„W naszym zespole byli zawodnicy z większym potencjałem od Kądziora”

Chociaż nie udało mu się zaistnieć w pierwszej drużynie Jagiellonii Białystok, której jest wychowankiem, to trafił do europejskiej piłki. Zrobił krok w tył, żeby następne dwa były do przodu. Teraz gra w zespole, który walczy w Lidze Mistrzów oraz jest reprezentantem Polski. O Damianie Kądziorze porozmawialiśmy z Dariuszem Jurczakiem, trenerem, którym prowadził go przez ponad osiem lat. Zanim nadeszły sukcesy.

„W naszym zespole byli zawodnicy z większym potencjałem od Kądziora”

Ile miał lat Damian, gdy zaczął go pan trenować?

– 7 lat. Pierwszy trening odbyliśmy 1 grudnia 1999 roku i był w grupie dwunastu zawodników, z których aż dziewięciu kilkanaście lat później zdobyło mistrzostwo Polski juniorów starszych w barwach Jagiellonii.

Czym się wyróżniał w tamtym okresie?

– Od początku wyglądał bardzo dobrze pod względem technicznym. Miałem fajną grupę lewonożnych zawodników, a byli w niej Damian, Karol Mackiewicz czy Norbert Zawadzki. Od razu było widać, że jest to zawodnik, który ma duże możliwości. Od dziecka był ambitny i przyjemnie się z nim pracowało.

Oznacza to, że miał największy potencjał w grupie?

– Powiem tak, bardzo dobrze znam się z jego ojcem, Robertem. Jeszcze jak ich prowadziłem, to z Robertem graliśmy w IV-ligowym zespole. Wiedziałem, jakim zawodnikiem jest ojciec, który także wyróżniał się techniką i gdzieś to u Damiana też było widać. Tak jak podsumowaliśmy, to wtedy Karol Mackiewicz (w tym sezonie 19 minut w barwach Górnika Łęczna – dop. red.), był jeszcze bardziej zaawansowany technicznie. Damian nadrabiał ambicją, chęcią udowodnienia swoich możliwości i przede wszystkim tym, że robił wszystko, aby zostać piłkarzem.

Od początku był piłkarzem o przysposobieniu ofensywnym?

– Tak. Dobra historia wiąże się z młodzieżową reprezentacją Polski. Damian z Karolem pojechali na konsultację szkoleniową do Ciechanowa, tam strzelili po kilka bramek, a trener reprezentacji mówi do mnie: „fajne chłopaki, dobrze wyglądają pod względem piłkarskim, ale nie ma pan większych”? Trochę odstawali pod względem warunków fizycznych, ale wyróżniali się tymi lewymi nogami i techniką. Może byłoby im łatwiej, gdyby regularnie występowali w młodzieżowych reprezentacjach.

Ojciec miał duży wpływ na jego karierę?

– Jeszcze na samym początku jego ojciec pracował za granicą, więc w tych pierwszych latach zbyt wielkiego wpływu nie miał. Później pomagał mi również z prowadzeniem tego zespołu i przede wszystkim szkolił go indywidualnie. Z pewnością to także pomogło w jego rozwoju oraz karierze.

Jak odbierali go inni zawodnicy w drużynie?

– Damian był bardzo lubiany, otwarty dla innych. Ogólnie, ta grupa była świetna do prowadzenia. Chłopcy nie dość, że dobrze grali w piłkę, to też dobrze się uczyli. Już od podstawówki byli w jednej klasie, później podzielili się na różne licea. Jedni poszli do lepszego, drudzy do słabszego. Damian też zawsze wyróżniał się dobrymi ocenami, więc trafił do tego pierwszego.

Nie miał pan z nim żadnych problemów wychowawczych?

– Absolutnie żadnych.

Brał pan wraz z Damianem udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Jak pan wspomina to wydarzenie?

– Pojechaliśmy jako UKS i przed samym finałem powiedzieli nam, że reprezentujemy również Jagiellonię, przez co nie mogliśmy zagrać w finale. Wtedy mogły występować tylko Uczniowskie Kluby Sportowe i my byliśmy w szkole, ale chłopcy występowali w Jagiellonii. Tak samo Ełk, jak i my – nie dopuszczono nas do finałów krajowych.

„Ten Turniej pomógł mi w rozwoju. Na takim turnieju są tylko najlepsi zawodnicy. Bardzo fajne w tym wszystkim jest to, że jest to ogromna szansa dla wielu chłopaków, żeby pokazać swoje umiejętności przed lepszymi klubami. Ci wyróżniający się, mogą dostać oferty z lepszych klubów, a to otwiera przed nimi drogę do dalszego rozwoju” – mówił sam Kądzior w naszym cyklu „Piłkarskie dzieciństwo”.

Był to jedyny zespół, który prowadził pan w tym Turnieju?

– Tak. Prowadziłem tę grupę, a później zacząłem łączyć to z pracą w pierwszym zespole u Michała Probierza. Trener Probierz postawił mi małe ultimatum i powiedział, że muszę zdecydować czy zostaję i dalej prowadzę tę grupę, czy zaczynam pracę z pierwszą drużyną. Zostawiłem Damiana i resztę chłopaków na ostatnie dwa i pół roku, gdy zajęli trzecie miejsce na mistrzostwach Polski juniorów młodszych oraz wygrali mistrzostwo kraju w kategorii juniora starszego.

Sukcesy trochę przeszły panu przed nosem.

– Trochę tak, prowadziłem ich przez ponad 8 lat, więc też jest w tym moja zasługa. Większość z chłopaków trenowała już wtedy z pierwszym zespołem lub w Młodej Ekstraklasie, mieliśmy dobry przegląd ich umiejętności. Gdy w Jagiellonii pracowali Tomasz Hajto i Dariusz Dźwigała, polecieliśmy na obóz zimowy do Turcji. Było jedno wolne miejsce i mówię im, że mam jednego super chłopaka. Spytali się czy ręczę za niego, ale odpowiedziałem, że akurat o Damiana się nie boję, że sobie poradzi. Darek pomógł mu też w późniejszej karierze, ponieważ prowadził go w Dolcanie Ząbki. Lubił zawodników dobrze wyszkolonych technicznie.

Graliście też w innych turniejach.

– Tak – był choćby turniej Coca-Coli, w którym udało nam się zwyciężyć i w nagrodę polecieliśmy do Mediolanu. Damian także był w tej grupie, mieliśmy treningi i mecze z rówieśnikami we Włoszech oraz obejrzeliśmy mecz na San Siro.

Spodziewał się pan, że Damian zrobi aż tak wielką karierę, będzie grał w Lidze Mistrzów, pierwszej reprezentacji Polski?

– Zawsze liczyłem na to, że będzie grał w Ekstraklasie, cieszyłem się, że się tak rozwijał w Górniku Zabrze. Żałowałem jednak bardzo, że nie wybił się w Jagiellonii, ale już tak jest, że wychowankowie w każdym klubie mają pod górkę. Obrał dobrą drogę, chciał udowodnić, że będzie grał w piłkę, a w Białymstoku nie mógł liczyć na regularne występy, więc wybrał miejsce, w którym miał możliwość się regularnie rozwijać. Takim miejscem było Zabrze. Wszystko, co osiągnął w piłce, osiągnął dzięki charakterowi, pracy i zawziętości.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix