.

Turniej „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” wpłynął na poziom piłki kobiecej w Polsce?

Zdecydowanie! Poziom nawet Pucharu Tymbarku jeszcze 9 lat temu był kompletnie odmienny. Dużo niższy. Wszystko poszło do przodu. Coraz więcej dziewczynek trenuje piłkę nożną, wszystko się rozkręciło i medialnie zostało znakomicie opakowane. Teraz w całym kraju stworzono drużyny dziewcząt. Myślę, że otoczka i organizacja Pucharu Tymbarku były w tym procesie nieocenione.

Pamiętajmy, że dla każdej uczestniczki finały ogólnopolskie to wielka przygoda. Spotkanie z reprezentacją Polski, cztery dni w Warszawie, porządny hotel, precyzyjnie określony od A do Z plan dnia i liczne atrakcje. Teraz więc trudno, by nie myślały o jednym – o powtórzeniu swojego sukcesu.

Podobno całe Krosno wam kibicuje. To prawda?

W Krośnie nie odnosimy za wielu sukcesów w sportach drużynowych. Mamy na poziomie ekstraklasy koszykówkę i tenis stołowy, więc fajnie, jak drużyna z naszego miasta jest czołową w Polsce. Zawsze za nami przyjeżdża do stolicy wielu kibiców. Rodzice, trenerzy z klubu, wszyscy jadą dopingować na Stadion Narodowy. Nawet podczas transmisji telewizyjnej było widać ogromne wsparcie ze strony trybun.

Czyli całe Krosno szykuje się już na kolejną majówkę w Warszawie?

Nie chcę składać żadnych deklaracji. Wszystko może się zdarzyć, bo przecież jeden przegrany mecz, np. w półfinale,  powoduje, że awansuje ktoś inny. Tego też jednak życzę innym trenerom, bo każdy powinien spróbować takiej rywalizacji, przeżyć to, co ja miałem okazję przeżyć już kilka razy. Dla dziewczyn celem jest jednak obrona tytułu. Są bardzo zdeterminowane i one poprzeczkę zawieszają sobie jak najwyżej!

Rozmawiał PRZEMYSŁAW MAMCZAK