„Nie boimy się grać z o rok starszymi zespołami”

Drużyna Lecha Poznań pokonała w półfinałowym dwumeczu Centralnej Ligi Juniorów U-17 Koronę Kielce 8:3 i zagwarantowała sobie grę we wtorkowym finale z zespołem Legii Warszawa. Czy to był dobry sezon w wykonaniu młodzieżowych drużyn Lecha? Jaki jest cel trenera przed finałem? Na te i inne pytania odpowiedział szkoleniowiec drużyny, Hubert Wędzonka. 

„Nie boimy się grać z o rok starszymi zespołami”

Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że wasza grupa w Lidze Makroregionalnej była najsilniejsza?

– Trudno jest mi to ocenić, bo powiem szczerze, nie widziałem wielu zespołów spoza naszej ligi. W okresie zimowym mierzyliśmy się z Zagłębiem Lubin i Legią Warszawa, więc widzieliśmy zwycięzców innych grup i były to zespoły zbliżone poziomem do nas. Nasza grupa na pewno była silna, co pokazały dosyć wyrównane potyczki. Do końca biliśmy się z innymi drużynami o zwycięstwo w lidze. Mecze przeciwko Lechii Gdańsk, Pogoni Szczecin, Warcie Poznań, to były naprawdę zacięte spotkania, które wiele nam dały.

Która drużyna sprawiła wam najwięcej problemów?

– Punkty zabierały nam zespoły z dołu tabeli, czyli Gryf Słupsk, AP Reissa, ale najtrudniejsze były pojedynki z zespołem Lechii Gdańsk. Dobrze grali w piłkę, mają swoją jakość i były to mecze, które wymagały od nas dużego zaangażowania, przygotowania taktycznego. Nie mogę też odbierać dobrej postawy drużynom z Poznania, czy Szczecina. Trzeba pamiętać, że mieliśmy młody zespół, całą rundę graliśmy rocznikiem 2003.

Najlepsi grali wyżej.

– Filip Marchwiński w pierwszym zespole, Jakub Kamiński i Filip Szymczak w rezerwach, Jakub Niewiadomski i Łukasz Szramowski w drużynie U-18. Na spotkania barażowe zeszło do nas kilku zawodników, ale całą ligę graliśmy rocznikiem 2003, dlatego też zwycięstwo w trudnej lidze piłkarzami o rok młodszymi, cieszy jeszcze bardziej.

Czytałem relację z waszego spotkania w Kielcach i wyglądało to trochę, że Korona grała, a wy zdobywaliście bramki. Jak przebiegło to spotkanie z pana perspektywy?

– Na pewno początek spotkania należał do Korony. Nasi zawodnicy wyszli na ten mecz bardzo nerwowi, dla większości z nich było to najważniejsze spotkanie w ich krótkich karierach. Było widać, że ciężar tego meczu trochę ich przytłoczył. Okrzepliśmy po 15-20 minutach i gra stała się bardziej wyrównana. Byliśmy zespołem, który miał częściej piłkę przy nodze, ale zawodnicy z Kielc potrafili nam zagrozić i pierwszi wyszli na prowadzenie. Powiedziałem chłopakom w szatni, że wolę, żeby Korona pierwsza zdobyła bramkę, bo to nas zmotywuje i dopiero wtedy zaczniemy grać i faktycznie po straconym golu, to my wzięliśmy sprawę w swoje ręce. Udało nam się dowieźć cenne zwycięstwo na wyjeździe do końca, więc taki rezultat nas cieszył przed czwartkowym spotkaniem.

W rewanżu nie było już wątpliwości, która drużyna była lepsza.

– Wygraliśmy 6:2, ale ten wynik nie oddaje w pełni przebiegu tego spotkania. Przez pierwsze dwadzieścia minut zagraliśmy fantastycznie i prowadziliśmy już 3:0. Później oddaliśmy kielczanom niepotrzebnie inicjatywę w końcówce pierwszej połowy, gdzie potrafili sobie stworzyć kilka groźnych sytuacji, ale bardzo dobrze dysponowany był Krzysztof Bąkowski. Po przerwie Korona kontynuowała szturm na naszą bramkę, udało jej się strzelić dwie bramki, ale ważny moment nadszedł ok. 70. minuty, gdy mieliśmy rzut karny. Wiedzieliśmy, prowadząc 4:2, że już nic groźnego nie może nam się przydarzyć.

Było dużo rotacji w pana składzie w porównaniu z meczem w Kielcach?

– Osiemnastka meczowa pozostała bez zmian, a w wyjściowym składzie doszło do zmiany jednego zawodnika. Patryka Gogoła zastąpił Igor Ławrynowicz, zdobywca bramki na wyjeździe, ale też jako pierwszy trafił w rewanżu. W naszym składzie zagrała dwójka chłopaków z rocznika 2002, a reszta była z 2003. Korona wyszła za to dziesięcioma piłkarzami z 2002 i jednym urodzonym w 2004 roku. Każda piłka, w której trzeba było stoczyć pojedynek bark w bark, trafiała łupem piłkarzy z Kielc. W tej przestrzeni mieli nad nami przewagę.

Jaki był wasz cel przed tym spotkaniem?

– Chcieliśmy szybko zdobyć bramkę.

Albo trzy.

– Dokładnie (śmiech). Udało nam się zdobyć trzy gole, ale faktycznie celem było szybkie wyjście na prowadzenie. Nasz plan na to spotkanie był ściśle określony. Wiedzieliśmy w jaki sposób dostać się pod bramkę rywala. Zawsze zwracamy uwagę na fazę ataku, chcemy dominować na boisku. Analiza było dobra i udało nam się zrealizować nasz cel. Jesteśmy z siebie zadowoleni.

Rezerwom Lecha Poznań udało się w tym sezonie awansować do II ligi. Liczy pan na to, że pana podopieczni już od przyszłego sezonu będą mogli występować na tym szczeblu?

– Myślę, że jest to dla nich jeszcze trochę za wcześnie. Gdyby byli to chłopcy z rocznika 2002, to nie bałbym się zaryzykować stwierdzenia, że będą grać w rezerwach. Tych chłopców, których ja mam do dyspozycji, czyli drużyna z rocznika 2003 i trzech z 2002, dla nich rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów U-18 będą dobrym miejscem do dalszego rozwoju. Czas na piłkę seniorską na pewno przyjdzie, może w okresie zimowym przesuniemy dwóch, czy trzech najzdolniejszych zawodników do zespołu rezerw, żeby tam mogli trenować. Jeżeli ktoś się spodoba trenerom drugiego zespołu, to dostanie szansę, żeby grać.

Woli pan być jak Korona, czyli grać najstarszym rocznikiem, zdominować ligę, ale nie mieć wielu perspektyw na ich dalszą grę w dorosłych drużynach, czy jak Lech, dać szansę młodszym graczom, którzy w przyszłości mają sporą szansę na grę w pierwszym zespole?

– Trenuję ten zespół już od trzech lat i zbieramy owoce swojej pracy. Powiem szczerze, że nie boimy się grać z o rok starszymi drużynami. Legia, Zagłębie, Pogoń, Warta, Lechia, te wszystkie zespoły były od nas starsze, więc my do tego boju jesteśmy gotowi. Nie uważam, że może poza fizycznością, odstajemy w innych aspektach. Jesteśmy przygotowani na pojedynki ze starszymi zespołami, a ten rok, jest, jakbyśmy rok wcześniej poszli do szkoły. Myślę, że uda nam się osiągnąć cel, o którym marzymy. Nie będę zabiegał, żeby grał z nami Filip Marchwiński, czy Jakub Kamiński. Zagramy tym, co mamy. Znam wartość swojego zespołu i jestem przekonany, że stoczymy równy bój z warszawską Legią.

Legia jest w waszym zasięgu?

– Mecz pokaże. Zimą wygrali z nami 3:2. Jesteśmy żądni rewanżu. Wiemy, że ostrzą sobie apetyty, my również, ale to jest finał, jeden mecz. Tak naprawdę 90. minut rozstrzygnie, kto zostanie Mistrzem Polski. Dużo zrobiliśmy, bo moi zawodnicy wykonali spory postęp i są w dobrym miejscu. Mam nadzieję, że to będzie taka wisienka na torcie i zjemy ją wszyscy razem.

Jakie stawia pan sobie cele przed finałem?

Nie stawiam sobie celów. Po prostu chcemy zagrać, jak najlepiej potrafimy. Oczywiście naszym marzeniem jest podniesienie trofeum. Gdybym powiedział, że nie jedziemy zagrać o mistrzostwo, to bym skłamał, ale co będzie, to zweryfikuje boisko w Ząbkach.

Rozwój czy wynik?

– Oczywiście rozwój. Mógłbym się uzbroić w chłopców z rocznika 2002 i nie dać szansy tym młodszym, więc z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że dla mnie najważniejszy jest rozwój. Mam nadzieję, że zdobycie Mistrzostwa Polski przez moich zawodników, będzie tylko miłym dodatkiem do tego, że w przyszłości zagrają na boiskach Ekstraklasy.

To był dobry sezon w wykonaniu młodzieżowych drużyn Lecha?

– Jesteśmy Lechem Poznań i te wyniki w pozostałych grupach mogłyby być ciut lepsze. Zawsze jednak gramy zawodnikami młodszymi, bo patrząc na zespół U-18, to tam też zdecydowana większość była z roczników 2001 i 2002. Nie zawsze uda nam się osiągnąć wynik, ale każdy ma ambicje i wszyscy trenerzy chcieliby więcej. Każdy chce wygrywać, ale patrząc na to, gdzie ci chłopcy będą za dwa, trzy lata, to oceni, czy udało się ich dobrze rozwinąć. Nie tylko wynik rozwija i to jakie zdobywamy puchary, ale codzienna praca na treningu. Głęboko w to wierze, że praca trenerów w zespołach U-15 i U-18 została wykonana, w jak najlepszy sposób, o czym przekonamy się zapewne w przyszłości.

A gdzie pan widzi swoich zawodników za dwa, trzy lata?

– Chciałbym ich widzieć wchodzących w szeregi pierwszego zespołu. Oni powinni pokonywać kroki swojej kariery szczebel po szczebelku. Nie ma co przeskakiwać. Oczywiście są zawodnicy, którzy mogą wiele przeskoczyć, ale wszystko musi być robione w sposób racjonalny. Mam nadzieję, że za te dwa, trzy lata usłyszymy o zawodnikach z rocznika 2003, którzy pukają do gry na stadionie przy ul. Bułgarskiej, a w przyszłości będą stanowić o sile Lecha Poznań.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

fot. Karol Stępniewski