Nie pokazaliśmy jeszcze maksimum naszych umiejętności

Po czterech wygranych z rzędu na początek sezonu grupy B CLJ U-17 Warta Poznań wyrosła na czarnego konia rozgrywek w tym makroregionie. Jednak po serii zwycięstw przyszły dwa przegrane spotkania z Lechem i Lechią, które zawodników „Zielonych” sprowadziły na ziemię. Zapytaliśmy trenera Juniorów Młodszych Warty Kamila Szulca, o przyczyny tych porażek, cele na ten sezon i o szanse jego zawodników na awans do pierwszego zespołu.

Nie pokazaliśmy jeszcze maksimum naszych umiejętności

Po czterech wygranych na starcie rozgrywek przyszła zadyszka? Czy po prostu dwa ostatnie spotkania graliście ze zdecydowanie najlepszymi drużynami w waszej lidze?

– Po części była to zadyszka, ale rywale też wysoko zawiesili poprzeczkę. Aczkolwiek uważam, że zespół Pogoni Szczecin był na wyższym poziomie niż Lechia, a wygraliśmy z nimi 3:2. Taka jest niestety piłka młodzieżowa, regularność nie jest na takim poziomie, jak w piłce dorosłej i mecze są bardzo nierówne.

Czyli najtrudniejszym przeciwnikiem była Pogoń Szczecin?

– Tak. Mecz z Pogonią był o tyle specyficzny, że rzeczywiście byliśmy w 60% skupieni na defensywie, ale byliśmy w tym meczu bardzo konsekwentni w naszych działaniach. Przede wszystkim nie popełniliśmy takiego błędu, jak w meczu z Lechem Poznań, gdzie oddaliśmy przeciwnikowi piłkę i rywal w sposób banalny zdobył bramkę. Przeciwko Pogoni byliśmy bardzo konsekwentni i rzeczywiście nasza gra w defensywie była bardzo dobra, mimo straty dwóch goli. Potrafiliśmy wykorzystać stworzone sytuacje. Za to w spotkaniu z Lechem, oprócz popełniania bardzo prostych błędów, nie stworzyliśmy nic takiego, co mogłoby wpłynąć na korzystny dla nas rezultat końcowy.

Pierwsza stracona bramka wynikała z waszego błędu, a druga padła po stałym fragmencie gry. Czego wam zabrakło w tym meczu do tego, by wynik był dla was korzystniejszy?

– Zabrakło mi więcej pewności siebie u chłopaków. Pokazały to przede wszystkim pierwsze minuty tego meczu. Byliśmy trochę sparaliżowani rangą tego meczu i tym wszystkim, co działo się dookoła. Chyba pierwszy raz od kilku lat w spotkaniu z Lechem, byliśmy przed meczem stawiani w roli faworyta. Skutek był taki, że chłopaków trochę to przerosło. Stąd pojawił się pierwszy, drugi, trzeci błąd i jeden z nich popełniony ponownie przez środkowego obrońcę został zamieniony na bramkę dla Lecha. W takich meczach nie możemy popełniać prostych błędów, jeśli chcemy osiągnąć korzystny wynik.

Dla trenera był to zapewne wartościowy sprawdzian w kontekście gry pod presją na tle mocnego rywala.

– Generalnie każdy mecz w naszej lidze jest wartościowy. Uważam, że nasza grupa jest bardzo wyrównana i tak naprawdę na każdy mecz musimy być maksymalnie skoncentrowani i dać z siebie dużo. To pokazuje wartość tej ligi. Dodatkowo to były derby, czyli dodatkowy smaczek. Dla mnie i dla chłopaków był to wartościowy sprawdzian umiejętności.

Z kolei w spotkaniu z Lechią, to rywal kontrolował spotkanie. Udało się zdobyć bramkę kontaktową w końcówce, ale odkryliście się i dostaliście gola na 3:1.

– Przegrywaliśmy 0:1 do przerwy i mieliśmy swoje sytuacje, ale ich nie wykorzystaliśmy. Rywal po naszym prostym błędzie zdobył bramkę na 2:0, my odpowiedzieliśmy na 2:1, ale w końcówce ponownie błąd – i skoczyło się 3:1. dla Lechii. Cały czas nie wystrzegamy się tak prostych błędów i popełniamy je tak, jak w poprzednich spotkaniach. Zdarzają nam się bardzo proste pomyłki, nad którymi staramy się pracować. Głównie czynnik indywidualny powoduje to, że tracimy bramki.

Po wygranej w końcówce z Pogonią Szczecin wydawało mi się, że było to dla was kluczowe spotkanie, po którym dopiero ruszycie z kopyta. Teraz przyszły dwie porażki i uważasz, że tamten mecz był jednak kluczowy, ale w tym odwrotnym znaczeniu? 

– Nie uważam, że w meczu z Pogonią osiągnęliśmy apogeum. Chłopakom próbowaliśmy tłumaczyć to w ten sposób, że nic się nie dzieje z przypadku. Wygraliśmy cztery mecze z rzędu i ta pewność siebie powinna być u nich większa. Pojawił się mały kryzys, bo w ciągu siedmiu dni graliśmy dwa mecze z zespołami topowymi w lidze i nie mamy się czego wstydzić. Przegraliśmy na tę chwilę z pierwszym i drugim zespołem w tabeli. Został jeszcze jeden mecz w pierwszej rundzie i czekamy z niecierpliwością na rewanże. Uważam, że na pewno nie pokazaliśmy jeszcze maksimum naszych umiejętności. Musimy prezentować bardziej wyrównany poziom i wystrzegać się błędów, a będzie na pewno jeszcze lepiej.

Jak oceniasz poziom waszej grupy CLJ U-17? To najmocniejszy makroregion pod względem liczby ekstraklasowych akademii.

– Mogę odnieść się do tego, że w okresie przygotowawczym graliśmy sparingi z drużynami występującymi w innych ligach centralnych w kategorii U-17. Graliśmy z Ruchem Chorzów, który jest w czołówce swojej grupy. Przegraliśmy z nimi w Jarocinie 0:1, ale był to bardzo wyrównany mecz. Uważam, że Ruch prezentuje podobny poziom do Lecha albo Pogoni. Graliśmy także z Polonią Warszawa, która jest wiceliderem w grupie B i zagraliśmy wtedy najlepszy mecz w tym roku, wygrywając 7:3. Spotkanie było perfekcyjne w naszym wykonaniu, jeśli chodzi o działania ofensywne. Trenerzy Polonii po meczu powiedzieli, że z taką grą byśmy rozbili ich ligę.

Personalnie, którzy zawodnicy zrobili największe postępy w obecnej rundzie? Mikołaj Rakowski wyglądał bardzo przyzwoicie w meczu z Lechem, Maksymilian Lisowski regularnie trafia do siatki, a grywa u was także Kajetan Szmyt włączony do kadry pierwszego zespołu.

– Personalnie uważam, że każdy z nich zrobił progres. Świadczy o tym przesunięcie wspomnianego Kajtka Szmyta do pierwszego zespołu. Wystąpił u nas w dwóch meczach – z Arką i Lechem. Wielu zawodników, tak jak Mikołaj Rakowski trenuje na stałe w zespole U-18 i schodzi do nas na pojedyncze mecze. Podobnie rzecz ma się z Maluśkim czy Małkiem i każdy z tych chłopaków zrobił postęp. Dzięki tym przesunięciom skorzystali inni zawodnicy i właśnie na jednego z liderów urósł wspomniany Maksymilian Lisowski, który zrobił w ostatnim czasie duży progres. Przesunęliśmy wyżej również zawodników z rocznika 2003 do grupy 2002 i uważam, że to był dobry kierunek. Zrobili oni bardzo duży postęp i już stanowią o sile tej drużyny. Nie jest tak, że przyszli i są zawodnikami do uzupełnienia.

Czy widać w grze i zachowaniu Kajetana Szmyta, że trenował już regularnie z pierwszym zespołem?

– Widać przede wszystkim dojrzałość. On jest specyficznym zawodnikiem, bo lubi mieć piłkę przy nodze i nie można go ograniczać aspektami taktycznymi. Po włączeniu go do kadry pierwszego zespołu zrobił duży postęp w szybkości działania i podejmowania decyzji. Jest to widoczne na boisku i widać to doświadczenie z pierwszego zespołu, gdzie gra jest szybsza i bardziej odpowiedzialna. W tym rzeczywiście góruje i ma przewagę względem naszych zawodników.

Czy Petr Nemec interesuje się zawodnikami z twojej drużyny? Bo trener ma opinie niestawiającego na młodych.  

– Jeśli chodzi o kontakt, to jest on głównie z asystentem trenera Nemca – Adamem Szałą. Ten kontakt jest bardzo regularny, chociażby z racji tego, że Kajetan Szmyt czy Mikołaj Rakowski trenowali już z pierwszym zespołem. Analizujemy wspólnie liczbę minut rozegranych przez zawodników, wysyłamy między sobą raporty, a trenerzy przyjeżdżają na nasze spotkania, tak jak byli obecni na meczu z Lechem, głównie ze względu na Kajetana. Wyróżniających zawodników staramy się cyklicznie oddelegowywać na treningi do pierwszego zespołu w ramach nagrody.

Czy nie uważasz jednak, że jest zbyt mały przepływ młodych zawodników do pierwszego zespołu pierwszoligowej Warty Poznań? Z ekipy CLJ U-19, która nie awansowała do nowego formatu CL, żaden chłopak nie przebił się do drużyny seniorów.

– Tamten rok był bardzo specyficzny. Grupa wiodących chłopaków z rocznika 2000, bo własnie na nich był oparty tamten zespół, wybrała inne kierunki konturowania swoich karier. Głównie z racji tego, że nie utrzymaliśmy się w lidze CLJ. Pracowałem wtedy jako asystent trenera Bereszyńskiego, w ostatniej kolejce przegraliśmy z Podbeskidziem, co nie pozwoliło nam awansować do nowego formatu CLJ U-18. Wszyscy wierzyliśmy do końca w utrzymanie się, ale się nie udało, dlatego chłopcy zaczęli szukać innych możliwości. Uważali, że gra w roczniku U-18 w lidze wojewódzkiej nie jest dla nich idealną ścieżką rozwoju, a na tamten moment ich poziom nie gwarantował im możliwości zostania w pierwszym zespole. Teraz dla przykładu Dawid Zając gra w Tarnowie Podgórnym, a Beniamin Wrembel w Jarocie Jarocin, czyli są to zespoły seniorskie z III i IV lig. Można powiedzieć, że rocznik się rozsypał, bo aktualnie zespole U18 zostało raptem 3 zawodników występujących w poprzednim sezonie. Pewnie trochę w tym winy naszej czyli klubu, ale też związkowe zmiany nadeszły szybko i stąd ten rezultat.

Z całym szacunkiem dla tych klubów, ale ich nazwy nie powalają na kolana.

– Jest duży niedosyt, że to się tak skończyło. My, jako trenerzy młodzieży mieliśmy związane ręce i to pytanie jest bardziej do działaczy.

Niedawno mieliście mocne zawirowania właścicielskie w Warcie Poznań. Odbiło się to negatywnie na waszej pracy? 

– Nie. Uważam, że to raczej nie miało wpływu, osobą odpowiedzialną za kwestie decyzyjne był dyrektor sportowy Arek Miklosik, który również odpowiadał za sprawy szkoleniowe i myślę, że my tych perturbacji nie odczuliśmy. Było to poza naszym zasięgiem.

Jakie cele stawiałeś przed drużyną na początku rundy i czy te cele uległy zmianie po bardzo dobrym starcie?

– Chłopakom od początku wbijaliśmy do głowy świadomość, że gramy o najwyższe cele, a takim celem jest pierwsza trójka w Grupie B. Jest to realny cel, który nadal podtrzymujemy, a apetyt tylko wzrósł po pierwszych zwycięstwach. Myślę, że rundę rewanżową możemy mieć lepszą, niż pierwszą.

Jestem zadowolony z jakości naszej gry w tych dotychczasowych sześciu meczach. Przede wszystkim z liczby bramek, które zdobywaliśmy, bo poprawiliśmy bardzo mocno grę ofensywną, mimo że wiodący zawodnicy z poprzedniej rundy, jak właśnie Szmyt czy Rakowski zostali przesunięci wyżej. Potrafiliśmy w okresie przygotowawczym złapać automatyzmy i dzięki temu nasza gra ofensywna wyglądała bardzo dobrze.

Rozumiem, że w meczu z Gryfem Słupsk nie widzisz innej możliwości niż przełamanie się?

– Dokładnie, aczkolwiek na pierwszym treningu we wtorek przekazywaliśmy informację, że nie ma w tej grupie zespołów słabszych, a są po prostu inne. Gryf jest zespołem innym niż Lech Poznań czy Lechia Gdańsk, natomiast jeśli my nie wyjdziemy maksymalnie skoncentrowani na ten mecz, to może być dla nas bardzo trudne spotkanie, dlatego podchodzimy do niego bardzo poważnie.

Z czego będzie pan najbardziej zadowolony po ostatnim meczu w tym sezonie?

– Będę zadowolony z tego, jeśli kilku zawodników będzie mogło zadebiutować w piłce seniorskiej. Czy w tej albo kolejnej rundzie. Jeśli zrobią progres indywidualny, który pozwoli im zrobić krok do dorosłej piłki, to z tego będę najbardziej usatysfakcjonowany i to jest nasz cel nadrzędny.

Jeśli Warcie przydarzyłby się spadek, to pewnie byłoby łatwiej wprowadzać tych młodych zawodników.

– Myślę, że na pewno łatwiej jest zadebiutować w drugiej niż pierwszej lidze. Natomiast uważam, że czym szybciej uspokoi się sytuacja w pierwszym zespole i będzie jakiś komfort punktowy, to ta szansa będzie większa. Liczymy bardzo mocno na seniorów i wierzymy, że utrzymanie w lidze nadejdzie jak najszybciej.

 Widziałeś nasz materiał w cyklu Liga od kuźni o Warcie Poznań?  Jak wrażenia, a może zastrzeżenia?

– Nie mam zastrzeżeń. Zadzwonił do mnie trener Andrzej Żurawski, ikona Warty Poznań, z którą współpracowałem i mówi Kamil: „Widziałeś materiał? Tu u nas jest jak w Liverpoolu!” (śmiech). Fajnie zostaliśmy przedstawieni, ale zmagamy się z wieloma problemami i większość klubów nie chce o nich mówić, a my je pokazaliśmy. Może nie do końca był  to w 100% obiektywny materiał, bo ciężko jest w jeden dzień zobaczyć wszystko, ale pokazał, jakie mamy braki i bolączki, których się nie wstydzimy, ale próbujemy je rozwiązać.

Rozmawiał Dawid Dobrasz

fot. Piotr Leśniowski