CLJ-ka od środka: „Wiele bramek jest spowodowane grą mniej doświadczonych zawodników”

Wicemistrz ubiegłego sezonu dobrze wszedł w nową kampanię. Z Ryszardem Pietraszewskim, trenerem Śląska U-18, porozmawialiśmy o świetnej dyspozycji Kacpra Głowieńkowskiego, specyfice ligi oraz o celach na ten sezon.

CLJ-ka od środka: „Wiele bramek jest spowodowane grą mniej doświadczonych zawodników”

Jak wyglądały wasze przygotowania do sezonu?

– Nasz okres przygotowawczy był odrobinę krótszy niż zazwyczaj. Do treningów wróciliśmy w połowie lipca, półtora tygodnia trenowaliśmy we Wrocławiu, a potem wyjechaliśmy na obóz do Trzebnicy. Rozegraliśmy kilka sparingów i już startował sezon.

Rozumiem, że sparingi rozgrywaliście z seniorskimi drużynami?

– Tak, z juniorami zagraliśmy tylko jeden mecz – z drużyną Slavii Praga do lat 19. Resztę sparingów rozgrywaliśmy z drużynami seniorskimi. Łącznie przegraliśmy w jednym spotkaniu, w pozostałych starciach, to my byliśmy lepsi. Wygrywaliśmy z zespołami z IV ligi, a ulegliśmy bezpośrednio przed ligą z ekipą z okręgówki. Myślę, że tę naszą porażkę z Pogonią Oleśnica można zrzucić na przemęczenie, pod względem fizycznym wypadliśmy blado i to było widać. Później już wystartowała liga, zawodnicy zaczęli łapać więcej świeżości i wszystko zaczęło wyglądać lepiej.

Udało wam się znaleźć mocnych zastępców za Piotra Samca-Talara czy Bartosza Borunia?

– Jeżeli chodzi o całość, to jest zupełnie nowy zespół. Nie podchodzimy do tego pod kątem budowania drużyny, tylko żeby ci chłopcy mogli się jak najlepiej rozwijać. Zasady są proste – mają grać najlepsi i oni ze sobą rywalizują na każdym treningu. Obecna drużyna całkowicie różni się od tej z zeszłego sezonu. Mamy zawodników o innej charakterystyce, więc ciężko ich porównywać ze sobą. Tak na dobrą stroną Piotrka straciliśmy już w połowie sezonu, gdy zaczął regularnie trenować z pierwszym zespołem i grać w rezerwach. Bartek także jest w kadrze pierwszej drużyny. Teraz z tej drużyny Marcin Szpakowski został powołany do młodzieżowej reprezentacji Polski U-19. Myślę, że za rok, dwa, ma potencjał, aby grać w Ekstraklasie. Obecnie łapie minuty w III lidze, gra dosyć regularnie, ale jest to chłopak, który jeszcze się nie do końca rozwinął pod względem fizycznym. Czas będzie działał na jego korzyść.

Dobre rozpoczęcie sezonu przez Śląsk jest dla pana zaskoczeniem?

– Nie, ja tak do tego nie podchodzę. Ta liga troszeczkę się zmieniła. Nigdy nie wiem przed sezonem, czego się po niej spodziewać. Nie ma już tych starszych zawodników, grają młodsi piłkarze, także fizyczność ligi trochę spadła. W zespole mam nawet zawodnika z rocznika 2004. Dlatego też pojawiają się takie wyniki, bo grają mniej doświadczeni piłkarze.

Do tej pory utrzymuje się średnia ponad czterech bramek na mecz.

– To się wiąże z obniżeniem rocznika i, że w Centralnej Lidze Juniorów U-18 nie ma już tak dużo piłki seniorskiej. Aczkolwiek są też zawodnicy, którzy pokazują, że daliby sobie radę w piłce dorosłej, ale jednocześnie jest także spory rozstrzał. Tak jest zawsze, że beniaminkowie muszą uczyć się tej ligi. Ta liga została stworzona, żeby najlepsi juniorzy grali ze sobą. Dobrze by było, gdyby ci juniorzy faktycznie ze sobą grali. Gdy chłopak ma trafić przykładowo do III ligi, to będzie się rozwijał pod warunkiem, że będzie mógł liczyć na regularne występy. Nie ma czegoś takiego, że ktoś jedzie na mecz tylko na wycieczkę. Z graniem w rezerwach jednak jest różnie. Nie raz się zdarza, że po ośmiu, dziewięciu zawodników jest z pierwszego zespołu i czasem brakuje miejsca dla zdolnej młodzieży.

Sezon rozpoczęliście od pewnego zwycięstwa z Wisłą Kraków.

– Nie znając jeszcze terminarza gier, umówiliśmy się akurat na sparing z Wisłą. Na trzy tygodnie przed meczem w lidze przegraliśmy z nimi 2:4. Wynik nie był do końca miarodajny, testowaliśmy wielu zawodników, a spotkania towarzyskie rządzą się swoimi prawami. Myślę, że ten mecz ligowy wygraliśmy dzięki organizacji gry. Graliśmy agresywnie, trzy razy odebraliśmy im piłkę i trzy rady zdobyliśmy bramkę. W zeszłym sezonie także stosowaliśmy wysoki pressing i w większości meczów przeważaliśmy, taki jest nasz styl i tak chcemy grać. Każdy kolejny mecz powinien działać na korzyść Wisły, jest to zespół, który chce grać w piłkę.

W tym meczu ze świetnej strony pokazał się Kacper Głowieńkowski, który zdobył trzy bramki (łącznie w czterech meczach ma już na swoim koncie jedenaście trafień). Spodziewał się pan, że już na początku sezonu tak odpali?

– To jest chłopak, który grał u mnie już w poprzedniej rundzie. Zdobył trzy gole w meczu z GKS-em Bełchatów, później wszedł w ważnym meczu z Ruchem Chorzów i także zanotował trafienie. Kacper ma łatwość w dochodzeniu do sytuacji strzeleckich. Natomiast musi jeszcze popracować nad skutecznością. Nie zawsze będzie tak, jak z Hutnikiem, gdzie nie wykorzystał może z jednej dogodnej sytuacji, a pozostałe okazje wykończył i zdobył pięć bramek. Już z Arką miał dwie „setki” i ich nie trafił. Na pewno ma duży potencjał, ale musi jeszcze intensywnie pracować nad kilkoma aspektami. Mam tu na myśli technikę, organizację gry oraz współpracę z partnerami. Ma w sobie iskrę napastnika, ale tego nie wystarczy mieć, trzeba jeszcze nad tym pracować. Kolejne mecze także powinny działać na jego korzyść. Najważniejsze jest, żeby nie zatracił swojej pasji i cały czas grał na wysokim poziomie, wtedy będzie szansa, żeby mógł trafić gdzieś wyżej.

Spotkanie z Lechią Gdańsk było najbardziej szalonym spotkaniem w pana karierze trenerskiej?

– Było szalone, ale dla mnie nie było przyjemne. Po tym meczu pojawiło się więcej negatywnych niż pozytywnych opinii, bo straciliśmy dużo bramek. Miałem duże zastrzeżenia do gry defensywy.

Dochodzi fakt, że to jeden zawodnik zdobył pięć bramek.

– Największe pretensje miałem o to, że Lechia i Sezonienko stworzyli sobie pięć sytuacji i w żadnej nie umieliśmy ich zatrzymać. W tym meczu musiałem trochę połatać blok defensywny, ponieważ dwa dni przed startem sezonu chłopak, który miał grać u nas w zespole, wrócił do Łodzi i tam został. Cały czas szukamy alternatyw, ale nasze ostatnie starcie z Arką Gdynia daje nadzieje, że uda nam się osiągnąć stabilność w obronie. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 1:2 i udało nam się odrobić wynik w dziesiątkę, a ostatecznie wygrać. Za ten mecz chłopaków pochwaliłem, bo Arka grając w przewadze, nie stworzyła sobie żadnej sytuacji.

Arka także dobrze rozpoczęła ten sezon.

Myślę, że to będzie zespół, który może znaleźć się w górnej części tabeli. Jeszcze nie jednej drużyny urwą punkty, wyglądają dobrze pod względem fizycznym, mają duży potencjał. Wszystko zależy od tego, którzy chłopcy będą grać. Jeżeli będą stawiać na chłopaków, którzy trenują z seniorami, to zawsze jakość będzie wyższa. Natomiast, gdy będą grali chłopcy, którzy dopiero wyszli z juniora młodszego, to ta jakość będzie spadać. Dlatego też wśród zespołów nieraz są tak duże wahania. To jest charakterystyczna cecha tej ligi.

Terminarz ułożył się tak, że jest dopiero piąta kolejka, a wy zmierzycie się już ze trzecim beniaminkiem. Jak przygotowujecie się do spotkania z SMS-em Łódź?

– W każdym meczu staramy się doskonalić naszą grę, czyli grać odważnie, wysoko. Teraz najistotniejsza jest dla nas obrona przed kontrą. Jeżeli chcesz grać wysoko, to musisz umieć się bronić. Na pewno chcemy wyjść na boisko i zagrać dobre spotkanie.

W które miejsce celujecie w tym sezonie?

– Chcemy, żeby z meczu na mecz chłopcy podnosili swoją jakość. Trenerzy powtarzają, jak mantrę, że chcą wyjść na boisko i wygrać mecz. My także chcemy wygrywać, ale wygrywać po dobrej grze. Uważam, że Śląsk stać na to, żeby być wśród pięciu najlepszych zespołów. Jak będzie na koniec? Zobaczymy, wszystko zależy od wielu czynników.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix