MŚ U-17: Powrót do 1992 roku, Brazylia mistrzem świata!

Powiedzieć, że los uśmiechnął się do Brazylijczyków, to nic nie powiedzieć. Przecież ich na tych mistrzostwach w ogóle nie powinno być! Nie dostali się, odpadli w eliminacjach. Była już taka drużyna, która nie zakwalifikowała się na wielki turniej, a później zrobiła sensację. Dania, w 1992 roku, zagrała na mistrzostwach Starego Kontynentu w miejsce Jugosławii. Nikt nie przypuszczał, że mogą sprawić sensację i po finale cieszyć się ze zwycięstwa nad Niemcami. Wykorzystali jednak swoją szansę tak samo, jak młodzi zawodnicy z Kraju Kawy, którzy dziś w nocy pokonali 2:1 reprezentację Meksyku.

MŚ U-17: Powrót do 1992 roku, Brazylia mistrzem świata!

Zanim zasiedliśmy do dania głównego, czekał na nas mecz o brąz – pomiędzy Holandią i Francją. „Oranje” wyszli na prowadzenie szybko, bo już w 15. minucie. Strzelcem bramki był Mohammed Tabouni, na co dzień zawodnik AZ Alkmaar. „Trójkolorowi” szybko odrobili straty i kilka minut później mecz rozpoczął się od nowa.

Arnaud Muinga na jednej bramce nie poprzestał i po przerwie dołożył kolejne dwie, kompletując hat-tricka. Holendrzy nie odpowiedzieli już żadnym trafieniem i wracają do domu z pustymi rękami. Francuzi mogą się cieszyć z brązu, chociaż w głowie cały czas będą mieć przegrany półfinał, w którym byli tak blisko awansu do decydującego starcia…

Ten mundial z perspektywy gospodarzy można ująć jednym słowem – bajkowy. W nieoczekiwanych okolicznościach przejęli jego organizację od Peruwiańczyków, z łatwością wygrali swoją grupę, a w fazie pucharowej trzy razy byli o krok od przegranej. Za każdym razem kończyli jednak jako zwycięzcy, wracając z dalekiej podróży.

Tak było z Chile, Francją oraz Meksykiem. Wszystkie trzy razy swojemu zespołowi nadzieję dawał Kaio Jorge. To on był pierwszym, który brał się za odrabianie strat we wszystkich pojedynkach fazy play-off i za każdym razem się udawało.

Brazylia ma jeszcze jednego bohatera – rezerwowego, który łącznie na mistrzostwach zagrał przez niecałe 80 minut. Wystarczyło, żeby w ogromny sposób przyczynić się do ostatecznego sukcesu.

Nie inaczej było w meczu o mistrzostwo z Meksykiem. Brazylia niesiona dopingiem własnych trybun miała ogromną przewagę nad rywalami. Ale rywale także mieli swoje atuty, nieprzypadkowo zaszli do starcia finałowego. Gra była dość wyrównana, ale to „Kanarki” stwarzały sobie więcej sytuacji.

„El Tri” rozerwali worek z bramkami w 66. minucie. Eugenio Pizutto świetnie zagrał w pole karne, a tam na piłkę czekał już Bryan Gonzalez, który umieścił ją w siatce, uderzając główką po koźle. Gol w tak ważnych spotkaniach zawsze dodatkowo uskrzydla, ale mistrzowie powrotów zza światów powrócili i tym razem.

Z perspektywy meczu, najważniejsza rzecz wydarzyła się pięć minut po bramce zespołu z Ameryki Północnej. Na boisko wszedł Lazaro, obrońca, który uratował gospodarzy w półfinale z Francją. Podopieczni Guilherme Dei mieli do pewnego momentu pecha. Dwukrotnie w groźnych sytuacjach uderzali w poprzeczkę, ale do trzech razy sztuka: Jorge w 84. minucie skutecznie egzekwował jedenastkę. Zrobiło się 1:1.

Dlaczego zmiana Lazaro była taka istotna? Bo ten sam Lazaro, który zapewnił swojej drużynie zwycięstwo w półfinale, powtórzył swój wyczyn w meczu o puchar. W doliczonym czasie gry 17-latek nabiegł na wrzutkę w pole karne i pokonał Eduardo Garcię, sprawiając, że trybuny oszalały.

Brazylia wzięła odwet za finał z 2005 roku, gdy Meksyk boleśnie ograł ich 3:0. Po szesnastu latach znów mogą cieszyć się z trofeum. Styl, w jakim go zdobyli, zostanie zapamiętany na długo.

FIFA, jak zawsze przy okazji takich turniejów, poza głównym trofeum rozdała także kilka innych statuetek:

Najlepszy strzelec: Sontje Hansen (6 bramek w siedmiu spotkaniach)

Najlepszy zawodnik: Gabriel Veron (Brazylia)

Najlepszy bramkarz: Matheus Donell (Brazylia)

Nagroda fair play: Ekwador

Żegnamy się z mundialem w Brazylii, a następne mistrzostwa już za dwa lata odbędą się… w Peru.

Fot. FIFA