Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Ostatnio, co drugi wtorek, regularnie klepiecie mnie po plecach. Piszecie, że mam rację, że moje przemyślenia są trafne i wielokrotnie macie podobne. Dziś, niestety, narażę się środowisku trenerskiemu…

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

A narażę się dlatego, że mam zdanie inne niż większość.

Wśród polskich trenerów od półtora roku nie ma tematu, który byłby bardziej emocjonujący niż program certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich. Późną jesienią rozdano gwiazdki, teraz te gwiazdki znikają. Powstała nawet specjalna grupa na Facebooku, na której koordynatorzy i dyrektorzy poszczególnych placówek wymieniają się opiniami i pomagają sobie wzajemnie w „papierologii”.

I właśnie o tej papierologii w grupie przeczytać można najwięcej. Również na Twitterze.

Bo przecież szkolenie to nie papierki. Szkolenie to nie dokumentacja. Szkolenie to boisko, jakość treningu i sposób jego prowadzenia przez trenerów. A w tym jesteśmy idealni.

Mam wrażenie, ale podkreślam, że to wyłącznie moje zdanie, że jesteśmy najlepsi w tym, czego nie da się zmierzyć. Że zawsze po wizycie trenera monitorującego czy po spotkaniu z trenerem edukatorem na kursie trenerskim UEFA, możemy powiedzieć: „przyczepił się”. Cały czas słyszę, że „to nie jest przecież najważniejsze”.

A mnie się wydaje, że po prostu jesteśmy leniwi.

Uważam, że ta papierologia jest nieodłącznym elementem jakiegokolwiek rozsądnego programu. Myślę, że od tego musimy zacząć. Że musimy to wszystko poukładać, przenieść do jakiegoś systemu i zacząć w nim funkcjonować. Jako kraj, jako środowisko, jako całe otoczenie, które tworzy poziom grassroots. Który to z kolei ma oczekiwania – wobec rządu, wobec PZPN-u czy wobec lokalnych samorządów. I od których to czerpie rokrocznie korzyści, w postaci finansowego wsparcia.

Nam się jednak nie chce. To logiczne. Trenerzy otrzymują słabe wynagrodzenia, przez co niestety papierologia ich irytuje. Pracują więcej, a podwyżki nie otrzymali. Muszą wejść w ramy, których nie znali wcześniej.

Kilka lat już temu pracowałem w Olympicu Wrocław. Jedno przyznać trzeba: dokumentacja była tam naprawdę usystematyzowana. Są miejsca, w których to norma, ale dla większości – abstrakcja.

Nieprzypadkowo znowu podkreślam słowo system. Bo kiedy dyrektor Marek Śledź, znany i lubiany w środowisku, bo lubi dosadnie o wielu rzeczach powiedzieć i nie boi się reakcji drugiej strony, mówi o czterech nogach, na których powinna stać akademia, to wszyscy bijemy brawo. Ale czy pamiętamy, że jedną z tych nóg jest organizacja?

Czy zastanawiamy się w ogóle nad tym, czym ta organizacja jest?

W Akademii Rakowa bywałem wielokrotnie. Poznałem tamtejszych trenerów, z wieloma się kumpluję. A w zeszłym roku odbyłem nawet dwunastodniowy staż w Częstochowie. I wszystkim wam mogę powiedzieć jedno – stawiamy sobie Raków za wzór, ale tam papierologii jest jeszcze więcej niż przy programie certyfikacji.

Do czego to jednak prowadzi? Z porządku organizacyjnego i systemowego podejścia do szkolenia, rodzą się wychowankowie. Nie dlatego, że listy obecności są wypełnione online. Ale dlatego, że „wysoka kultura organizacji kroczy zawsze przed sukcesem”.

Bo szczerze mówiąc ja (podkreślam, że ja) nie wierzę, że trener, który nie może przed treningiem wstawić konspektu do systemu lub po nim wypełnić online listy obecności, jest geniuszem w swoim fachu. Nie wierzę, że wchodzi na boisko i z głowy ustawia trenażery tak, że do końca zajęć nie musi ich nawet ruszyć. Że każdy trening ma przemyślany, odpowiednio dopasowany do dnia mikrocyklu, zarówno w kontekście akcentów techniczno-taktycznych, jak i bodźców motorycznych czy fizjologii organizmów swoich zawodników. Nie wierzę, że problemem nie jest organizacja. „Bo ważniejsze są przecież treningi”.

I nie przeczę przy tym, że to, co dzieje się na zielonej murawie, nie jest najistotniejsze. Owszem, ale jedno w moim mniemaniu wynika z drugiego. I łączy się wzajemnie. Nieodzownie kroczy obok siebie.

Wyobrażam sobie jeszcze, że raz wykonana praca, nie będzie już powielona za rok. A jeżeli będzie, to w znacznie mniejszym zakresie. Raz wprowadzeni zawodnicy do systemu, zostaną w nim, raz założone konto trenera, również nie będzie zakładane za rok.

A gdybyśmy tak założyli, że albo wchodzimy do systemu, albo nie bawimy się w piłkę nożną? Gdybyśmy tak bez marudzenia spróbowali wypełnić wszystko i sprawdzić do czego nas to zaprowadzi?

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.