Syn Heskeya, kubeł wody dla trenera PSV i zwycięski Śląsk – relacja z International Sporting Cup

Lubliniec, nazywany też płucami Śląska, przez cały weekend żył futbolem. Na obiektach miejscowego MOSiR-u rozegrano I edycję turnieju International Sporting Cup, w którym wystąpiły drużyny z całej Europy.

Syn Heskeya, kubeł wody dla trenera PSV i zwycięski Śląsk – relacja z International Sporting Cup

Na mapie piłkarskich turniejów Lubliniec pojawił się po raz pierwszy. Nie licząc lokalnych rozgrywek, to premierowy zjazd europejskej śmietanki.

Samo miasto należy do dosyć urokliwych. Nie brakuje zieleni oraz… tras rowerowych. W drodze na stadion spotkaliśmy więcej rowerzystów niż pieszych.

Oficjalne otwarcie turnieju nastąpiło w piątek. Na rynku odbyła się prezentacja drużyn, a później swój popis dał Krzysztof Golonka, mistrz świata w trikach piłkarskich. O 8:00 w sobotę miało rozpocząć się wielkie granie.

W piłce dziecięcej dużo zależy od dyspozycji dnia. Na papierze, Manchester City czy KRC Genk, powinny zagrać w finale. Obu zespołom nie udało się zakwalifikować jednak do grupy Ligi Mistrzów (w niedzielę drużyny z lokat 1. – 12. walczyły w grupie Ligi Mistrzów, a z miejsc 13. – 32. – w grupie Ligi Europy).

W drużynie z Manchesteru wystąpił syn Emila Heskeya. Po każdym z meczów sztab szkoleniowy „The Citizens” oraz PSV analizował nagrany materiał wraz z dzieciakami. Analizy wideo wśród 11-latków są tam normą.

Zostając przy wątkach piłkarzy, jednym z gości turnieju był Władysław Żmuda, 91-krotny reprezentant Polski oraz były selekcjoner młodzieżówek naszego kraju. Drużynę Śląskiego Związku Piłki Nożnej prowadził natomiast Piotr Ćwielong.

Pierwszego dnia bardzo dobrze prezentowały się czeskie zespoły. Sparta Praga wygrała swoją grupę z kompletem punktów, a Mlada Boleslav i Banik Ostrawa awansowały do głównej fazy rozgrywek.

Z pozostałych ekip dobrze wyglądały także Espanyol Barcelona, z liczną grupą rodziców z Hiszpanii, Atlet Kijów, Hajduk Split i PSV Eindhoven.

A jak polskie drużyny? Nieźle prezentowały się Śląsk Wrocław i Legia Warszawa. Do walki o puchar udało się także zakwalifikować Lechowi Poznań i Jaguarowi Gdańsk, który do samego końca grał bardzo ambitnie. W swoim ostatnim sobotnim spotkaniu z Banikiem wyglądali, jakby grali pierwszy mecz, a nie siódmy. Jednakże po pierwszym dniu nic nie zapowiadało, żeby International Sporting Cup wygrać miała polska drużyna.

Drugi dzień rozpoczął się od gier w Lidze Europy. Na świetnym poziomie stał mecz Manchesteru City z KRC Genk, gdzie w barwach belgijskiego zespołu błyszczał chłopak z numerem 13. na koszulce. Później otrzymał nagrodę dla MVP turnieju.

– Espanyol i Hajduk powinni nam podziękować, że stworzyliśmy im naturalne warunki do gry – śmiał się Sebastian Radek, jeden z organizatorów turnieju oraz założyciel Sporting Football Academy. Rzeczywiście, niedziela była upalna.

Taka temperatura nie była za to codziennością dla chłopaków z VJS Vantaa. W Finlandii temperatury powyżej 25 stopni są rzadkością, a w Lublińcu było 29. W cieniu.

Pecha miał Śląsk Wrocław. Ich podstawowy bramkarz doznał kontuzji, a w jego miejsce wszedł kapitan z pola. Młodzi piłkarze Śląska świetnie poradzili sobie ze stratą kluczowego zawodnika. Nowy bramkarz okazał się na tyle dobry, że zaprowadził swoją drużynę aż do wielkiego finału.

Zacięty bój zobaczyliśmy pomiędzy Espanyolem Barcelona a PSV Eindhoven. Stawka była nie byle jaka, bo był nią awans do finału. Spotkanie było nerwowe, trenera z Holandii trochę poniosły emocje i zawołał prowokacyjnie do sędziego: „Do you like Espanyol?”.

PSV wygrało 1:0, co przypieczętowało ich awans do finału. Po ostatnim gwizdku między trenerami obu ekip dalej iskrzyło, ale udało się zażegnać całą sytuację.

Holenderski trener szybko złapał dystans i ochłonął. Gdy organizatorzy turnieju przynieśli chłopakom kubeł zimnej wody, żeby schłodzili się po meczu, zapytał żartobliwie, czy cały jest dla niego, żeby się uspokoił.

Po meczu obrońca PSV grający z trójką na plecach rozmawiał o czymś z sędzią. Zaciekawiło nas to, że 11-latek potrafi tak płynnie rozmawiać po angielsku. On jednak… przepraszał za trenera, po polsku.

Okazało się, że jego mama jest Polką, a tata pochodzi z Nigerii. Sam mówi w trzech językach (polskim, angielskim i holenderskim). Wraz z kilkoma organizatorami krótko z nim porozmawialiśmy, a jego słowa zrobiły na nas duże wrażenie.

Od ilu lat grasz w PSV?

– Od trzech.

Jak czujesz się na turnieju w Lublińcu?

– Bardzo dobrze. Udało nam się awansować do finału, to cieszy. Jeśli wygramy, będzie super.

Przyjechaliście tu z myślą o końcowym triumfie?

– Zawsze chcemy wygrać, jak nie wygrywamy, nie jest dobrze. (W tym momencie chwycił za herb klubu) Jesteśmy PSV, a jak grasz w PSV, to zawsze musisz wygrać.

Co jest najważniejsze w grze w PSV?

– Możesz dobrze grać w piłkę, ale najważniejsze jest odpowiednie podejście. Tutaj zawsze musisz dawać z siebie 100%.

Podobało nam się wasze zachowanie podczas spotkania. Było widać, że wszyscy rezerwowi żyją tym, co się dzieje na boisku. Atmosfera w zespole jest u was bardzo ważna?

– Musisz pamiętać, że gdy trener na ciebie krzyczy, to nie dlatego, że cię nie lubi, tylko dlatego, że chce ci pomóc.

Na koniec młody zawodnik zapytał nas czy może kogoś pozdrowić. Młodym piłkarzem PSV byliśmy na tyle zauroczeni, że zrobiliśmy wyjątek: „pozdrawiam babcię, dziadka, Waldka, ciocię i wujka, kocham was”.

Jeden z trenerów z Lublińca usłyszał naszą rozmowę i zapytał młodego, czy to prawda, że mówi po polsku. Ten akurat siedział na ławce rezerwowych i odpowiedział równie ciekawie: „tak, ale czy mogę się teraz skoncentrować na meczu?”. Był bardziej dojrzały niż inne dzieci w jego wieku.

Może to niepatriotyczne, ale po tej rozmowie zaczęliśmy kibicować chłopcom z Holandii. A już w ogóle najlepiej byłoby, jeżeli nasz mały bohater zdobyłby zwycięską bramkę.

Wracając do wyników, czeskie drużyny w niedzielę straciły błysk z poprzedniego dnia. Dobrze za to zaczął sprawować się Lech Poznań, który w ostatecznym rozrachunku zajął 4. miejsce.

Na finał teamy z Wrocławia i Eindhoven wychodziły przy akompaniamencie hymnu Ligi Mistrzów. Spotkanie to zgromadziło wielu obserwatorów, choć samych kibiców Śląska nie było zbyt wielu. PSV przeważało, ale to ekipa z Wrocławia wyszła na prowadzenie.

Holendrzy cały czas byli pod grą, lecz brakowało im klarownych sytuacji. Dobrze spisywała się defensywa Śląska, która uniemożliwiała im konstruowanie groźnych sytuacji strzeleckich. W środku pola wyróżniał się pomocnik PSV fryzurą przypominający Davida Luiza.

Więcej bramek w tym starciu nie padło i to Śląsk, dosyć niespodziewanie, zwyciężył cały turniej, w pokonanym boju zostawiając wiele uznanych europejskich ekip.

Podczas ceremonii zakończenia dwanaście najlepszych drużyn otrzymało pamiątkowe medale oraz wyróżniono trzech zawodników indywidualnie. Tytuł najlepszego bramkarza trafił do goalkipera z PSV, najlepszym strzelcem okazał się napastnik Espanyolu z dziewięcioma bramkami na koncie (czterech zawodników miało tak samą liczbę goli, ale w tym przypadku pod uwagę brano miejsce drużyny), a nagroda MVP turnieju przypadła wspomnianemu już piłkarzowi KRC Genk.

Organizatorzy wykonali olbrzymią robotę, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. To była pierwsza turniejowa edycja, ale w planach są już trzy następne.

Nieoficjalnie możemy napisać, że w przyszłym roku zobaczymy Paris Saint-Germain oraz Arsenal. Będzie się działo.

Z LUBLIŃCA – BARTOSZ LODKO

Fot. własne