Krzysztof Pawiński: Zaczynaliśmy od 7 tys. dzieci, a teraz startowało ich 300 tysięcy!

Krzysztof Pawiński współwłaściciel firmy Tymbark, czyli organizatora Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” nie krył swojej radości podczas Finału XIX edycji tych rozgrywek. Zaprosiliśmy pana Krzysztofa do naszego studia na murawie PGE Narodowego, by wyraził swoje emocje dotyczące tego dnia oraz przedstawił drogę uczestników na wielki finał największego Turnieju dla dzieci w Europie. 

Krzysztof Pawiński: Zaczynaliśmy od 7 tys. dzieci, a teraz startowało ich 300 tysięcy!

Jak patrzy pan na te rozgrywki z pozycji organizatora? Dzisiaj jest zwieńczenie Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, który trwa miesiącami – finały powiatowe, wojewódzkie, potem ogólnopolskie na Legii i Agrykoli i wielki finał na PGE Narodowym.

– Zaczynamy od jutra następną edycje. W momencie rozpoczęcia roku szkolnego rozpoczynają się etapy gminne i powiatowe. Potem mamy wojewódzkie i dochodzimy do 2 maja na PGE Narodowy. To jest szereg zdarzeń i gigantyczne wyzwanie organizacyjne dla nas, PZPN-u i struktur lokalnych.

Jak patrzy pan na tę dużą robotę, którą trzeba wykonać od jutra do finału kolejnej edycji to, w którym momencie ta praca sprawia największą satysfakcję?

– Myślę, że efekt i ciepło, ale też już skalę widać na poziomie wojewódzkim. Tam już jest właściwa ranga i skupienie. Czuje się powagę sytuacji i eksploduje prawdziwa waleczność. Następna edycja będzie jubileuszowa – XX edycja Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, a my jesteśmy od lat 13. Przypominam, że zaczynaliśmy od 7 tys. dzieci, a teraz w XIX edycji mieliśmy  300 tysięcy dzieci, które wzięło udział w całym cyklu rozgrywek, które rozpoczęliśmy jesienią.

Na PGE Narodowym odbywają się finały, a przecież wczoraj odbywały się tzw. finały B, żeby żadne dziecko nie wyjechało z płaczem czy niedosytem. Tutaj naprawdę każdy, kto przyjeżdża do Warszawy na te trzy dni, odbiera jakąś nagrodę! Widzimy, co się dzieje na trybunach. Te dzieci naprawdę żyją i nie jest tak, że są smutne, że na boisku nie grają. Cieszą się, że mają rozdawane prezenty i mogą tu być, a za rok może tu wrócą.

– Te emocje są takie prawdziwe, mocne. Dzieci eksplodują po tych meczach. Widziałeś przed chwilą, jak zareagowali chłopcy ze Szczecina? Ta rozpacz była taka, jakby się świat skończył!

Tak! Od początku przegrywali i ta bezradność sprawiła, że oni płakali.

– Tak. To są rzeczy unikalne. Oczywiście gra na Stadionie Narodowym to jest wielkie wydarzenie i nie tylko dla dzieci, ale także dla dorosłych zawodników. Wydarzenie wyjątkowe i żeby zagrać na PGE Narodowym, trzeba być finalistą Pucharu Polski, reprezentantem Polski albo być finalistą Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. To pokazuje, jak elitarna droga jest na murawę tego obiektu.

Nie jeden ligowiec, może pozazdrościć tym dzieciom.

– Dokładnie, bo tylko skromna część ligowych piłkarzy dostąpiła zaszczytu zagrania na tym stadionie.

Apropo poziomu ligowego, to sędziują tutaj ekstraklasowi sędziowie, jak Szymon Marciniak czy Zbigniew Dobrynin. ale zwycięzcy Turnieju spotkają się przecież z dorosłą reprezentacją Polski.

– Sędziowie – pierwsza liga. Najlepsze co mamy. Naszą nagrodą specjalną jest spotkanie z reprezentacją Polski i udział w czerwcowym meczu naszej kadry. Jest to kolejny miły akcent dla zwycięzców.

Jak patrzy pan na dzieci, to widzi pan swoich faworytów, czy może wyłaniają się oni po jednej akcji?

– To, co się działo na Agrykoli, pokazuje, że nie zawsze ten poziom jest równy i widać różnice. Nie chcę uprzedzać faktów, ale w finale u-12  chłopców jedna z tych drużyn wygrywała swoje mecze z dużą przewagą (w finale faworyt, o którym tyle pisaliśmy – SP 392 jednak przegrało w meczu z UKS „czwórką” Kostrzyn przyp.red.). Miło było patrzeć na ich grę i zobaczymy ich w ostatnim meczu. Jak patrze na te rozgrywki przez całe lata, to najbardziej widoczny jest postęp wśród dziewczynek. To, jak one teraz grają, to są to lata świetlne od tego, co można było zobaczyć kilka lat temu. Widać myśl taktyczną i jest sporo akcji indywidualnych. Dziewczęcy futbol poczynił gigantyczne postępy.

Trener przegranej drużyny w finale dziewczynek U-10 – Michał Gliński, w rozmowie z nami wspominał, że u nich w akademii, starają się dawać pełną możliwość decyzyjną dziewczynkom. Znają schematy, ale to dziewczynki muszą uznać, jaki wariant wykorzystać w odpowiednim momencie. Buduje to pewność siebie i daję dzieciom większą frajdę z gry.

– Absolutnie. Natomiast jeśli patrzymy na futbol kobiecy, to jest to młoda dyscyplina. Ona postępuje i jest jeszcze dużo do zrobienia, ale z naszego punktu widzenia, uczestnictwo przez 13 lat firmy Tymbark w rozgrywkach „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” doprowadzi do tego, że za kilka lat, pytając każdego zawodnika reprezentacji narodowej, jak rozpoczął swoją przygodę z piłką, to powie, że poprzez Puchar Tymbarku. Jesteśmy przekonani, że to wielkie sito, które jest na dole – 300 tysięcy dzieci, które każdego roku się konfrontuje i ma pewną zorganizowaną drabinkę spotkań, to jest coś podstawowego, żebyśmy mogli cieszyć się piłką nożną na poziomie, jakim sobie życzymy. Jeśli w Polsce gra tylko 3% aktywnej populacji, a w Czechach jest to 8%, to porównując naszą populację, to nie mamy przewagi, biorąc pod uwagę liczbę uczestniczących ludzi w cyklu odkrywania talentów. Myślę, że Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” sprawia, że to sito jest dużo, dużo większe i oczka są tak ustawione, że te najlepsze i największe „szlachetne kamienie” zostaną znalezione.

Mówiąc o tych 13 latach współpracy, to widzę, że firma działa i apetyt rośnie w miarę jedzenie, bo w kolejnych latach chcecie zainwestować jeszcze więcej. Widzę ogromną pasję i zaangażowanie u was, a to jest chyba najważniejsze.

– Robimy to od 13 lat i widzimy się przez następne 13 lat (śmiech). Nie odpuszczamy. Uważamy, że zbudowanie nawyku szerokiej masowej piłki, to są lata. To nie jest kwestia jednego wydarzenia, słomianego zapału czy emocji. To jest systematyczna praca. Zaczynanie odpowiednio wcześnie i z odpowiednią grupą ludzi, aby Ci najlepsi mogli się przebić i wytrwać. Co więcej, jak są odkryci, to też trzeba zapewnić im odpowiednią opiekę, ale to już nie jest nasza rola. To jest rola sportu profesjonalnego i myślę, że oni czekają na tych, którzy wybiją się z Pucharu Tymbarku.

Możemy potwierdzić, że przyglądając się rozgrywkom w poprzednich dniach, młodych piłkarzy obserwowali Stefan Majewski, Jacek Magiera, Jerzy Brzęczek, Marcin Dorna. Wielkie nazwiska.

– Trzeba zrobić ukłon w stronę PZPN-u, który nadał rangę zarówno Totolotek Pucharowi Polski, jak i Turniejowi „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Sprawiając, że mocarze polskiej piłki są tu obecni, to jest to dodatkową nagrodą dla dzieci, które tutaj grają.

Rozmawiali Samuel Szczygielski i Mateusz Juza

fot. Łukasz Grochala/Weronika Kuźma