Znów wygrał na Narodowym. Nawrocki: „KKS to nie drużyna. To rodzina”

Tomasz Nawrocki to stały bywalec Ogólnopolskich Finałów Turnieju „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Dość powiedzieć, że trener KKS-u Katowice w miniony czwartek na Narodowym zawitał… czwarty raz z rzędu! A prosto z Warszawy pojechał na trenerską wizytację do Poczdamu.

Znów wygrał na Narodowym. Nawrocki: „KKS to nie drużyna. To rodzina”

Choć w jego drużynie większość składu stanowiły zawodniczki młodsze, bo tylko cztery piłkarki z Katowic reprezentowały rocznik 2009, w finałowym starciu  zdecydowanie pokonały UKS Tęczę Bydgoszcz.

Emocje po czwartkowych finałach już opadły?

– Opadły, opadły. Ja oswoiłem się już z występami na Stadionie Narodowym, ale dziewczyny jeszcze długo, długo wspominać będą nasz sukces. Wracają do szkół, gdzie na pewno otrzymają wiele gratulacji. Otrzymały puchar, który będą mogły pokazać kolegom ze szkolnych ław, będą się mogły też pochwalić medalami. Śląski Związek Piłki Nożnej zaprosił nas również na piknik, na którym otrzymamy dodatkowe wyróżnienia z rąk prezesa ŚZPN. Sporo się dzieje.

To nie pierwszy duży sukces trenera Nawrockiego w Turnieju „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

– Zgadza się. To nie nasz pierwszy sukces. W 2016 roku zajęliśmy miejsce trzecie, rok później byliśmy mistrzem, w roku 2018 byliśmy drudzy. Sukcesy lat poprzednich były jednak nieco inne od tegorocznego. Nie graliśmy swoimi wychowankami, drużyny KKS-u stworzone były z zawodniczek z różnych klubów. W tej edycji graliśmy natomiast wyłącznie swoimi wychowankami. Warto też wspomnieć o kategorii U8, w której po raz czwarty z rzędu zwyciężyliśmy w Finałach Wojewódzkich!

Jaka jest pana recepta na powtarzalne sukcesy?

– Myślę, że nie mam jakiejś recepty. Na pewno towarzyszą nam pasja, zaangażowanie i poświęcenie. I cierpliwość. Wiadomo, że pracując z dziewczynkami, trzeba się w nią uzbroić. A później spokojnie pracować. Efekty przyjdą same. Dobra praca broni się sama.

Czym KKS Katowice wyróżnia się na tle Polski? Mało kto może pochwalić się tyloma sukcesami w Turnieju „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

– Jesteśmy bardzo małym klubem, ale mamy duże serca do pracy. Cechuje nas pasja i zaangażowanie. Mamy tylko trójkę trenerów – poza mną w sztabie funkcjonują trener Michał Cebula oraz trenerka bramkarek Jessica Ludwiczak, na co dzień bramkarka ekstraligowego GKS-u Katowice. Bardzo dużo pomagają nam też rodzice. W klubie panuje rodzinna atmosfera, ale do treningów podchodzimy bardzo profesjonalnie. Dobrze się przy tym jednak bawiąc.

Sam jestem też trenerem przygotowania fizycznego. Staram się łączyć wiedzę dot. treningu techniczno-taktycznego z wiedzą odnośnie właśnie przygotowania motorycznego. Nawet komentatorzy finału – Mateusz Borek i Marcin Kasprowicz – zwrócili uwagę na nasze dobre przygotowanie pod tym kątem. Pomimo tak młodego wieku nie boimy się postawić na bardzo dobre przygotowanie motoryczne. Korzystamy z nowinek, wykonujemy ocenę FMS, przeprowadzamy inne testy motoryczne.

Z czego jest pan najbardziej zadowolony po tegorocznej edycji Turnieju „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Z postawy dziewczyn! Z tego, jak zachowywały się podczas pobytu w Warszawie. Były bardzo skoncentrowane i skupione. Również rodzice bardzo mocno i dzielnie dopingowali swoje pociechy, co było dla nas dużym wsparciem. Jestem też zadowolony ze stylu, jaki zaprezentowały dziewczyny.

Liczyliście, że wygracie?

– Jadąc na Turniej „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” nie nastawialiśmy się na wygraną. Nie mieliśmy takich celów, wytycznych. Chcieliśmy zagrać z zespołami z całej Polski, zobaczyć jak wypadniemy na ich tle. Największe emocje były oczywiście w finale, gdy dziewczyny zrozumiały o co grają. Zrozumiały, że to ich najważniejszy mecz w dotychczasowej przygodzie z piłką. Podeszły do niego bardzo skupione i to zdało egzamin.

Czy jakaś sytuacja utkwiła panu w pamięci z Warszawy?

– Ogromna radość po ostatnim gwizdku w meczu finałowym. Wszystkie dziewczynki podbiegły do mnie, ja chciałem je objąć, ale nie byłem w stanie tego dokonać. Po meczu udzielałem też wywiadu, a dziewczynki zaczęły się za mną wygłupiać. Przejęły moją rolę i nie byłem w stanie dokończyć rozmowy. One zrobiły to za mnie (śmiech). To pokazało jednak, jak bardzo zespół przywiązany jest do trenera. I odwrotnie. Z tego jestem dumny.

Relacje na linii trener-zawodniczki to klucz do sukcesu?

– Jestem dla nich jak drugi ojciec. Mogą zawsze na mnie liczyć. Dużo żartujemy, atmosfera jest świetna. Chcemy pokazać tym dzieciom, jak świetną przygodą może być piłka nożna. Mówimy zawsze, że KKS Katowice to nie drużyna, a rodzina. Przez taki obraz chcemy spowodować, by dziewczynki miały zawsze wspaniałe wspomnienia z grą w naszym klubie. Nie samą piłką mają jednak żyć.

Piękne wspomnienia pozostaną w waszej pamięci na zawsze.

– Na pewno zapamiętamy grę na PGE Narodowym. Mecz transmitowany był na żywo w telewizji, dziewczyny wzniosły piękny puchar po triumfie, a na spotkanie wyprowadzane były w asyście świetnych byłych piłkarzy czy działaczy PZPN-u. Najlepszą zawodniczką turnieju uznano też Antonię Dzierżęgę, młodszą od większości zawodniczek, z rocznika 2010, a nagrodę osobiście wręczył jej prezydent Andrzej Duda. Najlepszym strzelcem została z kolei Oliwia Rak. Wspomnień mamy co nie miara!

Jak ocenia pan tegoroczny poziom turnieju?

– Poziom był bardzo wysoki. Już od ćwierćfinałów, jeśli przeanalizujemy wyniki kolejnych meczów, zauważymy, że były one bardzo wyrównane. W fazie grupowej zdarzały się jeszcze wysokie rezultaty, ale później już nie. Dla nas najtrudniejszym meczem był ćwierćfinałowy pojedynek z Beniaminkiem Krosno. Jednocześnie był najładniejszym meczem, wygraliśmy go w rzutach karnych. Myślę, że gdyby Beniaminek wygrał, po raz kolejny mógłby zostać najlepszą drużyną Turnieju „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

Która z pańskich zawodniczek za kilka lat zagra w narodowej kadrze?

– Mam nadzieję, że wszystkie, które są obecnie w klubie. I wszystkie, które w przyszłości dołączą do KKS Katowice.

Skąd w ogóle pomysł na trening dziewczynek?

– Wszystko zaczęło się, gdy trafiłem do II ligi kobiet. Później, pracując równolegle, dostałem do prowadzenia młodsze dziewczynki. Gdy klub się rozwiązał, dziewczyny chciały dalej trenować, a nie miały gdzie. Założyłem więc KKS Katowice. Otworzyliśmy nabory dla najmłodszych i tak funkcjonujemy do dziś. Postanowiłem mocno rozbudować klub. Wiedziałem, że te najmłodsze to dobry materiał, na którym można się wiele nauczyć.

Od kiedy zajmuje się trener tą niszą?

– Jeśli chodzi o najmłodsze, to nasza przygoda zaczęła się wraz z pierwszym Turniejem „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” w kategorii U8, czyli w 2016 roku. Pracujemy z tak młodymi dziewczynkami zatem już cztery lata.

Ile w klubie trenuje dziewczyn? Ile macie grup, roczników?

– Na chwilę obecnie mamy 30 dziewczynek, podzielonych na dwie grupy. Jedna to starsza – roczniki 2007-2010, a drugą tworzą zawodniczki młodsze. Najwięcej dziewczynek mamy w roczniku 2010, ale jesteśmy małym klubikiem. Wszystkim zajmuje się trójka wspomnianych wcześniej trenerów.

W czym różni się trening piłkarski dziewczyn od chłopców?

– Nie ma żadnych różnic. Wszystko zależy od wizji i koncepcji trenera. W najmłodszych kategoriach wiekowych wszyscy pracujemy tak samo. My, jako KKS Katowice, mamy treningi bardzo zbliżone do treningu chłopców.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Tomasz Nawrocki