„Obiecałem coś Bońkowi”. Sawicki o certyfikacji, wyborach i Euro 2020

– Przyjęliśmy w dobrej wierze wszystkich, którzy spełnili określone kryteria. Wspólnie umówiliśmy się na nie i teraz zostało nam zweryfikować, czy każdy stosuje się do tego, co zadeklarował. Do tego, co obiecał. Będziemy bardzo skrupulatnie to monitorować – mówi o programie certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich Maciej Sawicki.

„Obiecałem coś Bońkowi”. Sawicki o certyfikacji, wyborach i Euro 2020

Sekretarz generalny związku w wywiadzie dla Weszło Junior ocenia szkoleniową ewolucję, zdradza plany zmian, które mogą zostać wdrożone do programu oraz ustalenia z Ministerstwem Sportu na temat jego finansowania. Komentuje też doniesienia o tym, że mógłby wystartować w wyborach na prezesa PZPN.

Czy program certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich był jednym z trudniejszych projektów, które realizował pan podczas swojej siedmioletniej pracy dla związku?

– Przez te ponad siedem lat pracy w PZPN wprowadziliśmy sporo znaczących projektów, które porządkują lub wpływają na rozwój i promocję piłki nożnej w Polsce. Ten projekt jest jednym z najbardziej strategicznych i kompleksowych. Poza tym, gorąco w to wierzę, że za kilka lat będzie on przynosił bardzo dobre i wymierne rezultaty. Nad programem pracujemy od dwóch lat. Od fazy koncepcyjnej, badań, fazy rozwojowej, aż po testy i to wszystko przy aktywnym udziale środowiska ludzi zajmujących się szkoleniem w wieku 6-13 lat, którzy zostali włączeni w każdy etap tworzenia się projektu certyfikacji. Ponieśliśmy jako Związek spore koszty finansowe, przeznaczyliśmy na projekt duże zasoby ludzkie. Program certyfikacji jest unikatowy. Jego skala i liczba potencjalnych podmiotów, które mogą w nim uczestniczyć, są godne podkreślenia.

Spodziewaliście się tylu zmiennych? Program przez ostatni rok bardzo ewoluował.

– Oczywiście, my operujemy na żywym organizmie. Ideą certyfikacji jest wyznaczenie standardów pracy z młodymi zawodnikami. Certyfikacja nie pokazuje jak mamy szkolić, a pomaga w szkoleniu przez realizację kryteriów, na które umawiamy się ze wszystkimi szkółkami, które w programie uczestniczą. Odpowiedni kolor certyfikatu – brązowy, srebrny lub złoty – oznacza, że szkółka szkoli na określonym poziomie. Bardzo chcemy pomóc szkółkom, ale i rodzicom, którzy wiele razy zgłaszali się do PZPN, byśmy dali im narzędzie do weryfikacji podmiotów szkolących ich dzieci. Wierzymy, że teraz będą bardziej świadomi, że trenerzy powinni mieć odpowiednie licencje oraz infrastrukturę a szkółka realizuje swoją pracę na dobrym poziomie. Pod koniec listopada rozdaliśmy 694 certyfikaty, ale uwaga: to dopiero początek. Najważniejsze jest to, co będzie na treningach. To, czy szkółki stosują się do kryteriów na porządku dziennym, czy wykonują w praktyce to, do czego same się zobowiązały.

W jaki sposób weryfikowaliście szkółki? Co czeka je w najbliższym czasie?

– Otrzymaliśmy 1197 formularzy zgłoszeniowych i odbyliśmy 953 wizyty kontrolne. Ta różnica wynika z prostego faktu odrzucania formularzy, które nie spełniały wymogów formalnych. Zatem, śmiało mogę stwierdzić, że byliśmy wszędzie. Wizyty zweryfikowały wszystkie kwestie administracyjno-organizacyjne, które są bardzo istotne w całym procesie. Dyplomy trenerskie, „wiek” szkółki, oświadczenia o niekaralności… Przyjęliśmy w dobrej wierze wszystkich, którzy spełnili te kryteria. Wspólnie umówiliśmy się na nie i teraz zostało nam zweryfikować, czy każdy stosuje się do tego, co zadeklarował. Do tego, co obiecał. Będziemy bardzo skrupulatnie to monitorować. Sprawdzać czy odpowiedni trenerzy z odpowiednimi licencjami prowadzą dane treningi, czy ilość trenerów przypadająca na grupę zawodników jest odpowiednia i czy program szkolenia jest realizowany – tak jak na papierze, czy liczby zawodników na boisku zgadzają się z tymi w systemie.

Czy Polski Związek Piłki Nożnej jest przygotowany do takiego monitoringu? Certyfikaty otrzymały 694 szkółki, to więc tysiące wizyt w perspektywie najbliższych miesięcy…

– Jesteśmy przygotowani bardzo dobrze. Tworzymy struktury, które będą składały się z około 60 osób. Ci ludzie będą zajmowali się wyłącznie programem certyfikacji. Około 25 z nich to trenerzy monitorujący, z licencjami minimum UEFA A i doświadczeniem w pracy z dziećmi. To oni będą monitorowali szkółki pod kątem jakości szkolenia. Kolejne 25 osób zajmować będzie się weryfikacją szkółek pod względem organizacyjno-administracyjnym. Czy boiska spełniają swoją rolę? Czy sprzęt i inne kwestie zgadzają się z wytycznymi? Mamy też ludzi, którzy będą pomagali szkółkom absorbować publiczne pieniądze, będą pomagać w rozliczaniu się z nich. To sporo rachunkowości, biurokracji i wiemy, że szkółkom może być z tym dosyć ciężko. Dlatego też PZPN będzie tu pomagał. Dedykujemy programowi sporą grupę ludzi.

Czy pensje wyżej wymienionych pokryte zostaną ze 130 milionów złotych obiecanych przez rząd na lata 2020-2022?

– W żadnym wypadku, Polski Związek Piłki Nożnej dla tego projektu nie weźmie żadnych pieniędzy publicznych. Chcemy, by pieniądze te trafiły do podmiotów, które spełniają kryteria i egzekwują je w praktyce. Jesteśmy przygotowani na realizację tego projektu z własnych środków, mamy w budżecie PZPN około 5-6 milionów złotych rocznie, aby skutecznie realizować, nadzorować i rozwijać ten projekt. Tak umówiliśmy się z Panem Premierem, z Ministerstwem Sportu.

Jesteście w kontakcie z ministerstwem w sprawie finansowania programu certyfikacji? Kiedy możemy spodziewać się jakiś oficjalnych informacji?

– Tak. Mamy nadzieję, że konkurs zostanie ogłoszony lada dzień. Publiczna deklaracja dotyczyła 130 milionów złotych: 35 milionów na rok 2020, 45 milionów na rok 2021 i 50 milionów na rok 2022. PZPN, wychodząc z programem, nigdy nie obiecywał żadnych pieniędzy. Idąc za głosem szkółek i rodziców, chcieliśmy stworzyć program certyfikacji, by ten nadawał określonym podmiotom odznakę. Takie „ISO” dla jakości szkolenia. Kiedy program pokazaliśmy władzom państwowym, został odebrany bardzo dobrze. Piłka nożna ma istotny wpływ na życie Polaków, ich zdrowie, poczucie dumy narodowej, a futbol to sport numer jeden w kraju. Wtedy padła propozycja, by program został dofinansowany. My, jako organizacja, która dba o rozwój piłki nożnej w Polsce, lobbowaliśmy oczywiście ku temu. Ale podkreślam, że nigdy nie obiecywaliśmy nikomu żadnych pieniędzy. Uważamy, że te są na drugim miejscu. Najpierw trzeba wypełniać to, na co się umawialiśmy, za co nagrodą jest „ISO” od PZPN, czyli certyfikaty, a dodatkiem może być „marchewka” – czyli pieniądze. Jeśli ktoś myśli, że będzie w programie, dostanie pierwsze pieniądze i później nie będzie się stosował do ustalonych kryteriów, to szybko się rozczaruje. Tak jak w meczu piłkarskim – wszystkich zweryfikuje boisko.

Jak można stracić gwiazdkę? Dwie wizyty kontrolne, które wypadną negatywnie, równają się z czerwoną kartką?

– Dokładnie tak. Wizyty są niezapowiedziane. Każda szkółka odwiedzona zostanie co najmniej cztery razy w sezonie, ale wydaje mi się, że w pierwszym roku wizyt tych będzie znacznie więcej. Jeżeli dwie wizyty będą negatywne, certyfikat zostanie odebrany. I nie będzie można ubiegać się o niego przez kolejne dwa sezony.

Pierwsze publikacje na temat programu certyfikacji mówiły o tym, że skierowany jest on do szkółek na poziomie nieprofesjonalnym. W zasadzie brane pod uwagę miały być podmioty spoza centralnego poziomu rozgrywek – czyli spoza Ekstraklasy, I ligi i II ligi.

– W pewnym momencie, z konsultacji, które prowadziliśmy, wyszło, że bardzo dobre akademie powiedziały: my też chcielibyśmy w tym programie uczestniczyć. Po pierwsze – ta gwiazdka da prestiż. Po drugie – jeśli kiedykolwiek w programie pojawią się pieniądze, dobrze byłoby w tym uczestniczyć. Program jest skierowany do szerokiej masy szkółek. Przede wszystkim do tych z małych, średnich miast – w historii polskiej piłki największe talenty rodziły się w małych i średnich klubach. Wyobrażam sobie, że po pewnej ewolucji programu, za cztery czy pięć lat może pojawić się… gwiazdka platynowa. Dla elitarnych podmiotów, które zasłużą na to, by je szczególnie mocno wyróżnić. Wtedy też z pewnością kryteria dla takich podmiotów byłyby zdecydowanie bardziej rygorystyczne i uwzględniałyby wiele innych czynników, którymi charakteryzować się powinna profesjonalna, elitarna akademia.

Z programu wycofała się warszawska Barca Academy, właśnie przez fakt, że dla niej program wcale nie jest elitarny.

– Bo nie taki był cel i zamysł certyfikacji. My nie chcemy oceniać która szkółka jest lepsza, a która gorsza wśród tych, które wyróżniliśmy. My sprawdzamy, czy szkółki te spełniają pewne kryteria jakościowe. Jego ideą jest wyznaczanie standardów pracy z młodymi zawodnikami, pomoc w ich szkoleniu oraz weryfikacja szkółek. Jednym z najważniejszych celów tego programu jest rozszerzenie dostępu do nowoczesnego treningu, dotarcie do jak najmłodszych kategorii wiekowych (6-13 lat) z profesjonalnymi metodami treningowymi. Treningu, w którym już w tym wieku będą stosowane właściwe metody, nawyki piłkarskie oraz budowane cechy przyszłego, profesjonalnego piłkarza. Jest to projekt w pewnym sensie masowy, bo „wystarczy” spełnić kryteria i się w nim uczestniczy. Niemniej jednak rozumiemy motywację akademii Escoli, bo chodzi im o coś innego, bardziej elitarnego. Nie wiem czy w Polsce takich podmiotów jest więcej niż dziesięć, ale to coś, co ewentualnie wprowadzić możemy za kilka lat i myślę, że wielką rolę ma tu do odegrania również spółka Ekstraklasa S.A.

Czy dziś, pana zdaniem, program jest elitarny?

– Jest z pewnością bardzo prestiżowy, bo widzieliśmy wielką determinację szkółek, aby się w nim znaleźć. Wymagania są duże, nie wszystkie podmioty je spełniają, wiele nie przeszło weryfikacji. Ci, którzy otrzymali gwiazdki, są w pewien sposób wyróżnieni. Co więcej, widzimy już kilka pozytywnych zmian w środowisku piłkarskim, które program certyfikacji wymusił. Widocznie wzrasta zapotrzebowanie na kursy trenerskie na poziomie poszczególnych województw, bo wzrasta zapotrzebowanie na trenerów z odpowiednimi licencjami. To powoduje, że trener z odpowiednią licencją ma możliwość negocjacji swojego wynagrodzenia i może oczekiwać odpowiednich warunków pracy. Co więcej, szkółki muszą pokazać w procesie certyfikacji ważne umowy z trenerami, tak więc system w pewnym stopniu również eliminuje pracę na czarno i wymusza legalną formę zatrudniania trenerów. I co istotne, kryteria infrastrukturalne certyfikacji okazały się bardzo dobrym narzędziem przy rozmowach szkółek z samorządami odnoście dostępności obiektów oraz rozbudowy zaplecza infrastrukturalnego.

W „Jak Uczyć Futbolu” pani Magdalena Urbańska powiedziała (posłuchaj całej audycji), że Zagłębie Lubin wypadło z programu, bo „poległo” na programie szkolenia. Nie jesteście zbyt „sztywni” względem tych najlepszych? Oni mają swoje sposoby na szkolenie, a nikt nie wynalazł jeszcze najlepszego rozwiązania treningów dla każdego.

– Zagłębie Lubin nie ma do nas żadnych pretensji. Wiedzą, czemu nie dostali gwiazdki. Pewnie to, co mają, nie zostało wyczerpująco opisane lub ktoś nie miał czasu, aby było to rzetelnie przedstawione. Zagłębie finalnie nie uczestniczy w programie, ale kontaktowało się z nami wiele razy z pytaniem kiedy do programu mogą wejść i jak dalej procedować. Wydaje mi się, że to kwestia czasu, kiedy Zagłębie dołączy do programu. Kryteria jednak muszą być takie same dla wszystkich. Albo ktoś deklaruje coś, co jest usystematyzowane, opisane bardzo dokładnie, albo nie chce walczyć o certyfikat.

Przyznaliście gwiazdki, zaczynacie pracę w terenie. Jesteście zadowoleni z efektów?

– Na ten moment tak, bo widzimy już pierwsze pozytywne efekty certyfikacji. Ale ten program ocenić będzie można dopiero za cztery, pięć lat. Program okaże się sukcesem, gdy poszczególne podmioty będą na co dzień spełniały te wszystkie wymagane standardy, a coraz bardziej ambitne kryteria będą stymulowały je do dalszego rozwoju. A jak do tego dojdzie dobra absorpcja pieniędzy publicznych, możemy zakładać, że uzyskamy duży skok jakościowy.

A jest coś, co mogliście zrobić lepiej?

– Z pewnością będziemy popełniać błędy. Już teraz wiemy, że kilka rzeczy należy w tym projekcie już usprawnić. Pewne rzeczy można było też zrobić szybciej ale zdajemy sobie sprawę, że projekt jest bardzo kompleksowy i unikatowy. My też jako federacja się w nim uczymy i musimy wyciągać odpowiednie wnioski. Niemniej jednak jestem zadowolony z tego, jak to wygląda dziś. Najważniejsze jednak przed nami…

Jak reaguje pan na negatywne komentarze w internecie? Skąd one się biorą?

– Ja zauważyłem, że ponad 90 procent ludzi, których program dotyczy, którzy się nim interesują i nim żyją, jest zadowolona i docenia inicjatywę PZPN w tej kwestii. To bardzo budujące. Zawsze znajdzie się grupa ludzi, która będzie krytykowała. Czy słusznie, czy nie, to jest inna sprawa. Ja się na to nie obrażam. Traktuję to jako jeszcze większą motywację, by zrobić coś lepiej, szybciej, bardziej efektywnie. To, że podjęliśmy się tego programu, było dużym wyzwaniem. Nie ma chyba tak masowego projektu w skali europejskiej, gdzie uczestniczy w nim tyle podmiotów.

Za kilka miesięcy odbędą się wybory na nowego prezesa PZPN. Niektórzy piszą, że może pan w nich wystartować. Ile jest w tym prawdy?

– Kiedy przyszedłem do PZPN, umówiłem się na coś z panem Bońkiem. I będę z nim do ostatniego dnia, czyli do 28 października przyszłego roku, czyli dnia wyborów na nowego prezesa PZPN. Wymienianie mnie wśród potencjalnych kandydatów przyjmuję jako wyraz docenienia środowiska piłkarskiego za to, co robię od siedmiu lat dla rozwoju piłki nożnej w Polsce. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby kandydować na prezesa PZPN i robić to jako urzędujący sekretarz generalny i aby ze stanowiska zarządczo-operacyjnego zrobić stanowisko polityczne. Jeśli tak miałoby się zdarzyć, musiałbym wziąć urlop lub zrezygnować ze stanowiska. A ja nie zamierzam, bo mamy co robić.

Wiemy, że Zbigniew Boniek za rok o tej porze nie będzie już prezesem PZPN. Bierze pan uwagę współpracę z innym prezesem?

– Po pierwsze, by tutaj dalej być – ktoś musi mnie chcieć. Po drugie – muszę znać odpowiedź na pytanie, czy to, co będziemy robić dalej, będzie zbieżne z tym, co robimy w PZPN od kilku lat. Jeśli robię coś spójnego z moim DNA, utożsamiam się z tym i mam na to wpływ, jak to miało miejsce przez ostatnie siedem lat, wtedy chcę robić to dalej. Odmieniliśmy wizerunek federacji, wdrożyliśmy wiele projektów, kibice i osoby interesujące się piłką nożną to doceniają. Polska federacja liczy się w Europie i na świecie, ma blask, a polska piłka ma duże perspektywy rozwoju przed sobą. Można powiedzieć, że mamy obecnie wielki boom na grę w piłkę nożną. Co drugie dziecko gra w piłkę nożną, 70 procent ludzi interesuje się futbolem. To stąd wysyp tysięcy komercyjnych szkółek piłkarskich w naszym kraju. Jeżeli chodzi o budżet PZPN-u, to przez nasze dobre zarządzanie generujemy sami ponad trzy razy więcej pieniędzy niż było to w roku 2012. Wtedy budżet wynosił około 89 milionów złotych, a my w zbliżającym się roku 2020 wydamy co najmniej 100 milionów złotych na szeroko rozumiane inicjatywy dla dzieci, grassroots i inicjatywy szkoleniowe. Budżet Związku wzrośnie z kolei do rekordowych 320 milionów złotych. I mamy plan i wizję jak te środki dalej inwestować w piłkę. Przez ostatni rok wypracowaliśmy nowy, konkretny, zatwierdzony przez zarząd PZPN plan strategiczny na lata 2020-2025. Dokładnie wiemy co i jak chcemy robić w najbliższej przyszłości.

Powiedział pan o swoim DNA. Jakie są główne priorytety, które mogą przekonać Macieja Sawickiego do dalszej współpracy? Na co się pan zupełnie nie zgodzi?

– Chciałbym, by PZPN dalej postrzegany był jako organizacja, która działa w sposób profesjonalny i stoi na czele rozwoju i popularyzacji piłki nożnej w Polsce. Która wspiera rozwój piłki nożnej – zarówno profesjonalnej, jak i amatorskiej. PZPN nie może korzystać z ustawowego monopolu i być organizacją zamkniętą. Mamy dalej wytyczać trendy, inspirować do działania i coraz więcej od siebie wymagać. To, co osobiście chciałbym, aby zadziało się w najbliższych latach, to dopływ coraz większej liczby dobrze przygotowanych osób, by mogli skutecznie zarządzać w polskim sporcie, na każdym szczeblu. Kształcenie kadr dla klubów, tych profesjonalnych, jak i amatorskich, wojewódzkich związków, jak i samej federacji – jest częścią naszej strategii.

Widzi pan siebie poza piłką? Czy trudno to sobie wyobrazić?

– Przed tym, jak prezes Boniek został prezesem PZPN, w życiu nie pomyślałbym, że wrócę do piłki. Wyobrażam sobie moje życie biznesowe bez piłki, ale mojego życia bez niej – nie. Jeżeli nie będę w piłce, będę kibicem i pewnie będę robił w życiu coś innego. Piłka to jednak duży biznes, a ja się w nim dobrze odnajduję więc pewnie chciałbym dalej to kontynuować.

Przed wyborami czeka nas jeszcze wielka piłkarska impreza – Euro 2020. Hiszpania i Szwecja to dla Polski dobre losowanie?

– Nie ma łatwych drużyn. Każda z grup, która pojawiła się po losowaniu, jest grupą trudną. Żeby z jakiejkolwiek grupy awansować, trzeba być w formie. A żeby być w formie, to w przypadku takiej reprezentacji jak nasza, trzeba bezwzględnie grać u siebie w klubie zdecydowaną większość meczów. W większości w pełnym wymiarze czasowym. I to dotyczy każdego zawodnika naszej reprezentacji, który pojedzie na Euro 2020. Tylko wtedy mamy szansę coś tam ugrać.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix