CLJ-ka od środka: „Mamy wobec siebie oczekiwania, jesteśmy bardzo niezadowoleni”

Sinusoida – tym słowem określić można formę Jagiellonii Białystok w tym sezonie CLJ. Brak stabilizacji, drużyna wygląda w różnych fragmentach meczu raz lepiej, raz gorzej. Z trenerem Krzysztofem Zalewskim porozmawialiśmy o przyczynach słabszej dyspozycji Jagi, wskazując najlepsze i najgorsze momenty rundy jesiennej oraz podsumowując ją.

CLJ-ka od środka: „Mamy wobec siebie oczekiwania, jesteśmy bardzo niezadowoleni”

Wynik w meczu z Lechią zmieniał się jak w kalejdoskopie. Od waszego prowadzenia 2:0, poprzez stratę trzech goli, aż po wyrównanie w doliczonym czasie gry.

– W ostatniej kolejce chcieliśmy się przełamać i zdobyć trzy punkty. Świetnie weszliśmy w mecz. Jednak po piętnastu minutach zaczęliśmy tracić kontrolę nad spotkaniem. Zbyt łatwo pozbywaliśmy się piłki. Za dużo strat własnych, a Lechia coraz śmielej sobie poczynała. Najpierw padła bramka kontaktowa, następnie kolejna, na 2:2. Trochę nas to rozbiło. Dopiero po stracie trzeciego gola zespół się otrząsnął. Ostatnie piętnaście minut zagraliśmy dużo lepiej i stworzyliśmy sobie trzy sytuacje, a gola zdobyliśmy w doliczonym czasie gry. Z przebiegu spotkania trzeba być z punktu zadowolonym. To była taka sinusoida, co pokazał wynik i nasza gra.

Remis jest sprawiedliwy?

– Myślę, że tak. Początek należał do nas, potem był czas Lechii, a na końcu znowu my przycisnęliśmy. Koniec końców ten remis jest sprawiedliwy.

Za nami runda jesienna. Po 16. kolejkach zajmujecie dziesiąte miejsce w tabeli z dorobkiem 19 punktów. Czy jest to dobry wynik, patrząc na potencjał waszego zespołu?

– To jest wynik, z którego nie jesteśmy zadowoleni. Powiedziałbym nawet, że bardzo niezadowoleni. Bo w wielu spotkaniach zasłużyliśmy, żeby zdobyć więcej punktów. Cztery mecze zremisowaliśmy na własne życzenie, prowadząc wcześniej. Gdybyśmy utrzymali te prowadzenia, nasz dorobek byłby w miarę dobry. Jeżeli chodzi o potencjał, to stać nas więcej. Zarówno ja, jak i zawodnicy, odczuwamy duży niedosyt.

A z samej gry jest trener względnie zadowolony?

– Też nie do końca. Przede wszystkim brakowało nam stabilizacji. Graliśmy dwie nierówne połowy. Jako przykład można dać ten ostatni mecz z Lechią, gdzie łączyliśmy dobre fragmenty gry z tymi słabymi. Na przestrzeni całej rundy, naszą największą bolączką było to, że nie potrafiliśmy ustabilizować formy. Najpierw przychodził dobry mecz, a po nim bardzo słaby. Jest nad czym pracować.

Potwierdzeniem słów trenera jest start ligi w waszym wykonaniu. Zaczęliście od dwóch wysokich zwycięstw z Lechią 3:0 i Hutnikiem Kraków 5:1, a potem nagle „gong” od Arki: 0:4.

– Wysokie porażki odnieśliśmy z Arką i później z Legią (0:4 – przyp. red.). Arkę goniliśmy przez cały mecz i w końcówce dostaliśmy szybkie trzy bramki. W Warszawie też padł wysoki wynik, a paradoksalnie zagraliśmy bardzo dobre zawody.

W takim razie gdzie trener widzi przyczyny słabszej gry waszego zespołu?

– To, co nam się rzuciło w oczy, przez co punktów jest mniej, to fakt, że zbyt łatwo traciliśmy bramki. Zawsze będziemy starać się grać i otwierać grę. Czasami zawodnicy przesadzali w sposobie przeprowadzania akcji w strefie środkowej. Proszenie się o stratę piłki było aż nadto widoczne. Myślę, że zawodnicy muszą zrozumieć, kiedy podejmować właściwe decyzje i w jakich strefach boiska. Podejmowane ryzyko musi zmieniać się wraz z miejscem, gdzie zawodnik się znajduje. Niektórych piłkarzy, mówiąc kolokwialnie, ponosiło – kończyło się to prostymi stratami i bramkami. Musimy nad tym popracować. Przychodziły też takie sytuacje, gdzie dostawaliśmy jednego gola po drugim, w meczach, które przegrywaliśmy wysoko. Poziom koncentracji spadał po stracie bramki. Chwila i robiło się po meczu.

W jaki sposób należy pracować, żeby zniwelować te błędy?

– Musimy poprawić naszą organizację gry. Bo momentami zawodnicy tracili kontrolę nad meczem. Myślę, że ten dłuższy okres przygotowawczy, zimowy, sprawi, że nad tym popracujemy. Bo będzie więcej jednostek treningowych. Latem czasu było mało. Objąłem stanowisko trenera dopiero w lipcu. Przyszło też parę nowych osób. Zimowy okres pozwoli nam popracować nad kilkoma elementami, przede wszystkim taktycznymi.

Jak długą robicie przerwę od treningów?

– Cały czas trenujemy. W połowie grudnia zawodnicy dostaną trzy tygodnie wolnego, co praktycznie pokrywa się ze szkołą. 8 stycznia rozpoczynamy zajęcia.

Gdy spojrzymy na statystyki, możemy odnieść wrażenie, że brakuje wam rasowego napastnika. Dopiero w dwóch ostatnich spotkaniach Krzysztof Toporkiewicz się odblokował, aczkolwiek pięć zdobytych goli w szesnastu meczach, to nie jest imponujący wynik. Tym bardziej, gdy spojrzymy na dorobek bramkowy Kacpra Głowieńkowskiego (19 bramek) czy Roberta Prochownika (11 trafień). Można rzec, że oni ciągną swoje zespoły. U was takiego lidera nie ma?

– Tak, myślę, że problem został trafnie zdiagnozowany. Toporkiewicz też nie jest typowym snajperem. Bo to zawodnik pracujący na całej długości i szerokości boiska. Mieliśmy problem ze zdobywaniem bramek. Początek był bardzo dobry i skuteczny, ale to rozkładało się na cały zespół. W drugiej części sezonu się przyblokowaliśmy. Mimo że stwarzaliśmy niemało dogodnych sytuacji strzeleckich. Brakowało nam spokoju i zimnej krwi, które cechują dobrych napastników. Mieliśmy z tym problem i tego nam brakowało.

Który mecz w tej rundzie wskazałby trener jako najgorszy w waszym wykonaniu?

– Słabo zagraliśmy u siebie ze Śląskiem Wrocław, gdzie przegraliśmy 1:5. Mówiłem wcześniej o stabilności formy. Tydzień przed tym meczem zagraliśmy bardzo dobre zawody z Lechem Poznań… Mimo remisu 0:0 zespół zagrał dobrze, stworzyliśmy sobie kilka dogodnych sytuacji bramkowych. Po takim meczu na wyjeździe we Wronkach zagraliśmy bardzo słabe spotkanie ze Śląskiem.

A jaki był zatem najlepszy mecz Jagiellonii w rundzie jesiennej?

– Najlepsze spotkanie rozegraliśmy chyba na wyjeździe z Lechią Gdańsk (3:0 – przyp. red.), czyli w pierwszej kolejce. Graliśmy naprawdę dobrze. Niezłe spotkania zagraliśmy też z UKS-em SMS-em Łódź (5:1 – przyp. red.) i Koroną Kielce (2:1 – przyp. red.). Te pierwsze spotkania były na dobrym poziomie.

Trener zaznacza, że brakowało stabilności całego zespołu, ale czy są zawodnicy, którzy grali na równym poziomie przez całą rundę?

– Generalnie nie mam pretensji do zawodników o zaangażowanie. Grali na tyle, ile potrafili. Trzon zespołu się trzymał. Nie chcę wystawiać indywidualnych laurek, ale mamy kilku utalentowanych chłopaków, którzy mogą powoli pukać do pierwszego zespołu. Takich jak wcześniej wspomniany Krzysztof Toporkiewicz czy Kacper Żarejko, który grał równo przez całą rundę. Indywidualnie nie chciałbym kogoś wyróżniać, ale Ameryki nie odkryję, jeśli powiem, że Toporkiewicz wyróżnia się w zespole. Z kolei reszta jest na mniej więcej zbliżonym poziomie. Jednak potencjał kilku zawodników jest taki, że w niedługim czasie mogą powalczyć o minuty w pierwszym zespole.

Czy poziom CLJ U-18 jest odpowiedni dla rozwoju tych zawodników?

– Uważam, że poziom jest odpowiedni. Jednak w poprzednich latach, przed obniżeniem wieku juniora, był zdecydowanie wyższy. Myślę, że lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby ta liga była do 19. roku życia, co pokrywa się z edukacją szkolną. Jestem zdania, że poziom w ubiegłych latach był wyższy, bo grali starsi zawodnicy.

Jaki macie cel sportowy na rundę wiosenną? Patrzycie w górę tabeli czy chcecie uchronić się przed degradacją, bo macie tylko trzy punkty przewagi nad strefą spadkową?

– Różnice punktowe między nami a czubem tabeli są już duże (do lidera, Legii Warszawa, strata wynosi 17 punktów – przyp. red.). Jednak już do środka tabeli i miejsc szóstego czy siódmego nie ma sporej straty (5 punktów – przyp. red.). Tabela jest spłaszczona, a poziom sportowy tych drużyn jest bardzo wyrównany. Różnica między zespołami pod względem umiejętności i poziomu gry nie jest duża. Wszystko może się zdarzyć. Chcemy poprawić naszą grę, żeby to przełożyło się na zwycięstwa i wynik punktowy. Ważny będzie początek rundy i wtedy będzie można złapać komfort psychiczny, a z nim gra się później dużo łatwiej. Mamy wobec siebie oczekiwania, żeby być dużo wyżej w tabeli. Do tego będziemy dążyć.

Może jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić, ale czy planujecie roszady w składzie? Wprowadzanie młodszych zawodników do CLJ i przygotowywanie do następnego sezonu?  

– Gdyby teraz przyjrzeć się naszej kadrze, to jest ona prawie podzielona na pół z rocznikiem 2003. W pierwszym składzie gra dwóch, trzech, a był mecz, gdzie wystąpiło pięciu. Naszym celem jest granie najlepszymi zawodnikami, żeby się tak rozwijali, aby później był z nich pożytek dla pierwszej drużyny. Trenerzy seniorskiej drużyny bacznie przyglądają się naszym piłkarzom. Chcemy działać dwutorowo. Jednocześnie osiągać dobre wyniki w lidze i żeby indywidualnie ci chłopcy się rozwijali, podnosili swoje umiejętności. Następnie trafiali do pierwszego zespołu.

Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się jakiegoś zawodnika z pana składu w pierwszej drużynie?

– Krzysztof Toporkiewicz trenuje z pierwszym zespołem już od jakiegoś czasu i dobrze sobie radzi. Ponadto, jest jeszcze dwóch, trzech zawodników, którzy mogą w najbliższym czasie też tam trafić.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix