„Po pierwszym kontakcie z piłką było wiadomo, że ma smykałkę do gry”

Krystian Bielik niedawno rozegrał pierwsze spotkanie w seniorskiej reprezentacji Polski. Nie o debiucie w meczu ze Słowenią jednak, a jego piłkarskich początkach, porozmawialiśmy z trenerem Górnika Konin Dawidem Dębowskim.

„Po pierwszym kontakcie z piłką było wiadomo, że ma smykałkę do gry”

Jak zaczęła się przygoda z piłką nożną Krystiana Bielika?

– Znałem się z rodzicami Krystiana. Jego mama przez naszą wspólną znajomą dowiedziała się, że prowadzę gry i zabawy piłkarskie w Szkole Podstawowej nr 3 w Koninie. To były jeszcze czasy, gdy w Koninie nie było szkółek i akademii, a w Górniku dzieciaki mogły grać bodajże od czwartej klasy podstawówki. Krystian miał wtedy 7 lat, przyszedł na te zajęcia, siedział na holu, podszedłem do niego i spytałem się, jak się nazywa. Zawsze był dosyć elokwentny i wygadany, przedstawił się, poszedł na zajęcia i właściwie po pierwszym kontakcie z piłką było wiadomo, że mamy do czynienia chłopakiem, który ma smykałkę do gry.

Od razu było to widać?

– On był chłopakiem skupionym na grze. Mieliśmy taką zabawę, w której młodzi zawodnicy prowadzili piłkę, a później musieli odbić ją od ławki. Krystian, gdy uderzył, to ławka odskoczyła na pół metra. Było widać, że miał z piłką do czynienia, jego ojciec zabierał go na różne zajęcia.

Czyli rodzice dbali o to, żeby rozwijał się piłkarsko?

– To bardzo fajna rodzina. Czasem jego ojciec grał w turniejach halowych w Koninie, to Krystian zawsze koło niego się kręcił. Było widać, że jest skazany na piłkę.

Czym wyróżniał się na boisku?

– Ciężko to określić, ale on po prostu kochał to, co robił. Powiem szczerze, że przez cały okres, gdy go trenowałem, mógłbym na palcach jednej ręki policzyć jego nieobecności na treningach. Bardzo przykładał się do zajęć, sumiennie wykonywał ćwiczenia. Miał bardzo dobre czucie piłki, ale przede wszystkim był walczakiem, oddawał serce na boisku. Mimo że grał z chłopakami starszymi od siebie o dwa lata. Mój zespół grał zawsze w okręgu konińskim z rocznikiem starszym, bo w swoim nie mieliśmy większej konkurencji i wszystkie spotkania pewnie wygrywaliśmy. Zdarzało się więc, że rywale byli o 3, 4 lata starsi od Krystiana. Na boisku nie było tego widać. Z początku nie grał zbyt wiele, bo po prostu się bałem, że ktoś mu zrobi krzywdę na boisku. Na szczęście, w tamtym okresie kontuzje go omijały.

Miał pan z nim jakieś problemy wychowawcze?

– Absolutnie żadnych. W pierwszej klasie podstawówki trenował jeszcze ze swoimi rówieśnikami, ale gdy poszedł do drugiej klasy, wziąłem go do mojej drużyny rocznika 1996, czyli ówczesnych czwartoklasistów. Miał dobre warunki fizyczne, więc świetnie radził sobie ze starszymi zawodnikami.

Od początku był piłkarzem bardziej defensywnym?

– Nigdy nie grał z tyłu! W mojej drużynie grał na pozycji nr 10. Zdarzało się też, że występował na skrzydle, ale ogólnie był to zawodnik ofensywny. Miał dobrą technikę, uwielbiał zdobywać bramki. Dopiero po przejściu do gimnazjum i transferze do Lecha zaczął grać bardziej z tyłu. Cofnięcie go na bardziej defensywną pozycję też okazało się świetnym posunięciem, ale u mnie w Górniku do końca szkoły podstawowej był piłkarzem ofensywnym.

Jak się prezentował w innych dyscyplinach sportowych?

– Do tej pory jestem nauczycielem w Szkole Podstawowej nr 3, a Krystian chodził do szkoły nr 15 i dosyć często rywalizowaliśmy ze sobą na różnych polach. Krystian reprezentował swoją szkołę we wszystkich możliwych dyscyplinach sportu. Od tenisa stołowego po koszykówkę. W okresie wiosennym zdarzało się, że zawody z różnych dyscyplin sportowych odbywały się prawie codziennie, a on we wszystkich brał udział. Być może to się odbiło na tym, że później zaczęły przytrafiać mu się kontuzje.

Z powodu zbyt dużych obciążeń?

– Wydaje mi się, że jemu ciężko było powiedzieć: „weź stary sobie tego kosza odpuść”. Możemy tylko gdybać, ale rzeczywiście kontuzje, które mu się przytrafiły, mocno spowolniły karierę Krystiana. Uważam, że byłby teraz w zupełnie innym miejscu. Choć i tak to, co zrobił, debiut w reprezentacji Polski – dla całego Konina jest to coś naprawdę wielkiego. Z Konina w pierwszej reprezentacji zagrali Krystian i Marcin Kamiński, który też jest wychowankiem naszego klubu, o czym nie wszyscy wiedzą. Oczywiście, Lech miał większy wkład w ich rozwój, ale macierzystym klubem obu jest Górnik Konin, co staramy się, na każdym kroku podkreślać.

Jak obierali Krystiana koledzy z drużyny?

– Był bardzo lubiany, ale liderów w tym czasie było kilku. Mieliśmy bardzo liczny rocznik, w kadrze było ok. 26 zawodników. Z racji tego, że był dwa lata młodszy, to z początku wielkim liderem nie był, ale z każdym miesiącem przychodziło mu to łatwiej. Było widać, że potrafił dostać piłkę, zagrać dobre prostopadłe podanie, przedryblować kilku rywali i zdobyć bramkę, to oczywiste, że drużyna zawsze go bardzo lubiła. Ten zespół rocznika 1996 wspominam jako grupę dobrych kumpli.

Udało się komuś wybić z tej drużyny?

– Wiktor Patrzykąt był w Lechu, później w Warcie, a teraz gra w III-ligowym Sokole Kleczew. Przez trzy lata, gdy był z Krystianem w gimnazjum sportowym w Poznaniu, zawsze przyjeżdżali w ferie zimowe do nas na treningi, bo po prostu czuli więź z tym zespołem. Teraz mamy kontakt głównie przez portale społecznościowe. Jako ciekawostkę mogę podać, że gdy jeździliśmy na obozy letnie czy zimowe, to zabierałem ze sobą żonę z córką. Praktycznie osobą, która głównie zajmowała się moją córką, był Krystian. Nosił ją na rękach, bawił się z nią, co raczej nie jest typowym zajęciem 12-latków. Co ciekawe, nie miał młodszego rodzeństwa, a tylko starszą siostrę. Poza tym, że zapowiadał się na dobrego piłkarza, to był przede wszystkim przesympatycznym człowiekiem i tak go zapamiętam.

Pamięta pan edycję Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, w której brał udział Krystian?

– Co ciekawe, nie prowadziłem go w tej edycji, a graliśmy przeciwko sobie. Ja ze swoją szkołą, on ze swoją. Z tego co pamiętam, to został bodajże królem strzelców Finałów Wojewódzkich. Nas akurat na tych Finałach nie było, bo najprawdopodobniej przegraliśmy z „15-stką” eliminacje powiatowe. Rozmawiałem wtedy z Jackiem Góreckim, który był jego nauczycielem wychowania fizycznego w szkole, to podobno mnóstwo tych bramek nastrzelał. Co roku zgłaszam zespół z naszej szkoły do Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

Jakie ma pan doświadczenia z tym Turniejem?

– Bardzo pozytywne. Podoba mi się zmiana w regulaminie, że nie mogą zgłaszać się już kluby. Zawsze nas to denerwowało jako trenerów, wuefistów. Jeżeli w Finale Wojewódzkim graliśmy z Lechem Poznań, to oczywiste było, że nie mamy żadnych szans, żeby z nimi rywalizować. Teraz wiem, że mogą grać chłopcy zrzeszeni w Extranecie, ale muszą mieć pieczątkę, że są uczniami danej szkoły. Ideą tego Turnieju jest to, żeby wyłapywać tych zdolnych chłopaków z mniejszych miejscowości, żeby mogli zaprezentować swoje umiejętności.

Która edycja Turnieju najbardziej zapadła panu w pamięć?

– Dwa razy jako Szkoła Podstawowa nr 3 przegraliśmy w Finale Wojewódzkim. Byliśmy dosłownie o krok od Warszawy.

Do trzech razy sztuka, wszystko przed wami. Zapisy do XX edycji trwają do końca września.

– Tak, jesteśmy już zapisani. Ale do tego trzeba mieć materiał ludzki. Każdy trener wie czy posiada rocznik, który ma predyspozycje do osiągnięcia czegoś większego, czy taki, z którym trzeba jeszcze dużo popracować. Ostatni raz tak dobrze poszło nam trzy lata temu. Wychodzę z założenia, że obojętnie jakim zespołem się dysponuje, to zawsze zgłaszam drużyny do Turnieju, bo dla tych dzieciaków jest to wielkie przeżycie. Raz z lepszym skutkiem, raz gorszym, ale zawsze startujemy.

Na zakończenie – pamięta pan jeszcze jakieś ciekawe historie z Krystianem z okresu, gdy był pan jego trenerem?

– Kiedyś organizowaliśmy w Koninie turniej Górnik Cup. Nie pamiętam, w którym dokładnie to było roku, ale Krystian był wtedy gdzieś w czwartej lub piątej klasie. Był to turniej halowy i pamiętam, że te zawody wygrał nam w pojedynkę. W finale zmierzyliśmy się z  Wartą Poznań, wygraliśmy 3:0, a Krystian był autorem wszystkich bramek.

Takiego zespołu, jak Górnik Konin nie da się porównać do Akademii Lecha Poznań, Legii Warszawa czy Zagłębia Lubin. Konin to 80-tysięczne miasto i w klubie panują bardziej rodzinne klimaty. W tamtych czasach była to bardzo fajna grupa kolegów, nigdy nie miałem problemów z Krystianem, czy innymi chłopakami. Było bardzo sympatycznie i cały czas wspominam ten rocznik. Mam mnóstwo gadżetów z nimi związanych, bo często sprawialiśmy sobie różne koszulki, kubki. Dotąd mam w kantorku trenerskim kubek ze zdjęciem całej drużyny rocznika 1996.

Teraz na tym kubku jest reprezentant Polski.

– Dla trenera chyba nie ma nic fajniejszego. Wyniki budują atmosferę w drużynie, bo nikt nie wychodzi na boisko po to, żeby przegrać. Zawsze powtarzam jednak: „próbujmy ukształtować zawodników z mniejszych miejscowości, żeby zainteresowały się nimi mocniejsze zespoły”. Gdy po Krystiana zgłosił się Lech Poznań, od razu powiedziałem prezesowi, żebyśmy nie mieli żadnych obiekcji przed puszczeniem go do Poznania. Na poziomie piłki dziecięcej czy młodzieżowej najważniejszy jest rozwój dzieciaków.

Dostałem od niego wiadomość na Meesengerze w dniu meczu z Austrią: „trenerze, dzisiaj w pierwszym”. Po tej wiadomości obdzwoniłem wszystkich kolegów z klubu, przekazując im tę informację. Mogę powiedzieć, że wychowałem reprezentanta Polski.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

***

Przypominamy, że zapisy do jubileuszowej XX edycji Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” trwają tylko do 30 września! Drużyny chłopców i dziewcząt do lat 8, 10 i 12 mogą zgłaszać trenerzy i nauczyciele na stronie www.zpodworkanastadion.pl

Fot. Newspix