CLJ-ka od środka: „Dobrej gry nie potrafimy przełożyć na korzystny wynik”

Przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie nie jest kłopotem dla Lecha Poznań. W jednym z meczów wystawili aż siedmiu takich zawodników. „Kolejorz” ma przygotowany plan na płynne przejście z wieku juniora do seniora. O tym pomyśle,  ostatnim klasyku z Legią i najstarszej Centralnej Lidze Juniorów, porozmawialiśmy z Hubertem Wędzonką, trenerem Lecha U-18.

CLJ-ka od środka: „Dobrej gry nie potrafimy przełożyć na korzystny wynik”

Wczoraj doszło do starcia Lecha z Legią w Centralnej Lidze Juniorów. Mecz zakończył się wynikiem 1:1. Jak wyglądało to spotkanie z trenera perspektywy?

– Pierwsza połowa była lepsza w wykonaniu Legii. Po przerwie to my zaczynaliśmy dominować na boisku i mieliśmy więcej sytuacji. Różne dwie połowy. W pierwszej my graliśmy słabo, a zdobyliśmy bramkę. W drugiej Legia grała trochę gorzej i strzeliła gola. Szanujemy ten remis, bo dzielimy się punktami z naprawdę mocnym przeciwnikiem.

Jaki był plan na to spotkanie?

– Plan był taki jak zawsze, czyli zdobycie trzech punktów. Niestety, nie udało nam się go zrealizować. Remisujemy, ale szanujemy ten wynik, bo Legia w doliczonym czasie miała dwie dogodne sytuacje, żeby zamknąć mecz. Filip Wilak przerwał jeden groźny kontratak, otrzymał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

Remis jest sprawiedliwy rezultatem?

– Myślę, że tak, z perspektywy meczu i sposobu grania obu drużyn, gdzie Legia dominowała część meczu, a i my fragmentami przeważaliśmy. Podział punktów we Wronkach powinien zadowalać nas, jak i drużynę gości.

W miniony weekend przegraliście na wyjeździe 2:3 z UKS-em SMS-em Łódź. Co tam się wydarzyło?

– Wydarzył się mecz piłki nożnej (śmiech). Oczywiście nie w takich humorach chcieliśmy wracać z Łodzi, bo plan był zdecydowanie inny. Wiedzieliśmy, że nasz rywal jest na fali wznoszącej, bo wygrali ostatnich pięć meczów. Co prawda ostatnio ulegli Arce Gdynia na trudnym terenie, jednak patrząc na ich grę, bo analizowaliśmy ich spotkania, wiedzieliśmy, że łatwo nie będzie. O tym się już przekonaliśmy do przerwy. Mieliśmy swój plan, realizowaliśmy go konsekwentnie do 30. minuty. Gdy broniliśmy w średnim pressingu, przeciwnik nie stworzył sobie żadnej sytuacji. Dopiero gdy przeszliśmy do wysokiej obrony, wtedy otworzyły się przestrzenie i straciliśmy dwie bramki. Po przerwie dobrze zareagowaliśmy, doprowadziliśmy do remisu 2:2, ale zabrakło nam, nie wiem, energii? Sił? Motywacji? Żeby stworzyć sobie jakąś klarowną sytuację. Od zdobycia gola, biliśmy głową w mur. Przeciwnik miał swoją szansę w końcówce i ją wykorzystał.

Czy z przebiegu meczu uważa trener, że UKS SMS zasłużył na to zwycięstwo?

– Na pewno byliśmy zespołem dominującym w tym spotkaniu. Kontrolowaliśmy grę w pierwszej połowie i w drugiej też. Trzy uderzenia, jakie oddał zespół SMS-u, były takie, że nasz bramkarz nie miał szans. Te strzały były naprawdę na wysokim poziomie. Myślę, że jakby zawodnicy mieli powtórzyć te uderzenia, mieliby z tym duży problem. Stało się, mecz był pod naszą kontrolą. Powinniśmy go wygrać, ale fakty są inne. To już kolejny raz, kiedy dominujemy, posiadamy piłkę, kontrolujemy i lepiej w tę piłkę gramy. Niestety, taki też jest ten sport. Boleśnie się o tym przekonujemy w tej lidze, mimo dominacji i lepszej konstrukcji akcji, nie odnosimy zwycięstw. To jest dla nas też nauka. Kiedyś było łatwiej, a dzisiaj spotykamy się z zespołami, które nie dominują, nie grają ładnie w piłkę, a wygrywają. To jest bliższe piłki seniorskiej, do której ci zawodnicy powolutku wkraczają.

Cztery zwycięstwa, cztery remisy i trzy porażki to wasz bilans w lidze. Trener jest zadowolony z tego początku sezonu?

– Absolutnie nie, ponieważ nie każde spotkanie kończy się tak, jakbyśmy chcieli. Bo chcemy wygrywać. Gra może się podobać. Tylko w jednym spotkaniu zostaliśmy zdominowani. Zrobiła to Pogoń Szczecin (2:0 dla „Portowców” – przyp. red.). Trzeba sobie to uczciwie powiedzieć. Byliśmy stroną słabszą w tym starciu. Każde kolejne spotkanie pokazywało, że my byliśmy zespołem lepszym, a nie wgrywaliśmy. Dobrej gry nie potrafimy przełożyć na korzystny wynik. Tego nam brakuje. Nie jesteśmy zadowoleni z pozycji w tabeli i z niektórych spotkań, w których traciliśmy punkty – jak np. gdy remisowaliśmy z Cracovią (1:1 – przyp. red.) i Wisłą (2:2 – przyp. red.). Mam nadzieję, że te mecze nie będą odbijać się czkawką. W tej rundzie jeszcze kilka gier przed nami, jesteśmy spokojni.

Dobrze zaczęliście rozgrywki, bo od dwóch zwycięstw, a pierwsza porażka przyszła w 5. kolejce.

– Początek był na pewno obiecujący. Fajnie graliśmy i wchodziliśmy w mecze. Tylko trochę było wypadków przy pracy, tj. mecz na wyjeździe z Wisłą, gdzie prowadziliśmy 2:0, a zremisowaliśmy 2:2. Tak samo z Cracovią, mamy 1:0, pełna dominacja, kontrola meczu, nagle kontratak i 1:1. To nie cieszy, jednak patrząc na grę naszego zespołu – czynimy postępy, regularnie jako zespół się rozwijamy. Też uczymy się tej ligi, która jest bliższa piłki seniorskiej. Nie wszystkie zespoły chcą grać pięknie w piłkę, ale wszystkie chcą wygrywać. Widzimy to po sposobie gry, ustawianiu się zespołów, które z nami rywalizują. Czasem proste środki, mniej skomplikowane schematy, dają cel w postaci bramki. My czasami zbyt pięknie, kreatywnie czy widowiskowo chcemy zdobyć gola. Musimy zweryfikować nasz sposób grania i finalizację faz gry, bo na pewno mamy coś do poprawy.

Przed sezonem wydawało się, że Lech i Legia będą głównymi kandydatami do zdobycia mistrzostwa. Dlatego, że macie drużyny, które od kilku lat funkcjonują w takim samym kształcie. Inne kluby w CLJ budowały swoje zespoły do ligi, tuż przed sezonem. Zgranie, kilka lat wspólnego grania, w tym momencie nie daje już takiej przewagi nad innymi, jak w pierwszych kolejkach?

– Nie myślałbym w takich kategoriach. Gdy spojrzymy w czub tabeli, widzimy zespoły, które grają górnymi rocznikami. Zagłębie Lubin, Górnik Zabrze, Pogoń Szczecin. Te drużyny w swoich kadrach mają przewagę zawodników z rocznika 2002. Grając mecze, widzimy protokoły i większość zespołów gra starszym rocznikiem. My jesteśmy w grupie nielicznych, którzy mają odwrotne proporcje. U nas jest to 8:3, na rzecz zawodników młodszych. Przewaga tych klubów nad nami jest taka, że są ciut starsi i ciut bardziej doświadczeni, bo już grali w tej lidze. Z naszej kadry grało w CLJ U-18 tylko trzech zawodników i to w niewielkim wymiarze czasowym. My tej ligi się uczymy i wchodzimy tu, jako nowy zespół. Co prawda, zgranie u nas jest, bo funkcjonujemy w tej grupie już dłuższy czas i na boisku to widać. Musimy poznać ligę, nauczyć się jej od nowa. Są to rozgrywki bardziej wymagające. Poziom jest zdecydowanie wyższy. Potrzebujemy czasu na obycie się z ligą, żebyśmy funkcjonowali tak, jak sobie to wyobrażamy.

W przypadku waszym, jak i Legii, nie zmieniły się sztaby szkoleniowe i składy. Legia mistrzem U-17, a wy wicemistrzem. Na początku ligi wydawało się, że możecie reszcie odjechać.

– Tak mogło się wydawać. Życie pokazało coś innego. Kolektyw jest ten sam. Od tego sezonu wspiera nas nowa osoba w sztabie szkoleniowym – Sebastian Madera (drugi trener – przyp.red.). Jesteśmy ambitną grupą, która chce w każdym meczu wygrywać. W tej lidze każde spotkanie jest o życie, trzy punkty. W kategorii juniora młodszego z mocnych ekip mierzyliśmy się z Lechią Gdańsk, Pogonią Szczecin i Wartą Poznań, czyli czekały nas trzy trudne mecze i cztery łatwiejsze. Zupełnie inny poziom niż w juniorze starszym. Zmieniła się ranga rozgrywek. Potrzebujemy trochę czasu, żeby się zaadoptować do ligi. Myślę, że czas będzie grał na naszą korzyść. Zawodnicy będą mężnieć, rozwijać się fizycznie. Potrzebujemy więcej czasu, żeby dojrzeć i te zaległości nadrobić. Z dnia na dzień ta drużyna powinna wyglądać coraz lepiej.

A propos poziomu CLJ U-18. Bardzo głośny temat w ostatnim czasie na naszym portalu. Większość trenerów uważa, że nie jest za wysoki, a sama liga nie spełnia swojego głównego założenia, czyli nie przygotowuje do gry na najwyższym poziomie. Zgadza się trener z tymi opiniami?

– Może będę kontrowersyjny, ale stanę w opozycji do innych. Nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Poziom spadł, bo grają w tej lidze młodsi chłopcy, a my gramy jeszcze młodszym rocznikiem. Dla nas poziom jest odpowiedni, jak i same rozgrywki. Wszystko to zależy od tego, jak klub jest na to przygotowany i zorganizowany. My mamy zespół rezerw w II lidze, więc jest miejsce dla zawodników z rocznika 2001 i 2002. Uważam, że dla 18-latka CLJ U-18 jest dobrym poziomem. Nie wyobrażam sobie, żeby tutaj grali 19-latkowie. Ich miejsce jest w piłce seniorskiej, w II, III czy IV lidze. Tam powinni się mierzyć i rywalizować, bo już są praktycznie seniorami. Rozgrywki juniorskie dla tych roczników już są zbyt mało wymagające. To jest dobry kierunek, że wiek został obniżony.

Spodziewałem się takiej opinii, gdyż wy, jako Lech, jesteście przygotowani na tę reformę.

– Mamy na to swój pomysł. Reforma była dla nas dobrym rozwiązaniem. Wiem, że problem z tym mają zespoły, które nie mają rezerw, albo mają, ale ich poziom to IV liga. Dla nas jest to odpowiednie, bo zawodników z rocznika 2002 mamy w pierwszym zespole, rezerwach i sporadyczne jednostki w juniorze starszym. Ich miejsce jest wyżej, dlatego ogrywamy już rocznik juniora młodszego. Taka jest filozofia akademii. W każdej kategorii gramy młodszym rocznikiem, żeby stawiać naszym wychowankom wysoko poprzeczkę. Dla nas w tej lidze wisi ona wysoko, rywalizujemy z rok starszymi. Poziom rozgrywek nas satysfakcjonuje i to jest dobre miejsce do utalentowanych piłkarzy.

Jaki macie pomysł na przesuwanie zawodników do drużyny rezerw?

– Każdy zawodnik jest w innym miejscu rozwoju. Musimy na naszych zawodników spojrzeć indywidualnie, zdecydować których możemy już wywindować wyżej. Patrząc na takie nazwiska jak Kamiński, Szymczak, Marchwiński – oni trenują i grają w pierwszym zespole. Mamy zawodników takich jak Szramowski czy Niewiadomski, którzy mają za sobą debiut w zespole rezerw. W juniorze starszym znajduje się tylko pięciu zawodników z rocznika 2002. Pozostała część jest z 2003. Każdy z nich jest rozpatrywany indywidualnie. Jeden będzie szybciej przesunięty do rezerw, drugi troszeczkę później. Nie ma tutaj reguły. Patrzymy, jak poszczególne jednostki się rozwijają. Każdego należy indywidualnie przeanalizować i dopiero wtedy podjąć decyzję czy się nadaje na poziom II ligi, czy nie.

Macie plan, żeby przesuwać zawodników w przerwie zimowej? 

– To są naczynia połączone. Bo jeśli trenerzy drugiego zespołu przesuną wyróżniających się zawodników do pierwszego zespołu, wtedy automatycznie robi się miejsce dla naszych z juniora starszego. Mają na to wpływ decyzje z pierwszego zespołu, jak i drugiego, wówczas my oddajemy graczy i bierzemy z juniora młodszego. To jest jedna rzecz, jednak ważne jest to czy ci zawodnicy są gotowi na taki ruch. Bo takie przesuwanie dla przesuwania, żeby uzupełnić kadrę, też nie jest dobre, bo zawodnicy mogą się do tego nie nadawać. Takie sztuczne przyspieszanie, wymuszanie takimi ruchami kadrowymi u nas nie funkcjonuje. Musi to być przemyślane i wcześniej przygotowane. Jeśli uznam, że zawodnik potrzebuje zmiany środowiska i nadaje się do gry na wyższym poziomie, to go przesuniemy. Jednak musi być też dla niego miejsce do treningu i do gry. Zawodnik zdolny potrzebuje meczów w rezerwach, regularnych treningów.

Co wpływa na takie przesunięcie? Dotychczasowa forma i piłkarska jakość?

– Nie, perspektywa jego rozwoju i potencjał. Jeśli stwierdzimy, że mamy zawodnika o wysokim potencjale i dobrze rokującym na przyszłość, wówczas takiego zawodnika przesuwamy. Jeden jest do tego gotowy szybciej, a drugi później. Patrzymy na potencjał, bo takich można szybciej wypromować wyżej.

Czy są plany, żeby w najbliższym czasie jakiś zawodnik został przesunięty wyżej?

– Są takie plany, ale oczywiście nie mogę o nich powiedzieć, bo zawodnicy muszą się o tym dowiedzieć jako pierwsi.

Rozwój rozwojem, bo to jest bardzo ważne dla akademii. Efekty pracy widać w pierwszej drużynie, kiedy gra w jednym momencie siedmiu wychowanków na boisku. Działa to na wyobraźnie kibica, aczkolwiek czy w drużynie juniora starszego jest ważne to, żeby osiągać wyniki, sięgać po trofea i rywalizować w Młodzieżowej Lidze Mistrzów?

– Takiego napięcia na wynik u nas nie będzie. Gdybyśmy napinali się na wynik, poprosilibyśmy na mecz z Pogonią takich zawodników jak Marchwiński, Szymczak, Kamiński, Szramowski, Niewiadomski. Takich ruchów nie było. Oni już mają swoje miejsce do trenowania. Tam mają rywalizować o to, żeby grać. My mamy swoją grupę ludzi, którzy mają podjąć rękawicę na tym poziomie. Absolutnie nie będziemy prosili trenera rezerw ani pierwszego zespołu o zawodników, bo chcemy być mistrzem w kategorii juniora starszego. Nie o mistrzostwo chodzi w tej kategorii w Lechu Poznań, a o rozwój zawodników, żeby przygotować go do gry na najwyższym poziomie. Wynik jest ważny, ale nie stoi on wyżej w hierarchii od szkolenia. Oczywiście chcemy grać w Młodzieżowej Lidze Mistrzów, ale staramy się osiągnąć awans taką drużyną, jaką mamy.

Co z zespołem rezerw i skupianiu się na celu? Utrzymanie się w lidze ponad wszystko? Gdy sytuacja w tabeli nie będzie ciekawa to przyjdą kolejni doświadczeni zawodnicy i będą grać kosztem tych młodszych?

– Celem dla zespołu rezerw jest utrzymanie się w lidze. Gdy przyjdzie taka potrzeba, żeby ratować to utrzymanie, może dojdzie do takich ruchów. Na pewno w pierwszej kolejności chcemy ogrywać młodzież na tym poziomie. Gdy zapali się czerwona lampka i będzie trzeba zrobić wszystko, żeby się utrzymać, wtedy osoby odpowiedzialne za drugi zespół podejmą odpowiednie decyzje, żeby zatrzymać ligę na poziomie centralnym. Jest to rzecz spektakularna, że posiadamy dwa zespoły na poziomie centralnym. To nas cieszy i to jest powód do dumy. Chcemy być dumni z tego, jak najdłużej.

Jaki jest cel na ten sezon, jeśli chodzi o CLJ?

– Cel był jeden – gramy o mistrzostwo Polski. Teraz ten cel się oddala, czujemy to, ale nie zmieniamy kierunku. Bo jeszcze 19 kolejek przed nami i do zdobycia jest 57 punktów. Liczymy na to, że będziemy w grze o ten cel. Zagłębie i Górnik nam uciekają, ale nie jesteśmy z tego powodu jacyś smutni. Nie załamujemy się, robimy swoje, żeby mecze wygrywać. Wynik sportowy jest nierozłącznym elementem rozwoju piłkarzy. Oni muszą czuć presję zwyciężania, bo jak wejdą na Bułgarską przed 40-tysięczną publikę, będą ją czuli i muszą jej stawiać czoła.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix