Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Chcesz stworzyć przewagę? Wychowaj dryblera. W dzisiejszej piłce przewagę tworzy się za pomocą dryblingu! Czy aby na pewno?

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

W futbolu wciąż poszukujemy przewagi. W określonym miejscu i czasie. Ale że stwarzać ją, nieustannie, chce każdy zespół, nie jest to takie łatwe.

Przez ostatnie lata, często bezrefleksyjnie, nasłuchałem się dyrektorów szkółek czy akademii oraz trenerów koordynatorów, którzy byli  przekonani do swoich racji: – Stworzymy przewagę, gdy wychowamy dryblera. Tylko on może nam pomóc. Tylko on przecież może tego dokonać.

Bo po skutecznej kiwce, wszystko wydaje się bajecznie proste. Nagle to rywal jest w niedowadze, nagle nasz podopieczny rozpędza się w wolne pole. I już pachnie golem dla naszej drużyny.

Kiedyś spotkałem się ze statystyką, że Lionel Messi w latach 2011-2014 wykonał w Lidze Mistrzów dwieście dryblingów. Zgadnijcie, ile z nich było skutecznych?

„Zachęcaj zawodnika do dryblingu”. Martwi mnie, gdy słyszę definiowanie dobrego szkolenia dzieci w ten sposób.

Pewnie, że zawsze dobrze, gdy szybki skrzydłowy potrafi balansem zwieść swego przeciwnika. Taka umiejętność będzie wartościowa w każdym miejscu na ziemi, gdzie po murawie toczy się futbolówka. I oczywiście, zabranianie dryblingu i karcenie za to, że ośmiolatek stracił piłkę po jednej z prób na turnieju (albo treningu), jest naganne. Ale w życiu nie chwaliłbym też nadmiernie tego zachowania.

Cały szkopuł jest w tym, byśmy dali dziecku podjąć decyzję. Ciągle mówimy o rozumieniu gry i o tym, że nasi zawodnicy są pod tym względem gorsi od rówieśników z Hiszpanii czy Portugalii.

A czym jest rozumienie gry? To umiejętność podjęcia najlepszej możliwej decyzji w danej sytuacji.

Czy zawsze najlepszą decyzją jest drybling? Nie, a nawet całkiem rzadko.

Ryzykujmy, bądźmy odważni na boisku. Poprzez brak krytyki kolejnych strat rozwijajmy tę odwagę w najmłodszych. Ale nie ZACHĘCAJMY do dryblingów. Oddajmy dziecku decyzyjność, oddajmy władzę, po prostu jej wiecznie nie odbierajmy.

Jeżeli kolega z drużyny stworzy więc linię podania i jest ustawiony idealnie do zagrania, jeżeli gracz z piłką skupi rywala, a ten podejdzie całkiem blisko – niech dzieje się to, co dziać się powinno. Grajmy w piłkę. Pozwólmy swoim wychowankom rozumieć grę i podejmować im własne decyzje.

Takie, które ich patrzenie na futbol ukształtują w sposób, który w przyszłości zaowocuje.

– Inteligentny gracz stara się zawsze zachować równowagę między ryzykiem a bezpieczeństwem – to fragment „Funino. Piękna gra” legendarnego Horsta Weina. – Inteligentny gracz antycypuje rysujące się szanse na sukces, zanim wykona czynność motoryczną, przygotowaną w zakresie percepcyjnym i kognitywnym. Ocenia on zatem różne, dostępne możliwości działania, i określa, które z największym prawdopodobieństwem doprowadzą do oczekiwanego rezultatu. Zbyt dużo ryzyka w grze prowadzi do strat piłki lub do porażki, a zbytnia asekuracja powoduje stagnację – czytamy w książce-biblii wielu trenerów piłki nożnej.

Z kilku źródeł słyszę, że coś tąpnęło w Zagłębiu Lubin. Z akademią „Miedziowych” rozstali się trenerzy Kwiatkowscy (ojciec i syn) oraz Jarek Rutkowski. Trenerzy techniki, będący przez lata wizytówką lubinan. Szkoda.

Bo to było zagłębie techniki. Bo wychowankowie z logotypem KGHM-u na piersi podejmowali więcej prób zwodów niż ich rówieśnicy z całej Polski. A dzięki narzędziom, będącym autorskim pomysłem Zagłębia, mieli być też dużo skuteczniejsi od wszystkich dokoła. Doskonale przygotowani, przez fachowców, którzy właśnie wylecieli z klubu.

Szkoda dlatego, że projekt nie został dokończony. Czy w miejsce Kwiatkowskiego, Kwiatkowskiego i Rutkowskiego pojawią się nowi, równie jakościowi trenerzy techniki? Czy tacy w ogóle są gdzieś na rynku (ja nie znam, to bardzo specyficzny kierunek i raczej duża nisza)? Czy nowych w ogóle chcą w klubie i taka jest wizja holenderskiej zmiany, która nastąpiła kilka miesięcy temu?

Czuję, że skuteczności kierunku, który obrano w Lubinie, nie będę w stanie już realnie ocenić. A bacznie się mu przyglądałem, bo… nie do końca wierzyłem, że faktycznie o to w dzisiejszym szkoleniu chodzi.

Wracając do Messiego.

44%. Argentyńczyk, który w tamtym czasie potrafił ustrzelić 73 gole w sezonie 2011/12 czy 46 goli w 32 meczach La Liga rok później, który zanotował 35 trafień w zaledwie trzech kolejnych edycjach rozgrywek Ligi Mistrzów, na dwieście sytuacji 1v1 w osiemdziesięciu ośmiu mijał rywala. Tylko w osiemdziesięciu ośmiu. Na dwieście. Messi.

Czy Barcelona przewagę liczebną na pewno tworzyła zatem najczęściej dzięki skutecznym dryblerom?

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.