Powódź w cieniu kopalni. Genk i Beniaminek najlepsze na Salt Mine Cup 2019

Benfica Lizbona, Newcastle United, PAOK Saloniki, Valencia, KRC Genk, Metalist Charków czy Wisła Kraków, Górnik Zabrze i Lech Poznań spotkały się w miniony weekend na turnieju Salt Mine Cup 2019. Wielkich piłkarskich emocji kibice doświadczyli wyjątkowo w Myślenicach, a całe przedsięwzięcie porównać można by do filmowego scenariusza!

Powódź w cieniu kopalni. Genk i Beniaminek najlepsze na Salt Mine Cup 2019

Z wielką pompą Fundacja Mali Mistrzowie z Wieliczki zorganizowała czwartą już edycję Salt Mine Cup. Uznane europejskie marki, telewizje z całej Polski i setki dzieciaków oraz ich rodziców-kibiców jak co roku zebrały się na trybunach… no właśnie, tym razem nie tych zlokalizowanych przy wielickich boiskach, a w Myślenicach.

Kilka dni przed pierwszym gwizdkiem na organizatorów, jak grom z jasnego nieba, spadło widmo tego, że zawody mogą się nawet nie odbyć. Wszystko przez powódź, która nawiedziła okolice Krakowa.

Boiska, które na międzynarodową rywalizację przygotowane były już przed dwoma tygodniami, nagle stały się bezużyteczne. Na murawie stanęły hektolitry wody, a wszyscy zaangażowani w projekt z przerażeniem obserwowali prognozy pogody.

Te niestety nie były optymistyczne.

Największa nawałnica przyszła z wtorku na środę. Padać miało jednak jeszcze przez kolejne trzy dni.

Szaleńczą decyzję o przeniesieniu turnieju Karol Nędza, człowiek-orkiestra w FMM, podjął w czwartek rano. Niektórych gości trzeba było odbierać już z lotniska. A w dwa dni, gdzieś w tle, tworzono kompletnie nowe rozgrywki!

Padło na oddalone o 25 km od Wieliczki Myślenice, gdzie Salt Mine Cup uratować postanowił tamtejszy burmistrz Jarosław Szlachetka. Pełnowymiarowe boisko piłkarskie ze sztuczną nawierzchnią i pełnym zapleczem udostępnione zostało kosztem wcześniejszych rezerwacji. Wszystkie mecze odwołano i poprzekładano.

Najtrudniejsza okazała się logistyka. Kolejne godziny mijały, a rąk do pracy wciąż brakowało.

Rezerwowane początkowo hotele zlokalizowane celowo były obok Kopalni Soli oraz boisk. Wszystko miało wyglądać tak, że pomiędzy meczami zawodnicy na obiady czy wycieczkę do wielickiej atrakcji numer jeden (notabene jednego z głównych sponsorów Salt Mine Cup, z którego nazwy w języku angielskim zresztą zrodziła się nazwa turnieju) udawać się będą na pieszo.

Nagle ponad 500 dzieciakom trzeba było zorganizować transport. Pozmieniać należało wszystko.

Kwestie posiłków, dojazdów, przyjazdów, to wstęp do tego, co działo się w piątek.

Wynajęto last minute flotę autobusową, wypożyczono też tiry, które z Wieliczki miały przewieźć cały sprzęt: scenę, kontenery szatniowe, bramki 400 metrów barierek ochronnych czy 300 metrów banerów. Tony niezbędnych do sobotniego startu materiałów.

Ostatnie linie na boiskach wymalowano o 4:30. Po 8:00 wszyscy byli już w Myślenicach.

Na piątkowej ceremonii, która w iście oskarowym stylu odbyła się w Kampusie Wielickim, rozlosowano więc grupy, a historię na boisku pisali już zawodnicy z roczników 2008 i 2009.

W pierwszy dzień znakomicie wyglądali przede wszystkim przyjezdni – Valencia i KRC Genk. To starcie tych dwóch drużyn przyniosło najwięcej emocji, a Belgowie ulegli Hiszpanom 0:1.

Młodzi adepci futbolu z klubu Jakuba Piotrowskiego imponowali przygotowaniem technicznym i łatwością, z jaką toczyli kolejne rywalizacje.

W niedzielę, w fazie play-off, w roczniku 2008 nie mieli sobie równych, zwyciężając w rzutach karnych Lecha Poznań, w kolejnej rundzie rewanżując się „Nietoperzom”, by w wielkim finale pokonać Górnika Zabrze, który po drodze wyeliminował m.in. Benficę Lizbona.

W roczniku młodszym, dużo słabiej w tym roku obsadzonym, wygrał Beniaminek Krosno, który w ostatniej sekundzie strzelił zwycięskiego gola Górnikowi.

Salt Mine Cup co roku organizowane jest w celach charytatywnych. Czwarta edycja połączona była ze zbiórką na Różę, dziewczynkę chorującą na trisomię chromosomu dziewiątego.

– To były szalone dni. Kiedy czekałem na tira, zdrzemnąłem się w busie. Takich drzemek od środy było kilka i łącznie uzbierałbym pewnie ze cztery godziny snu – powiedział nam z uśmiechem Nędza, zmęczony, ale uradowany, że wszystko ostatecznie wyszło jak należy.

– To się nie miało prawa udać. Gdyby nie rodzina, znajomi, wszyscy, którzy w piątek dla Salt Mine Cup zwalniali się z pracy, nie było szans na powodzenie – przyznał.

I choć trudno nie docenić emocji, których w słonecznej aurze w weekend na zielonej murawie dostarczyli główni bohaterowie turnieju, historia z powodzią w tle w pamięci mieszkańców całej Wieliczki pozostanie na długo. Dla dzieci to dobra lekcja pokory, lekcja współdziałania, ale i wzajemnego wsparcia oraz pomocy.

Ludzie raz jeszcze udowodnili, że nie ma rzeczy niemożliwych. A wspólnymi siłami przezwyciężyć można nawet żywioły!

Fot. własne, Fundacja Mali Mistrzowie, Futbol Małopolska