Wygrana w debiucie, powtórka rok później. Czy można mieć lepsze wspomnienia z Turnieju?

Sławomir Kłos brał udział w XV oraz XVI edycji Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. W debiucie wygrał z chłopcami z województwa zachodniopomorskiego finały krajowe w kategorii U-10. Za rok wrócił z innym zespołem… i jego podopieczni znów okazali się najlepsi. W rozmowie z obecnym dyrektorem ds. sportowych FASE Szczecin wróciliśmy do tamtych wydarzeń. 

Wygrana w debiucie, powtórka rok później. Czy można mieć lepsze wspomnienia z Turnieju?

Mało kto może pochwalić się dwoma zwycięstwami w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Pan zwyciężył dwa razy z rzędu!

– Tak, brałem udział w tym Turnieju w 2015 i 2016 roku. W obu edycjach udało nam się zwyciężyć.

Zacznijmy może od początku: dlaczego w ogóle zdecydowaliście się wziąć udział w tej inicjatywie?

– Jeżeli chodzi o sam Turniej, to zawsze na finałach powiatowych czy wojewódzkich wiązało się to z fajną zabawą i przyjemną atmosferą. Poziom rozgrywek już na tym szczeblu był dosyć wysoki, dlatego chcieliśmy wystąpić w nim jako Uczniowski Klub Sportowy. Specjalnie się nie przygotowywaliśmy do samego turnieju, po prostu miała to być dla nas dobra zabawa. I była.

W województwie zachodniopomorskim jest kilka mocnych ośrodków. Mieliście problemy w tej fazie rozgrywek?

– W finałach wojewódzkich mieliśmy kilka ciekawych potyczek, m.in. z chłopakami z Pogoni Szczecin czy Bałtyku Koszalin. Udało się nam jednak bezproblemowo awansować na finały krajowe.

Z jakim nastawieniem jechaliście do Warszawy?

– Przede wszystkim chcieliśmy się dobrze bawić. Powiem szczerze, że nawet nie byliśmy świadomi, co jest nagrodą za zwycięstwo w Turnieju. Podchodziliśmy do tego bardzo spokojnie, bez zbytniej presji. Nasz projekt i my, jako trenerzy w akademii, staramy się nie podchodzić do różnego typu rozgrywek ambicjonalnie, bo dla nas zawsze liczy się rozwój zawodnika pod kątem piłkarskim czy mentalnym. To była dobra przygoda, sprawdzenie się dla mnie jako trenera oraz sprawdzian dla zawodników.

Gra na Stadionie Narodowym, gdzie swoje mecze domowe rozgrywa reprezentacja Polski, była dla dzieciaków stresogenna?

– Oj, tak. Kilka tysięcy ludzi na trybunach, rodzice, telewizja, znane osobistości sportowe… Chłopcy byli bardzo stremowani. Finały zawsze tak wyglądają. Dzieciaki są w pozytywnym tego słowa znaczeniu bardzo zdenerwowane, przez co ciężko tam od nich wymagać, żeby realizowały wszystkie założenia, których ich uczymy.

W takich sytuacjach wynik staje się ważniejszy.

– Tak, każdy chce zwyciężyć. Przed każdym finałem, czy to tym w 2015, czy w 2016 roku, ostrzegałem ich, co może się stać, jak to wszystko może wyglądać. Co roku oglądam finały na Stadionie Narodowym przed telewizorem i zawsze widzę to samo. Dzieci są bardzo stremowane, ale to jest dla nich fajna nauka i dobre doświadczenie, które na pewno będzie procentować w przyszłości.

W meczu o zwycięstwo w kategorii U-10 w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” padł remis i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była seria rzutów karnych. Samo spotkanie należało do wyrównanych?

– Mecz był bardzo wyrównany. Było mało sytuacji z jednej i drugiej strony, a jeśli chodzi o finał rok później, gdzie występował rocznik 2006, to w pierwszej połowie my dominowaliśmy, a w drugiej przeciwnik. Prowadziliśmy 2:0, a po zmianie stron doszło do remisu. Ogromne emocje były w rzutach karnych, gdzie wygraliśmy 7:6. Rozstrzygnięcie przyszło dopiero w momencie, gdy wpuściłem na bramkę zawodnika z pola i on tę jedenastkę rywali wybronił.

Ta zmiana miała wprowadzić trochę zamieszania?

– Tak, taka zagrywka taktyczna, żeby trochę wybić przeciwnika z rytmu. Poziom stresu u naszych zawodników był już bardzo wysoki i trzeba było coś zmienić. Udało się takim ruchem.

Gdyby miał pan porównać oba zespoły, które prowadził pan w Turnieju, to który z nich był mocniejszy?

– Postawiłbym tutaj znak równości ze względu na to, że i z rocznika 2005 i z 2006 kilku chłopców dalej gra w piłkę, niektórzy podpisali już profesjonalne kontakty w swoich akademiach, albo jest nimi duże zainteresowanie w Polsce, a nawet za granicą. W obu drużynach zawsze była świetna atmosfera, bez napięcia, nacisku na wynik. Staraliśmy się tak prowadzić tę grę czy całą drużynę, żeby była zdrowa rywalizacja, ale i przyjemność z gry w piłkę.

SŁAWOMIR KŁOS W AUDYCJI „JAK UCZYĆ FUTBOLU”

Na drugą edycję jechał pan już z większym spokojem?

– Wtedy znałem od podszewki, jak to wszystko wygląda. Tak naprawdę organizacja obu edycji była bardzo podobna, oczywiście na najwyższym poziomie. Byłem bardziej spokojny na finałach krajowych, ale widziałem, że moi zawodnicy przeżywają tę całą sytuację. Mogłem im dokładnie przekazać, co ich będzie czekało, a oni mogli poczuć od trenera trochę większy spokój.

Po finałach wojewódzkich zaświeciła się gdzieś z tyłu głowy lampka, że może znów się uda wygrać cały Turniej?

– Nie, absolutnie. Nigdy nie podchodziłem do żadnego z turniejów, nawet tego, z podejściem, że trzeba coś wygrać. Życie już mnie nauczyło, że nie ma sensu przewidywać, co nas czeka w przyszłości. Trzeba po prostu robić swoje. Myślę, że to jest klucz do sukcesu. Zawodnicy też specjalnie nie byli nastawieni na to, że muszą wygrać w tym Turnieju. Liczyli się z tym, że jest bardzo dużo silnych drużyn i tylko chłodna głowa, spokojne podejście, doprowadzą nas do ewentualnego sukcesu. W pierwszym meczu finałów krajowych zmierzyliśmy się z drużyną, z którą później zagraliśmy w wielkim finale. Na dzień dobry przegraliśmy 0:3. Wiedzieliśmy już potem, czego się spodziewać.

Powiedział pan kiedyś w rozmowie z naszym portalem, że poziom rozgrywek podczas XVI edycji był dużo wyższy niż rok wcześniej.

– Tak, jeśli chodzi o finały krajowe, to w 2016 roku trafiliśmy na bardzo mocne zespoły i w każdym spotkaniu wygrywaliśmy praktycznie różnicą jednego gola. Jeżeli chodzi o edycję z 2015 roku, to w grupie poradziliśmy sobie bez problemów i dopiero w fazie pucharowej natrafiliśmy na duży opór.

Jakie są pana zdaniem największe zalety Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Przede wszystkim to, że zawodnicy mogą zdobyć fajne doświadczenie. Ich poziom z roku na rok jest coraz wyższy. Ten turniej ma super otoczkę, można spotkać wielu świetnych ludzi. Dzięki niemu m.in. otrzymałem propozycję pracy w PZPN-ie, więc dla mnie to też była niesamowita nobilitacja.

Wspomniał pan, że do dzisiaj ogląda pan finały na Stadionie Narodowym. Wspomnienia wracają?

– Oczywiście, wspomnienia wracają. Oglądam te finały z taką delikatną, pozytywną zazdrością. Może jeszcze będzie mi kiedyś dane pracować z taką kategorią wiekową i wziąć udział w tej inicjatywie? Z Turniejem „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” mam wyłącznie pozytywne wspomnienia i fajnie byłoby w nim się znaleźć po raz kolejny. Jestem bardzo zadowolony, że takie projekty w naszym kraju powstają, bo jest to przede wszystkim korzystne dla naszych młodych zawodników i zawodniczek. Dzieciaki widzą, że wielka piłka jest na wyciągnięcie ręki! A to jest bardzo ważne.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Łączy Nas Piłka