„Nie patrzą już na nas jak na ministrantów” – PUKS Antonio Jarocin

Parafialny Uczniowski Klub Sportowy Antonio Jarocin może pochwalić się świetnie przygotowanymi boiskami, jak i całym obiektem sportowym, choć jeszcze 15 lat temu… w tym miejscu pasły się krowy. W tym klubie nie trenują ministranci i księża, ale zawodnicy, którzy chcą się poruszać i bawić piłką. Jak wygląda szkolenie w tak intrygującym miejscu?

„Nie patrzą już na nas jak na ministrantów” – PUKS Antonio Jarocin

Odwiedziliśmy Jarocin, ponad 25-tysięczną miejscowość w województwie wielkopolskim. Najbardziej znanym klubem w mieście jest Jarota, która występuje obecnie w III lidze. My pojechaliśmy zobaczyć PUKS Antonio Jarocin. Sama nazwa już wzbudza zaciekawienie, a idąc dalej w las, można zainteresować się tym klubem jeszcze bardziej.

Gdy dojechaliśmy we wskazane przez GPS miejsce – ul. Kazimierza Wielkiego 85, nie zauważyliśmy nic szczególnego, co wyróżniałoby to miejsce. Jednak gdy wysiedliśmy z samochodu, zauważyliśmy znak z logiem szkółki. Do miejsca docelowego, czyli obiektu sportowego, doszliśmy pieszo.

Ogrodzony płotem, duża brama, a na niej duże logo. Naprawdę spory obszar, wokół wiele zielonego. Z boku „Goal Box” dla najmłodszych i wyłożona sztuczna nawierzchnia. Główne boisko, jak i te boczne, jest równe oraz zadbane. Przygotowane bramki, a już 20 minut przed startem treningu niektórzy zawodnicy przebrani kopią piłkę.

Mimo że jesteśmy na tym placu incognito, wielu młodych adeptów futbolu z Antonio podchodzi, mówi „dzień dobry”, podaje rękę w geście przywitania.

Trening rozpoczął się o 17:00, a brały w nim udział cztery różne roczniki. Najstarszy to 2007, a najmłodszy 2011. Grupy nie były liczne, gdyż ok. 12-14 zawodników przypadało na jednego szkoleniowca.

Każda grupa zajmowała się czymś innym i inaczej wyglądała intensywność treningów. Jedni całe zajęcia ćwiczyli podania i reagowanie pod presją, gdzie ćwiczenia były wykonywane dynamicznie, a do tego dokładnie, było widać piłkarską jakość u kilku zawodników. Z kolei sama jednostka treningowa przebiegała płynnie i szybko bez dłuższych przerw.

Można odnotować to za duży plus. Trener był odpowiednio przygotowany, miał rozpisaną jednostkę treningową i rozpiski się trzymał. Jednak, gdy spojrzeliśmy na inne grupy, wyglądało to nieco inaczej.

Wolniejsze tempo, przestoje, a do tego czasem dłuższe przerwy. Zdarzały się do niektórych ćwiczeń kolejki, gdzie dziecko stało. Choć w założeniu zadanie miało zostać wykonane dynamicznie, młodzi zawodnicy nieco gubili się i tempo było niższe. Nasza pierwsza myśl: „może to wina starszych, ale doświadczonych szkoleniowców, którzy trzymają się starych zasad szkolenia?”. Odpowiedział nam młody trener oraz student AWF-u w Poznaniu, Michał Gościniak:

– Staram się, żeby w mojej grupie intensywność była duża. Robię dwie krótkie przerwy, a po nich wracamy i ciśniemy mocno. Tak, jak dzisiaj. Jedno lżejsze ćwiczenie, a zaraz trenowaliśmy przejście z ataku do bronienia. Tam ich instruowałem: „Doskok! Doskok! Praca!”. Z kolei starsi szkoleniowcy mają swój warsztat i się jego trzymają. Każdy z nas pisze sobie konspekt sam i go realizuje. Racja, ta intensywność w innych grupach powinna być wyższa. Jednak to też zależy od tego, z jaką młodzieżą pracujesz. U nas nie ma selekcji. Każdy może przyjść i trenować. Nie przekreślamy nikogo. To też wpływa na jakość treningu i intensywność. Widzieliście, że w jednej grupie ćwiczenie trwało 20 minut. Sam zwróciłem na to uwagę, że za długo to trwa. Ta grupa jest słabsza jakościowo i tam trzeba pracować też nad powtarzalnością. Co do starszych szkoleniowców, mimo że mnie z trenerem Zdzisławem Witczakiem różni wiele lat, to on potrafi wysłuchać moich rad i z nich korzystać oraz wprowadzać nowe ćwiczenia.

Antonio Jarocin / Facebook

***

Parafialny Uczniowski Klub Sportowy Antonio Jarocin powstał w 2006 roku. Dlaczego parafialny? Gdyż grunt, na którym teraz jest boisko, należy do kościoła, czyli jest to teren prywatny. Szkółka ma podpisaną umowę z parafią, do której należy ten obszar  – To było boisko na którym pasły się krowy i był krzywy linie. Trzynaście lat temu przyjechał tutaj mu znajomy ciągnikiem i to wszystko zaorał. Potem zebraliśmy ekipę i zbieraliśmy kamienie do kartonów po pomidorach. Zasialiśmy trawę i efekty mieliśmy już po tygodniu. Jesteśmy klubem parafialny, więc „Bozia” nam pomogła. Rodzice przychodzili po godzinach i kosili maszynkami elektronicznymi i grabili – opowiada trudne początki prezes i trener w Antonio, Zdzisław Witczak.

Teraz wygląda to nieco lepiej, bo już są w klubie dwa traktorki. Jest osoba, która dba o trawę, kosi, odpowiednio nakłuwa. Do tego boiska są nawadniane ze studni głębinowej. Cały obszar jest zadbany, choć prezes zapewnia, że kilka lat temu wyglądało to zupełnie inaczej – Setki godzin tutaj przepracowałem. Teraz efekty widać, ale ciężko było, bo też to wszystko, co wokół boiska. Krzaki i inne drzewka itd. – zaznacza.

– Z uwagi na to, że boiska jest na gruncie kościelnym, nazwa klubu miała do tego nawiązywać. Ksiądz zaproponował nazwę „Antoniano”, ale jak to brzmi? Jak tu kibicować? Zmodyfikowałem to Antonio – dodaje prezes. Warto zaznaczyć, że wspominany obszar należy do klasztoru ojców Franciszkanów, a ich patronem jest św. Antoni.

Klub utrzymuje się głównie ze składek członkowskich, które na miesiąc wynoszą 100 złotych. Rodzice są bardzo ważni, jeśli chodzi o tę szkółkę. Jeden rodzic zaprojektował logo, a drugi zrobił szatnie dla dzieciaków. To wszystko w wolnym czasie i za darmo. – Dobrze żyjemy z rodzicami i nie wiemy co byśmy bez nich zrobili – podkreśla prezes. Nawet znajdą się w szkółce tacy, którzy są zdeterminowani, aby pomagać w naborach do nowych roczników.

– Mamy takiego jednego rodzica, który praktycznie nam stworzył świetny rocznik. Bo jeździ po znajomych, zaprasza dzieci na trening. Chwali nasz obiekt i trenerów. Zrobił nam fajną opinię i mamy dobrą drużynę. To jest świetne podejścia rodzica. Nie zrobił tego dlatego, że się lepiej zna z nami, ale chciał po prostu, żeby te dzieci się integrowały, przyjaźniły, miały swoje wspólne zajęcie – mówi trener Gościniak

Najstarszym rocznikiem w szkółce jest 2007. Choć w tej grupie trenuje zawodnik, który jest starszy o dwa lata od swoich kolegów z klubu. – Rodzice tego chłopca, gdy po raz pierwszy przyprowadzili go na trening, zaznaczyli, że nie jest dla nich ważne to, jak daleko zajdzie w piłce nożnej. Ma się rozwijać sportowo. On tutaj jest zintegrowany z tą grupą chłopaków, nie gra w rozgrywkach, ale sumiennie cały czas chodzi na treningi. Żadnego nie opuścił. Mam nadzieję, że podobne przypadki będziemy widywać w kolejnych rocznikach. Rodzic nie będzie patrzył tylko na wynik, ale na inne rzeczy, takie jak ruch ogólnorozwojowy czy integracja – opisuje Witczak.

Docelowo zawodnicy w Antonio trenują do 13. roku życia. Szkółka nie ma podpisanej umowy z żadnym klubem, aczkolwiek wielu chłopców płynnie przechodzi do innych akademii. Dlaczego tylko do 13. roku życia?

Do tej pory było tak, że z tych roczników starszych tylu zawodników poodchodziło, że nie było kim grać w rozgrywkach. Teraz umówiliśmy się z rodzicami, że ta grupa z rocznika 2007 będzie grać ze sobą dłużej, bo fajna zgrana ekipa. Owszem może się tak stać, ale jeśli kilku zawodników odejdzie od nas. A rodzice dostają zapytania, chociażby ze Śląska Wrocław. Wtedy zrezygnujemy z tego pomysłu, gdyż, kto będzie grał w lidze? Żeby ci chłopcy mogli się rozwijać. Muszą grać z najlepszymi w lidze wojewódzkiej. Nikomu nie będę utrudniał przejścia do innych drużyn. Daję wolną kartę – dodaje.

Szkółka nie ma drużyny seniorskiej, a wszystkie dziecięce i młodzieżowe grupy są zgłoszone do rozgrywek Wielkopolskiego ZPN. Najstarsze roczniki rywalizują w najwyższych ligach wojewódzkich. Klub organizuje również turnieje charytatywne czy Antonio Cup.

Na żadnym turnieju pod względem gry i wyników nie muszę się za nich wstydzić. Nie patrzą na nas już jak na ministrantów i z przymrużeniem oka. Tylko z pokorą i niektórzy nawet mówią: „Obyśmy nie byli w grupie z Antonio” – opowiada Witczak.

Jednym z podopiecznych trenera Witczaka był Karol Danielak, czyli obecnie zawodnik Podbeskidzia Bielsko-Biała, a w przeszłości Arki Gdynia i Pogoni Szczecin. – Takie wiadomości od Danielaka dostaję: „Dziękuję trenerze za wszczepienie we mnie determinacji w dążeniu do celu […] Nigdy nie zapomnę, kto jako pierwszy odkrył mój talent i pomógł w osiągnięciu już wtedy postawionego celu”. To jest bardzo miłe i determinuje do dalszej pracy – mówi prezes.

Klub nie tylko ma za zadanie uczyć grania w piłkę, ale chce tych zawodników wychowywać na dobrych ludzi, uczy ich dyscypliny. – Uczymy ich, że gdy trener mówi, ma być cisza. Mają czuć respekt przed nami i nas słuchać. Zwracamy uwagę na szacunek dla drugiego człowieka. Chcemy, żeby te dzieci traktowały z szacunkiem rodziców, trenerów i innych ludzi. Zobaczcie, zawodnik przychodzi i wita się, podając rękę. Też my ich tego uczymy – szacunku dla drugiego człowieka. Trzymamy się pewnych zasad, panuje u nas dyscyplina i o tym każdy wie. Gdy się tak dzieje, panuje miła atmosfera. Tutaj na tym obiekcie odbywają się imprezy urodzinowe itd. Co do szacunku, dam przykład. Później moi wychowankowie po kilku latach widzą mnie po drugiej strony ulicy, podnoszą do góry rękę i krzyczą: „Dzień dobry Panie Trenerze”. Mógłby powiedzieć przecież: „Cześć Zdzichu”. Nie obraziłbym się, ale to też o czymś świadczy, o tym szacunku – zaznacza prezes Witczak.

Antonio Jarocin / Facebook

***

W Jarocinie zastaliśmy zadbany, duży obiekt sportowy. Widać, że prace nad tymi boiskami i wszystkim, co wokół, trwały naprawdę długo i kosztowały wiele, nie tylko pieniędzy, ale wysiłku. Wiele osób włożyło swój wkład w to, żeby przy ulicy Kazimierza Wielkiego było takie piękne miejsce do grania w piłkę.

Młodzi zawodnicy mają świetne warunki do trenowania. Pod względem infrastruktury i sprzętu nie można mieć wielu zastrzeżeń. Owszem brakuje oświetlenia, które dało by więcej możliwości szkółce. W szczególności w okresie jesienno-zimowym. Jednak ta kwestia nie jest zależna tylko od klubu. Problemem jest to, że obiekt jest po części na terenie prywatnym i miejskim. Zatem ciężko o to, żeby miasto w pełni mogło oświetlić obiekt.

Można się zastanawiać, dlaczego w szkółce w Jarocinie jest tak mało zawodników z tego miasta. Jednak należałoby się wgłębić w relacje z innymi szkółkami.

Widać, że trenerzy w Antonio są oddani swojej pracy, a dzieci chcą trenować i bawić się piłką. Mimo że trener, a zarazem prezes klubu, jest starszej daty, uczy się nowych rzeczy i wprowadza je podczas treningów.

Szkółka cały czas się rozwija. Widać, że stworzenie jej i utrzymanie w takim stanie, wymagało dużo ciężkiej pracy. Efekty widać nie tylko pod względem wyglądu i stanu boisk, sprzętu czy całego obiektu sportowego, włącznie z magazynami, szatniami itd. Warto również zwrócić uwagę na to, jak ten klub jest zorganizowany i w jakim miejscu jest dzisiaj, a kiedy i od jakiego momentu zaczynał.

Tutaj jest przede wszystkim bardzo dobra komunikacja z rodzicami. Trener mówi, że będzie trening o godzinie 17 to, wtedy się odbywa. Mój syn chodził jeszcze do dwóch innych klubów w Jarocinie i nie wyglądało to tak, jak tutaj. Trenerzy się spóźniali na zajęcia albo w ostatniej chwili odwoływali – mówi nam jeden z rodziców zawodnika Antonio Jarocin.

Dobrym wyznacznikiem może być PZPN i program certyfikacji szkółek. Jeszcze nie wiadomo czy Antonio otrzyma złotą gwiazdkę, ale spełnia wymogi, żeby o to wyróżnienie się starać. Szkółka istnieje od 2006 roku, jest utrzymywana głównie ze składek rodziców i różnych dotacji, o które stara się prezes Witczak.

Zawsze wyznacznikiem dobrej pracy szkółki są efekty w postaci jednostek, które zaistnieją w profesjonalnym futbolu. Zawodnicy z Antonio są na kajecikach wielu akademii w Polsce. Niektórzy z nich trenują i grają w Centralnej Lidze Juniorów albo trafili do Pogoni Szczecin.

Szkoda, że proces szkolenia nie może trwać dłużej, ale to wszystko wynika z pewnych ograniczeń. Brak możliwości selekcji i tworzenia grup treningowych pod względem zaawansowania umiejętności. Dlatego, gdy w wieku 13 lat odejdzie kilku obiecujących zawodników, na tym traci cała reszta kolegów z drużyny. Nie tylko pogarszają się wtedy wyniki, które są drugorzędną sprawą, ale przez to inni nie będą mogli się lepiej rozwijać.

Z JAROCINA – ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Antonio Jarocin / Facebook