Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Rok 2019 był dla mnie szczególny. Jak każdy poprzedni i pewnie każdy kolejny. Nigdy wcześniej jednak tak intensywnie nie myślałem. Nie analizowałem i nie dyskutowałem. Sam ze sobą.

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Zanim trafiłem do Weszło Junior przez wiele lat zajmowałem się dziennikarstwem. Sportowym, choć głównie i tak pisałem o piłce. Byłem też jednak trenerem. I kiedy zaproponowano mi dołączyć do weszlackiej ekipy, byłem pewien, że to rozwiązanie tymczasowe. Bo za chwilę wrócę na ławkę.

Dziś moja percepcja jest mocno zaburzona. Sporo z was, ludzi którzy czytają moje wypociny, tych, z którymi regularnie słyszymy się dzięki „Jak Uczyć Futbolu”, pyta przy okazji spotkań na licznych konferencjach i szkoleniach trenerskich – czy nie planuję wrócić do zawodu.

Dlaczego chciałbym pracować jako trener?

1. Bo uwielbiam rywalizację.

Gram w tenisa? Walczę o wygraną. Jadę na gokarty? Muszę porównać czasy z kolegami. Nawet na wakacjach ze szwagrem z jednej zjeżdżalni zrobiliśmy skocznię i nagrywaliśmy z boku kto dalej doleci. I czy do wody wpada z telemarkiem. Sport to od lat jest dla mnie dobra zabawa, a jeśli coś można zmierzyć lub porównać – czuję, że jestem w swoim żywiole. Czasami wyglądam jak dzieciak. Ale cieszę się z tego, gdy jak dzieciak mogę się w tej zabawie zatracić.

2. Bo uzależniłem się od adrenaliny.

Trudno sztucznie wywołać przypływ tego hormonu, a jeśli przez całe życie co kilka dni otrzymujesz jego dawkę, odetnij się nagle i żyj inaczej… Mecze w ligach trampkarzy to doskonały substytut, chciałbym sprawdzić jak jest jeszcze wyżej.

3. Bo zapach trawy i szatni przywołują wspomnienia. Wyłącznie pozytywne.

Wspomnienia beztroskich czasów dzieciństwa. Wakacji, gdy z piłką przy nodze wychodziłem z domu o wschodzie słońca, a jeszcze po 22 kopaliśmy na ulicy o płoty czy między słupy. Takiej kotwicy nie da się wykorzenić, to coś, co wsiąknęło we mnie zbyt mocno. To coś jak Kevin na Święta. Albo Last Christmas. Od razu wiesz, że zbliża się magiczny czas.

4. Bo na temat treningu… mam całkiem niezłą wiedzę.

Mniej może było u mnie praktyki, ale nieskromnie muszę przyznać, że czegoś o nauce gry w piłkę zdążyłem się dowiedzieć. Tylko głupi nie skorzystałby, spotykając na swojej drodze TAKICH gości, z taką częstotliwością jak ja. Szkoda, by wiedza ta nie została nigdy wykorzystana.

5. Bo spośród tylu rozwiązań, o których usłyszałem w JUF, chciałbym część wdrożyć. I sprawdzić jak przekładają się na praktykę!

Oczywiście, nie z wizją każdego się podświadomie zgadzam. Ale moje pomysły ewoluują. Także po kolejnych czwartkowych debatach. Jak wdrożyłbym to w praktykę? Co z listy pomysłów skreśliłbym szybciej niż mi się wydaje, a co podkreślił czerwonym markerem? Dlaczego tak, a nie inaczej? Czy faktycznie realizacje treningowych założeń przekładają się na boisko i w jakim stopniu? Nie sprawdzę, dopóki się nie przekonam i nie zacznę działać…

– Czemu więc nie bierzesz się do roboty? – zapytacie.

Nie myślę, czy to mi się opłaca. Ale czy warto. Od poszukiwania odpowiedzi na to pytanie boli mnie już głowa. Dlaczego więc boję się tej pracy?

1. Bo jestem miękki.

Tęsknię za swoimi dziewczynami nawet jak wyjeżdżam do Warszawy w czwartek i muszę tam zostać do końca weekendu. Zawsze kierując się do redakcyjnego mieszkania czuję pustkę, bo choć mogę tam efektywniej popracować, zgiełk swego domu, płacze i krzyki dzieci – to już część mnie. Część, którą pokochałem. I chociaż trudniej jest funkcjonować, skoncentrować się i planować cokolwiek, momentów, w których córki wynagradzają mi wszystko z nawiązką, nie brakuje.

Trudno wyobrazić mi sobie wyjazdy co chwilę, a już na pewno nie zgodziłbym się na zamieszkanie w różnych miastach. Ciągnąć zaś wszystkich za sobą? Gdy twoja przyszłość zmienia się jak w kalejdoskopie? Zmieniać przedszkola, żłobki i prace bliskich, by po dwóch miesiącach wylecieć z roboty? Kiedyś myślałem, że jakoś to można pogodzić. Im więcej rozmawiam o tym z ludźmi, którzy coś w piłce osiągnęli – coraz bardziej w to wątpię.

2. Bo praca trenera zabija wolność. A taką, przy dobrej organizacji można znaleźć choćby w pracy dziennikarza.

Po konferencji OnlyFutbol w Nowym Sączu spałem w hotelu. Pokój obok Rafała Kubowa. Skorzystaliśmy z okazji i wyszliśmy na piwo. Całego tła nie będę zdradzał, bo być może Rafał by sobie tego nie życzył, ale pamiętam ważne słowa, które mi wtedy powiedział. – Dziś w swojej pracy bardzo cenię sobie wolność – stwierdził. I ja wtedy uświadomiłem sobie, że wolność, pracując dla Weszło, odkryłem po raz drugi. Że zasadniczo nie jestem zależny od nikogo, bo większość swojej pracy mogę wykonać zdalnie. Że nie mam aż tylu sztywnych terminów, a przecież audycję raz na jakiś czas nagrać można z wyprzedzeniem. Na czym nie ucierpi w żaden sposób mój dziennikarski warsztat.

Kiedy jako trener nie masz pracy, siedzisz jak na szpilkach. Niby zorganizowałbyś jakieś warsztaty, ale co, jeśli ktoś zadzwoni? Czy będziesz w stanie odmówić i grać według swoich zasad? Czy będziesz mógł pozwolić sobie na wybór? Wejść w projekt tylko taki, który czujesz? Czy wartości, w które wierzysz, zawsze będą kroczyć za tobą? Na ile będziesz artystą, a na ile dyplomatą?

Fajnie jest być wolnym.

3. Bo uwielbiam podróżować i poznawać świat.

Trenerzy pod względem podróży są bardzo ograniczeni. W zasadzie na szczycie mają wolne tylko w okresie świątecznym oraz na przełomie czerwca i lipca. To samo dotyczy szkoleniowców funkcjonujących w akademiach, bo przecież trwa rok szkolny. W efekcie wczasy bukujesz w najgorszych możliwych terminach – gdy jadą na nie wszyscy, a u nas grzeje słońce. Gdy ceny są najgorsze, a oferty najuboższe. Gdy za zwykłą Turcję zapłacić musisz dwa osiemset. A we wrześniu i październiku za 70% wakacyjnej ceny pojedziesz do tych samych hoteli, tyle że nie na tydzień, a na dwa. Zimą nie taka droga jest Azja, a w kwietniu czy maju możesz się wybrać do Emiratów, płacąc mniej niż trener za Grecję w sezonie. Ale aby o tym wiedzieć, nie możesz zależnym być od roku szkolnego czy sezonu piłkarskiego. Coś za coś. Jeżeli chcesz być fair wobec zespołu i nie opuszczać go w trakcie rozgrywek – na pewno odpuścić musisz zwiedzanie świata. Czy starczy ci życia na to, by nadrobić kiedyś zaległości?

4. Bo trener na szczycie i rozwód – to norma.

Dorastałem w przekonaniu takim, że drugi człowiek i podejście do niego to coś bardzo ważnego. Choć świat się zmienia nie do poznania, trudno zaakceptować mi, by pracę postawić ponad niego. I choć pewnie sam czasem w jakimś stopniu to czynię, totalnie odpuścić dla kariery sobie nie wyobrażam. Na pewno zastanawialiście się wielokrotnie, co najważniejsze jest dla was w życiu. Kto z pełnym przekonaniem jest w stanie odpowiedzieć, że kariera? Z drugiej strony – ile faktycznie znaczy odpowiedź „rodzina”? Czy jest tylko mechaniczna, czy ma jakieś głębsze podłoże? – Praca trenera pod tym względem to trochę cyrograf z diabłem – mówi Robert Podoliński. A za jego retoryką idzie 99% innych szkoleniowców. Będzie oczywiście bez nazwisk, ale tym, co na temat relacji rodzinnych usłyszałem od szkoleniowców z pierwszych stron z gazet, jestem zszokowany. Bo większość odpuściła. Świadomie, ale jednak. Wybrała karierę i walkę o mistrzostwo Polski, dziękując za dotychczasowy czas spędzony w ciepłej, rodzinnej atmosferze.

5. Bo jestem dobrym organizatorem.

Mogę się sprawdzić w wielu projektach. Jestem bardzo zdyscyplinowany i zorganizowany, co ceni praktycznie każdy pracodawca. Jeżeli na horyzoncie zobaczę tylko ciekawe dla siebie wyzwanie (a takich w roku 2020 szykuje się całkiem sporo!), korzystam i cieszę się, że biorę w nim udział. Wiele moich cech i talentów, związanych z zarządzaniem i optymalizacją, na zielonej murawie po prostu, jakkolwiek to zabrzmi, marnowałoby się.

6. Bo nie jestem dobrym taktykiem.

Przynajmniej tak mi się wydaje. Dziś trudno dostrzegać mi skomplikowane rotacje i powtarzalne schematy. Choć pewnie z czasem mogłoby to pójść sprawniej. Tym bardziej, że na zaliczenie kursu UEFA A w Katowicach szykuję swój model gry, który skłania mnie do wielu przemyśleń na temat gry w piłkę i jej wizji.

7. Bo lubię jak dużo się dzieje, ale potrzebuję też względnej stabilności.

Lubię spotykać nowych ludzi, jeździć po kraju. Lubię krążyć po konferencjach, lubię czwartkowe wyjazdy do radia. Lubiłem „Ligę od Kuźni” i tysiące kilometrów w pociągach. Ale, jak we wszystkim, potrzebuję balansu. Gdy trochę pojeżdżę, dobrze jest wrócić do miejsca, które jest moje. W którym dzień ma swój rytm. Kiedy wiem, o której idę pobiegać, a kiedy siadam z książką i czytam. Gdzie rano czeka na mnie woda z cytryną i miodem, a kawę mogę wypić ze swojego kubka. Gdzie wszystko dzieje się tak automatycznie, a straty w postaci nieefektywnej organizacji pracy są minimalne. Nie lubię stabilizacji, ale bez niej wszystko mi się sypie. Ważne, żeby znaleźć złoty środek.

Czy będę jeszcze kiedyś trenerem? Zobaczymy, co przyniesie rok 2020. Jedno jest pewne – nigdy nie warto mówić „nigdy”.

Wam również życzę głębokich przemyśleń, ale i ambitnych wyzwań, które czekają na was w następnych dwunastu miesiącach. No i szampańskiej sylwestrowej zabawy do białego rana. Na mnie o bladym świcie czekać będą dzieciaki.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.