„W trudnych warunkach do celu” – powtarza nieustannie Bartosz Majchrzak, koordynator grup młodzieżowych Warty Poznań. Co trudne warunki oznaczają w kontekście szkolenia w stolicy Wielkopolski? Jak codzienność akademii przy Drodze Dębińskiej wygląda od wewnątrz? Sprawdziliśmy to w ramach cyklu „Liga od Kuźni”!
W Warcie na początku sezonu brakowało nawet wody, nie wspominając wiele o burzliwych zmianach właścicielskich czy tym, że klub nie mógł rozgrywać meczów na własnym stadionie. W akademii z problemami starają się jednak radzić wyciskając maksimum z tego, co mają. Albo czego właściwie nie mają… Idzie im jednak całkiem nieźle, jeśli spojrzymy chociażby na Centralne Ligi Juniorów U-15 czy U-17, w których klub z Wildy ma swoich przedstawicieli.
– Bardzo stawiamy na swoją młodzież. Uważamy, że silny klub może istnieć tylko wtedy, gdy będziemy mieli silną młodzież. Jeżeli będziemy mieli dobrych młodych zawodników, którzy są w stanie zasilić pierwszy zespół, możemy mówić o silnym klubie. Jeżeli silny będzie tylko pierwszy zespół, a zaplecze młodzieży słabe, chyba nie tędy droga – mówi Damian Kęcel, dyrektor pierwszoligowca.
Warciarze przywitali nas bardzo nietypowo. – Około dziesięciu lat temu podjęliśmy współpracę z Klubem Sportowym Warta. Przyszły do nas dwie klasy i na poziomie liceum ogólnokształcącego mieliśmy zawodników grających w klubie. W tym roku do liceum przyjęliśmy dwie klasy pierwsze, bo chłopcy nie chcieli być w tylko męskich grupach. Wymieszaliśmy ich z siatkarkami, tancerkami, by urozmaicić życie szkolne. Wyszło na dobre, bo współpraca układa się nam lepiej niż w klasach czysto męskich – przyznaje Beata Rusinek, dyrektor Liceum Ogólnokształcącego Mistrzostwa Sportowego, po wejściu do którego zobaczyliśmy… próbę poloneza.
Wielką wartość we współpracy z LOMS widzi wspomniany na samym wstępie Majchrzak. – Dużym atutem, jeśli chodzi o nasz klub, jest struktura w klasach sportowych od piłki 11-osobowej, czyli od etapu U14. Najstarsze grupy trenują rano, a po południu mają treningi indywidualne.
A co z grupami młodszymi? – Pierwszy projekt, pięć lat temu, dotyczył Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Po wygaszeniu gimnazjum pozostało tylko LOMS, gdzie mamy trzy licealne klasy. Drugą szkołą współpracującą z Wartą jest SP 21, gdzie mamy klasy siódmą i ósmą, a od przyszłego roku chcemy ruszyć z naborami do klas czwartych.
Wysoki poziom nauki w klasach sportowych swojej szkoły chwali Monika Michalak, przebojowa dyrektor SP 21. Jej dwóch synów trenowało w Warcie, a szkołę kończyli m.in. dzisiejszy koordynator akademii czy były ekstraklasowy piłkarz Arkadiusz Miklosik.
SP 21 oraz LOMS pozwalają też odciążyć budżet akademii. Szkoły płacą dużą część trenerskich wynagrodzeń.
Do liceum należy bursa, którą zamieszkują wyłącznie jego uczniowie. Jako że poznaniacy stawiają głównie na zawodników lokalnych, bursę zamieszkuje tylko kilka osób związanych z sekcją piłki nożnej.
Majchrzak: – Dobry kontakt z wychowawcami pozwala na utrzymanie odpowiednich poziomów nauki i zachowania u naszych zawodników. Możemy monitorować ich z tej strony.
Rusinek: – My, jako szkoła mistrzostwa sportowego, funkcjonujemy na innych zasadach, niż szkoły, które mają klasy sportowe. Mamy podpisaną umowę z klubem, w którym trenują zawodnicy. Jedną godzinę wuefu realizują oni w szkole i są to zajęcia ogólnorozwojowe. Pozostałe godziny z podstawy programowej realizowane są przez trenerów zatrudnionych w naszej szkole w formie treningów piłkarskich.
A w całym LOMS uczniów występujących w barwach Warty jest siedemdziesięciu. Czy taka kumulacja młodych piłkarzy nie sprawia nauczycielom problemów? – 21 lat temu wypuściłam w świat klasę z piłkarzami Warty i to była najwspanialsza klasa, z jaką pracowałam przez 35 lat swej pracy w szkole mistrzostwa sportowego. Zawsze lubiłam męskie, piłkarskie klasy. Można się było z nimi dogadać. Uprawianie sportów drużynowych pomaga w zdyscyplinowaniu klas, są one też bardzo zżyte, jeden na drugiego może zawsze liczyć. To jest szalenie pozytywna strona, nigdy nie miałam wychowawczych problemów z piłkarzami – podsumowuje pani dyrektor.
Utrudnieniem jest za to lokalizacja szkoły, gdyż boisko treningowe jest oddalone od niej o kilka kilometrów. Przejazdy komunikacją miejską są dość obciążające.
Co ciekawe, w tej samej szkole indywidualny tok nauczania realizuje kilku zawodników… Lecha.
U boku tak uznanego konkurenta, bo „Kolejorz” to jeden najlepiej szkolących w kraju podmiotów, funkcjonowanie nie jest łatwe. Warta zawsze będzie tym drugim wyborem. „Zieloni” nie zamierzają jednak z tego powodu rozpaczać.
W swoich działaniach szukają innowacji, chcą zrobić coś innego. Wymyślili sobie na przykład, że najbardziej uzdolnionych wychowanków będą bardzo szybko przesuwać do drużyn seniorskich. Wcześniej dokładnie ich monitorując.
– Chciałbym, by najzdolniejsi chłopcy z Warty Poznań jak najszybciej trafiali do pierwszego zespołu. Stąd przesunięcia w grupach młodzieżowych do wyższych roczników, stąd Ścieżki Indywidualne Zawodników. Kilku chłopaków uczestniczy już w zajęciach pierwszego zespołu. Filip Fiborek i Kajetan Szmyt to jednak początek. Chcemy zrobić to profesjonalnie – mówi dyrektor zarządzający klubu Tomasz Wichniarek.
Na czym polegać mają więc Ścieżki Indywidualnego Rozwoju? – Tworzyliśmy je przez dłuższy czas. Program pod pierwszy zespół będzie dotyczył grup od U14 w górę. Program indywidualnej pracy i ścieżek rozwoju wprowadzać będziemy jednak już u młodszych chłopców. Wybijający się gracz w roczniku ma otrzymywać szansę pójścia wyżej. Chcemy pracować indywidualnie, wzmacniać wiodące cechy zawodników i na nich chcemy się skupiać. Chcemy też tworzyć graczy wszechstronnych, którzy nie będą ukierunkowani tylko na jedną pozycję.
Dopytujemy – co to dokładnie oznacza? Wichniarek: – Przede wszystkim chcemy, by zawodnicy szybko reagowali na wydarzenia boiskowe. To wiąże się oczywiście z nienaganną techniką, bo wtedy czas reakcji można skrócić. To podstawowa sprawa, chociaż ważna też jest dla nas motoryka. Będziemy starali się też wybierać chłopców o typie bardziej szybkościowym.
Do pierwszego zespołu trafił już wspomniany Szmyt. Ma 16 lat. Im wcześniej w pierwszym zespole, tym lepiej. To więcej czasu na adaptację do seniorskiego poziomu i realiów panujących w piłce profesjonalnej. Ale Wichniarek „nie chce też wariować”, by w szeregi pierwszoligowca wkomponowywać 14- czy 15-latków. – Chyba, że trafi się jakaś wybitna jednostka – zaznacza.
Na co więc liczyć mogą ci wybitni? – Dla najlepszych będziemy organizować dodatkowe jednostki treningowe. Chcemy, by były one prowadzone w małych, 4-5 osobowych, grupach. Chcemy też, żeby trenerzy różnych grup prowadzili te zajęcia, by było różne spojrzenie na zawodników. Mamy też w planach, by trenerzy pierwszego zespołu brali w tym wszystkim udział. Będą mogli lepiej zaobserwować czy chłopcy nadają się już do piłki seniorskiej, a samych zawodników takie wizyty bardzo zmotywują – podsumowuje Wichniarek.
– Nie ukrywajmy, że najzdolniejsi przetrwają najdłużej, oni mogą się wybić. Z tego tytułu możemy też mieć jakieś finansowe korzyści, bo jeśli zawodnik wypłynie, to klub na nim zarobi – dodaje Majchrzak. – Programem indywidualnego treningu objęta ma być najzdolniejsza młodzież. Elementy na poszczególnych pozycjach, wobec deficytów w indywidualnych umiejętnościach, mają być doskonalone we współpracy trenerów prowadzących ze wspomagającymi.
Dodatkowe zajęcia odbywać się będą raz w tygodniu, choć z biegiem czasu częstotliwość ta ma się zwiększyć do docelowych dwóch jednostek.
Zindywidualizowana praca dotyczy także bramkarzy. – Na dziś mamy czterech trenerów bramkarzy oraz trenera od sprawności ogólnej. Zajęcia są zindywidualizowane. Codziennie każdy trener ma przygotowaną 45-minutową wstawkę przed zajęciami trenującej grupy. Trener prowadzący w części głównej ma do dyspozycji dwóch przygotowanych bramkarzy, już po odbyciu części specjalistycznej.
O ile koncepcja jest bardzo ciekawa, o tyle zauważamy jeden duży mankament. Warta nie ma… zespołu rezerw. To tam, na poziomie trzeciej czy czwartej ligi, ogrywać by mogli się beneficjenci ŚIR.
Majchrzak: – Na pewno ułatwiłoby nam to zatrzymanie zawodników, którzy na dzień dzisiejszy nie rokują, jeśli chodzi o pierwszy zespół. Infrastruktura i możliwości naszego klubu nie pozwalają nam jednak na to, by posiadać zespół rezerw. Zawodników, którzy jeszcze nie są gotowi na pierwszy zespół, ale być może będą w niedalekiej przyszłości, chcemy wypożyczać do innych klubów. Przynajmniej na poziom trzeciej ligi.
Tak było np. z Mateuszem Wypychem, który dwa lata temu „nie rokował”, ale ograł się w Górniku Konin i w jesienią w Warcie zaliczył ponad 500 minut.
Warta współpracuje z lokalnymi klubami z okolic Poznania – Komorniki, Luboń, Tarnowo Podgórne czy Suchy Las. Tych jednak, dla których poziom I ligi to za wysokie progi, oddają do trzecio- czy czwartoligowców: Kotwicy Kórnik, Polonii Środa Wielkopolska, Jaroty Jarocin czy Górnika Konin.
Mówiąc o trudnych warunkach przy Drodze Dębińskiej 12, wszyscy z miejsca myślą o infrastrukturze. Delikatnym będzie stwierdzenie, że budynek klubowy najlepsze lata ma już za sobą.
Obiekt, w którym znajdują się siłownie i szatnie, jest w fatalnym stanie i powinien zostać wyremontowany. A najlepiej zburzony i postawiony na nowo. Dużym plusem z kolei jest lokalizacja klubowej bazy, która znajduje się bardzo blisko ścisłego centrum miasta.
Z boiskami rzecz ma się nieco lepiej. Zespoły młodzieżowe Warty korzystają z dwóch trawiastych płyt przy Drodze Dębińskiej, a dodatkowo juniorzy mają możliwość treningu raz w tygodniu na głównej płycie tzw. „ogródka”. LOMS korzysta z pełnowymiarowego boiska sztucznego przy Rondzie Śródka, a zawodnicy z klas podstawowych trenują na nowoczesnym balonie APR Arena Dębiec.
Kęcel: – KS Warta Poznań dysponuje dwoma naturalnymi boiskami oraz małym, kameralnym stadionem, na którym trenują grupy najmłodszych roczników. Ciężko byłoby wszystkich pomieścić na naszych naturalnych boiskach, przez co mamy projekt szkolny – nasze klasy dysponują boiskiem sztucznym przy ul. Gdańskiej i boiskiem przy SP 21.
Majchrzak: – Naszym atutem są też treningi grup naborowych na głównej płycie boiska. Najmłodsi mają możliwości utożsamiania się z klubem, zobaczenia zawodników pierwszego zespołu. Tam rodzice również mogą czynnie brać udział w treningu, oglądając go z trybun.
To, o czym wspomina Majchrzak, dotyczy grup do U9. Oni nie zniszczą nadmiernie murawy, do której stanu i jakości klub przykłada dużą wagę.
W Warcie dużo do zrobienia jest jeszcze względem całej metodyki szkolenia. O to jednak znów nie jest łatwo, bo nawet koordynator nie ma w klubie etatu. Do doprecyzowania poszczególnych elementów szkoleniowego systemu potrzeba natomiast czasu.
W klubie duża zmiana zaszła w 2000 roku. Trener Andrzej Żurawski rozpoczął projekt, który dziś jest kontynuowany. Powstała szkółka pod patronatem jego syna Macieja, reprezentanta Polski znanego z występów m.in. W Wiśle Kraków czy Celtiku Glasgow. Najważniejsze było w Warcie zawsze to, by zawodnicy byli dobrze przygotowani technicznie.
Trzy lata temu poszli jednak dalej – w projekt szkół, który „pod swoją opieką” ma już Majchrzak. – Trzy lata temu był taki moment, gdy zaczęliśmy więcej współpracować ze sobą. Mówię o trenerach. Zaczęło funkcjonować planowanie, systematyka, coś można było stworzyć i przełożyć na papier. Odmłodziliśmy kadrę trenerską i poszliśmy do przodu – ocenia.
Na jakich płaszczyznach więc widoczny jest progres? – Podniosła się świadomość trenerów, bo wiemy, że pracujemy wszyscy na sukces końcowy. Zawodnika, którego zaczynamy szkolić, nie rozpatrujemy już pod kątem wygranego turnieju w wieku dwunastu lat. Chcemy, by zadebiutował on w pierwszym zespole. Dobrym przykładem tej „polityki” jest Kajetan Szmyt, który w szkółce jest od początku. Wygrywał statuetki, turnieje, ale jest w pierwszym zespole, co jest bodźcem dla trenerów, by jego drogą podążać.
Zaczęli od współpracy, która polegała na podziale całego szkolenia na trzy grupy – najmłodszą, czyli dzieci, młodzieży, głównie piłki 9-osobowej, i piłki 11-osobowej, czyli od U14 w górę.
Majchrzak: – Trenerzy wszystkich kategorii w swoich grupach spotykają się ze sobą, a raz w miesiącu spotykamy się wszyscy, by omówić sprawy szkoleniowe i wyciągać kolejne wnioski. Na dziś naszym dużym plusem jest planowanie. Każdy z trenerów ma zaplanować mezocykl, makrocykl i w dużym szczególe mikrocykl. Wszyscy wysyłamy sobie plany, dzięki czemu inni trenerzy mogą zwrócić uwagę na jakieś aspekty czy wyciągnąć swoje wnioski.
Mikrocykl składa się z części wstępnej, w której trener przygotowania motorycznego zaznacza akcent motoryczny. Część główna składa się z elementów techniczno-taktycznych, a część końcowa to gra lub gra zadaniowa. W każdym dniu elementy te są rozpisane, trener je wysyła i zawiera szczegółowo w swoim konspekcie.
Również raporty meczowe wyglądają na bardzo szczegółowe, a poszczególni trenerzy przygotowują je w formie graficznej. Ewaluacją wszystkiego co robią są natomiast półroczne raporty. Każdy zawodnik po meczu lub turnieju oceniany jest w skali od 1 do 5. Średnia z rundy to wartość dodana do bazy. Przy podsumowaniu i podejmowaniu decyzji wobec przyszłości zawodnika, ta średnia jest istotna. Pchać go wyżej? Wiadomo kiedy. Ocena semestralna to statystyki, opis i wnioski oraz spostrzeżenia trenerów. W rubryce „działania na przyszłość” ujęte jest za to, co każdy z nich chciałby zrobić, w jakim kierunku rozwijać drużynę i zawodnika.
Majchrzak i spółka chcą także rozwijać model gry. – Jesteśmy w trakcie doskonalenia modelu. Naszym wyjściowym ustawieniem jest 1-4-2-3-1. Chcemy w poszczególnych formacjach i na poszczególnych pozycjach doskonalić zadania. Wtedy zawodnicy przechodząc z drużyny do drużyny będą mieli łatwiej.
Dwóch trenerów przygotowania motorycznego raz w tygodniu prowadzi godzinny trening motoryki. Obciążenia monitorowane są poprzez beep test przeprowadzany w okresie przygotowawczym, bo w akademii nie ma natomiast bieżącej kontroli, sport testerów. Dwa razy w roku odbywają się testy sprawdzające szybkość na fotokomórkach.
W klubie nie ma dietetyka, a psycholog funkcjonuje tylko w szkole. Na etacie nie pracuje żaden trener, a wszyscy mają umowy zlecenie. Warta to dla nich dodatkowa praca i muszą uzupełniać domowe budżety pracując w innych szkołach czy firmach. – Nie mamy w Warcie żadnego trenera, który nie pracowałby nigdzie indziej – podsumowuje Majchrzak.
Warta jest „w Poznaniu, dla poznaniaków”. Chce być klubem wielkopolskim, przy europejskim Lechu. Pracownicy przy Drodze Dębińskiej mają świadomość, że nigdy Lechem nie będą , ale zdają sobie też sprawę, że w stolicy województwa wielkopolskiego potencjał piłkarski jest przeolbrzymi. Trzeba go tylko dobrze wykorzystać.
Jak długo próby wykorzystania go i dążenia do osiągnięcia celu będą mieć miejsce „w trudnych warunkach”? Światełkiem w tunelu jest deklaracja miasta, które podobno zamierza niebawem kompletnie przebudować obiekty Warty. Z hurraoptymizmem poczekamy jednak na oficjalne konkrety.
DAWID DOBRASZ
PRZEMYSŁAW MAMCZAK
Wideo: KAROL STĘPNIEWSKI
KOMENTARZE DODAJ KOMENTARZ