Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Głupawka. To, co dzieje się ostatnimi czasy wokół szkolenia dzieci, zaczyna zakrawać na szaleństwo. Kojarzycie kreskówki i animowane postaci, które w oczodołach mają świecące dolary? Tak to sobie niestety wyobrażam…

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Wielu dorosłych wychować chce piłkarza. Bez względu na cenę stawiają więc wszystko na jedną kartę. Zapisują swoją pociechę do najlepszej szkółki w mieście i „poświęcają się”. Dowożąc ją po kilkanaście kilometrów i wmawiając sobie, że to dla dobra młodego.

Zapominają o jednym. Że to ich dziecko.

Patrząc na sprawę czysto teoretycznie i opierając się na twardych danych – ci, którzy „poświęcają się” najmocniej, powinni wręcz z automatu wychowywać sportowców światowej klasy.

Na szczęście tak się nie dzieje.

Dziecka nie można zaprogramować. Bo to nie robot, a… dziecko. Ze specyficzną, często pomijaną przy takich okazjach, sferą psychiczną, ze swoim spojrzeniem na świat, z kolegami w szkole i na podwórku. Z przemyśleniami na temat sportu, piłki, na temat rówieśników. Z lękami i obawami dotyczącymi spraw błahych, ale i infantylną postawą wobec wielu poważniejszych (zazwyczaj poważniejszych dla nas) aspektów.

A niektórzy chcą programować. I chcą robić to od pierwszych dni życia dziecka. Ba, nawet już wcześniej.

W jednej z audycji radia Tok FM przed kilkoma dniami usłyszałem rozmowę zatytułowaną tak: „Karierę piłkarską dziecka można rozpocząć jeszcze przed poczęciem”. Trener piłkarski, którego zaprosił do studia Przemysław Iwańczyk, wydał ostatnio książkę. Dla rodziców.

W jej tytule pojawia się nawet fraza „jak wychować piłkarza”, co w moim mniemaniu brzmi groteskowo. Bo nie chcemy już wychowywać dziecka, a piłkarza.

Do czego prowadzi takie myślenie?

Niespełnione ambicje dorosłych, ci przenosić pragną na dzieci, które nie są niczemu winne. A jako czterolatki będą traktowane niczym profesjonaliści. Którymi i tak się pewnie nie staną, bo przecież na ścieżkę mistrzowską wchodzi 1 na 10 000 trenujących…

Nie czytałem książki, o której mowa, ale z 40-minutowej rozmowy wyczuwam, że lektura jest niebezpieczna.

– Mam córkę, która zbliża się do 18 miesiąca życia. Mimo że nie wiem czym zajmowała się będzie w przyszłości, nie chcę czegoś zaniedbać, gdyby grała w piłkę nożną. Podsuwam jej piłkę, czasami ją kopnie, czasem nie. By miała w polu widzenia cały czas ten okrągły przedmiot. To bardzo ważne.

– Pewne elementy koordynacyjne, sprawnościowe i techniczne rodzic może kształtować już u dziecka.

– Wymagam, żeby sześcioletnie dziecko przychodząc do klubu panowało nad piłką, umiało z nią zmienić kierunki, prowadziło ją z podniesioną głową.

– Opisuję w książce elementy, które dorośli mogą wykonywać, póki dziecko się jeszcze nie urodzi.

Nie wiem jak wy, ale ja nie wierzę, że ktoś, kto o płód dba „po to”, by wychować piłkarza, podchodził do sportu w życiu dziecka normalnie.

Bo sport to coś więcej niż ścieżka mistrzowska. To nie tylko rywalizacja, ale nauka. Umiejętności miękkich, współpracy w grupie, nauka życia.

Oczywiście, można powiedzieć, że im więcej takich publikacji, tym więcej dyskusji. Swoją świadomość można przecież nieustannie poszerzać. Ale najważniejszy będzie efekt masowy. Rodzice nie mają niestety punktu odniesienia, więc po przeczytaniu książki, wyciągnięte z niej lekcje uznają nie tyle za słuszne, a za jedyne prawdziwe. Kto dziś ma czas na zagłębianie się w jakikolwiek temat? Na przerobienie kilku pozycji jego dotyczących? Boję się, że niewielu rodziców po lekturze sięgnie po wydane ostatnio „Współczesną Pedagogikę” czy „Sport uczy życia”, żeby poznać inne drogi. Żeby porównać spojrzenie różnych autorów.

Słyszymy o wypaleniu zawodowców, o depresjach. O tym, że nie potrafią dźwignąć tego wszystkiego, co sport za sobą niesie. A są ludzie, którzy chcą w takie bagno wrzucić dzieci. Dwadzieścia lat wcześniej niż ma to miejsce dziś.

– To trochę utopijne – odpowiada prowadzący audycję. A mnie wydaje się wręcz chore.

Co da nam więc takie podejście? To trochę jak przehandlować życie własnego dziecka za miliony euro, które to zarobi za kilkanaście lat. W barwach Realu Madryt czy Barcelony. Czy to nie jest zbyt wyrafinowane i perfidne? Zastanówmy się po prostu, do czego prowadzi takie myślenie.

Rynek książkowych wydawców w ostatnich latach ewoluował na tyle, że dziś wydanie nowej publikacji to w zasadzie żaden problem. Każdy, kto ma choć trochę chęci, może zrobić to bez większego wysiłku. Coraz częściej wydaje mi się, że to nowe zagrożenie naszych czasów.

Kiedyś autor książki był autorytetem. Osoby, których nazwisko widniało na okładce, nie były przypadkowe.

Wielu z nas pamięta jeszcze lata osiemdziesiąte czy nawet dziewięćdziesiąte, gdy internet raczkował, a książka w naszych rękach dawała gwarancję. Jakości, treści i tego, co wewnątrz niej znajdziemy.

Ale w ostatniej dekadzie wszystko, co znaliśmy wcześniej, uległo przemianie. Książkę za grosze wydać może każdy.

W czwartkowym „Jak Uczyć Futbolu” wystąpią Łukasz Panfil i Matylda Olek-Stępień (śmiesznie złożyło się, że akurat w tym samym czasie w innym radiu słucham treści o podobnej tematyce). Rektor Wyższej Szkoły Zarządzania i Coachingu we Wrocławiu oraz psycholog, którzy od wielu lat zgłębiają teorię sportu. Których nowa książka, „Sport uczy życia”, pojawiła się na rynku we wrześniu. Z którymi porozmawiamy o obraniu kompletnie odwrotnego kierunku.

O tym, że w sporcie dzieci przede wszystkim chodzi o to, żeby kształtować lepszych ludzi, a dopiero w dalszej kolejności sportowców (jedna z pierwszych zasad w SUŻ).

O tym, że sport dzieci to nie jest sport młodych dorosłych.

I o tym, że jeśli dziecko nie odczuwa frajdy z uprawiania sportu, nie będzie się w niego chętnie angażowało. Nie będzie się więc rozwijać. Dlatego zacznijmy od tego, żeby mu tę frajdę zapewnić, a dopiero potem myślmy o innych celach rozwojowych.

Autorzy cytują też Stacię Tauscher: Martwimy się o to, kim dziecko będzie w przyszłości, i zapominamy, że jest KIMŚ już dzisiaj.

Panfil wiele lat spędził na uczelni, a w książce i swoich prelekcjach powołuje się na liczne źródła oraz badania specjalistów z zakresu psychologii, pedagogiki. Odnosi się do etapów i okresów rozwojowych dzieci.

Z kolejnych stron jego książki płynie odpowiedzialność. Choć lektura nie porywa na tyle, by przerobić ją jednym tchem, systematyzuje podejście do dzieci, piętnując patologie. Jest wyważona, stonowana, poleca „wyluzować”. Nie dać się ponieść. Pędowi świata, który stanął na głowie, który OSZALAŁ.

Bo przecież w sporcie dzieci najważniejsze są dzieci!

Wasze dziecko uwielbia piłkę nożną. Chcecie pomóc mu w rozwoju? Najlepszym jest zacząć uprawiać z nim inną aktywność fizyczną. Chodzi o wczesną dywersyfikację, o to, by w latach młodzieńczych uprawiać jak najwięcej różnych sportów. W NBA zasada jest prosta: „jak najmniej zorganizowanej koszykówki u dzieci” – mówi Panfil.

Kiedy dziecko ciągle robi to samo, może się wypalić. Ono musi odetchnąć. O ryzyku wczesnej specjalizacji, wczesnego wypalenia, mówi sporo Bob Bowman, warto posłuchać co ma do powiedzenia trener Michaela Phelpsa – dodaje Olek-Stępień.

Dziś książkę może wydać każdy. I być może ta, przez którą powstał powyższy tekst, ma także swoje walory. Być może w dużej mierze pomoże rodzicom. Być może wielu z nich inaczej spojrzy na sport uprawiany przez ich dzieci.

Ale poprawne wnioski wyciągnie grupa tylko tych bardziej świadomych czytelników. Przeciętni, do których należeć będzie większość, mogą tylko propagować później złe wzorce.

Postawa skupiona na drodze do wielkiej piłki, drodze nie będącej celem, a na której końcu ten cel został nakreślony, jest niebezpieczna. Każdy, kto zna środowisko trenerskie i grupy rodziców wokół niego krążące, stwierdzi, że nawet zbyt niebezpieczna, by szerzyć ją gdziekolwiek. Czy czytelnikom potrzeba faktycznie rad związanych z wychowaniem ich dzieci na piłkarzy? Czy nie należałoby najpierw właśnie pokazać sportu, jako fundamentu do zdrowego i szczęśliwego życia?

Bo wszystkim myślącym o karierze swoich pociech przydałoby się trochę lodu na głowę. Dobrze jest złapać dystans i pozwolić dzieciom przeżyć ich dzieciństwo. To będą miały tylko jedno.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.