Piłkarskie dzieciństwo: Jacek Krzynówek

Ciężko sobie to dzisiaj uzmysłowić, ale Jacek Krzynówek, 96-krotny reprezentant Polski, na swój pierwszy prawdziwy trening poszedł, gdy miał 15 lat. Przez trzy lata trenował z B-klasowym zespołem, a później trafił do RKS-u Radomsko, gdzie jego kariera nabrała rozpędu.

Piłkarskie dzieciństwo: Jacek Krzynówek

Jak zaczęła się pana przygoda z piłką?

– Odkąd pamiętam, zawsze chciałem grać w piłkę i to robiłem.

Ile miał pan lat, gdy poszedł pan na swój pierwszy trening?

– Na pierwszy trening poszedłem, gdy miałem 15 lat.

Dopiero?

– Tak, bardzo późno. Kopało się gdzieś na podwórku z kolegami itd., ale na pierwszy bardziej profesjonalny trening poszedłem w wieku 15 lat.

Nie było wcześniej żadnych propozycji?

– Nie. Wie pan, to nie były takie realia, jak są teraz, że chłopcy są cały czas monitorowani, uczęszczają do różnych akademii przy klubach. W moim przypadku był to klub z B-klasy, w którym mieliśmy treningi z dorosłymi trzy razy w tygodniu. Nie było żadnego szkolenia, przez praktycznie cały czas były gierki.

Był pan jedynym juniorem w tej drużynie?

– W zespole byli również moi rówieśnicy, z którymi się wychowywałem i oczywiście starsi zawodnicy.

Trochę pana ominęła kariera młodzieżowa.

– Ominęła, to jest mało powiedziane, w ogóle jej nie miałem (śmiech). W wieku 18 lat tak naprawdę zacząłem poważnie grać w piłkę, podpisałem swoją pierwszą umowę i trafiłem do RKS-u Radomsko. Koordynatorem klubu był były wybitny reprezentant Polski, Lesław Ćmikiewicz, i pod jego okiem stawiałem pierwsze profesjonalne kroki.

Rodzice także byli pasjonatami sportu?

– Moja rodzina jest generalnie usportowiona. Tata grał w piłkę w B-klasie, mama w koszykówkę, siatkówkę. Lubiłem oglądać i uprawiać różne dyscypliny sportowe, nie tylko piłkę nożną, więc jeździłem też na zawody z tenisa stołowego, lekkoatletyki.

Kto był pana piłkarskim idolem?

– Diego Maradona, w tamtym czasach był najlepszym piłkarzem na świecie.

Szkoła i oceny były dla pana ważne?

– Oczywiście, że tak. Nigdy nie miałem problemów z nauką, chociaż wiadomo, że piłka także była bardzo ważna. Przyszedł taki okres, że trzeba było zdecydować – po zawodówce szkolę się dalej w technikum, albo wybieram piłkę. Wybrałem piłkę, czego nie żałuję.

Był czas na imprezy, dziewczyny?

– Pewnie, że był czas, w końcu były to młodzieńcze lata. Były treningi, mecze, ale nie samą piłką człowiek żyje, więc musiał czasem mieć jakąś odskocznię.

Mówił pan o tym, że teraz dzieciaki mają akademie, ale i największy Turniej w Europie – „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Co pan sądzi o całej tej inicjatywie?

– Nigdy nie miałem okazji brać czynnego udziału w tym Turnieju, ale obserwuję, widzę, jak się rozwija. Czapki z głów dla PZPN-u i firmy Tymbark, którzy rozwinęli ten turniej do naprawdę ogromnych rozmiarów. Tylko się cieszyć, że tyle dzieciaków ma możliwość rywalizowania między sobą. Sport uczy życia, rywalizacja jest potrzebna. Finały, które odbywają się na Stadionie Narodowym, są oczywiście wielkim przeżyciem dla małych zawodników, a oni są na bardziej „uprzywilejowanej” pozycji nawet ode mnie, bo ja na Narodowym nie grałem (śmiech).

Uważa pan, że gdyby taki turniej istniał, gdy pan był w wieku tych dzieciaków, to większa liczba zawodników zrobiłaby zdecydowanie większe kariery?

– Może i tak by było, ale nie ma co gdybać, czasu i tak nie cofniemy. Boisk też nie było, a graliśmy i jakoś się funkcjonowało. Nie było też telefonów komórkowych, a każdy wiedział, o której godzinie się spotykamy. Nie mamy wpływu na to, co się działo, ale mamy wpływ na to, co będzie. Trzeba dbać o to, żeby takich turniejów było jak najwięcej. Bardzo się cieszę, że taka inicjatywa ma miejsce.

Pamięta pan swój debiut w Rakowie Częstochowa?

– Pamiętam swój debiut w Rakowie, ale bardziej w głowie siedzi mi moje premierowe spotkanie w barwach RKS-u Radomsko. Zostałem ściągnięty z B-klasy, czyli najniższej ligi rozgrywkowej w Polsce, do III ligi, więc był to bardzo duży przeskok. Graliśmy z moim zespołem z Chrzanowic w  okręgowym Pucharze Polski z RKS-em, a rok wcześniej wpadłem w oko prezesowi Dąbrowskiemu, który chciał mnie od razu ściągnąć do klubu, ale nie skorzystałem z tej oferty. Powiedziałem, że to jeszcze dla mnie za wcześnie. Może się też trochę bałem, chciałem skończyć szkołę, a potem możemy się zastanowić. Po roku temat wrócił i mam głowie okoliczności, w jakich zostałem ściągnięty. RKS w pierwszym meczu pokonał Piotrcovię Skierniewice i był przepis, że w drużynie musiało grać dwóch młodzieżowców. Niestety, w Radomsku dwóch grało, ale jeden z nich był parę tygodni za stary i Piotrcovia dostała w tamtym meczu walkowera. Prezesowi Dąbrowskiemu przypomniało się, że gdzieś tu na wsi jest taki chłopak, Jacek Krzynówek, który może mu pomóc i ściągnął mnie do zespołu. Chyba nawet zdobyłem bramkę w debiucie.

Jest pan zadowolony ze swojej piłkarskiej kariery?

– Moim marzeniem było zagrać jeden mecz w dorosłej reprezentacji Polski, a udało się to zrobić 96 razy. Oczywiście, że jestem zadowolony. Nie spodziewałem się, że tyle osiągnę, że dwa razy pojadę na Mistrzostwa Świata i raz na Mistrzostwa Europy. Że będę grał w Lidze Mistrzów, strzelał bramki wielkim klubom (Bayernowi Monachium, Realowi Madryt czy Liverpoolowi – dop. red.). Jestem bardzo dumny z rzeczy, które udało mi się osiągnąć, także z perspektywy tego, że dopiero w wieku 18 lat zacząłem poważnie grać w piłkę, a po pięciu latach zadebiutowałem w kadrze. W dzisiejszym świecie ciężko sobie coś takiego wyobrazić, ale to miało miejsce.

W 2018 roku poszła w świat informacja, że wybuduje pan kompleks boisk w Radomsku. Jak ten projekt ma się dzisiaj?

– Jedno trawiaste już powstało, a drugie jest w budowie. Ostatnio przyjechała sztuczna trawa i na dniach firma rozpocznie ją  rozkładać, więc projekt cały czas jest w realizacji. Jestem zadowolony z tego, że budowa cały czas idzie do przodu i dzieciaki mają możliwość trenować w dobrych warunkach.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix