Na ten moment mamy dwa cele – zawalczyć o brązowy medal i skończyć ligę przed Wisłą

Wicemistrz Polski z ubiegłego roku w Centralną Ligę Juniorów U-18 nie wszedł za dobrze. Cracovia po zawirowaniach wyszła na prostą i po sześciu wygranych na wiosnę stoi przed szansą wywalczenia brązowego medalu. Jeśli to się nie uda, to priorytetem dla Pasów jest skończenie ligi przed Wisłą Kraków, do której podopieczni Kordiana Wójsa tracą jeden punkt. Z trenerem Cracovii porozmawialiśmy o mijającym sezonie, wyróżniających się piłkarzach i współpracy z trenerem Michałem Probierzem. 

Na ten moment mamy dwa cele – zawalczyć o brązowy medal i skończyć ligę przed Wisłą

Jak trener wicemistrzów Polski patrzy na obecny kształt rozgrywek CLJ U-18?

– Samo założenie, biorąc pod uwagę drużyny rezerw na poziomie trzeciej czy czwartej ligi, jest wskazane i jest to dobry zamysł. Chłopcy z ostatniego wieku juniora powinni grać i trenować z seniorami – wtedy cały ten projekt jest trafiony. Osobiście ubolewamy nad tym, że te zmiany odbyły się tak krótko przed startem rozgrywek. Mieliśmy zespół gotowy do ligi w starym formacie i musieliśmy na szybko to zmodyfikować. Miałem siedmiu chłopców z rocznika 2001, którzy mieli zasilić drużynę wówczas U-19. Nagle się okazało, że mogę zostawić tylko czterech chłopców z rocznika 2000 i praktycznie pół zespołu trzeba było dobrać na szybko. Mieliśmy ogromny problem na początku, co było widać po naszych poczynaniach w lidze.

W poprzednim sezonie pana ekipa zdecydowanie lepiej prezentowała się na wiosnę. W tym roku jest podobnie i zastanawiał się pan może, skąd to się bierze?

– Czas pracuje dla nas. Jeśli kolejny rok powtarza się to, że chłopcy robią postęp w tak krótkim czasie, to tylko pokazuje drogę, którą musimy iść jako akademia, żeby jak najszybciej pozyskiwać zawodników do naszego zespołu. W poprzedniej rundzie w pierwszym składzie z rocznika 2001 było wielu nowych chłopców i byli w stanie w krótkim czasie się zaaklimatyzować i powalczyć z najlepszymi w lidze. To tylko mogę zapytać, co by było, gdyby oni byli u nas już dużo wcześniej w klubie?

Jak wygląda pana współpraca z trenerem Probierzem? Czy pana zawodnicy są już gotowi na pierwszy zespół i czy trener Michał Probierz zaprasza regularnie zawodników na treningi?

– Współpraca jest bardzo ścisła. Praktycznie pierwszy zespół seniorów i drużyna juniorów organizacyjnie jest połączona i tworzymy jedną całość. Jesteśmy podzieleni na dwie grupy i dzięki temu, że to wszystko płynnie się przemieszcza, to jest to z dużą korzyścią dla naszej młodzieży. Trener Probierz w każdej chwili i w każdym momencie korzystał i powołuje naszych juniorów przede wszystkim do treningów w pierwszym zespole. Młodzi mogą tylko ubolewać, że pierwszy zespół gra o puchary, bo tak jest mniej czasu, żeby ich teraz wprowadzać do zespołu (śmiech). Gdybyśmy już o nic nie walczyli w tym sezonie, to obstawiam, żebyśmy wprowadzali tych zawodników. Pokazują to inne kluby, a szczególnie drużyna z drugiej strony Błoń.

Wydaje się, że Michał Rakoczy jest na bardzo dobrej drodze, by w przyszłym sezonie wskoczyć na stałe do jedynki. Porównuje jego talent do Filipa Marchwińskiego. Czy wierzy pan w podobne wejście Rakoczego do Ekstraklasy?

– Na pewno Michał będzie miał możliwość, ale nie mam przekonania, że jest już gotowy na Ekstraklasę. On bardzo chce, ale obawiam się, że nie powinniśmy ich zbytnio obciążać, tylko spokojnie wprowadzać do Ekstraklasy. Mają dostawać minuty, ale nie tak, żeby z marszu zostali zawodnikami pierwszej drużyny pełną gębą, bo może to przynieść odwrotny skutek. Zawodnik mentalnie może tego nie dźwignąć i przy takich zawodnikach jak Janusz Gol czy Hernandez widać, że czeka go jeszcze długa droga. Michał jest wyróżniającym się zawodnikiem i jednym z większych talentów w Cracovii. Udało się pozyskać także kilku chłopców z roczników 2003 i 2002, którzy też są blisko. Nie jest osamotniony, ale patrząc z dłuższej perspektywy, to Michał jest największym talentem Cracovii w ostatnich latach.

Czyli jest pan zdania, że Michał nie jest jeszcze gotowy, by tak jak Filip Marchwiński grać od deski do deski w pierwszym zespole?

– Jeśli byłaby szansa teraz i Michał byłby wpuszczany z praktycznie zerowym obciążeniem ligowym, to jak najbardziej tak. Jednak w takiej walce o punkty i puchary, to myślę, że jeszcze potrzebuje trochę czasu. Chcemy, by jak najwięcej dotykał ekstraklasy, ale gdybym był teraz trenerem pierwszego zespołu, to ciężko byłoby mi w ważnych meczach postawić na tak młodego zawodnika na pozycji środkowego pomocnika. Gdyby Michał występował na skrzydle, to byłoby dużo łatwiej. W środku pola większości zespołów są piłkarze przez duże P.

Świetną formę strzelecką na początku sezonu prezentował Remigiusz Biernat, ale ostatnio chyba się trochę zaciął.

– Tak, trzeba przyznać, że strzelecko się zaciął. Nie widzę u niego takiego progresu, jaki miał przez ostatnie lata. Nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że osiągnął on już swoje górne pułapy. W tym wieku ciężko to zdiagnozować, bo zawodnicy potrafią mocno wystrzelić w ciągu miesiąca albo dwóch. Niemniej jednak trzeba przyznać, że nie jest to Remek Biernat, na którego mogliśmy liczyć na początku sezonu i siał popłoch w obronie rywali w rozgrywkach U-17. Był reprezentantem i teraz zaczyna nam brakować jego bramek.

Osobiście bardzo podoba mi się gra Matheusa Santosa. Czy mógłby pan przybliżyć historię i charakterystykę tego zawodnika?

– Matheus jest chłopcem wypatrzonym przez trenera Michała Probierza. W tamtym roku trener był w Brazylii i przyglądał się szkoleniu i szkółkom piłkarskim. Wypatrzył tam dwóch chłopców, bo razem z Matheusem przyjechał Vinicius Ferreira. Z okazji tego, że Matheus pasował nam rocznikowo do zespołu, to występuje w rozgrywkach CLJ U-18. Jeśli chodzi o ich charakterystykę, to widać ich przewagę w grze kombinacyjnej i nauczeni są szybkiego grania. Mają bardzo zaawansowane umiejętności techniczne i starają się grać dużo 1 na 1. To wyróżniało Matehusa na tle naszych zawodników, ale u obu widoczne są braki w grze defensywnej. Fajny jest jego obraz na tle tegorocznych rozgrywek. W momencie, kiedy przesunąłem Matehusa na szpice do ataku, gdzie nie był obarczony zadaniami defensywnymi, to nastrzelał sporo bramek, co pozwoliło wygrać kilka meczów. Jeśli grał w drugiej linii, to zdarzało mu się zapędzić, przez co mieliśmy problemy spowodowane dziurą w środku pola. Taka jest ich mentalność – nie boją się gry do przodu.

W trakcie sezonu mówił pan, że trzeba jak najszybciej zapewnić utrzymanie. Udało się to wam jakiś czas temu i chciałem zapytać, jakie stawia pan cele przed drużyną na ostatnie trzy spotkania? Wyprzedzić Wisłę?

– Ten zawód wymusza, żeby cały czas stawiać sobie cele i wyzwania, w zależności od sytuacji ligowej. Na ten moment mamy dwa cele. Przede wszystkim chcemy jeszcze zawalczyć o brązowy medal. Nie zależy to tylko od nas i musimy liczyć, że Zagłębie zgubi punkty. To jest cel, którego zrealizowanie dla nas byłoby porównywalne z mistrzostwem Polski dla Korony Kielce, patrząc na sytuację, w jakiej byliśmy na początku (śmiech). Gdyby to się nie udało, to na pewno chcemy przeskoczyć Wisłę. Tracimy do nich punkt i mamy derby w ostatniej kolejce. Przeskoczenie Wisły byłoby dla nas bardzo prestiżowe. W środowisku krakowskim, na jakim by te mecze nie były poziomie, to zawsze niosą za sobą dużo emocji. Dobrze byłoby podtrzymać prawidłowość, bo w zeszłym roku udało się ich ograć, ale w tym roku trzeba przyznać, że Paweł Regulski zrobił bardzo dobry zespół.

To w takim razie, które zwycięstwo cieszyło pana najbardziej w tym sezonie? Właśnie derby z Wisłą?

– Wygranej w derbach nie da się porównać z żadnym zwycięstwem ligowym. Na pewno mile wspominam mecz we Wronkach z Lechem, gdzie wygraliśmy 3:1. To był taki jeden z pierwszych meczów, po których zaczęliśmy się wspinać do góry. Dodatkowo był to dobrze wzięty rewanż, za niedawne finały z zeszłego sezonu. Pojechaliśmy do Wronek w bardzo okrojonym składzie i jeszcze miałem wtedy urodziny, a chłopaki zrobili dodatkową niespodziankę (śmiech). Było to takie nasze pierwsze spektakularne zwycięstwo w tym sezonie i początek wspinania się do góry.

Z kolei największy kac był po meczu w Kielcach z Koroną? Było to chyba jedno z najbardziej emocjonujących spotkań w tym sezonie.

– Na pewno był to mecz, którego nie powinniśmy przegrać. W 82. minucie prowadziliśmy 3:2 i grając bardzo dobrze, nie powinniśmy przegrać 5:3. Nie mówię, że wygrać, bo Korona pokazała w tym sezonie, że ciężko ich pokonać. Najgorsze było to, że Korona zrobiła lepsze zmiany i zaczęli nas spychać do defensywy. W tamtym meczu dwóch stoperów, którzy są już pod kadrą pierwszego zespołu, w ciągu pięciu minut wymyślili dwie bramki dla rywali. Zachowali się wtedy jak nie oni. Stoperzy grający u trenera Probierza muszą wytrzymać takie ciśnienie, a nie rozdawać prezenty rywalom.

Wpłynęło jakoś na was opóźnienie piątkowego starcia z Motorem Lublin? Rozpoczęliście spotkanie dwie godziny później, ale rozumiem, że wygrana w ciężkim starciu pozwoliła zapomnieć o początkowych problemach.

– Ktoś, kto siedzi blisko piłki albo innego sportu ten wie, że nie ma nic gorszego, niż przeciąganie momentu startu. Każdy z nas nakręca się przez cały dzień na daną godzinę, by być w optymalnym pobudzeniu i nastawieniu. Wraz z trenerem koordynatorem staraliśmy się, żeby te dwie godziny nie zrobiły nam krzywdy. No i udało się, bo chłopcy się wyciszyli i przy odprawie się podnieśliśmy. To pomogło, chociaż bardzo obawiałem się tego meczu. Dodatkowo jeszcze rywal ma nóż na gardle, a my mamy problem z drużynami z dołu tabeli. Zawodnicy bardziej motywują się na lepsze zespoły i ten mecz obrazowo nie był dla kibica ładny. Motor walczy o życie wszelkimi możliwymi sposobami, a to spotkanie nie było najlepszym w naszym wykonaniu. Niemniej jednak trzeba wiedzieć i pamiętać, że takie mecze trzeba umieć wygrywać. Nie ma co rozdrapywać i jedziemy dalej.

Przed wami ciężki wyjazd do Szczecina, ale kilka zespołów pokazało już w tym sezonie, że da się wygrać z Pogonią.

– Nie mamy nic do stracenia. Jedziemy tam zagrać o punkty, a jakiekolwiek przywiezione ze Szczecina będą sukcesem. Nie przegrywając z Pogonią, utrzymamy ich za sobą w tabeli i zbliżamy się punktowo do Zagłębia. Na pewno jedziemy bez obciążeń, ale nasz zespół pokazał, że z lepszymi zespołami gramy lepiej. Liczę na to, że zagramy tam dobry mecz.

W kontekście walki o trzecie miejsce macie ciężki terminarz. Wyjazd na Pogoń, mecz u siebie z ustępującym mistrzem Polski i decydujące derby z Wisłą, które mogą zdecydować, czy Cracovia będzie najlepszą drużyną w Krakowie w CLJ U-18.  Zakładam, że nie będzie musiał pan specjalnie motywować chłopaków na te spotkania.

– Dlatego patrzę z dużym optymizmem na końcówkę sezonu i wierzę, że możemy coś ugrać w tych ostatnich meczach. Zespół bardzo dobrze reaguje na takie mecze, a po roku pracy i grania, każdy zna swoje miejsce w zespole. Mi jako trenerowi, jest o wiele łatwiej prowadzić zespoły przeciwko takim rywalom. W tygodniu zawodnicy są skoncentrowani, żyją treningami i jest łatwiej. Czas pokaże, co z tego będzie, ale według mnie, mecz z Pogonią będzie dla nas najcięższym wyzwaniem z tych pozostałych do końca sezonu. Derby rządzą się swoimi prawami, a co do Lecha, to zobaczymy, kogo wystawią. Podejrzewam, że poznaniacy wszystko, co najlepsze wystawiają w rezerwach, gdzie walczą o drugą ligę. Końcówka sezonu dla zespołów, które mają rezerwy w III ligach, to zawsze jest jedna wielka niewiadoma i losowanie, kto i gdzie pojedzie. Pogoń przegrała w tygodniu ważny mecz w Gdyni z Arką i będą za wszelką cenę chcieli nas pokonać. Nie ukrywali od początku, że chcą walczyć o medale, a w takim momencie zaczyna im to mocno uciekać.

Rozmawiał Dawid Dobrasz

fot. 400mm.pl