CLJ-ka od środka: „Cel sportowy jest taki, żeby utrzymać się w CLJ.”

W Centralnej Lidze Juniorów, podobnie jak w Ekstraklasie, Wisły Kraków należy szukać w okolicach strefy spadkowej. Aktualnie plasuje się na 12. miejscu w tabeli i ma dwa punkty przewagi nad Escolą. O problemach tej drużyny, słabszej dyspozycji i celach na dalszą część sezonu porozmawialiśmy z trenerem „Białej Gwiazdy”, Marcinem Plutą.

CLJ-ka od środka: „Cel sportowy jest taki, żeby utrzymać się w CLJ.”

W miniony weekend przegraliście z Legią Warszawa 1:5. Wynik sugeruje, że był to pogrom, ale czy tak to wyglądało z perspektywy boiska?

– Może zabrzmi to śmiesznie, ale w mojej ocenie wynik nie odzwierciedla takiej przewagi Legii. Jednak fakty są dla nas nieubłagane. Mecz kończymy z bagażem pięciu bramek. Paradoksem w tym wszystkim jest to, że prowadziliśmy 1:0. Wydawało się, że ten mecz kontrolujemy. Natomiast bardzo proste błędy przy straconych bramkach spowodowały, że przyjęliśmy ich aż pięć. Musimy sobie z tym poradzić. Myślę, że oprócz tych strzelonych goli, Legia miała jeszcze jedną dogodną sytuację. Brakowało nam zimnej krwi, lepszych decyzji w polu karnym przeciwnika, żeby móc pokusić się o trafienia.

Gdzie szukać przyczyn waszej słabszej dyspozycji?

– Tabela nas weryfikuje. Mamy założony schemat prowadzenia meczu. Oczywiście, gdy rywal jest wymagający, nie zawsze udaje nam się go realizować. Patrząc na tabelę i mecze, które są za nami, myślę, że śmiało można powiedzieć, że pięć punktów straciliśmy w doliczonym czasie gry. To jest bardzo bolesne. Mam nadzieję, że to doświadczenie zaowocuje w przyszłej rundzie. Kiedyś to zaprocentuje, bo błędy, które nam się zdarzyły, wynikały ze złego ustawienia, decyzji, wykonania.

A brak koncentracji?

– Tak, brak koncentracji, rozluźnienie czy zakończenie meczu już w myślach. Oby to uświadomiło chłopaków, że trzeba grać do końca, żeby czasem te końcówki spotkań w brutalny sposób wybronić. Nie brać pod uwagę tego, że środek meczu będzie wizualnie słaby czy piękny dla publiki. Mówimy o końcówce spotkań. Oczywiście jestem daleki od prowadzenia meczów w sposób bezpośredni i szukania swoich szans przez długie zagrania. Aczkolwiek czasem takie świadome zagrania są celowe. Biorąc uwagę, ile zespół wkłada sił w to, żeby osiągnąć korzystny rezultat, nie można niwelować tego, w taki bezsensowny i trywialny sposób w końcówkach spotkań. Zdarzyły się nam takie mecze, ale to też jest dla nas nauka.

Na łamach klubowego portalu po zwycięstwie 3:2 z Cracovią mówił trener, że: „zespół potrzebował utwierdzenia w tym, że właściwie pracuje. Mam nadzieję, że zwycięstwo w meczu derbowym będzie tego symptomem”. W następnych trzech meczach zdobyliście jeden punkt.

– Tak, zremisowaliśmy 1:1 z Pogonią na trudnym terenie. Mecz z Escolą nie potoczył się po naszej myśli, zwłaszcza druga połowa, gdzie straciliśmy kontrolę nad spotkaniem. Innego sposobu gry spodziewaliśmy się po rywalu. Zaskoczyli nas bezpośrednią grą. Teraz przegraliśmy sromotnie z Legią. Przeciwników mieliśmy wymagających, natomiast wynik meczu nie może być celem. Wynik to rezultat. Przy pracy, jaką sobie zakładamy, każdy z nas w sztabie oczekuje, że efekty naszych działań będą widoczne gołym okiem. Przed rundą dołączyło do nas dziewięciu nowych zawodników. Ta kadra jeszcze nie do końca jest scementowana, jeśli chodzi o pewne zachowania indywidualne i organizację gry. Cały czas nad tym pracujemy. Widzimy swoje mankamenty. Jednak w tym wieku nie możemy tylko opierać głównych wniosków na podstawie samych wyników spotkań. To nie jest piłka seniorska, a etap rozwojowy dla tych zawodników. Zwłaszcza, że wielu z nich jeszcze jest na etapie U-17.

W takim razie trener jest zadowolony ze sposobu gry swojej drużyny?

– Z wielu momentów tak. Jednak też jest wiele takich, z których nie jestem zadowolony, bo nie jest to skuteczne wobec tak grającego przeciwnika. Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że jestem w 100% ze wszystkiego zadowolony. Bo ktoś mógłby zaraz powiedzieć: „zaraz, chwila, wyniki mówią coś innego”. Nie jestem zadowolony ze wszystkiego. Jednak widzę dużą poprawę u zawodników, jeśli chodzi o zachowania indywidualne, świadomość w grze, ale nie zawsze ten element jest wykonany technicznie poprawnie. To też rzutuje, przy naszym sposobie gry, na bolesne konsekwencje.

Mówił trener, że dołączyło do was dziewięciu nowych zawodników. Ma pan na myśli tych z niższej kategorii wiekowej czy transfery?

– Zawodników zupełnie niezwiązanych do tej pory z Wisłą Kraków.

Dlaczego przyszła aż tak duża grupa? Inni odeszli?

– Takie było zapotrzebowanie, jeśli chodzi o tę kadrę. Bo tacy zawodnicy jak Daniel Hoyo-Kowalski czy Aleksander Buksa są w pierwszym zespole. Stąd też oni nie byli brani pod uwagę w CLJ. My jesteśmy grupą, która skupia zawodników grających w CLJ U-18 i czwartoligowych rezerwach. Dlatego też, że mieliśmy taką świadomość, że będą takie mecze, a były, będziemy musieli ustalić dwa zespoły do gry, w CLJ i IV lidze.

Nie mieliście tylu zawodników w akademii, żeby wypełnić nią rezerwy?

– W grupie rezerw są zawodnicy schodzący z pierwszej drużyny. Zdarzyło się tak, że było sporo kontuzji w pierwszym zespole. Spowodowało to, że nie mieliśmy żadnego wsparcia w rezerwach. Dlatego, wtedy zawodnicy z CLJ U-18 uzupełniali te luki. Przed sezonem braliśmy na to poprawkę. Stąd tylu zawodników musiało nas zasilić. Z tamtego procesu szkolenia zrezygnowało kilku zawodników, z różnych względów – piłkarskich albo obrali w życiu inne priorytety. Trzeba też wziąć pod uwagę, że w Krakowie mamy sporą konkurencję, bo trzy zespoły grają na poziomie centralnym. Z punktu widzenia jakościowo-ilościowego nie jest to dla nas korzystne. Bo mocne ogniwa mogą zostać rozparcelowane.

Jak trener ocenia poziom CLJ U-18?

– Powinienem powiedzieć, że jest mocna, biorąc pod uwagę nasze miejsce w tabeli. Jednak uważam, że jest wyrównana. Bardzo wymagająca pod względem fizycznym. Jest ligą, w której można ogrywać młodych zawodników. Nie trzeba stawiać tylko na rocznik wiodący, ale można spokojnie wprowadzać młodszych. CLJ jest ciekawą opcją dla rozwoju. Dobrze, że jest zachowana centralizacja. Poziom będzie szedł w górę. Poprzednie rozgrywki z zawodnikami starszymi podnosiły rangę i poziom rozgrywek.

Wielu trenerów sądzi, że gdy grali 19-latkowie, poziom był wyższy.

– Tak, ale z drugiej strony zawodnik 19-letni jest w dużej mierze ukształtowany i on potrzebuje bardziej wymagającego środowiska do rozwoju. Jeśli ma predyspozycje i rokuje, żeby grać na wysokim poziomie.

Trener prowadził w zeszłym sezonie Wisłę Kraków, ale U-17. Czy z tamtej ekipy zostało dużo zawodników u pana w kadrze?

– Około dwunastu. Mówimy o zawodnikach, którzy grali w rundzie wiosennej sezonie 2018/19. Bo jesienią mogłem korzystać z Buksy czy Hoyo-Kowalskiego. To była bardzo mocna grupa, zdobyliśmy mistrza jesieni w makroregionie. Na wiosnę było już gorzej, bo zajęliśmy trzecie miejsce w grupie D. Jednak część zawodników poszła w górę, do pierwszej drużyny czy CLJ U-18.

Biorąc pod uwagę pana obecną kadrę, czy możemy spodziewać się, że ktoś w niedługim czasie przebije się do seniorskiej piłki?

– Mam taką nadzieję. Z tego co wiem trener Maciej Stolarczyk cały czas obserwuje naszych zawodników. Zaprasza na treningi z pierwszym zespołem. Jest też taki plan, żeby dwóch, trzech zawodników rozpoczęło okres przygotowawczy zimą z pierwszą kadrą. Głęboko w to wierzę, że z tej grupy uda się komuś przebić do kadry albo zadebiutować w Ekstraklasie.

Zostały dwie kolejki do końca rundy jesiennej CLJ U-18. Należy już ją powoli podsumowywać. Jesteście tuż nad strefą spadkową. Jak trener ocenia tę rundę?

– Biorąc pod uwagę, z jakimi problemami borykaliśmy się podczas trwania tej rundy, mam mieszane uczucia. Wiem, że zespół stać na lepszą grę, także pod kątem wyników. Mam świadomość, że często wynik jest pokłosiem tego, co robi się na boisku. Czy zamierzone, czy niezamierzone, bo czasem przydarzy się błąd sędziowski, albo straci się bramkę w doliczonym czasie gry w sposób przypadkowy. Naszą pracę weryfikuje wynik sportowy. W tym momencie nie jest taki, jaki oczekiwalibyśmy. Natomiast rozkładając to na składowe, widzę, że poszczególne osoby, które do nas przyszły, zrobiły postęp. To jest duży pozytyw tej sytuacji. Sporo przydarzało nam się urazów. Musieliśmy dzielić się zawodnikami na dwa zespoły. Przez to często nie byliśmy w stanie wyjść w optymalnym składzie. Tak naprawdę nie można ocenić w stu procentach możliwości tego zespołu po tej rundzie. Bo był poddany wielu próbom i przeciwnością. Wynik sportowy nie jest najważniejszy, ale jest ważny. Musi być ważny, bo ich uświadamia czy dobrze pracujemy, czy źle. Jednak pokazujemy tym chłopakom deficyty, nad którymi mają pracować. Jeśli będą to robić, zobaczymy też przełożenie tego na grę zespołu i jego organizację.

Jaki jest cel Wisły na dalszą część sezonu?

– Cel sportowy jest taki, żeby utrzymać się w CLJ. Cele indywidualne są takie, żeby dostarczyć jak największą część zawodników do pierwszego zespołu, ale oni muszą być na to gotowi.

Niedawno trener został ojcem. Tak pół żartem, pół serio – czy nowa „funkcja” nie przeszkadza w zawodowej pracy?

– Gdy mój potomek nie może spać, wtedy jest idealna okazja, żeby obejrzeć jakiś mecz i go przeanalizować. Tak na poważnie, to zmienia się rytm dnia. Trzeba się do tego przyzwyczaić, jest to piękne uczucie, które towarzyszy. Kto nie został ojcem, nie jest w stanie tego doświadczyć. Natomiast już powoli wchodzę w cykl dnia, mając na uwadze, jakie wymagania stawia przede mną sytuacja w domu. Nie mogę zrzucić na drugi tor zespołu, ich treningu oraz rozwoju. Bo mam świadomość, że są w istotnym okresie nauki rzemiosła piłkarskiego.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. 400mm.pl