CLJ-ka od środka: „Każdy mecz w CLJ to wartość dodana. Im więcej zagramy, tym lepiej dla nas”

Rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów, jak każde inne w Polsce, zostały zawieszone do 26 kwietnia. Jeśli nie uda się wznowić i dograć sezonu do końca, to poszkodowani mogą czuć się beniaminkowie CLJ U-15 i U-17, którzy na jesieni walczyli zawzięcie o awans. Zagrali jeden mecz na upragnionym poziomie centralnym i koniec? Taki GKS Bełchatów przykładowo, po raz pierwszy w historii pojawił się w CLJ U-17, bazując na mocnym roczniku 2003. I ci zawodnicy mogą już nie mieć okazji pokazania się na poziomie centralnym. Z trenerem tej drużyny, Adrianem Teodorczykiem, porozmawialiśmy m.in. o przerwie w rozgrywkach, potencjale jego drużyny i pomyśle na rozwój zawodników w akademii.

CLJ-ka od środka: „Każdy mecz w CLJ to wartość dodana. Im więcej zagramy, tym lepiej dla nas”

Jak sobie radzi, w tym trudnym dla wszystkich okresie, GKS Bełchatów?

– Jest ciężko. To jest nowa sytuacja dla wszystkich. Pierwszy raz się z czymś takim spotykamy. Wiadomo, są w sezonie dwie przerwy zimowa i letnia, ale to nie są takie przerwy, jak ta teraz. Bo na tamte jesteśmy przygotowani, a teraz trafiła się przerwa w środku sezonu. Zawodnicy dostali ode mnie rozpiski indywidualne do realizacji w domu. Na razie tylko na tym możemy bazować.

Jakoś to sprawdzacie i kontrolujecie? Albo przeprowadzacie wideo-treningi?

– Niestety, nie mamy żadnej możliwości sprawdzania. Bazuję na świadomości zawodników i ich poważnym podejściu do tematu. Tylko w ten sposób. Bo inaczej nie jestem tego w stanie sprawdzić. Nie mamy żadnych narzędzi czy sport testerów, gdzie mogliby mi to wysyłać, a ja bym to sprawdzał. Każdy sam dla siebie trenuje. Powiedziałem im, że za jakiś czas, jak się spotkamy, to będzie widać, kto pracował w domu, a kto na początku treningów po długiej przerwie, będzie miał problem.

Rozumiem, że te rozpiski indywidualne są głównie po to, żeby podtrzymać formę fizyczną, motoryczną?

– Tak, trzy razy w tygodniu są zaplanowane treningi siłowe, z obciążeniem własnego ciała w warunkach domowych. Nie ukrywam, że korzystamy też z Better Way, gdzie trenerzy prowadzą treningi online. Wysyłam zawodnikom linki do tych treningów. Dodatkowo też w naszej rozpisce indywidualnej jest to, co normalnie robimy w mikro-cyklu – praca nad stabilizacją, mocą. Do tego też treningi biegowe, które w miarę możliwości mogą realizować w terenie. I jeden trening z piłką, to jest w tym okresie najtrudniej zrobić, bo wszystkie boiska są pozamykane. Jednak niektórzy mają możliwość na podwórku czy przed blokiem, żeby coś porobić z piłką.

Oficjalnie rozgrywki zostały zawieszone do końca kwietnia. Czy trener wierzy w to, że uda się wznowić te rozgrywki, a następnie je dokończyć?

– Mam nadzieję, że tak, chociaż patrząc na sytuację, która jest i jak to się rozwija – może być ciężko. Analizowałem sobie to w głowie i liczyłem, jeśli uda się wznowić rozgrywki, tak, jak to jest planowane, czyli od weekendu majowego bylibyśmy w stanie rozegrać te 13. kolejek, które nam zostały, grając, co trzy dni. Później jeszcze dochodzą mecze w naszej lidze final four, które muszą się odbyć, dwa mecze półfinałowe i finałowy. Zastanawiałem się też nad opcją, jeżeli rozgrywki zostaną zawieszone na dłużej niż do końca kwietnia, to można rozegrać po jednym meczu, bez rundy rewanżowej.

Jeżeli byłaby taka możliwość, to trener optuje za tym, żeby rozegrać, chociażby tę jedną rundę? Czy tyle, ile będzie się, po prostu dało?

– Wiadomo, wolałbym zagrać tyle, ile się da, ponieważ staraliśmy się o tą centralną ligę, aby mierzyć się z najlepszymi drużynami w kraju. Tylko w ten sposób możemy się rozwijać i robić krok do przodu. Dlatego im więcej dla nas takich meczów, bo nie mamy takiej możliwości, żeby co tydzień grać z Legią, Jagiellonia czy innymi tego typu drużynami. Każdy mecz w CLJ to wartość dodana. Im więcej zagramy, tym lepiej dla nas.

Co w przypadku, gdy nie uda się dokończyć rozgrywek CLJ? Jak trenera zdaniem powinna wyglądać runda jesienna? Zostawiamy taki sam zestaw drużyn i koleją rzeczy jest to, że będzie grał rocznik 2004, czy coś robimy, aby ten 2003 nie czuł się poszkodowany i spróbować dać im jeszcze szansę w CLJ? 

– To była też trzecia opcja, nad którą myślałem. Jeżeli nie udałoby się dograć sezonu, byłbym za tym, żeby zostawić te drużyny, które są, chociażby z tego względu, że ciężko zrobić pozostałym awanse, skoro ligi nie zostaną rozegrane. Teoretycznie po tej jednej kolejce można wskazać, kto ma spaść (śmiech), ale w przypadku awansów jest to niemożliwe. Zostawiłbym taki sam skład tych lig i dałbym jeszcze pół roku chłopakom z rocznika 2003. Runda jesienna, żeby tam tę CLJ-kę połączyć, żeby ci z 2003, chociaż trochę w niej zagrali. W takim układzie od wiosny już by grał rocznik 2004. Tak bym to widział.

Czyli optuje trener za takim rozwiązaniem?

– Jak najbardziej, sam pan powiedział, że pokrzywdzony byłby ten rocznik. Te największe akademie mają na co dzień możliwość grania ze sobą, spotykania się w tych najlepszych składach. Akurat my trafiliśmy na taki okres, że starszy rocznik nam nie wywalczy awansów. Musimy zrobić to sami, a ci najlepsi wiedzą, że rok w rok będą grać w CLJ. Nie muszą walczyć o awanse. U nas trafiło się tak, że nikt nam tego nie wywalczył. Musieliśmy zrobić sami, wiem, jak na to chłopaki ciężko pracowali i poświęcili na to czasu. Byliśmy w CLJ U-15, utrzymaliśmy się dwa razy, w rundzie jesiennej i wiosennej dla rocznika młodszego. Od tamtej pory, gdy skończyliśmy tam grać, wszystko, co robiliśmy, było podporządkowane temu, aby awansować znowu na ten najwyższy poziom. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, że tylko pół roku moglibyśmy tam pograć. Z uwagi na sytuację, jaka jest, mogłoby to nam zostać zabrane, czyli byłbym jak najbardziej za tym, żeby na jesień grał jeszcze rocznik 2003.

Rozmawiałem z innymi trenerami CLJ U-17 i wszyscy są zgodni, żeby „poświęcić ten rocznik”, bo nic nie da się z tym zrobić, jeśli nie udałoby się dograć tego sezonu. Niestety, taka kolej rzeczy, to nie jest zawodników wina, ale będą na tym cierpieć.

– Tak samo rocznik 2000 był pokrzywdzony, gdy była wprowadzana reforma w najstarszej CLJ z U-19 na U-18. Początkowo mieli nie grać tam wcale, a później zapadła decyzja, że mogło grać czterech z tego rocznika. Zawsze jest ktoś pokrzywdzony. Wiadomo, musielibyśmy się z tym zmierzyć. Weszlibyśmy w następną rundę rozgrywkową, będąc juniorem starszym i robilibyśmy wszystko, żeby awansować do CLJ U-18, znowu nie dla siebie, tylko dla młodszego rocznika. To byłby nasz następny cel. Mamy też zespół rezerw, który na razie występuje w A-klasie, ale jest na miejscu, które gwarantuje awans do ligi okręgowej. Może tam byśmy byli włączeni i walczyli o awans do IV ligi. To są dwie opcje, które są planowane, co do naszego rocznika. Nie zostajemy na lodzie, coś w perspektywie pozostaje.

Przejrzałem sobie wszystkie rundy, które zostały rozegrane w CLJ U-17 i nie mogłem znaleźć GKS-u Bełchatów. Dlaczego dopiero teraz wasza drużyna jest na poziomie centralnym w tej kategorii wiekowej?

– Nie wiem, ja zacząłem pracę z tym zespołem w 2014 roku. Powoli budowaliśmy ten zespół.

Mówi trener o roczniku 2003?

– Tak, od tamtej pory budowałem sobie tę drużynę. Udawało nam się pozyskiwać, co rundę jednego, dwóch zawodników z powiatu czy województwa. Plan jest taki, żeby pracować z tymi, którzy są i chcą. Udało nam się wypracować fajną grupę. Funkcjonowała tutaj klasa sportowa w gimnazjum, to był magnes, że chcieli tutaj przyjść, dobrze układała się współpraca. Spora część chłopców poszła do tej klasy, więc mieli dodatkowe treningi. Potem wywalczyliśmy awans do CLJ U-15, to też przyciąga nowych zawodników, żeby mogli grać z topowymi zespołami. To zaprocentowało. Nie byliśmy w czubie, ale co tydzień graliśmy mecz o coś, z konkretnym przeciwnikiem. W ligach wojewódzkich, po tych zmianach jest tylko 8 drużyn i poziom się podniósł, ale zawsze trafią się mecze, które nieważne, jak zagrasz i tak wygrasz. Bo są drużyny słabsze, nikomu nic nie ujmując, nie trzeba włożyć większego wysiłku, żeby wygrać mecz. W CLJ, gdy się odpuściło, to kończyło się w różny sposób. Ciągłość pracy zaprocentowała. Nie było zmian. W roczniku starszym dużo zawodników poodchodziło, to też był fajny rocznik, ogrywali nas na początku. Później to się pozmieniało albo zostali przesunięci wyżej, albo poodchodzili do innych klubów. W roczniku 2004 często dochodziło do zmian trenera. Gdy jeden coś wypracował, to zaraz z różnych względów dochodziło do zmiany, ciężko było zachować ciągłość pracy.

Pana drużyna składa się głównie z rocznika 2003? Czy próbujecie to łączyć z rocznikiem młodszym?

– Nie, tylko 2003. Tak u nas jest, że bazujemy na całych rocznikach i pojawiają się tylko pojedynczy młodsi zawodnicy. W mojej drużynie tylko jeden zawodnik jest z rocznika 2004, który trenuje u nas od niedawna – bramkarz numer trzy. Brakowało nam golkipera, bo nasz podstawowy, który był już powoływany na konsultacje reprezentacji Polski, trenuje z pierwszą drużyną. Dlatego pojawił się u nas ten zawodnik, a tak to tylko rocznik 2003.

Zahaczmy o mecz pierwszej kolejki rundy wiosennej, gdzie mierzyliście się z AP Jagiellonią Białystok (4:5), gdzie drużyna składa się z rocznika 2004 i młodszych. Jak ten mecz wyglądał z pana perspektywy, bo wynik sugeruje, że było to otwarte, emocjonujące spotkanie?

– Spotkanie bardzo otwarte. Z mojej perspektywy – typowy rollercoaster. Zaczęliśmy mecz od szybko strzelonej bramki i nie wiem, czy to nas trochę nie uśpiło, bo myśleliśmy, że będzie tak łatwo przez cały mecz. Dla nas też nowa sytuacja, bo po raz pierwszy mieliśmy okazję grać pod balonem. 99% chłopaków nie miała wcześniej styczności z takimi warunkami, ale nie mówię tego, jako usprawiedliwienie. Wracając do meczu, w 15 minut straciliśmy trzy bramki, sytuacja się skomplikowała. Mieliśmy problemy w środkowej fazie boiska z bardzo dobrze wyszkolonymi zawodnikami Jagiellonii, mobilnymi. Nie mogliśmy sobie z nimi poradzić. Mieliśmy dwie dogodne sytuacje na złapanie kontaktu, ale nie udało się ich wykorzystać i do przerwy było 1:3.

Coś się zmieniło po przerwie?- Zrobiliśmy jedną zmianę, przeorganizowaliśmy ustawienie. Jednak zaraz po przerwie nasi rywale mieli rzut karny, ale go nie wykorzystali. To był też sygnał do nas, że może uda nam się jeszcze odwrócić losy spotkania. Jednak chwilę później dostaliśmy bramkę na 1:4. Myślę, że takim decydującym momentem w tym meczu, był kolejny rzut karny, którego Jagiellonia również nie strzeliła. Myślę, że gdyby zdobyli tego gola na 5:1, mogło się skończyć dużo więcej. Jednak my dostaliśmy trochę wiatru w żagle, Jagiellonia spuściła z tonu. Złapaliśmy kontakt na 3:4. To, co jest naszą bolączką, nie potrafimy po strzelonych bramkach, dłużej utrzymać wyniku. Za chwilę padła bramka na 3:5. W końcówce udało nam się zdobyć gola na 4:5, a koniec końców w doliczonym czasie mieliśmy jeszcze dwie takie sytuacje, że moglibyśmy wygrać 6:5. Prawdziwy rollercoaster, bo mogliśmy przegrać 1:7, zremisować, albo nawet wygrać. Jednak z przebiegu meczu Jagiellonia miała przewaga, a my mieliśmy momenty, w których zdobywaliśmy bramki.

Czy to był taki stereotypowy mecz juniorski, w którym pada wiele goli po błędach, tzw. radosny futbol?

– Możliwe, że trochę tak, bo niektóre błędy, które my popełniliśmy i Jagiellonia, przyczyniły się do strat bramek. Gdy goniliśmy wynik, to bardziej się otworzyliśmy, brakowało zabezpieczenia z tyłu. Nie ukrywam, że na ten mecz pojechaliśmy bez jedenastu zawodników. W całym okresie przygotowawczym mieliśmy problemy, wspieraliśmy pierwszą drużynę. Na ten mecz nie dostaliśmy naszego kapitana, który trenuje z pierwszą drużyną, na co dzień. Był dzień wcześniej na meczu w Opolu. Duże osłabienie dla nas i sporo kontuzji, które wyłączyły chłopaków na dłuższy czas. Myślę, że z tej jedenastki czterech, pięciu łapałoby się do pierwszego składu. Z kolei Jagiellonia była bez swojego jednego zawodnika, którego oddali wyżej – obrońcy. Trener mi mówił, że w całym okresie przygotowawczym z nim w składzie stracili cztery gole, a tutaj zabrakło go i w jednym meczu padły cztery.

Czy było widać różnicę wiekową między waszymi drużynami?

– Może fizycznie trochę tak, byliśmy wyżsi. Motorycznie nie było tego widać, przewyższali nas wyszkoleniem technicznym. Nie mogliśmy sobie poradzić w pojedynkach jeden na jeden, a Jagiellonia na tym bazowała. Wiadomo, że te pojedynki decydują, bo robią przewagę w meczu.

Czy trenera zdaniem rocznik 2003 jest waszym najlepszym w akademii?

– Tak uważam, takie są głosy. Plany są związane z tym rocznikiem. Na chwilę obecną jest to najlepszy rocznik, wygrywamy z rocznikiem starszym. Graliśmy gierki treningowe z dwa lata starszymi i radziliśmy sobie na równym poziomie. Nie było problemu.

Trener wspominał o tym, że sporo zawodników poszło wyżej w hierarchii klubowej. To też świadczy o potencjale kadrowym pana zespołu?

– Tak, na chwilę obecną jest dwóch zawodników, którzy na stałe trenują z pierwszą drużyną. Był taki dzień w okresie przygotowawczym, gdzie seniorzy grali dwa sparingi z Sokołem Aleksandrów Łódzki. W pierwszym meczu grała wyjściowa jedenastka. W drugim spotkaniu, z uwagi na sporo urazów, w kadrze było siedmiu naszych zawodników, wszyscy zagrali. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek był taki mecz, żeby aż tylu zawodników z jednego rocznika zagrało w sparingu, nawet, jeśli była to druga grupa. Dla chłopaków też jest to dodatkowy bodziec i motywacja.

W jaki sposób staracie się grać? Niech trener przedstawi wasz styl gry?

– Do pierwszej rundy w CLJ U-15 podeszliśmy bezpiecznie, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Wiedzieliśmy, że nasz potencjał nie jest zbyt wysoki, wtedy te centralne ligi powstawały i wiedzieliśmy, że wszystkie renomowane akademie będą bardzo mocne. Nastawiliśmy się typowo na bronienie. Gdy po kilku kolejkach zobaczyliśmy, że radzimy sobie, nie ma się czego bać, to zaczęliśmy grać wyżej, wysokim pressingiem, agresywniej. Uważam, że na tym poziomie nie ma jeszcze drużyn, które wyjdą super spod takiego pressingu. Jeśli zawodnicy spełnią wszystkie założenia, to z każdą drużyną, jesteśmy w stanie powalczyć i grać, jak równy z równym. Staramy się grać piłką od bramki. Unikamy wybić. Mamy swoje założenia i je realizujemy.

Czym dla GKS-u Bełchatów jest gra w CLJ?

– To jest bardzo duże wyróżnienie. To jest magnes dla kolejnych roczników, zawodników, którzy mogą tutaj przyjść. Jesteśmy jedynym rocznikiem, który gra na tym poziomie centralnym. Mamy okazję utrzymać go dla rocznika młodszego. Ten rocznik się powoli odbudowuje. Udało się tam zrobić fajną grupę, choć w CLJ U-15 przegrali bodajże wszystkie mecze, to teraz poradziliby sobie lepiej. To jest duże wyróżnienie. Chłopcy są w liceum w klasie sportowej o profilu mistrzostwa sportowego. To też jest wyróżnienie dla miasta, bo szkoła do niego należy i mogą się pochwalić, że drużyna gra na poziomie centralnym w Polsce.

Czym wyróżnia się akademia GKS-u Bełchatów w województwie łódzkim?

– Bardzo dobrą bazą szkoleniową – jedno boisko sztuczne, dwa boiska pełnowymiarowe trawiaste, z czego jedno typowo dostępne dla drużyn młodzieżowych. Do tego jeszcze trzecie boisko trawiaste, które nie jest pełnowymiarowe, ale można tam trenować i grać 9 na 9. Hala sportowa, szatnie, siłownia, na stadionie jest sala do ćwiczeń gimnastycznych. Dobrze wyszkolona kadra trenerska, bo większość trenerów ma UEFA A. Staramy się stawiać na swoich. Kiedyś do GKS-u przyjeżdżali z całej Polski, sprowadzało się zawodników z różnych zakątków. Teraz mówiąc na przykładzie swojej drużyny, musimy bazować na naszych zawodnikach, co widać po pierwszej drużynie, jest spora liczba wychowanków.

Wasi zawodnicy są głównie z Bełchatowa ?

– W tych starszych kategoriach są zawodnicy z okolic, głównie jest to województwo łódzkie. W tych młodszych tylko chłopcy z Bełchatowa. Im starsi zawodnicy to pojawia się więcej z okolic, bo trzeba podnosić rywalizację w zespół i szukać gdzieś dalej. Na początku skupiamy się na tym, żeby wyszukać u siebie perełki, a potem patrzymy dalej.

Jaki plan na rozwój zawodnika ma GKS Bełchatów?

– Przejście wszystkich kategorii wiekowych. W najbliższym czasie będzie wdrożony program szkoleniowy według, którego będziemy pracowali. Nowy koordynator, który pracuje z nami od niedawna, jego jednym z zadań przy rozpoczynaniu pracy, było wprowadzenie planu i programu. Trenerzy będą dodatkowo pracować indywidualnie z młodszymi zawodnikami, raz w tygodniu, gdzie będą wstawki typowo techniczne. Też ma być trener od przygotowania motorycznego w młodszej kategorii. Idziemy w tym kierunku, że do tej pory było po jednym trenerze na grupę, a teraz po dwóch. Plan będzie stopniowo wprowadzany do starszych kategorii. Jak też widzimy, udało się kilku wychowanków wypromować z Bełchatowa, Przemysław Zdybowicz trafił do Wisły Kraków, a Damian Kocyła Wisły Płock. Trochę tych wychowanków wyszło. Sporo gra na poziomie centralnym.

Damian Szymański też zaczynał w Bełchatowie.

– Tak, a teraz jest w AEK-u Ateny. Jakub Tosik jest z Bełchatowa, a teraz gra w Zagłębiu Lubin. Łukasz Budziłek jest w Termalice, Damian Michalski w Wiśle Płock, Łukasz Wroński w GKS-ie Katowice. Spora grupa zawodników, gdy mówię po nazwiskach to wszyscy bełchatowianie.

Przed startem rundy wiosennej, jakie wyznaczyliście sobie cele sportowe?

– Podstawowym celem było utrzymanie w CLJ U-17. Dla siebie, bo dwa razy utrzymaliśmy się w U-15, chcieliśmy też to powtórzyć w U-17, i rocznika młodszego, z tym też idzie dla całego klubu, żeby cały czas GKS Bełchatów mógł widnieć na mapach centralnych. Aby był widoczny, to tylko może pomóc, bo wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja u nas – ciężko finansowe. To był cel minimum, a wszystko, co zrobimy więcej, to będzie wartość dodana. Z każdego meczu byśmy coś wynieśli.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Piotr Tokarczyk