Piłkarskie dzieciństwo: Tomasz Sokołowski

– Sokołowski wyróżniał się spośród wszystkich polskich piłkarzy znakomitym wyszkoleniem technicznym – taką informację możemy przeczytać… na Wikipedii. Od treningów w Pruszczu Gdańskim po ponad 300 występów w Ekstraklasie i karierę trenera, obecnie IV-ligowego Drukarza Warszawa – kolejnym zawodnikiem, który wspomina w naszym cyklu swoje piłkarskie dzieciństwo, jest Tomasz Sokołowski.

Piłkarskie dzieciństwo: Tomasz Sokołowski

Ile miał pan lat, gdy poszedł pan na swój pierwszy trening?

– Miałem 12 czy 13 lat. Dosyć późno, ale pochodzę z małej miejscowości i kiedyś tak to było. Wtedy rozpoczęła się moja piłkarska przygoda.

Wcześniej całe dnie spędzał pan na podwórku, ganiając za piłką?

– Można tak powiedzieć. Gdzieś się to wszystko kształtowało. Graliśmy chociażby na przyszkolnym boisku.

Od początku ciągnęło pana do ataku?

– Raczej tak, lubiłem być przy piłce, kreować sytuacje. Może nie byłem szkolony na typowego napastnika, a bardziej rozgrywającego.

Uprawiał pan także inne sporty?

– Zawsze w szkołach człowiek miał do czynienia z innymi dyscyplinami sportowymi, więc tak: miałem z nimi styczność.

Kto był pana piłkarskim idolem?

– W tamtych czasach na szczycie byli Marco Van Basten czy Luis Figo, ale i obecny prezes PZPN Zbigniew Boniek lub Dariusz Dziekanowski – sporo było zawodników, na których można było się wzorować.

Wymienił pan zawodników z różnych drużyn, ale czy był pan kibicem jednej konkretnej?

– Kiedyś podziwiałem Liverpool i Juventus, ze względu na historie tych zespołów. I tak zostało mi do dziś.

W MOSiR-ze Pruszcz Gdański szkolenie stało na dobrym poziomie?

– Na ówczesne realia do tego klubu miałem najbliżej, do Gdańska także było niedaleko, bo raptem 10 kilometrów, ale tak się stało, że los dosyć długo związał mnie z Pruszczem.

Szkoła i oceny były w tym czasie dla pana ważne?

– Raz oceny były lepsze, raz słabsze. Bardzo się przykładałem do treningów i piłki nożnej, ale w szkole też sobie radziłem.

Rodzice interesowali się sportem?

– Nie, może z czasem zaczęli się trochę bardziej interesować. Ale ogólnie rzecz biorąc, to nie.

Który trener odcisnął największe piętno na panu, na początku pana przygody z piłką?

– Takim szkoleniowcem był śp. Edward Waszczyński, który był moim pierwszym trenerem i to on mnie ukształtował jako piłkarza. W późniejszych latach byli kolejni trenerzy, którzy odcisnęli na mnie swoje piętno, a jednym z nich był na pewno Bobo Kaczmarek. Ta dwójka miała na mnie największy wpływ.

Tomasz Sokołowski był takim piłkarzem, na którego trenerzy stawiali w ciemno, że zrobi karierę?

– Trudno powiedzieć, ale na pewno chciałem, dążyłem do tego, żeby zostać piłkarzem. Byłem zdeterminowany, żeby osiągnąć swój cel i może dlatego doszedłem do tego miejsca, w którym byłem.

Z drużyną z Pruszcza Gdańskiego jeździliście na różne turnieje młodzieżowe?

– Więcej było turniejów halowych, ale za dużo nie jeździliśmy.

A obozy, półkolonie?

– Obozy były, ale to wszystko w Polsce.

Miał pan może okazję kiedyś z bliska obserwować poczynania dzieciaków na Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Tak, moja córka brała udział w tym Turnieju. We wszystkich edycjach, w których mogła występować, występowała.

Z sukcesami?

– To było kilka lat temu, ale z czego kojarzę, to zajęły pierwszej albo drugie miejsce w finałach krajowych. Myślę, że jest to super inicjatywa, jestem jak najbardziej za. Teraz moja córka, rocznik 2003, gra w MUKS-ie Praga Warszawa.

Córka pójdzie w ślady ojca i też będzie grała w piłkę?

– Widać, że robi postępy, ale zobaczymy, jak to się wszystko dalej potoczy.

Namawiał ją pan do piłki czy trochę samo wyszło?

– Nic się samo nie dzieje, wiadomo, że te pierwsze kroki, to raczej ja poczyniłem, a później to już od niej zależy, jak się wszystko potoczy.

Pamięta pan swój debiut na poziomie Ekstraklasy?

– Tak, występowałem wtedy w barwach Stomilu Olsztyn i mierzyliśmy się z Zagłębiem Lubin. Zdecydowanie bardziej jednak zapadł mi w pamięć mecz z Legią Warszawa w trzeciej kolejce rozgrywek.

Z jakiego powodu?

– Spotkanie zakończyło się remisem 3:3, a ja wyszedłem w pierwszym składzie. Nawet zdobyłem bramkę i był to jeden z powodów, przez który zapamiętałem ten mecz, ale też z tego, że stworzyliśmy prawdziwe widowisko, na trybunach w Olsztynie było bodajże 15 tys. kibiców, więc też nie lada gratka. Wyszliśmy na prowadzenie, potem Legia zdobyła trzy bramki, a na koniec sukcesywnie odrobiliśmy straty i zakończyło się podziałem punktów.

W Wikipedii widnieje o panu taka informacja: „Sokołowski wyróżniał się spośród wszystkich polskich piłkarzy znakomitym wyszkoleniem technicznym”. Zgadza się pan z tą opinią?

– Na pewno ta technika użytkowa w moim wykonaniu nie była najgorsza. Jeśli ktoś tak uważa, to mogę się pod tym tylko podpisać.

Z perspektywy czasu jest pan zadowolony ze swoich osiągnięć piłkarskich?

– Z pewnością, rozegrałem ponad 300 spotkań na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Czy mogłem osiągnąć coś więcej? Zawsze gdzieś z tyłu głowy będzie taka myśl.

Już jako zawodnik myślał pan nad tym, żeby po skończonej karierze piłkarza zająć się trenowaniem?

– Trochę samo wyszło. Chciałem zostać przy piłce. Cieszę się z miejsca, w którym obecnie jestem.

Pracował pan w przeszłości w Akademii Piłkarskiej Legii Warszawa. Praca z dziećmi była czymś, co panu odpowiada? Czy raczej ciągnie do piłki seniorskiej?

– Wszystkiego trzeba spróbować. Prowadziłem wtedy zawodników z pierwszej i drugiej klasy gimnazjum. Jakoś złapałem tego bakcyla. Teraz modne stało się określenie trenera-edukatora, osoby, która potrafi coś dzieciakom pokazać, nauczyć i dopóki zdrowie mi dopisuje, staram się przekazywać swoją wiedzę.

Udało się już któremuś z ówczesnych pana podopiecznych trafić gdzieś wyżej?

– Prowadziłem Mateusza Wieteskę czy Eryka Więdłochę, który teraz gra w II lidze. W Akademii Legii prowadziliśmy zespoły zazwyczaj rok lub maksymalnie dwa lata i później je oddawaliśmy. Prowadziłem roczniki 1993, 1994, 1996 i 1997.

Obecnie jest pan trenerem Drukarza Warszawa.

– Tak, na razie na półmetku sezonu jesteśmy liderami w IV lidze.

Celem na wiosnę jest awans?

– Robimy swoją robotę, zobaczymy czy uda nam się osiągnąć nasz cel. Prowadzimy w tabeli po rundzie jesiennej, ale by awansować, trzeba wygrać ligę, a później są jeszcze baraże. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix