Jak to robią Czesi? Na CLJ w Karwinie

„Czemu nie możemy mieć drużyny w ćwierćfinale europejskich pucharów, jak Czesi, skoro mamy większy potencjał”? Takie pytanie zadawało sobie ostatnio wielu kibiców. Postanowiliśmy przyjechać i zobaczyć więc, jak wygląda zaplecze czeskiej Fortuna Ligi.

Jak to robią Czesi? Na CLJ w Karwinie

Moja podróż zaczyna się od dworca kolejowego w Czeskim Cieszynie, gdzie wsiadam w pociąg w kierunku Karwiny. „Ceske drahy”, czyli państwowe koleje naszych południowych sąsiadów, są, przeliczając na złotówki bardzo tanie. Za 16 kilometrów jazdy zapłacimy ok. 1,30 zł.

Wysiadając w Karwinie pierwsze, co się rzuca w oczy, to bardzo szerokie chodniki oraz liczne ścieżki dla rowerzystów. Charakterystyczne są także wszechobecne biało-zielone autobusy. Piesza wędrówka z dworca na stadion trwa pół godziny, ale zespół U-21 nie gra przy boiskach pierwszej drużyny.

Futbol w tym ponad 50-tysięcznym mieście nie ma obecnie się najlepiej. Po awansie do pierwszej ligi trzy sezony temu, w obecnym są na samym dnie ligowej tabeli, a w utrzymanie mało kto wierzy. „Mieszkam 200m od stadionu, ale ani razu nie byłem w tej kampanii na ich meczu” – mówi jeden z mieszkańców.

„Kiedyś chodziłem na ich spotkania, ale teraz nie ma po co. Zatrudnili słowackiego trenera, który pościągał swoich zawodników do siebie, ale nic to nie dało” – dopowiada. Szkoleniowiec, o którym mowa, to Norbert Hrncar. Cztery dni temu jednak go… zwolniono, a w jego miejsce przyszedł Czech Frantisek Straka, który w przeszłości przez kilka spotkań był pierwszym trenerem Arki Gdynia.

Przechodząc do rozgrywek juniorskich, drużyna U-21 rozgrywa swoje spotkania kilka kilometrów dalej. Na pytanie kierowcy w autobusie, czy Czechów interesują te rozgrywki, odpowiada, że raczej nie. Choć, gdyby mnie spytał ktoś z zagranicy, czy Polacy interesują się naszą rodzimą Centralną Ligą Juniorów – moja odpowiedź byłaby podobna.

Piłka juniorska w Karwinie też nie ma powodów do radości. Najstarsze roczniki, czyli U-19 i U-21 zajmują dalekie miejsca w swoich ligach, co może skutkować, grą na niższych szczeblach w przyszłym sezonie. Celem mojej wyprawy był mecz MFK Karwiny z Banikiem Ostrawa w tej starszej kategorii wiekowej.

Kompleks boisk umiejscowiony jest między rzędami blokowisk. Znajdują się tam: dwa pełnowymiarowe boiska trawiaste, jedno mniejsze treningowe oraz sporych rozmiarów orlik, na którym rozgrywane jest to spotkanie.

Czeska młodzieżówka podzielona jest na dwie grupy. W pierwszej znajduje się 12 zespołów, w drugiej 8. Bohaterzy tego artykułu występują w tej mniej licznej. Po 21 kolejkach na swoim koncie mają dwadzieścia trzy „oczka”, co daje im przedostatnie miejsce w lidze. Ostrawa znajduje się trzy lokaty wyżej, ale o utrzymanie mogą być już spokojni. Ich czeka gra w grupie mistrzowskiej.

Na mecz przyszło ok. 100 kibiców, jedni stoją wzdłuż linii boiska, inni siedzą na trybunie, która jest… skierowana w stronę naturalnych boisk, więc trzeba siedzieć tyłem, aby cokolwiek widzieć. Obok mnie siedzi trójka chłopaków, „na oko” 11, 12-letnich. Dwóch z nich ma kibicowskie szaliki, jeden czapkę w barwach klubowych. Widać, że regularnie przychodzą dopingować swoją drużynę. Każdą akcję zespołu skrupulatnie oceniali, przy każdym niecelnym strzale/podaniu byli smutni, ale żeby już po chwili znów dopingować swoich ulubieńców.

Szybki rzut okiem na składy i ten gospodarzy wyróżnia się zdecydowanie bardziej. W Baniku – jedenastu Czechów, w Karwinie mamy za to w pierwszym składzie m.in. Francuza, Iworyjczyka, Bośniaka, Słowaka i Greka.

Spotkanie źle zaczyna się dla miejscowych. Już w 10. minucie musieli zmienić bramkarza, w 16. tracą pierwszą bramkę. „3,4 piłkarzy z tego składu gra w pierwszej drużynie”- mówi mi jeden z wyżej wymienionych chłopaków. Karwina ma jednak szansę po kilku minutach wyrównać, ale źle wykonaną jedenastkę na rzut rożny sparował bramkarz z Ostrawy. Stare porzekadło mówi, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, tym razem także się sprawdza. Chwilę później mamy rzut karny w drugą stronę, a piłka ląduje w bramce. Wynik już się nie zmienia i na przerwę Banik schodzi z dwubramkowym prowadzeniem.

W przerwie meczu większość kibiców udaje się… do przy-stadionowego baru, gdzie mogą zjeść coś ciepłego, albo po prostu przy piwie (dzieci Kofoli, czyli czeskiej Coca-Coli) porozmawiać o wydarzeniach z pierwszej części spotkania.

Sędzia gwiżdże na drugą połowę, czas więc wrócić do oglądania. Pogoda w drugich 45 minutach zaczęła rozpieszczać (18 stopni, słonecznie, lekki wiaterek), czego zdecydowanie nie można powiedzieć o poziomie widowiska. Nie przesadzę, mówiąc, że częściej piłka wylatywała za 10-metrowe ogrodzenie, niż trafiała w światło bramki. Żadnych akcji godnych odnotowania już nie było i to faworyci wracają domu z kompletem punktów.

Po meczu kibice szybko rozjeżdżają się, każdy w swoim kierunku. Kolejna porażka drużyny nie robi już na nikomu wrażenia. Przykro to mówić, ale przyzwyczaili się do nich. Banik nie świętuje na boisku, a od razu zmierzają w stronę szatni. Po kilku chwilach odjeżdżają swoim klubowym autokarem w stronę Ostrawy.

Poziom zaplecza Fortuny Ligi mówiąc delikatnie, nie powala, ale ciężko osądzać po jednym obejrzanym na żywo spotkaniu. Nasza CLJ na pewno nie odbiega, może nawet jest lepsza. Myślę jednak, że poziom naszej młodzieży cały czas idzie w górę, a więc może to i my będziemy mieć za kilka lat drużynę w ćwierćfinale europejskich pucharów?

BARTOSZ LODKO

fot. Newspix.pl i własne