Kuźnia dla ŁKS-u i Widzewa – Łódzka Akademia Futbolu

Rywalizują z największymi akademiami w Łodzi. Pod względem liczby dzieciaków, to oni są największą szkółką w mieście. W pięciu dzielnicach trenuje ponad 700 zawodników. Zapraszamy na reportaż z Łódzkiej Akademii Futbolu.

Kuźnia dla ŁKS-u i Widzewa – Łódzka Akademia Futbolu

Łódzka Akademia Futbolu powstała w 2011 roku. Założycieli było trzech, a jeden z nich, Rafał Różycki, zapowiadał się na całkiem niezłego piłkarza.

Gdy miał 15 lat i grał w młodzieżowych drużynach ŁKS, zgłosiła się po niego Hertha Berlin. W Niemczech jednak nie zrobił dużej kariery, zabrakło mu charakteru, nie miał ze sobą rodziny, na początku nie znał także języka. Wrócił do kraju i próbował swoich sił jeszcze w kilku klubach, ale jego licznik zatrzymał się na 33 występach w I lidze.

Łódzka Akademia Futbolu z początku nazywała się „Akademia Futbolu Tomasza Hajto”. Od czterech lat jednak były reprezentant Polski nie jest już związany z projektem.

Akademią główną jest ta mieszcząca się w Łodzi, ale istnieją także  filie w Toruniu i Płocku, które ze sobą współpracują. Szkolą dzieciaki od 4. do 13. roku życia. Obecnie mają pięć siedzib w największych dzielnicach Łodzi, a za niedługo ma wystartować szósta, w Śródmieściu.

– Najczęściej trenujemy na orlikach w kilku dzielnicach Łodzi. Oprócz tego tworzone są także grupy reprezentacyjne, które trenują na pełnowymiarowych obiektach. Nie mamy własnego boiska, więc musimy je wynajmować – mówi Stefan Potocki, jeden z założycieli.

No właśnie, tu pojawia się spora przeszkoda dla akademii. Chociaż Łódź jest miastem, które może pochwalić się największą liczbą orlików w całej Polsce, to brakuje tam boisk pełnowymiarowych. Można kupić ziemię pod miastem, ale koszt takiej inwestycji liczony jest w milionach złotych, a na to akademii nie stać. Koszty związane z wynajmowaniem boisk także nie należą do niskich. Nie mogą mieć na tę chwilę starszych grup treningowych, ponieważ nie miałyby po prostu gdzie trenować.

Obecnie sama akademia w Łodzi liczy ok. 700 dzieciaków, co czyni ją największą w mieście – większą od Widzewa i ŁKS-u. Nad zawodnikami czuwa ponad 20 trenerów, którzy legitymują się licencjami UEFA. Do rozgrywek zgłoszonych jest 11 drużyn.

– W młodszych rocznikach mamy na tyle dobre szkolenie, że nie ma różnicy między nami a ŁKS-em, SMS-em czy Widzewem – dopowiada Potocki.

Brak własnego obiektu łączy się też z tym, że nie ma stałego miejsca treningów. Rodzic wraca z pracy i zdarza się, że musi przejechać z jednego końca miasta na drugi, a przy wszechobecnych korkach jest to czasem ponad godzina drogi.

– Z tego powodu stworzyliśmy jakby małe klubiki w największych dzielnicach Łodzi. Nasze lokalizacje to Bałuty, Redkinia, Chojny, Teofilów i Dąbrowa. Fizycznie rodzic ma przez to łatwiej – tłumaczy Różycki.

Dużą uwagę przywiązują do barw klubowych. Na treningach wszyscy chłopcy mają taką samą koszulkę z personifikowanym nadrukiem, spodenki, getry.

Z jednej strony jest selekcja, ale z drugiej jej nie ma. Do akademii mogą zgłosić się wszystkie zainteresowane dzieci, ciężko stwierdzić u 5-latka czy na przykład za kilka lat nie stanie się znacznie lepszym piłkarzem. Po to są grupy reprezentacyjne, żeby trafiali do nich najzdolniejsi zawodnicy.

Różycki: – Mamy tę przewagę, że poza zarządzaniem akademią, jesteśmy także trenerami. Widzimy, jakie są realne problemy. Jako trenerzy zauważamy też na przykład, że przy większej ilości dzieciaków w grupie potrzebnych jest dwóch szkoleniowców, a nie tylko siedząc za biurkiem – „dobra, da sobie radę”.

Na początku swojej działalności musieli się mierzyć także z nadopiekuńczymi rodzicami. Często próbowali być drugim lub trzecim trenerem, ale po kilku komunikatach od klubu sytuacja się uspokoiła.

Budżet jest oparty głównie na składkach rodziców, które miesięcznie wynoszą 140 złotych. Pozostałą część funduszy stanowią dofinansowania z miasta oraz mali sponsorzy.

Chociaż trenerów w akademii nie brakuje, chcieliby mieć jeszcze kilku. Głównie zależy im na młodych szkoleniowcach (nie oznacza to, że średnia wieku trenerów jest wysoka), którzy będą się z pasją oddawać pracy z dzieciakami.

Obecnie ŁAF nie ma klubów partnerskich, ale myślą o współpracy z jednym – ŁKS. Ma to także swoją drugą stronę medalu, bo zamknęliby się wtedy na Widzew. Dlatego otworzyli się na całą Łódź. Nie mają problemu z tym, że starsi chłopcy odchodzą do tych zespołów, jeśli wszystko przeprowadzane jest na zdrowych zasadach. – Wszyscy mamy ten sam cel, szkolenie młodzieży – uważa Różycki.

O jakich projektach jeszcze warto wspomnieć? – Poza takimi rzeczami jak treningi indywidualne, nasza wewnętrzna liga, w tym roku będziemy uruchamiać grupę dla dzieci niepełnosprawnych. Chcemy spróbować to zrobić w Łodzi jako pierwsi – zapowiada Potocki.

Dwa razy do roku organizowane są obozy, na które jedzie po kilkaset dzieciaków. Dodatkowo, zespoły biorą udział w turniejach, zdarzały się wyjazdy zagraniczne.

Założyciele akademii zgodnie przyznają, że osiem lat temu nie spodziewali się, że obecnie będzie to tak prosperować. Cały czas zgłaszają się nowi chętni, ale powoli muszą rodzicom odmawiać, ponieważ nie mieliby gdzie pomieścić takiej liczby dzieciaków. Na tę chwilę 700 adeptów piłki nożnej wydaje się maksymalną liczbą.

Słowem zakończenia, dopóki nie uda im się wybudować własnego pełnowymiarowego boiska, nie zrobią kroku naprzód. Pozostaną w miejscu, nie będą się rozwijać. Będą zmuszeni do pogodzenia się z rolą „tylko” kuźni piłkarskiej dla największych klubów w Łodzi. Wszyscy zaangażowani w życie ŁAF liczą jednak, że takie boisko uda się wreszcie wybudować.

Z ŁODZI – BARTOSZ LODKO

Fot. Łódzka Akademia Futbolu / Facebook