CLJ-ka od środka: „Spadek z CLJ nie jest dla nas całkowitą porażką”

Błękitni Wronki przez trzy rundy występowali w Centralnej Lidze Juniorów U-17. W tym okresie rywalizowali i urywali punkty Lechowi Poznań, Lechii Gdańsk, Pogoni Szczecin czy Arce Gdynia. Niestety przyszedł spadek. O jego przyczynach, najbliższych celach oraz największych talentach tej akademii, porozmawialiśmy z trenerem Błękitnych U-17, Michałem Dolatą.

CLJ-ka od środka: „Spadek z CLJ nie jest dla nas całkowitą porażką”

Jaki jest cel Błękitnych Wronki na najbliższą rundę? Powrót do Centralnej Ligi Juniorów za wszelką cenę?

– Dla nas najważniejsze jest to, żeby ci zawodnicy się rozwijali i trafiali do lepszych akademii, jak to było teraz. Wcale ten spadek z CLJ nie jest dla nas całkowitą porażką, gdyż Fabian Grzelka i Kacper Zaborski trafili do Pogoni Szczecin. Z kolei Klaudiusz Milachowski do Arki Gdynia, a Tymoteusz Czerwiński do Rakowa Częstochowa. Nie ukrywam, że my chcemy z powrotem awansować do Centralnej Ligi Juniorów i rywalizować z najlepszymi. Tam nasi zawodnicy mogą się przede wszystkim rozwijać.

Jak wyglądały wasze przygotowania do nowego sezonu?

– Byliśmy na siedmiodniowym obozie w Kaliszu Pomorskim. Trenowaliśmy dwa razy dziennie. Przez ten czas zdążyliśmy zagrać dwa mecze kontrolne. Jeden z rówieśnikami, Błękitnymi Stargard, a drugi z A-klasową drużyną, Mirstal Mirosławiec. Oba te mecze wygraliśmy, odpowiednio 5:1 i 4:0. Po powrocie z obozu trenowaliśmy na własnych obiektach i nasze przygotowania zwieńczyliśmy sparingiem w Grodzisku Wielkopolskim z Akademią Piłkarską Reissa U-17. Ten mecz przegraliśmy 1:3. W sobotę już startuje liga i zagramy, moim zdaniem z faworytem do awansu, Wartą Poznań KS, rocznikiem 2004.

W tym sezonie w kategorii U-17 głównym rocznikiem jest 2003. Jak to wyglądało u was, czy ci chłopcy grali w zeszłym sezonie w CLJ?

– Tak, można nawet powiedzieć, że mieliśmy drużynę złożoną z rocznika 2002 i 2003. Na pewno nie możemy powiedzieć, że graliśmy tylko starszymi. Proporcje wyglądały mniej więcej 50 na 50, gdyż pięciu zawodników było z 2002, a sześciu z 2003.

Wasza kadra mocno się zmieniła?

– Z grupy rocznika 2003 odszedł Fabian Grzelka, do Pogoni Szczecin. Można rzec, że to był w naszym zespole gracz topowy. Kilku chłopaków też odeszło do Przemysława Poznań, bo dostali się do lepszych liceów w Poznaniu. Zatem zostało mi trzech chłopaków z rocznika 2003 i czterech z drużyny C1 (trampkarz starszy – przyp. red.). W sumie to było siedmiu zawodników, więc uzupełniliśmy kadrę o czternastu nowych graczy. Wspomniany obóz miał na celu nie tylko realizowanie aspektów szkoleniowych, ale także integrację. To był czas na to, żeby grupa się poznała.

Od zakończenia rundy wiosennej CLJ U-17 i spadku Błękitnych minęło już sporo czasu, ale nie sposób nie wrócić do tamtych meczów. Czy trener uważa, że utrzymanie jednak było możliwe? Zdobyliście dziesięć punktów w czternastu meczach i mieliście stratę do bezpiecznego miejsca wynoszącą tyle, ile uzbieraliście oczek.

– W rundzie jesiennej zdobyliśmy siedemnaście punktów i się utrzymaliśmy. Niestety wiosną uzbieraliśmy ich nieco mniej. Na pewno była szansa, żeby się utrzymać. Jednak należy zaznaczyć, że Akademia Reissa, z trenerem Maciejem Palką na czele, nas zaskoczyła. Trzeba im oddać, że to naprawdę silna drużyna. Pierwszy mecz z nimi był wyrównany i mieliśmy swoje szanse, choć ostatecznie przegraliśmy 0:1. Z kolei w rewanżowym spotkaniu w Opalenicy już nas zmiażdżyli i skończyło się 5:1. Oczywiście, była szansa, żeby się utrzymać, ale w tych meczach, które były na styku, nie zdobywaliśmy za wiele punktów. Traciliśmy gole w końcówkach. Na inaugurację zremisowaliśmy z Lechią Gdańsk 2:2, a gola na wagę jednego punktu strzelili nam w końcówce. Mecz meczowi nierówny, aczkolwiek w niektórych spotkaniach brakowało nam szczęścia.

Rozmawiałam z trenerem Maciejem Palką, podsumowując ich debiutancką rundę w CLJ, i mówił, że kluczowy mecz w kontekście utrzymania, był ten z Błękitnymi Wronki. To była piąta seria gier, a AP Reissa miała na swoim koncie cztery porażki. Trener „Reissów” powiedział, że gdyby nie wygrali tego meczu to najprawdopodobniej by się nie utrzymali. To spotkanie dodało im pewności siebie i później złapali serię czterech zwycięstw, co było kluczowe w kontekście utrzymania?

– To jest piękno piłki nożnej. Tak samo mogło być w drugą stronę, wygralibyśmy ten mecz, na koncie trzy punkty. Uroślibyśmy mentalnie, dodałoby nam to skrzydeł i może byśmy byli w takiej samej sytuacji jak teraz AP Reissa, ale z naciskiem na „może”. Jednak tak się nie stało, bierzemy ten spadek z pokorą. Mamy nadzieję, że fortuna się odwróci i będzie nam sprzyjać w tej rundzie. Dodam jeszcze, że Akademia Reissa była czarnym koniem tamtych rozgrywek, była w stanie pokonać m.in. Lecha Poznań czy Pogoń Szczecin. Zasłużyli na to utrzymanie.

Gdzie trener upatruje przyczyn spadku z CLJ?

– Na pewno wąska kadra. Mamy dwunastu-trzynastu dobrych zawodników, wypada nam dwóch lub trzech i nie ma kim ich zastąpić. Wchodzą wtedy do składu zawodnicy słabsi pod względem jakościowym. Do tego trapiły nas kontuzje. Wypadł nam Błażej Strzelecki, który był naszym filarem obrony. Kacper Zaborski był królem strzelców rundy jesiennej. Też go nam brakowało przez większość rundy. Drużyna go potrzebowała, a on też gdzieś się frustrował, że nie może szybko wrócić do gry. Na jesieni strzelił dziesięć bramek, które, nie ukrywajmy, dały nam utrzymanie. To są te dwie główne przyczyny: wąska kadra i kontuzje.

Między rundą jesienną a wiosenną nie doszło u was do wielu zmian kadrowych. Mieliście ten sam skład, ograny i doświadczony już grą w CLJ. Czy to też nie jest tak, że AP Reissa była dużo lepszym beniaminkiem od takiego FASE Szczecin?

– Zgodzę się z tym. Powtórzę też, że AP Reissa była od nas zespołem lepszym. Pokonali nas w dwumeczu, wygrywając oba spotkania. Tutaj szacunek dla nich. Przez te kontuzje też, nie zmienialiśmy naszego systemu gry, który dawał nam wcześniej dobry rezultat. Dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy, gdzie oprócz „Zabora” mieliśmy całą kadrę. Dopiero w lidze przyszły urazy. Nie widzę tu u nas błędów w przygotowaniu czy wyszkoleniu.

Kacper Zabroski był najjaśniejsza postacią Błękitnych w rundzie jesiennej. Jakby go trener scharakteryzował? Jakim on jest typem napastnika?

– Najsilniejszym jego punktem jest pojedynek 1 na 1. Gdy ma trochę więcej miejsca to jest nie do zatrzymania. Nie boi się tych starć, wchodzi w drybling i przede wszystkim ma precyzyjne uderzenie z lewej, jak i prawej nogi. Lepiej potrafi szukać pozycji od piłki aniżeli do niej. Gorzej gra tyłem do bramki, ale to są takie detale, gdzie na pewno w Pogoni będzie mógł je poprawić. Do tego jest charakternym zawodnikiem, ma posłuch w szatni. Swoim zaangażowaniem w meczu i na treningu potrafi przekonać innych do jeszcze cięższej pracy. Ponadto jest dobrze wyszkolony technicznie, nie sprawia mu problemu przyjęcie piłki pod presją.

Pamiętam słowa trenera na temat Kacpra Zaborskiego w „Głosie Wielkopolskim”, które padły tuż po zakończeniu rundy jesiennej: „Wiemy, że zatrzymanie takiego zawodnika w klubie będzie graniczyło z cudem”. Ten napastnik był zimą na testach w Lechu i Pogoni, a jednak zdołało się wam go przetrzymać.

– To wyglądało tak, że Zaborski był na testach w Pogoni. Trener (drużyny rezerw Pogoni – przyp. red.) Paweł Cretti sam zaproponował, żeby jeszcze u nas został i łapał komplety minut w CLJ. Bo w Pogoni byłby zmiennikiem. Kacper zacisnął zęby, wziął się do cięższej pracy i finalnie trafił do tej akademii. Gdyby nie ta kontuzja sądzę, że zrobiłby jeszcze większy progres.

Kacper Zaborski i Fabian Grzelka przeszli do akademii Pogoni Szczecin. Kto jeszcze odszedł z drużyny, która grała w CLJ?

– Klaudiusz Milachowski lada chwila podpisze kontrakt z akademią Arki Gdynia. Bramkarz Tymoteusz Czerwiński trafił do Rakowa Częstochowa. Nikodem Biliński jest w trzecioligowym Stilonie Gorzów. Hubert Sochalski i Jakub Niżyński w Noteci Czarnków (V liga). Michał Caliński, Stanisław Siekański i Filip Ilnicki są w Przemysławie Poznań U-18 (liga wojewódzka). Z kolei Kacper Lutyński trafił do czwartoligowego Lecha Czaplinek.

Spora grupa.

– Cieszy nas to, że możemy gdzieś dalej oddawać tych naszych zawodników. Fajnie, że trafiają do akademii ekstraklasowych czy też mają szanse grać w takiej IV lidze. To też powinno działać jak magnes, żeby do nas nowi zawodnicy przychodzili. Może w przyszłości obiorą podobną drogę jak wspomniani wyżej piłkarze.

Z grupy zawodników, którą trener prowadził, kto ma największy potencjał, żeby osiągnąć coś więcej w seniorskiej piłce nożnej? Czyje poczynania warto śledzić?

– Moim cichym faworytem jest Klaudiusz Milachowski, który na przestrzeni trzech rund w CLJ rozwinął się chyba najlepiej. On może grać na pozycji numer „3” jak i „10”.  Do tego ma spory zasób umiejętności indywidualnych. Nie ukrywam, że też Fabian Grzelka, który zagrał już w Pogoni U-18, otrzymał także powołanie do młodzieżowej kadry Polski. Po cichu liczę, że szybko przebije się do zespołu rezerw Pogoni, a w niedalekiej przyszłości nawet do pierwszego zespołu. Grzelka gra dobrze tyłem do bramki, dobrze się zastawia i jest niesamowicie szybki. To jest chłopak, który przede wszystkim rozumie grę. Wie, kiedy zejść po piłkę. „Grzela” jest bardziej poukładanym zawodnikiem w zestawieniu z „Zaborem” w kwestiach techniczno-taktycznych.

Graliście trzy rundy w CLJ. Można rzec, że przyzwyczailiście się do tych rozgrywek i grania z najlepszymi. Teraz czeka was rywalizacja w I lidze wojewódzkiej. Czy nie obawia się trener, że najbliższe pół roku jest stratą dla rozwoju tych zawodników? Zaraz pewnie przyjdą wygrane oscylujące koło liczby dziesięć. 

– Nie mam takich obaw, gdyż nie uważam, że ta liga wojewódzka jest słaba. Wiadomo to nie jest poziom Centralnej Ligi Juniorów. Jednak są tu ciekawe i mocne drużyny tj. Warta Poznań KS, Lider Swarzędz czy Nielba Wągrowiec. Będziemy grać sparingi z drużynami z CLJ, żeby nadrabiać ten poziom. Jednak nie ukrywamy – naszym celem jest CLJ, żeby tam trafić prędzej czy później i grać na jeszcze wyższym poziomie. Chłopaki tego chcą. W rozmowie z drużyną widać, że oni sami sobie nakładają presję, żeby tam awansować. Na pewno będzie tutaj poziom niższy, aczkolwiek nie sądzę, że byłby to aż taki przeskok.

Wielu trenerów z Centralnej Ligi Juniorów U-17 zaznacza, że grupa B jest najmocniejszą ze wszystkich. Czy rzeczywiście jest taki wysoki poziom?

– Podpisuję się pod tą tezą dwoma rękoma. Też obserwowaliśmy i śledziliśmy spotkania innych grup. Według mnie jest to najsilniejsza grupa w CLJ. Pokazał to też ten miniony sezon, że każdy mógł wygrać z każdym. Tylko gdzieś Gryf Słupsk odstawał. Uważam, że wygranie grupy B jest najtrudniejsze, patrząc na to, jak wyglądają mecze w innych regionach.

Co takiego daje zawodnikom Błękitnych rywalizacja z takimi zespołami jak Lech, Lechia czy Pogoń?

– To jest ogromne przeżycie dla nas i chłopaków przede wszystkim. Widzimy ten rozwój też u zawodników, np. po takim „Zaborze”, który był u nas cztery lata. Tak naprawdę po tych rundach w CLJ wzniósł się jeszcze wyżej. Rywalizacja z najlepszymi co tydzień wpływa na pozytywny ich rozwój. Wyjaśnię to na prostym przykładzie: w CLJ nie ma czasu na to, żeby przyjąć piłkę i wszystko dzieje się bardzo szybko. To są idealne rozgrywki do tego, żeby zawodnicy rozwijali się, gdzie jest ciągła presja. Tutaj grają najlepsi piłkarze z tego rocznika. Do tego jest tu mało miejsca i czasu. Wszystko to składa się warunki, które pomagają we wspomnianym rozwoju piłkarza.

Czy to nie jest też tak, że trenera zawodnicy są jeszcze bardziej zmotywowani w takich starciach z topowymi akademiami?

– Wydaje mi się, że tak. Ze sztabem nie musieliśmy robić motywacyjnych odpraw przedmeczowych. Zawodnicy wiedzieli z kim grają i byli tak nabuzowani, że chcieli rozwalić tę szatnię. Byli świadomi, gdzie są i z kim grają. Niektórzy wiedzą też, że CLJ może być dla nich ostatnim wyzwaniem. Nie ukrywajmy, niektórzy z nich mogą już nigdy nie zagrać na takim poziomie. Dlatego też oni walczyli w każdym meczu jak o życie.

Czym w sezonie dla Błękitnych były starcia z Lechem? 

– Z trenerem Wędzonką o tych starciach mówiliśmy „derby internatu”, ale podchodziliśmy do tego meczu jak do innych. Nie było spotkań ważnych i ważniejszych. Każde starcie było walką o życie – czy z Gryfem, czy z Lechem. W obu przypadkach graliśmy o komplet punktów. Derby były fajne, trochę podniecające, ale nie różniły się niczym od starć z Lechią czy Arką.

Co wpływało na to, że Błękitni Wronki grali trzy rundy w CLJ? Jesteście małą akademią, reaktywowaną w 2007 roku, a w ostatnim czasie rywalizowaliście jak równym z równym, chociażby z Lechem.

– Wydaje mi się, że receptą na to, że graliśmy trzy rundy w CLJ, jest ciągła praca z tymi chłopakami. Mamy klasy sportowe, internat, bazę treningową. Do tego żmudna praca nie tylko na boisku, ale i poza nim. Analiza przedmeczowa, pomeczowa, zespołowa i indywidualna. Z Błękitnych Wronki, wraz z innymi trenerami, zrobiliśmy klub, w którym nie możesz sobie przyjść i pograć. Musisz zasuwać i codziennie dawać z siebie sto procent, jeśli chcesz coś osiągnąć. Do tego mamy świetne warunki do trenowania i byłoby to głupie, gdybyśmy to szkoleniowo zaniedbywali.

Jak grają Błękitni Wronki?

– W rundzie jesiennej pierwsze mecze zweryfikowało to, że musieliśmy grać bardzo odważnie. Budowaliśmy grę, otwieraliśmy się, stwarzaliśmy akcje z wielu podań. Jednak przyszły mecze, gdzie dostaliśmy raz „trójkę”, drugi raz „czwórkę”. Przeanalizowaliśmy to i naszą grę organizacyjnie musieliśmy poprawić. Nie rzucaliśmy się na przeciwnika, graliśmy w średnim pressingu. Z meczu na mecz nabywaliśmy więcej doświadczenia, a to nie jest liga wojewódzka, że jedno złe przyjęcie piłki nie ma wpływu na mecz. W CLJ jeden błąd to jest kontra i stracona bramka. Zatem przyjęliśmy model, żeby grać z kontry. Pod to też pasowali nam zawodnicy, bo mieliśmy ich szybkich i oni rozumieli dobrze tę grę. W środku pola byli kreatywni gracze, a z przodu szybcy Fabian Grzelka i Kacper Zaborski. Idealne zestawienie zawodników na kontry. Teraz wydaje mi się, że mam grupę zawodników, którzy są bardziej piłkarscy. Tamci byli bardziej lekkoatletyczni, czyli wybiegani i silni, ale nie wszyscy byli dobrze wyszkolenie technicznie. Teraz mam mniej siłowych i wybieganych zawodników, a więcej takich, którzy kreują i rozumieją grę.

Czyli w lidze wojewódzkiej będziecie teraz narzucać swój styl gry?

– Tak, będziemy starać się więcej grać piłką. My chcemy dominować, budować akcje i strzelać jak najwięcej bramek. Chcemy iść do przodu z duchem gry. Mamy argumenty ku temu, żeby tak grać.

Niech pan wyjaśni na czym dokładnie polega wasza współpraca z Lechem Poznań? Raz od was przychodzi zawodnik do „Kolejorza”, a innym razem ta zależność występuje w drugą stronę.

– To wygląda tak, że jest pełen monitoring zawodników. Poprzez rozmowy z trenerami podejmujemy decyzje, żeby nasi zawodnicy odbyli trzy bądź cztery jednostki treningowe w tygodniu u nich. Po to, żeby trenerzy Lecha Bartosz Bochiński i Hubert Wędzonka mogli ich zobaczyć w treningu. Z kolei w drugą stronę wygląda to tak, że po rundzie siadamy z trenerami „Kolejorza” i oni nam przedstawiają plan na danego zawodnika. Takiego, który na chwilę obecną nie mieści się w kadrze meczowej i lepiej byłoby dla niego, żeby trafił do Błękitnych i regularnie grał.

Czy to jest tak, że ci zawodnicy wracają do was później?

– Różnie, to nie jest tak, że to są tylko powroty. Z Błękitnych do Lecha poszedł Michał Marszałkiewicz i Adrian Ratajczyk. Do nas przyszedł Tymoteusz Czerwiński i Maksymilian Zając, obaj to bramkarze. To jest ogólnie tak, że my nie mamy tajemnic przed Lechem, a oni przed nami. Normalnie z trenerami rozmawiamy, mamy fajne warunki, jesteśmy w tym samym budynku. Możemy się codziennie spotykać i rozmawiać o zawodnikach. Wszystko to jest na zdrowych zasadach.

Jak u was wygląda sytuacja z przesuwaniem piłkarzy do piłki seniorskiej? Macie drużynę seniorów w lidze okręgowej.

– Przyszedł do nas trener Marek Bajor (były trener Zagłębia Lubin, w latach 2009 – 2011 – przyp. red.). Cel na ten sezon to powrót do ligi międzyokręgowej, żeby nasi zawodnicy mieli w perspektywie grę w lidze seniorskiej. W tym sezonie najważniejszy dla nas będzie zespół B1 (junior młodszy – przyp. red.), bo taka jest wizja klubu, żeby tutaj grali najlepsi chłopcy. Jednak mamy też drużynę A1 (junior starszy – przyp. red.), który gra w lidze wojewódzkiej i tam będą grać chłopcy, którzy u nas grają mniej. Będą nabierać rytmu meczowego w starszym roczniku. Co do zespołu seniorskiego, jest tam liczna grupa zawodników. Dołączyli tam zawodnicy z rocznika 2001. Tam też będziemy wprowadzać młodszych piłkarzy, ale nie tak intensywnie. Też jesteśmy w stałym kontakcie z trenerem Bajorem i innymi szkoleniowcami, i będziemy uzgadniać kiedy, kto będzie grał.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot: własne