CLJ-ka od środka: „Jak przegrywam mecz, nie mówię, że ktoś inny jest winny”

Gwarek Zabrze wychował wielu profesjonalnych piłkarzy – Łukasza Piszczka, Kamila Kosowskiego, Pawła Olkowskiego czy Szymona Żurkowskiego. O filozofii akademii, trudach w szkoleniu, podejściu do zawodników, jak i sytuacji w tabeli CLJ U-18, porozmawialiśmy z trenerem koordynatorem Januszem Kowalskim.

CLJ-ka od środka: „Jak przegrywam mecz, nie mówię, że ktoś inny jest winny”

Czy jest trener zadowolony z postawy swojego zespołu na tym etapie sezonu? Początek mieliście bardzo słaby, tak jak pozostali beniaminkowie. W ostatnich kolejkach wasza gra wygląda jednak coraz lepiej i zaczęliście punktować.

– Dla nas trudna sytuacja. Drużyny, które robią awans do CLJ są zupełnie inne – rok starsze i składają się z dwóch roczników (2000 i 2001 – przyp. red.). Ci zawodnicy, którzy mieli udział przy awansie, ze względu na przepis nie mogli przystąpić do rozgrywek. Zatem musiała powstać nowa drużyna, która uczyła się ligi. Mamy również drużynę w CLJ U-17, więc nie mieliśmy możliwości, żeby od razu wziąć najlepszych do U-18. Nie jesteśmy dużym klubem, nie mamy aż tylu dobrych zawodników. Dlatego musieliśmy popracować z tymi chłopakami, początki zawsze są trudne.

W pierwszej kolejce mierzyliście z Lechem Poznań i doznaliście dotkliwej porażki 2:6.

– Lech ma ugruntowaną pozycję. Akademia działa praktycznie bez zarzutów i roczniki się zazębiają. Przychodzi pierwsza porażka, potem druga, trzecia, spadają morale u zawodników. Trzeba spokojnie pracować i już jakieś efekty osiągnęliśmy. Nadal mamy taki cel, żeby dalej szkolić i uczyć. Ci zawodnicy mają się cieszyć grą.

Byliście przygotowani na CLJ pod względem kadrowym? Musieliście dokonać transferów latem?

– Nie jesteśmy klubem, który pstryka palcami i pozyskuje zawodników, albo dajemy ogłoszenie, że gramy w CLJ i kompletujemy drużynę. Absolutnie w ten sposób nie działamy. Nasze działania opieramy głównie na szkoleniu. Ani jeden zawodnik do nas nie doszedł. To jest drużyna, która w tym kształcie funkcjonuje dwa lata. Drugi cykl naborów robimy w średniej szkole, a pierwszy był w gimnazjum. W czasie sezonu nie ma u nas ruchów kadrowych. To nie jest tak, że robimy awans do Centralnej Ligi Juniorów i szukamy zawodników. To kłóciłoby się z moją filozofią pracy. Muszę pracować z zawodnikiem, wyszkolić go, czegoś nauczyć, a nie ściągać piłkarzy. Po co? Żeby robić wynik? Żeby się pokazać w lidze? Mówiąc o szkoleniu zawodników, nie tędy droga. Oczywiście, selekcja jest ważnym elementem szkolenia, ale my jesteśmy w takiej specyfice, będąc na Śląsku, że zawodnicy dokonując pierwszego wyboru – idą do Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów, Piasta Gliwice, GKS-u Katowice, Podbeskidzia czy GKS-u Tychy. Dopiero gdy tam sobie nie znajdą miejsca, to przychodzą do Gwarka.

Zatem wasz zespół w CLJ U-18 składa się z tych, co wywalczyli awans do tej ligi i młodszych z akademii?

– Ci, których mamy teraz w składzie, nie mogli wywalczyć awansu. Bo w rozgrywkach makroregionalnych brali udział zawodnicy z roczników 2000 i 2001. W tej chwili w CLJ mogą grać urodzeni po 2002 roku. Reasumując, ani jeden chłopak, który awansował, nie może grać w tej drużynie. To jest zupełnie nowy zespół, który grał w CLJ U-17. Jednak rozgrywki w kategorii do lat 17 dzielą się na cztery województwa, więc jest to makroregion, czyli inna skala trudności, porównując to z CLJ U-18, gdzie mamy szesnaście najlepszych drużyn z całej Polski. Dla nas mistrzostwem świata było to, że zrobiliśmy awans do CLJ, pokonując takie zespoły jak chociażby Miedź Legnica.

Czym jest dla was ta Centralna Liga Juniorów U-18?

– Na pewno jest to niesamowita frajda dla chłopaków, którzy tam grają. Bo niesamowicie to przeżywają, mają okazję konfrontować się z najlepszymi rówieśnikami w Polsce. Widzą, ile im brakuje, ale potrafią zawalczyć i zagrać na tym poziomie. Pracują na to, żeby być równorzędnym przeciwnikiem. Mamy swoje problemy organizacyjne. Porównując nas do zespołów ekstraklasowych, to tam przyjeżdża na mecz ekipa składającą się z sześciu osób. Z kolei ja jeżdżę z kierownikiem zespołu, który jest nauczycielem historii w szkole. Z nami podróżuje też prezes klubu, który uczy matematyki. Moja praca jest trudna, bo nie mam asystenta, ani fizjoterapeuty, trenera bramkarzy czy trenera analityka.

Dlaczego nie macie zatem takiego sztabu?

– Warunki finansowe nam na to nie pozwalają. Nie jesteśmy w stanie dodatkowo zatrudnić fizjoterapeuty, trenera analityka, trenera asystenta. Rozmawiam z trenerami pracującymi w Ekstraklasie i oni mi ciągle opowiadają, że dostali pieniądze na szkolenie młodzieży od UEFA – 100 tysięcy franków szwajcarskich. To są zupełni inne realia. Gdy dowiaduję się, że te akademie mają po cztery, pięć czy sześć milionów budżetu na sezon (takimi budżetami pochwalić mogą się tylko Zagłębie, Lech czy Legia – przyp. red.), a my otrzymujemy dofinansowanie z miasta w wysokości 90 tysięcy złotych… To jest skala porównawcza.

Wracając do CLJ: czy starcie z Górnikiem (1:3) należało do wyjątkowych? Różniło się czymś od innych meczów w tej lidze? 

– Funkcjonujemy w jednym mieście i wszyscy się dobrze znamy. Zawodnicy Gwarka i Górnika mieszkają w jednym internacie. Spotykają się na stołówce, mijają się na korytarzach. Te starcia to jest zawsze coś wyjątkowego. Gwarek wywodzi się z Górnika. Do 1992 roku był to klub, który ściśle podlegał pod Górnika Zabrze, był ich szkółką. Potem stało się tak, że kluby się rozłączyły. Tu zawsze jest jakiś smaczek. My wszyscy się znamy. Na co dzień mamy ze sobą styczność i rywalizujemy. Wychowujemy zawodników w zdrowej, sportowej rywalizacji.

W ostatnich latach wielu zawodników Gwarka odchodziło do Górnika. Czy będzie też  to praktykowane, np. po tym sezonie?

– Tak, zawsze ci najlepsi zawodnicy idą wyżej. Z tych, którzy zrobili awans do CLJ, np. Dominik Skiba trafił do Górnika Zabrze. Ci najbardziej utalentowani są brani pod uwagę przez ten klub.

Jaki jest wasz styl gry?

– Jestem trenerem w Gwarku Zabrze od 20 lat. Prowadzę wiele lat drużyny juniora starszego. Miałem też przyjemność prowadzić wielu znanych wychowanków. Mam też doświadczenie związane z tym, że zdobywałem mistrzostwa Polski juniorów. Zatem wiem mniej więcej na czym to polega. Na pewno naszym celem jest wychowanie zawodnika na poziom Ekstraklasy. Wynik jest istotny i bardzo ważny. Bo zawodnika nie da się wychować w separacji od drużyny. Musi funkcjonować w zespole. Wiadomo, że potem ci najwięksi zawodnicy doceniają, że mogli grać w Gwarku. Łukasz Piszczek organizuje spotkania drużyny, w której grał w Gwarku. To są bardzo bliscy koledzy. My na pewno chcemy grać w piłkę, nie chcemy jej kopać. Chcemy być drużyną ułożoną, prowadzić grę, a nie tylko się bronić. To są takie nasze wyzwania, z którymi się borykamy. Jednak obserwując ten sezon, uważam, że coraz lepiej nam to wychodzi.

Odbiję nieco piłeczkę. Bo też nie bez przyczyny zadałem pytanie o styl. Nie wiem czy trener czytał nasz wywiad z trenerem Marcinem Cilińskim z Zagłębia Lubin. On zadał wam pytanie: „czego ci chłopcy w tym meczu się nauczyli?”. Zarzucił, że nie graliście w piłkę, a tylko się broniliście. Zaznaczył, że nigdy nie spotkał się z tak grającą drużyna przeciwną.

– Ale ja podzielam ten pogląd. Jeżeli porównalibyśmy nasze wygrane, to zwycięstwo nad Zagłębiem (2:1 – przyp. red.), było czystym przypadkiem. Nam się po prostu udało. Z kolei w meczach z Cracovią (2:0 – przyp. red.) i Escolą (4:0 – przyp. red.) nie było przypadku. Było to poparte bardzo dobrą grą. Jak najbardziej się zgadzam z opinią szkoleniowca Zagłębia, bo byliśmy na takim etapie, że nam porządnie nie szło. Czekaliśmy na moment, kiedy złapiemy luz psychiczny i zaczniemy grać w piłkę.

Czy trener może odpowiedzieć na to pytanie, które zadał Marcin Ciliński?

– Jasne, ja chciałbym zobaczyć tego trenera w warunkach, które ja posiadam i z zawodnikami, których ja mam. Tak jak mówiłem, ponad 20 lat pracuję na poziomie juniora starszego. Miałem też takie drużyny, z którymi wygrywałem rozgrywki i nie remisowałem nawet jednego meczu w lidze. Też mógłbym wtedy powiedzieć, co ci inni trenerzy robią i jak oni pracują, skoro my mamy taką przewagę. Jednak niczego takiego bym nie powiedział, nie znając realiów. On wychodzi z założenia, że ja w ten sposób nastawiam swój zespół do takiej gry. To jest zupełnie nieprawda. Tylko warunki i miejsce, w którym znaleźli się zawodnicy, spowodowały, że było im ciężko wyjść z kryzysu psychicznego. Nie kazałem się im bronić. Oni nie byli w stanie prowadzić innego sposobu gry.

Na pewno to jest młody trener, jeszcze wiele nie przeżył, ale pracuje w bardzo komfortowych warunkach. Bo jak się przyjeżdża do nich na obiekt i widzi ich możliwości finansowe… Praktycznie każdego wyróżniającego się zawodnika z Górnego Śląska mają właśnie w Zagłębiu Lubin. Pozazdroszczę takiego komfortu pracy. I odsyłam chociażby do meczów z Cracovią i Escolą, wtedy można sobie skonfrontować zdanie tego trenera z rzeczywistością. Wyznaję taką samą filozofię, jak ci co przyjeżdżają do Zagłębia Lubin z Holandii. Oni mówią, że trzeba nauczyć grać, a nie bronić. Celem gry powinno być zwycięstwo, a nie jak najmniejsza liczba straconych bramek. Wszystko to rozumiem, natomiast z sytuacjami, o których ja mówię, niekiedy nie potrafią sobie poradzić w Realu Madryt. Gdy ma się taki potencjał, to się prowadzi grę. Wartościowa drużyna powinna sobie poradzić z zespołem, który stosuje niską obronę. Mając taki wielki potencjał, powinni sobie z tym poradzić. Różne mecze się gra, z lepszymi i gorszymi. To nie jest moja wina, że Zagłębie Lubin ze mną przegrało. To jest wina Zagłębia, a w tym zdaniu, które powiedział, można odnieść wrażenie, że winny tej porażki jest Gwarek Zabrze. Bo Gwarek tylko się bronił. To jest śmieszne dla mnie. Jose Mourinho przez wiele lat stosował autobus i wygrywał trofea.

Może zacytuję w pełni: „z drugiej strony, znając realia w Polsce, może nie dziwię się temu trenerowi, że postawił na taką taktykę, chociaż myślę, że sam bym tak nie postąpił. Wolałbym, żeby chłopcy się rozwijali, kreowali sytuacje – nawet kosztem wyniku. Nie grałem jeszcze takiego meczu w CLJ-ce z żadnym przeciwnikiem”.

– Tak, jak panu powiedziałem: absolutnie nie nastawiłem drużyny na obronę. To wynikało z warunków i z momentu w jakim ta drużyna się znalazła. To nie wynikało z tego, że uczę takiej gry, że my mamy tylko się bronić i nic nie robić. Gdybyśmy w ten sposób grali, nie mielibyśmy wychowanków, ani okresów w swojej historii, że o coś walczymy i wygrywamy. Trochę mnie śmieszą te wypowiedzi. Trzy lata temu przyjechali do nas na mecz w CLJ, gdy podział był na dwie grupy i przegrali 1:2. Trener po meczu powiedział: „to jest skandal. Moglibyście zrobić coś z tym boiskiem”. Tak szkoleniowiec Zagłębia skomentował to spotkanie. Tylko się uśmiechnąłem i sobie pomyślałem: „to nie jest takie dobre boisko, jak wy macie, ale wam się fajnie mówi, bo jesteście finansowani przez spółkę skarbu państwa. My nie mamy takiego możnego sponsora, żeby mieć idealne boiska”. On uważał, że jakby było lepsze boisko, to by wygrali. To jest takie dziwne. Mam taką zasadę, że patrzę na swój zespół, a nie na inne. Pracuję w swoich warunkach, jak najlepiej potrafię, a nie mówię, jak przegrywam mecz, że to ktoś drugi był winny. Jeżeli ten trener mówi o profesjonalizmie, też mu mogę sporo o tym powiedzieć i odbić tę piłeczkę.

Trener pracuje ponad 20 lat przy drużynach juniora starszego. Co pan sądzi o reformie CLJ? Zmniejszenie wieku juniora z 19. na 18. rok życia?

– Dla mnie to jest dziwne. Bo panuje takie powiedzenie: „żeby było łatwiejsze przejście z wieku juniora do seniora”. Mówimy, że mamy z tym wielki problem. W ten sposób się wypowiadając, my jeszcze obniżamy wiek juniora. Czegoś tu nie rozumiem. Mam proste pytania: „jak to uzasadnić, że UEFA organizuje ME U-21, FIFA robi MŚ U-20, skoro to już są seniorzy?”, „dlaczego na Zachodzie są drużyny U-21, U-23, skoro są to już seniorzy?”. Tam też mają pogląd taki, że przejście młodego chłopaka do seniora jest utrudnione i należy mu przedłużyć ten okres. Umożliwiają mu to poprzez drużyny U-21 czy U-23. U nas zrobiliśmy to tak, że obniżyliśmy wiek juniora. Ciekawy pomysł… Chłopak, który kończył wiek juniora miał 19 lat i nie mógł sobie poradzić w seniorach. To teraz, gdy zawodnik ma 18 lat i kończy wiek juniora to sobie lepiej poradzi? Ciekawa logika.

Większość trenerów CLJ ma podobny tok myślenia i również krytykuje tę reformę. Jedynie szkoleniowiec Lecha miał inne zdanie, aczkolwiek tam mają zupełnie inne warunki, gdyż tymi 19-latkami grają w II lidze.

– To jest okej. Trzeba się jednak zastanowić nad tym, że jest jedna drużyna, która ma utalentowanych zawodników. Co z całą resztą? My uważamy, że tych trzydziestu czy czterdziestu zawodników załatwi sprawę? Mam prosty przykład: Szymon Żurkowski nie był w żadnej reprezentacji juniorskiej. Później był jednym z najlepszych piłkarzy w kadrze U-21 i wyróżniającą się postacią w Ekstraklasie. gdybyśmy tylko tak myśleli, to byśmy takich Żurkowskich czy Lewandowskich tracili po drodze. Wyobraża sobie pan sytuację tych zawodników, którzy zrobili awans do CLJ? „Co z nami trenerze? Gdzie my mamy grać? My chodzimy do tej samej szkoły i nie możemy klubu zmienić. Ktoś zrobił przepis i my nie możemy grać w CLJ”. Rozumie pan tych ludzi? Bo ja też rozumiem. To jest dobre dla tych z Ekstraklasy, co mają największe środki, ale za chwilę może będzie taka sytuacja, że te kluby wiodące, mające porządne akademie, nie będą miały skąd brać tych chłopaków. Bo takich klubów jak Gwarek, UKS SMS Łódź, Stadion Śląski Chorzów może zaraz nie być. Za chwilę nas nie będzie. Bo tylko się myśli o tych, którzy mają warunki, a o tych pozostałych już nie. Radźcie sobie jakoś. To jest trudny temat. Wiele rzeczy się zmieniło na dobre. Rozumiem potrzebę centralizacji rozgrywek i powstanie Centralnej Ligi Juniorów.

Jaki macie plan na rozwój swoich zawodników? Co się stanie z nimi po tym sezonie? Seniorów macie w A-klasie.

– Istnieje kilka wariantów. Jeżeli utrzymamy się w CLJ, to ci chłopcy za rok nie będą mogli tutaj grać. Już dzisiaj słyszę takie głosy: „co trenerze po sezonie? Mam w A-klasie grać?”. Mówię im: „nic się złego nie stanie, jak będziecie po CLJ grać w A-klasie, bo na pewno zrobicie awans do ligi okręgowej”. Drugi wariant – spadamy z CLJ. Gdy to się stanie, będzie to korzystna sytuacja dla tych zawodników, dlatego że nadal mogą grać w lidze wojewódzkiej i dojdą do nich chłopcy z CLJ U-17. Z dwóch roczników stworzy się jeszcze  silniejsza drużyna. Po pierwszej rundzie, z województwa śląskiego mogą awansować do makroregionu. Zakładam, że wygrywamy i znowu jesteśmy w CLJ. Ale ci, którzy wywalczą awans, znowu nie będą mogli tam grać.

W wielkich akademiach jest to poukładane rocznikami CLJ U-15, U-17, U-18. Dlaczego mają poukładane? Rozmawiałem z Maciejem Murawskim. On pracuje w Lechii Zielona Góra i ma też swoją szkółkę piłkarską. Mówi tak: „słuchaj, my do U-12 wygrywamy z Lechem Poznań, Zagłębiem Lubin, a potem oni nas leją, jak chcą. Dlaczego? Bo od 12. roku życia można brać zawodników do internatów”. Zaczyna działać skauting i ściągają najlepszych zawodników z całej Polski. Od tego momentu zaczynają wszystko wygrywać. Nie mówię, że jest to złe. Bo jak ktoś ma możliwości i rozbudowany skauting, selekcje – to jest okej. Tak robią najlepsi na świecie. Z tym się zgadzam. Jednak w żaden sposób nie można tego zestawić z warunkami w innych klubach. Te kluby, które mają gorsze warunki, też są potrzebne.

Więc jaki macie plan na rozwój zawodnika?

– Uważam, że nie tylko w CLJ można wychować zawodnika na poziom Ekstraklasowy, ale można też w lidze wojewódzkiej. Warunek – dobra praca z dobrym trenerem. Taka też jest specyfika pracy szkoleniowca. Czytałem wywiad z Thomasem Tuchelem. On wypowiadał się w ten sposób: „jak byłem szkoleniowcem juniorów w VfB Stuttgart, rozumowałem, że moi zawodnicy powinni mieć najlepsze warunki do rozwoju. Dążył do tego, żeby mieli podobne warunki do pierwszej drużyny VfB”. W tej chwili, gdy jest trenerem w PSG, uważa, że to nie było najlepsze rozwiązanie. Dlaczego? „Jeśli zawodnicy najbardziej utalentowani za wcześnie dostaną najlepsze warunki do trenowania, tracą motywację do pracy”. On w tej chwili uważa, że tym najbardziej utalentowanym powinno się utrudniać. Żeby zawodnik musiał o swoje walczyć.

Trener uważa tak samo?

– Jestem podobnego zdania. Przychodzi okres w życiu zawodnika, że dostaje coś, jeśli na to zasłuży. Jak jesteś dobry, to będziesz grał tutaj, będziesz jeszcze lepszy, pójdziesz do Górnika Zabrze. Tam będziesz startował z najniższego kontraktu, ale zapiszemy ci, że jak wejdziesz do pierwszej drużyny i rozegrasz tyle meczów – dostaniesz więcej. W ten sposób powinno to działać – zrównoważony rozwój. U nas jest tak, że wszyscy się spieszą. Też miałem zawodników niesamowicie utalentowanych, np. Tomasza Cywkę. Był najlepszy w swoim roczniku, jeździł na wiele turniejów i grał najwięcej meczów w sezonie. To też nie było dobre. Była taka sytuacja, że wszyscy go klepali po plecach i mówili: „Tomek jesteś najlepszy”. Dlaczego? Bo on wygrywał mecze, ale nikt mu nie zwracał uwagi na to, że ma niesamowite braki w grze obronnej. Gdy zjeżdżał do klubu z reprezentacji, mówiłem mu: „Tomek, w ten sposób nie możesz grać, to jest za mało”.

Co on na to?

– On odpowiadał: „trenerze, co trener ode mnie chce. Jestem najlepszy i wygrywam mecze”. Zaznaczałem mu: „Tomek, w perspektywie czasu ty nie dasz rady, bo tam będą większe wymagania”. Nie chciał uwierzyć. Potem, gdy podpisał kontrakt w Anglii i wrócił po roku, przyszedł do mnie porozmawiać i mówi: „trenerze, miał pan rację. Wie pan ile ja mam problemów z grą w defensywie? Muszę zostawać po treningach i ćwiczyć indywidualnie. Pan był jedynym, który mi zwracał na to uwagę”. U nas jest bardzo często tak, że jak ci chłopcy za wcześnie dostają wysokie stypendia, kontrakty czy mieszkania, to tracą w pewnym momencie motywację, żeby się rozwijać i pracować. Są różne sytuacje i nie boję się tego, że w naszych warunkach nie jesteśmy w stanie wychować dobrego zawodnika. Statystyki pokazują, że gdy wygrywaliśmy mistrzostwa Polski, to nasi zawodnicy grali w seniorskiej lidze, albo wyjeżdżali za granicę. Teraz graliśmy w ligach wojewódzkich, a nasi zawodnicy i tak trafiali na wyższy poziom, np. Żurkowski, Gryszkiewicz, Urynowicz czy Hajda.

Czy w tej grupie, którą teraz prowadzi trener w CLJ, są zawodnicy, którzy mogą zaistnieć w seniorskiej piłce?

– Tak, nie są gotowi na ten moment, bo potrzebują czasu. Dla mnie wyznacznikiem był ten 19. rok życia, bo miałem trzy lata na pracę z zawodnikiem, który przychodził do liceum. Chyba że przychodzili wcześniej, czyli w gimnazjum, miałem wtedy sześć lat na pracę. Teraz mają być to tylko dwa lata, ze względu na reformę. Niestety, w naszym klubie tak się nie da. To nie oznacza, że nie są oni utalentowani i nie ukształtują się za jakiś czas. Bo wiele aspektów jest ważnych, które się u nich rozwijają, takie jak aspekty fizyczne i mentalne. Trzeba być ostrożnym z prognozami na przyszłość, aczkolwiek myślę, że dwóch-trzech zawodników z tego zespołu może się przebić.

Jaki jest wasz cel na ten sezon? Utrzymać się za wszelką cenę?

– (śmiech) Nie, absolutnie nie. To nie są dla mnie cele. Przed startem sezonu, powiedziałbym, że gramy o mistrzostwo, a nie o utrzymanie. Mówię swoim zawodników: „nie myślcie w ogóle o wyniku”. Musimy skupić się na grze. Jeżeli udało by nam się utrzymać w lidze, bez żadnego postępu w grze, to w ogóle by mnie to nie satysfakcjonowało. Nie jest celem utrzymać się, ale jak najlepiej grać i się rozwijać, żeby jakiś chłopak się przebił za parę lat do seniorskiej piłki. My wygraliśmy z liderem CLJ, Zagłębiem Lubin, a mnie to zwycięstwo nie cieszyło. Wyniki nie są naszym celem. To też powtarzam młodym kolegom: „nie gra się o wynik, a dlaczego? Bo o wynikach się pamięta przez miesiąc, może dwa”. Trzy razy zdobyłem mistrzostwo Polski, myśli Pan, że ktoś do mnie dzwoni i pyta o tamte lata? Nikt się nie pyta. Jednak o Łukasza Piszczka czy innych zawodników to dziennikarze ciągle dzwonią i pytają. Jakim on był zawodnikiem, jak się prowadził? To się liczy, a nie to, kto wygrywa, spada z ligi czy do niej awansuje. To jest ulotne, a wychowankowie dbają o to, żeby pamiętać o klubach. Taki Szymon Żurkowski dzwoni, kupuje coś chłopakom do klubu, żeby mogli się rozwijać. To jest najważniejsze i to się liczy.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Youtube