„Polskie drużyny dobrze wyglądają z piłką przy nodze”. Relacja z Number One Cup w Gdańsku

Często narzekamy na system szkolenia. Najczęściej, gdy przychodzą wysokie porażki na turniejach międzynarodowych. Na Number One Cup w Gdańsku polskie drużyny mierzyły się z takimi akademiami jak PSG, Liverpool, Juventus czy Inter. Na ich tle nie odstawały, a mało tego, były w stanie dominować i narzucać swój styl gry. Szkoleniowcy zagranicznych ekip byli pod wrażeniem postawy naszych ekip.

„Polskie drużyny dobrze wyglądają z piłką przy nodze”. Relacja z Number One Cup w Gdańsku

W miniony weekend w Gdańsku odbył się trzydniowy międzynarodowy turniej piłkarski Number One Cup, w którym wzięły udział 24 zespoły z Polski i całej Europy. Na boiskach pojawiły się m.in. Juventus Turyn, Everton, Liverpool, Inter Mediolan, PSG, Bayer Leverkusen, RB Lipsk czy Sparta Praga.

Aby stać się lepszym zawodnikiem, należy rywalizować jak najczęściej z najlepszymi. Konkurencja ma duży wpływ na rozwój, o czym często wspominają trenerzy. Dlatego ten turniej to była świetna okazja, żeby zobaczyć, jak wyglądają polskie akademie – Zagłębie Lubin, Legia Warszawa, Śląsk Wrocław czy nawet Bałtyk Koszalin albo Jaguar Gdańsk, na tle największych europejskich marek.

W zeszłym roku, w pierwszej edycji Number One Cup, polskie drużyny odstawały wyraźnie. Pod względem umiejętności technicznych, jak i samej organizacji gry. Warto przypomnieć, że wtedy do najlepszej ósemki turnieju weszła tylko jedna drużyna z naszego kraju, a był nią… Fablok Chrzanów, który odpadł w ćwierćfinale z PSG dopiero po rzutach karnych.

Minął rok i do Gdańska przyjechały podobne zespoły, w młodszej kategorii. Bo to rozgrywki do lat 13, więc ta edycja dotyczyła wszystkich urodzonych po 1 stycznia 2007 roku. Problem pojawił się jedynie z drużynami wyspiarskimi, gdzie inny jest system edukacji (mają łączone roczniki), dlatego zrobiono wyjątek i wyrażono zgodę na występ dwóch zawodników z rocznika 2006.

Jednak nie każdy z tego skorzystał, bowiem Liverpool przyjechał młodszymi chłopakami. Mecze były rozgrywane na sztucznym boisku przykrytym balonem. Jednocześnie odbywały się po dwa spotkania. System rozgrywek – 9v9. Mieliśmy do czynienia trochę z nietypowymi zasadami, bo zawodnicy grali na duże bramki, a sędziowie gwizdali spalone.

– Moim zdaniem poziom sportowy tego turnieju jest naprawdę wysoki. Myślę, że gdyby było większe boisko, to te topowe zespoły, wtedy bardziej dominowałyby. Bo tutaj jest łatwiej bronić i grać z kontry – stwierdził trener Jaguara Gdańsk, Łukasz Sapielak.

Jeśli chodzi o organizację turnieju, mieliśmy do czynienia z pewnymi udogodnieniami. Każdy mógł sobie sprawdzać wyniki i tabelę na stronie internetowej (link tutaj), które były na bieżąco aktualizowane.

Zawodnicy, którzy jeszcze nie pojechali na obiekty piłkarskie, mogli natomiast oglądać swoich przeciwników w… telewizji. W hotelu Number One, w którym byli zameldowani wszyscy, na ekranach telewizorów wyświetlała się transmisja live ze spotkań.

W zeszłym roku najlepszy był Everton, a w tym po tytuł sięgnęła drużyna RB Lipsk, która w finale pokonała rewelację z Walii. Czarnym koniem turnieju okazała się drużyna Cardiff Schools, która „Bykom” uległa 1:2. Niemcy narzucili swój styl gry, szybko zdobyli dwie bramki i mieli mecz pod kontrolą, aczkolwiek Wyspiarze walczyli do końca. Nie odpuszczali, zdobyli kontakt, dzięki pięknej bramce z rzutu wolnego. Jednak nie zdołali wyrównać.

To był niezły mecz. Spotkały się ze sobą dwie dobre drużyny. RB Lipsk to naprawdę bardzo mocna ekipa i zasłużenie wygrali. Mają nieco większe umiejętności od nas, są lepsi w defensywie. Jesteśmy zadowoleni, że doszliśmy do finału i gratulujemy Lipskowi zwycięstwa – mówił nam trener Cardiiff Schools, Dan Hughes.

 

Drużyna z Walii grała bardzo agresywnie. To był zespół dobrze zorganizowany, ale silny, bazujący na fizyczności. Mimo to potrafili budować akcje od tyłu i kilkoma podaniami zdobywali przestrzeń, kreowali sobie sytuacje bramkowe.

To już jest nasz drugi występ na tym turnieju. Mamy świetną grupę piłkarzy. Zagrali naprawdę dobrze i jesteśmy z nich dumni, bo nabyli cenne doświadczenie w Gdańsku. Cieszymy się, że tu przybiliśmy i mogliśmy zagrać z drużynami z całej Europy. Graliśmy z polskimi drużynami, jak i profesjonalnymi akademiami, chociażby z Lipskiem w finale. Dodatkowo Bayer, PSG, Inter – to naprawdę wielkie marki. Jesteśmy dumni z tego, że wzięliśmy udział w tym turnieju. Dziękujemy organizatorom i hotelowi Number One – dodaje szkoleniowiec walijskiej drużyny.

Jak poradziły sobie nasze zespoły? Naprawdę dobrze, nie było dotkliwych i wysokich porażek. Każdy walczył do końca, nie odpuszczał. Jednak zaznaczamy, że to nie było granie pod wynik. Zagłębie Lubin, Legia Warszawa czy Śląsk Wrocław starały się narzucać swój styl gry i dominować. Jednym wychodziło to lepiej, drugim gorzej. Bo zagraniczne drużyny grały wysokim pressingiem, nacierały, było dużo starć na granicy faulu.

 

„Miedziowi” zajęli trzecie miejsce w całym turnieju. W półfinale minimalnie przegrali z Cardiff Schools, ale już w meczu o brązowy medal pokonali świetnie dysponowany Bayer Levrekusen, aż 3:0. „Aptekarze” grali przez cały turniej bardzo wyrachowany i mądry futbol. Mają bramkarza, który świetnie gra nogami i on robił przewagę. Momentami brał ciężar gry rozgrywania na siebie.

Wracając jednak do Zagłębia. Świetna organizacja, do tego asekuracja. Są też w tym zespole indywidualności, które robią różnicę. To złożyło się na świetny rezultat, który sam w sobie nie jest tak istotny, jak postawa i sposób grania drużyny na tle wielkich akademii.

– Jestem bardzo usatysfakcjonowany i zadowolony z postawy naszych chłopców. Bo pokazaliśmy się z dobrej strony. Każdy mógł się przekonać w jakim gramy stylu i jakie posiadamy umiejętności indywidualne. Nasza praca pokazuje, że obraliśmy dobry kierunek. Czujemy naprawdę dużą satysfakcję, że chłopcy po raz kolejny pokazują się z bardzo dobrej strony na bardzo dobrze obsadzonym turnieju – ocenia Emil Nowakowski, szkoleniowiec Zagłębia Lubin.

Czy tylko my byliśmy pod wrażeniem sposobu gry Zagłębia i innych polskich drużyn?

W tym roku polskie zespoły wyglądają naprawdę dobrze. Są nie tylko mocni fizycznie, ale dobrze zorganizowani, co pokazało Zagłębie Lubin w starciu z nami. W poprzedniej edycji te topowe akademie z Europy były lepiej przygotowane do turnieju. Albo Juventus, Inter czy Liverpool mają słabsze roczniki… Choć nie można oczywiście dyskredytować polskich drużyn, które grają z wielkim zaangażowaniem i są w stanie grać piłką – mówił nam jeden z przedstawicieli akademii PSG.

Paryżanie zremisowali z Zagłębiem 1:1 w ćwierćfinale i odpadli po rzutach karnych.

Wraz ze sztabem zanotowaliśmy, że wasze zespoły grają z bardzo dużą intensywnością. Nie marnujecie czasu na boisku – pressing, agresja, wślizgi. Do tego też zawodnicy są wyszkoleni technicznie. Jestem pod wrażeniem postawy waszych lokalnych akademii – stwierdził Simon Jennigs z Evertonu. Jego drużyna w grupie przegrała z Varsovią 1:4, a w fazie pucharowej 1:3 ze Śląskiem Wrocław.

Jestem pod wrażeniem polskich drużyn. Łatwo jest wziąć ciężar gry, gdy jest się taką marką jak Inter czy Bayer. Polskie drużyny dobrze wyglądają z piłką przy nodze. Nasz najtrudniejszy mecz zagraliśmy przeciwko Legii Warszawa, która świetnie operowała piłką – zaznacza szkoleniowiec Cardiff Schools.

Wspominaliśmy, że FC Liverpool przyjechał młodszym rocznikiem. Zajęli dopiero 21. miejsce. Przegrali z Juventusem Bydgoszcz 0:1. Zremisowali 1:1 z Jaguarem Gdańsk i to dzięki trafieniu z dalszej odległości, a przypomnijmy, że grano na duże bramki. Czy „The Reds” po prostu byli słabi?

– Liverpool jako jeden z nielicznych zespołów nie był taki mocny fizycznie, ale jakością gry nas przewyższali. Gramy dwoma bramkarzami i akurat na bramce był ten mniejszy. Zabrakło centymetrów przy tym strzale z daleka – ocenia szkoleniowiec Jaguara.

Cardiff Schools w grupie pokonało Liverpool 2:1. Trener Walijczyków po meczu zebrał całą drużynę i powiedział: – My nigdy piłkarsko nie będziemy od nich lepsi. Jednak tym nie zawsze się wygrywa. Wy chcieliście bardziej, pokazaliście charakter i wielkie zaangażowanie. 

Number One Cup to nie tylko turniej piłkarski. Organizatorzy zadbali o to, żeby to nie były tylko mecze piłki nożnej. Zapewnili im masę innych atrakcji. W tym roku drużyny zwiedziły Stadion Energa Gdańsk. Wszystkie zespoły  miały też w hotelu dostęp do basenu i SPA, a na obiekt piłkarski przy ulicy Janusza Meissnera, gdzie obywały się mecze, zawoził ich autobus.

– Hotel był na wyłączność dla tych zawodników przez całe trzy dni. Nie mieliśmy dodatkowych gości, co spowodowało, że mogli się integrować. Zorganizowaliśmy emocjonujący turniej na konsoli. Number One Cup to coś więcej niż tylko piłka nożna. Integracja, do tego pokazujemy im Gdańsk. Są dzieci, które do tej pory nie były w trzygwiazdkowym hotelu, a my im daliśmy taką możliwość  – mówi Krzysztof Ratka, menadżer hotelu Number One oraz współorganizator turnieju.

A propos turnieju na konsoli – w popularną grę FIFA: faktycznie przyniosła ona wiele emocji. W hotelu zrobiło się głośno, były przyśpiewki, krzyki, radość. Rywalizowano w systemie 2v2. Do finału rozgrywek przystąpiły Varsovia ze Śląskiem. Obie ekipy przez cały turniej grały Liverpoolem i tego nie zmieniły nawet w finale. Decydującą rozgrywkę 3:1 wygrali „The Reds”, ci prowadzeni przez zawodników z Dolnego Śląska.

***

Dawid Kowalski, organizator tego turnieju, w rozmowie z naszym portalem opowiedział, dlaczego zdecydował się ruszyć z tym projektem w Polskę, podsumował tegoroczną edycję i zapowiedział kolejne:

Jak podsumujesz cały turniej Number One Cup?

– Turniej uważam za bardzo udany. Ważne dla mnie są nie tylko moje własne odczucia, ale fakt, że drużyny największej rangi po raz kolejny wypowiadają się na ten temat w samych superlatywach. Turniej stał na bardzo wysokim sportowym poziomie, co było jednym z naszych celów. Od strony organizacyjnej wszystko przebiegło zgodnie z planem, czego dowodem jest to, że rozpoczęliśmy i zakończyliśmy każdy dzień turnieju zgodnie z harmonogramem, co do minuty. Jestem zatem niezmiernie zadowolony, że kolejny rok z rzędu stanęliśmy na wysokości zadania.

Turniej Number One Cup to sukces nie tylko firmy LiveAdventure, którą reprezentuję, ale również moich współpartnerów Łukasza Pawliny, dyrektora hotelu Number One oraz Adama Prusaczyka z akademii Jaguar Gdańsk.

Co sprawiło ci największą trudność przy organizacji?

Przygotowanie do takiego turnieju to rok intensywnej pracy, wytrwałości i 100% zaangażowania. Wymagało to od nas poprawnej komunikacji i systematyczności w wykonywaniu poszczególnych działań. Myślę, że jednym z wyzwań było sprostanie wymaganiom każdej drużyny indywidualnie, jak również wszystkim drużynom jako całość. Jednak największą trudnością przy organizacji turnieju takiej rangi jest zorganizowanie wymaganych nakładów finansowych. Zdajemy sobie sprawę, że bez pomocy Gdańskiego Ośrodka Sportu oraz sponsorów… byłoby to niemożliwe. Dlatego też jesteśmy niezmiernie wdzięczni wszystkim za zaufanie i wsparcie naszej inicjatywy.

Dlaczego zdecydowałeś się zorganizować ten turniej w Polsce?

Chciałbym pokazać Europie, że Polska jest miejscem, w którym mamy świetnych fachowców, zespoły, a przede wszystkim warunki do organizacji takich turniejów, jak ten. Cała infrastruktura jest z roku na rok coraz lepsza, a poziom sportowy reprezentowany przez polskie akademie jest na takim poziomie, że przykuwa uwagę naszych zagranicznych gości.

Czy już myślisz o kolejnych edycjach?

Jak najbardziej. NOC jest wydarzeniem cyklicznym. Już w tym momencie pracujemy nad edycją w Anglii, która odbędzie się w marcu przyszłego roku. W edycji angielskiej wezmą również udział znakomite akademie z Europy. Swoje uczestnictwo potwierdziły takie drużyny jak Manchester United, Liverpool, Arsenal, Chelsea, Sporting Lizbona, PSG, FC Köln , KRC Genk. W tym turnieju, dzięki współpracy z firmą LiveAdventure, wezmą udział drużyny z Polski – Cracovia i Jaguar Gdańsk.

***

Turniej Number One Cup dla wielu dzieci będzie największym wspomnieniem piłkarskim. Bo to jest pewne, że nie każdy z nich będzie grał zawodowo w piłkę. Po NOC zawsze może powiedzieć: „grałem przeciwko Liverpoolowi/Juventusowi/Interowi”. Dla tych chłopaków to jak Liga Mistrzów – wielkie przeżycie. A przed finałem zagrano nawet hymn UEFA Champions League.

Możliwość sprawdzenia się z najlepszymi drużynami w Europie, cała oprawa i otoczka tego wszystkiego sprawiają, że 13-letni zawodnik może poczuć się jak profesjonalista.

Dla polskich drużyn takie międzynarodowe turnieje z najlepszymi zespołami z Europy jeszcze nie są chlebem powszednim. To jest coś nowego, widać było u niektórych duże emocje. – O nie, trafiliśmy na Juventus Turyn – mówił  jeden z zawodników. – Stary, zagramy z TYM Juventusem. Fajna przygoda – dodał szybko drugi.

Gdy rozmawialiśmy z trenerami polskich drużyn, to praktycznie wszyscy mówili: – Nie musimy ich motywować przed meczem. Sami się nakręcają. To było widać na boisku – zaangażowanie, pasję do sportu. Czasami może było za dużo agresji i frustracji, ale nie można się temu dziwić, to jednak wciąż młodzi chłopcy.

Takie turnieje to idealny moment, żeby zobaczyć i sprawdzić, jak zawodnik radzi sobie ze stresem, presją i  co robi w momencie, gdy jest słabszy od rywala. Albo jak reaguje po stracie piłki w takim meczu. Jeden się wkurzy i brutalnie sfauluje rywala, drugi stanie w miejscu i bezradnie rozłoży ręce, a trzeci – wróci za rywalem i odzyska piłkę.

Dla trenerów to idealny materiał do analizy. Co ciekawe, takie zespoły jak RB Lipsk czy Everton dodatkowo nagrywały mecze swoją kamerą, choć zapis wideo z transmisji turnieju można odtworzyć na Youtubie.

Reasumując, Number One Cup to turniej, który z pewnością warto śledzić. Organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik, zwieńczone profesjonalną oprawą graficzną i audiowizualną. To robi wrażenie, bo turniej dotyczy 13-latków. No i przede wszystkim – poziom sportowy jest na nim bardzo wysoki, a w trakcie rywalizacji dostrzec można wiele ciekawych szkoleniowych aspektów.

Z GDAŃSKA – ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Arkadiusz Dobruchowski