Pięć finałów z rzędu! „Emocje większe niż na tysiącach innych turniejów w Polsce”

Wielki finał Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” od 2014 roku rozgrywany jest na Stadionie Narodowym, co znacznie podniosło rangę tych rozgrywek. Ząbkovia Ząbki cztery razy z rzędu miała okazję rywalizować na najważniejszym obiekcie sportowym w Polsce. Bilans? Najpierw dwie porażki, a później dwa triumfy. Wszystko miało miejsce w kategorii U-12 dziewczynek. A prowadził te zespoły ten sam trener – Marcin Wojda, który opowiedział nam historię, jak to się stało, że jego podopieczne co roku znajdowały się w wielkim finale.

Pięć finałów z rzędu! „Emocje większe niż na tysiącach innych turniejów w Polsce”

Cztery razy z rzędu doszedł pan jako trener do wielkiego finału Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”…

– Ogólnie to pięć razy, bo cztery razy to zagraliśmy na Stadionie Narodowym. Pierwszy nasz finał był, wtedy, kiedy zajęliśmy czwarte miejsce (XIII edycja Turnieju w 2013 roku). Było to jeszcze w starej formule rozgrywane, wtedy te mecze odbywały się w Gdyni na stadionie Arki Gdynia. To był mój pierwszy finał. Później, gdy wielki finał został przeniesiony do Warszawy na Stadion Narodowy, to graliśmy tam cztery razy z rzędu.

Chciałem zbudować taką narrację, żeby zapytać się, ile razy w sumie brał trener udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Jako trener brałem udział pięć razy.

Czyli można powiedzieć, że każdy pana udział kończył się sukcesem?

– Tak, wszystko kończyło się we finale. Udało się wygrać województwo i zagrać w ogólnopolskim Turnieju.

Cały czas prowadził pan dziewczynki w kategorii U-12, tak?

– Tak, ale ta pierwsza w Gdyni była jeszcze w kategorii U-10, bo to wtedy była jedyna kategoria wiekowa.

Którą edycję trener najlepiej wspomina?

– Najbardziej tą, którą udało nam się po raz pierwszy wygrać w wielkim finale, czyli to była XVI edycja. Wygraliśmy finał po rzutach karnych na Stadionie Narodowym.

Pamięta trener całą waszą drogę do tego finału i każdą minutę tego ostatniego meczu?

– Finał najbardziej pamiętam, bo był bardzo emocjonujący, ponieważ na boisku było 0:0, wyrównane spotkanie. O zwycięstwie musiały przesądzić rzuty karne na Stadionie Narodowym. To był kulminacyjny moment, najbardziej emocjonujący. Bo zależało to wszystko tak naprawdę od szczęścia – czy uda się wygrać, czy nie. Bo rzuty karne, jak to się mówi – loteria. Mieliśmy szczęście i udało nam się wygrać w konkursie jedenastek. Była to niesamowita radość dziewczyn, bo po raz pierwszy udało nam się wygrać Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Wcześniej graliśmy dwa razy finał na Stadionie Narodowym i nieszczęśliwie przegrywając po 0:1, tak naprawdę po jednym strzale celnym drużyny przeciwnej. Był duży niedosyt w tych poprzednich starciach.

Do trzech razy sztuka?

– Tak sobie powiedzieliśmy, że jak nie teraz to nigdy. Jeszcze nam zgotowały dziewczyny tak, że musiały być jeszcze rzuty karne. Powiedziałbym, że to jeszcze potroiło emocje.

Czy w samym meczu była szansa, która przechyliłaby szalę zwycięstwa na waszą korzyść?

– Z tego, co pamiętam, to my i przeciwniczki też mieliśmy swoje szanse w meczu, aczkolwiek trochę przeważaliśmy, ale nic nie chciało wpaść. To nie był jednostronny mecz, a raczej rzekłbym, że wyrównany.

Z tych czterech wielkich finałów, w których trener brał udział, to był najbardziej stresujący mecz? Można wręcz rzec, że trener aż sobie wyrywał włosy z głowy podczas tego spotkania?

– To był jeden z tych. Bo rok później też graliśmy w finale i udało nam się obronić mistrzostwo. To już nie był tak stresujący mecz. Mieliśmy, wtedy dobry zespół, połowa składu już miała okazję grać na Stadionie Narodowym i sięgnąć po tytuł. Bo graliśmy, wtedy rocznikiem młodszym, więc w tej edycji były w swoim docelowym roczniku. Było widać na boisku, że potrafiły sobie radzić z emocjami. Były pewne siebie, nie stresowały się. Stadion Narodowy mocno oddziałuje na zawodników i ich emocje. Umiejętności u niektórych dziewczyn mogą iść nawet 50-80% w dół. Bo widzą stadion, ludzi na trybunach, całą otoczkę, znani ludzie ze świata sportu, prezes Zbigniew Boniek. Stres nie pozwala im pokazać odpowiednich umiejętności. A moje dziewczyny rok wcześniej już miały z tym styczność i inaczej reagowały. Ten drugi finał, kiedy obroniliśmy tytuł, był „gładki”. Tak bym go nazwał, bo prowadziliśmy pewnie 3:0 i mogliśmy sobie pozwolić, żeby wszystkie dziewczyny zagrały. Ten mecz nie był już taki emocjonujący jak rok wcześniej.

To doświadczenie zaowocowało w tym meczu?

– Tak, uważam, że doświadczenie odgrywa dużą rolę u trenera i zawodniczek. Bo dla trenera też jest to bardzo emocjonujący moment, wyjście na Stadion Narodowy i prowadzenie zespołu. Gdy jest już się z tym obytym, to decyzje podczas meczu są mniej emocjonalne, a bardziej racjonalne.

A propos tych wielkich emocji, które towarzyszą w tym ostatnim spotkaniu. Łatwo czy trudno jest zmotywować dziewczyny przed tym starciem? Czy może widać, że są nieobecne, przytłacza ich ta otoczka?

– Z mojego doświadczenia powiem, że motywować ich nie trzeba, bo samą motywacją dla nich jest to, że wychodzą grać o mistrzostwo  i to jeszcze na Stadionie Narodowym. Rolą trenera jest to, żeby je uspokoić, aby się nie stresowały, wyszły spokojne i pokazały swoje umiejętności piłkarskie na boisku. Bo tak, jak powiedziałem wcześniej, te emocje odgrywają bardzo dużą rolę.

Udawało się trenerowi w każdej z tej edycji odpowiednio uspokoić dziewczyny przed tym ostatnim meczem?

– Uważam, że w tych pierwszych wielkich finałach, których graliśmy, to emocje dużą rolę odgrywały. Dziewczyny były bardzo tym wszystkim przejęte. Nie szliśmy, wtedy w tę stronę, żeby je uspokajać, ale, żeby je bardziej zmotywować. Po czasie uważam, że był to błąd. To je przerosło. Nie pokazywały tego, że potrafią grać w piłkę, tylko były sparaliżowane. W tym pierwszym finale mieliśmy trzy okazję do pustej bramki i ani razu nie trafiły w jej światło. Analizując ten mecz, było bodajże czternaście strzałów naszej drużyny, a przeciwniczki oddały tylko jeden, który zapamiętam do końca życia. Bramkarka strzeliła z „czuba” z połowy boiska i po rykoszecie ten strzał padł do naszej bramki. Sytuacje, które miały moje zawodniczki w finale na co dzień wykorzystują z zamkniętymi oczami, a w finale emocje wzięły górę i nie mogły trafić do tej bramki.

Że tak powiem kolokwialnie – „drżały” im nogi?

– Dokładnie, drżała im noga, bo nie potrafiły wykończyć sytuacji, gdzie tak naprawdę na treningu czy w meczu ligowym, jestem przekonany, że padałyby bramki. A tutaj tyle sytuacji, słupki, poprzeczki, strzały niecelne. Było widać, że emocje nimi poniewierały (śmiech).

To w takim razie, jak wyglądała sytuacja po meczu, kolejne godziny, dni? Jak sobie z tym radziły?

–  Po meczu nie było za ciekawie. Raczej panowała cisza. Wiadomo jako trenerzy, bo ze mną na wszystkich finałach był też Jarosław Dobrowolski, próbowaliśmy je pocieszyć, wyciągnąć konstruktywne wnioski, żeby dziewczyny się nie załamywały. Bo to jest jeden mecz, a nie całe życie. Ciężko było z nimi rozmawiać. Nawet mamy takie zdjęcie po przegranym finale z prezesem PZPN-u Zbigniewem Bońkiem. Ja wraz z prezesem byliśmy uśmiechnięci, a u reszty miny były w dół. To jest znamienne zdjęcie, które pokazuje, jak one to przeżywały.

Ząbkovia Zabki po przegranym wielkim finale na Stadionie Narodowym

Czy jest jakaś historia, która trenerowi bardzo utkwiła w pamięci podczas tych wszystkich edycji, w których brał pan udział?

– Raz była taka sytuacja w naszym meczu, że był podyktowany rzut wolny pośredni dla naszej drużyny. Naszej zawodniczce powiedziałem, żeby oddała piłkę rywalkom, bo były w jej posiadaniu. Nie pamiętam już, za co był ten rzut wolny pośredni. I tak niefortunnie oddała tę piłkę, że przelobowała bramkarkę przeciwnej drużyny i strzeliła gola. To było przy wyniku 0:0. W geście fair play, bo też Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” uczy tych wszystkich zasad, to powiedziałem dziewczynom: „zatrzymajcie się i dajcie im strzelić gola”. „Ale, jak to mamy dać im strzelić gola?” – pytały. „Normalnie, strzeliliśmy gola nie tak, jak trzeba, więc macie stanąć, bramkarka ma zejść z bramki, a rywalki mają strzelić gola”.  Tak się stało, wszystkie zawodniczki stanęły, a jedna z drużyny przeciwnej przebiegła całe boisko i strzeliła gola. Sytuacja niecodzienna, ale uważam, że dobrze postąpiliśmy.

Na jakim etapie rozgrywek miało to miejsce? 

– To był bodajże ćwierćfinał, bo było to starcie o sporą stawkę. Uważam, że nie wszyscy trenerzy postąpiliby w ten sposób. Bo różni są trenerzy, niektórzy za wszelką cenę chcą wygrać. Nie liczy się radość i zabawa, a tylko zwycięstwo. Tutaj poszliśmy w myśl zasady, że nieuczciwe zdobyliśmy gola, to trzeba im oddać. Zgromadzeni ludzie nagrodzili ten gest brawami. Ten mecz ostatecznie i tak wygraliśmy, ale nie wiem, czy wielu trenerów zdobyło się na takie zachowanie.

Czy wasze sukcesy odbiły się szerokim echem, jeśli chodzi o wasz rejon? Odczuwaliście swego rodzaju popularność?

– Jeśli chodzi o nasze miasto, Ząbki było to docenione przez władze naszego miasta, burmistrza. Zaprosił nas do siebie na spotkanie. Dziewczyny otrzymały upominki. W prasie lokalnej, podwarszawskiej i ząbkowskiej nasze sukcesy były szeroko pokazywane. W naszym rejonie było to duże wydarzenie. Czy to tak bardzo rozpropagowało piłkę kobiecą? Nie wiem, ale w naszym regionie było to widoczne i ludzie gratulowali nam tego sukcesu. Wiedzieli, że jest taka drużyna, wygraliśmy turniej.

Czy do dzisiaj odczuwacie efekty tych sukcesów?

– Można powiedzieć, że wszystkie zespoły kobiece w Polsce, jeśli chodzi o piłkę nożną, wiedzą, jaką jesteśmy drużyną, jakie jest szkolenie w naszym klubie. Na każdym turnieju jesteśmy odbierani w roli faworytów. Losowanie grup na etapie ogólnopolskim Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” jest organizowane z wielką pompą.  Nigdy nikt nie chce trafić na mazowiecki, czyli na Ząbkovię, jak to było w ostatnich latach. W Polsce jesteśmy raczej rozpoznawalni. Na pewno ten Turniej przyczynił się do tego, że więcej ludzi wie o piłce kobiecej i o mniejszych klubach, jak nasz, że grają tutaj dziewczyny. Fajnie się to rozwija.

Ząbkovia Ząbki podczas XV edycji Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”

W której edycji z udziałem pana drużyny poziom rozgrywek był najwyższy?

– Z roku na rok ten poziom się rozkręca, szczególnie w kategorii młodszej, w której nie brałem udziału, ktoś inny prowadził zespoły. Na początku, 5-6 lat temu poziom dziewczynek U-10 dawał wiele do życzenia. To była gra przypadku, nie było za wiele składnych akcji. Teraz od kilku lat poziom tych najmłodszych dziewczyn poszedł bardzo w górę. Można zaobserwować, że mają umiejętności piłkarskie, są trenowane od jakiegoś czasu. Do tego dochodzi trochę taktyki, zespołowość, także jest na co popatrzeć. Jeśli chodzi o tę starszą, w której prowadziłem drużyny, to było tak, że gdy w XVII edycji sięgnęliśmy po raz drugi tytuł, to poziom był niższy niż w poprzednich latach. Zatem zależy też to od rocznika, czy jest bardziej zdolny, czy mniej. W tej kwestii należy to rozpatrywać. Reasumując, i tak ten poziom idzie cały czas do góry. Dzięki Letniej AMO czy Zimowej AMO idzie to ku lepszemu.

Dlaczego warto wziąć udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Jeśli ktoś chce przeżyć fajną przygodę związaną z piłką, emocje, które tutaj towarzyszą, są zdecydowanie wyższe niż na tysiącach innych turniejów rozgrywanych w Polsce. Cała otoczka to sprawia, profesjonalne przygotowanie, wszystko dopięte na ostatni guzik. Trenerzy młodzieżowych kadr Polski, chodzą po boiskach i obserwują, jak grają dzieciaki. To jest duże wyróżnienie. Można z tymi trenerami porozmawiać, wymienić zdania, są otwarci. To dla trenerów też jest fajna przygoda. To jest super Turniej i taka przygoda może się przydarzyć raz w życiu. Dla niektórych to jedyna okazja, żeby być na Stadionie Narodowym – pierwszy i ostatni raz. Bardzo polecam i jeśli ktoś ma możliwość zagrania, nawet na etapie wojewódzkim to też zachęcam, bo też są fajne upominki, medale, zdjęcia ze sławnym Kubusiem. Dla tych maluchów jest to super sprawa, dla tych starszych może mniej, ale są mega zadowoleni.

Co zrobiło na trenerze największe wrażenia, jeśli chodzi o ten Turniej?

– Tak, jak mówiłem, te wszystkie rzeczy, które są poza turniejem, nie tylko same mecze. Poziom organizacji, różne atrakcje dla dzieciaków. Mecz finałowy, gdzie dzieci są wyprowadzane przez oficjeli PZPN. Spotkania sędziują arbitrzy z ekstraklasy. Trenerzy kadr młodzieżowych męskich i kobiecych. To na mnie robi największe wrażenie. I do tego też doszli komentatorzy, których znamy z Ligi Mistrzów – Mateusz Borek, Tomasz Smokowski. To też podnosi prestiż tego Turnieju.

Przygotowując się do naszej rozmowy, przeczytałem trenera wypowiedź, że większe emocje towarzyszyły dziewczynkom przy spotkaniu z reprezentacją Polski i obejrzeniu meczu na żywo, aniżeli samo wygranie Turnieju. Jest to w ogóle możliwe?

– To była wypowiedź po tym finale, w którym obroniliśmy mistrzostwo. Tak, jak mówiłem, poziom był słabszy, albo nasz zespół był taki dobry. Dziewczyny były pewne siebie, wygrywały mecz za meczem. Dla nich ta nagroda główna, czyli spotkanie z reprezentacją Polski, to było dla nich największe przeżycie, jak na razie, niż gra w finale paradoksalnie. Tak to odczuwałem, po ich zachowaniu.

Ząbkovia Ząbki – mistrzynie XVII edycji Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”

Z perspektywy trenera, który prowadzi sekcję dziewczynek, piłka kobieca idzie w dobrym kierunku i się rozwija?

– Na pewno się rozwija. Ostatnimi czasy jest troszeczkę boom na piłkę kobiecą. Uważam, że to się rozwija, ale szybciej by się to rozwijało, gdyby jeszcze bardziej zaangażował się w to PZPN. Na tym niższym szczeblu, gdzie te małe kluby, które one tak naprawdę szkolą te nasze talenty, które grają w kadrach Polski. Aby te kluby miały wsparcie w tym wszystkim. Bo prawda jest taka, że robią to charytatywnie. Trenerzy to pasjonaci, którzy tym się zajmują. Jeżeli widzieliby wsparcie z centrali albo województwa, to by bardziej pchnęło wszystko do przodu. Trenerzy bardziej zaangażowaliby się w to wszystko. Na pewno byłoby więcej dziewczynek do grania i w przyszłych latach więcej pożytku dla kadry czy klubów z Ekstraligi, czy zagranicznych.

Trener ma na myśli głównie wsparcie finansowe?

– Tak, mówię bardziej o wsparciu finansowym, tych małych klubów, które szkolą na poziomie U-8, U-10, U-12, które nie mają drużyn seniorskich. Tylko ich praca polega na szkoleniu dzieci, a one są później dostarczane do bardziej profesjonalnych klubów. Gdyby one miały większe wsparcie, lepiej by to funkcjonowało. Trenerzy jeszcze bardziej angażowaliby się do pracy z dziewczynami. Te inicjatywy, które PZPN podjął, czyli Centralna Liga Juniorek, która powstała w zeszłym roku. Teraz miała grać Centralna Liga Trampkarek, aczkolwiek pandemia uniemożliwiła rozwinięciu się jej w pełni, bo tylko jedna kolejka została rozegrana. Trzeba pochwalić, to jest krok do przodu, aby ta piłka się rozwijała, żeby dziewczyny mogły rywalizować z godnymi sobie przeciwniczkami. Bo nie oszukujmy się, w niektórych województwach jest tylko jeden zespół, który może rywalizować z chłopcami, bo dziewczęcych nie ma. A jak już są to granie z nimi pod względem szkoleniowym, nie ma żadnego sensu. Gdy przeniesiemy to na rywalizację z innymi województwami, najlepszymi zespołami, to ich jakość też będzie się podnosiła.

Czy Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” przyczynił się do popularyzacji piłki kobiecej?

– Tak, ten Turniej jest dowodem na to, że przyczynił się do rozwoju piłki dziewczyn w Polsce. Bo, jeśli chodzi o kategorię dziewczyn, to różnica między chłopcami jest taka, że tam nie grają najlepsze drużyny z województwa. Bo są obostrzenia, że nie mogą grać kluby, takie jak Legia czy Barca Academy. Tylko grają typowo uczniowskie lub szkolne kluby. A u dziewczyn jest tak, że grają najlepsi, bo nie ma tych obostrzeń. To jest spotkanie najlepszych zespołów z całej Polski w jednym miejscu i zobaczeniu tych dziewczyn w rywalizacji z innymi województwami. To jest duży plus. Na tym turnieju trenerzy mogą zobaczyć potencjał zawodniczek i powoływać na LAMO, ZAMO itd., aby kontrolować, monitorować i je rozwijać.

Czy któraś z zawodniczek, która wystąpiła w którymkolwiek ze wspomnianych finałów Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” poszła gdzieś dalej?

– Jeśli chodzi o moje wychowanki, które już 7 lat prowadzę, to już 8 albo 9 zawodniczek zagrało w kadrze Polski U-15. Teraz w U-17 jest jedna powoływana, która grała w pierwszym finale. Także te dziewczyny cały czas robią progres i ten Turniej przyczynił się do ich rozwoju. Są teraz na poziomie reprezentacyjnym, jeśli chodzi o dziewczyny, to w finale z reguły grają najlepsze z całej Polski. Sporo dziewczyn, które grały w finałach tego Turnieju, teraz są w młodzieżowych kadrach Polski. Na pewno później też to zaowocuje w pierwszej kadrze u trenera Miłosza Stępińskiego.

Obecnie trener prowadzi drużynę w Centralnej Lidze Juniorek U-17. Czy w tej ekipie są dziewczyny z przeszłością w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Praktycznie 80% kadry stanowią dziewczyny, które grały w finałach turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

To są raczej te, które przegrywały finały, tak?

– Tak, bo w Centralnej Lidze Juniorek jest teraz rocznik 2003, 2004 i najzdolniejsze z 2005. Rocznik 2004 to są mistrzynie, 2005 również, a 2003 to są te, które przegrały nieszczęśliwie swoje finały. One cały czas trenują, od dziecka, rozwijają się i stanowią człon tej drużyny.

Jak trener ocenia Centralną Ligą Juniorek?

– Uważam, że jest to bardzo dobra inicjatywa. Wzorem chłopaków zrobili u dziewczyn, ponieważ dziewczyny mogą rywalizować z mocnymi zespołami z innych województw. U nas na Mazowszu jest kilka dobrych ekip, więc moglibyśmy zrobić dobrą ligę wojewódzką. Jednak tak, jak wspomniałem wcześniej, są województwa, gdzie jest jedna dobra drużyna, jak w warmińsko-mazurskim jest tylko Stomil Olsztyn, w podlaskim Włókniarz Białystok. Oni nie mają, gdzie grać, a CLJ daje to, że co tydzień jest mecz wartościowy, o stawkę. Te dziewczyny mają tę rywalizację i mogą podnosić swoje umiejętności. Centralna Liga Juniorek jest to bardzo dobry pomysł i mam nadzieję, że będzie kontynuowany.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. nadesłane przez Marcina Wojdę