Akademia Młodych Orłów pokonana przez koronawirusa. Koniec wieloletniego projektu

Jak wiele potrafi zmienić jeden miesiąc. – W ramach podsumowania sześcioletniego okresu działalności AMO dochodzi do konsultacji z miastami, których opinia jest pozytywna. Również z tego względu nie ma w planach zawieszenia projektu będącego u podstaw kolejnych inicjatyw szkoleniowych PZPN – taki komunikat pojawił się dokładnie 6 marca na stronie Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dzisiaj mamy 20 kwietnia i już od ponad tygodnia wiemy, że wraz z końcem czerwca projekt ten zostanie zakończony. Czy to dobra decyzja? Co na ten temat uważa Związek? Jaki jest odzew wśród rodziców i trenerów?

Akademia Młodych Orłów pokonana przez koronawirusa. Koniec wieloletniego projektu

Czym tak właściwie była Akademia Młodych Orłów? – AMO są to bezpłatne zajęcia dla dzieci w wieku 6-11 lat. Dzieci w Akademii Młodych Orłów mają dwa darmowe treningi w tygodniu. Dostają za darmo cały sprzęt do treningu, na każdych zajęciach jest co najmniej dwóch trenerów, a grupy liczą nie więcej niż szesnaście osób. Tak naprawdę Akademia Młodych Orłów są to dodatkowe zajęcia, można powiedzieć – korepetycje, dla dzieci. Nie jesteśmy żadną konkurencją dla klubów, wręcz z wieloma współpracujemy – mówi w poniższym materiale Kamil Lewandowski, trener-koordynator AMO w Halinowie.

29 ośrodków Akademii Młodych Orłów, niemal 50 wolontariuszy i niespełna 200 trenerów, pod których okiem regularnie trenowało 6800 dzieci w wieku 6-11 lat. Przez wszystkie Dni Talentu przewinęło się ponad 27 tysięcy młodych adeptów i adeptek piłki nożnej. To nie są małe liczby.

Zbigniew Boniek od początku swojej kadencji powtarzał, że zależy mu na szkoleniu dzieci i młodzieży w Polsce. Czy podczas ośmiu lat na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej wpłynął na poprawę jakości szkolenia w kraju? Trzeba mu przyznać, że trochę tych projektów przez ten czas powstało. AMO było jednym z pierwszych.

Na pierwszy rzut oka – same zalety. Praktycznie każdy zyskuje. Można skupić wszystkie najzdolniejsze dzieci z okolicy w jednym miejscu, a te mogą trenować dodatkowo dwa razy w tygodniu pod okiem wykwalifikowanych szkoleniowców. AMO było też skierowane do dzieci z mniej zamożnych rodzin, których nie stać na opłacanie, często niemałych, składek w klubach. Zajęcia są bezpłatne, więc rodzice nie ponoszą żadnych kosztów, a dzieciaki otrzymują jeszcze wyprawkę sportową.

Dla wielu więc decyzja o zakończeniu projektu AMO była dużym zaskoczeniem.

– Mnie ta decyzja bardzo zaskoczyła. Sami byliśmy na początku marca na szkoleniu trenerów w Warszawie i był pomysł, żeby od września dołączyły dwie grupy dziewczyn. Jedna grupa młodzików miała być w tym projekcie dodatkowy rok. Zastanawialiśmy się, jak to u nas zrobić, bo doszłoby więcej treningów, więc trzeba mieć więcej hal i orlików, a z tym już obecnie jest ciężko. Ale przed Świętami Wielkanocnymi dostaliśmy maila, że to koniec – powiedział nam Bartłomiej Strzębski, trener-koordynator AMO w Kielcach.

– Nie zostałem w ogóle o tym poinformowany, pierwsze doniesienia przeczytałem na portalach internetowych. Tam była informacja o wygaszeniu projektu, więc pomyślałem, że być może nie będą robić nowych naborów. Ale później, jak człowiek się w to wczytywał, to doszedł do wniosku, że projekt będzie zamknięty i koniec – tłumaczy Sylwester Piasecki, którego dziecko trenowało w AMO w Łodzi.

Skoro trenerzy, którzy biorą udział w tym projekcie, byli zaskoczeni tą decyzją, to co dopiero rodzice. Decyzja była nagła, a jak oficjalnie czytamy na stronie Związku – wpływ miała na nią obecna sytuacja na świecie, sytuacja związana z pandemią koronawirusa.

Finansowanie projektu AMO rozłożyło się na trzy podmioty – PZPN, sponsora głównego, którym była „Biedronka” oraz Samorządy. Rocznie kosztowało to 3,5 mln złotych, co w ciągu sześciu lat daje nam kwotę ponad 20 milionów złotych. W latach 2014-2019 Polski Związek Piłki Nożnej przeznaczył na projekt łącznie ponad 13 milionów złotych. Średnio, na działanie każdej Akademii Młodych Orłów, w jednym roku PZPN przeznacza ponad 120 tysięcy złotych. Największa część pieniędzy idzie na wynagrodzenie trenerów (48%) oraz stroje sportowe (29%).

I tutaj pojawia się pierwszy „problem” tego projektu. Bo jeśli wszyscy uważali, że tak właściwie inicjatywa sama w sobie była dobra (może wymagała drobnych modyfikacji), tak wszystko zostało przysłonięte przez koszta.

Kolejnym zarzutem, jaki pojawiał się wobec tego projektu była lokalizacja treningów Akademii Młodych Orłów. W dużych miastach i tak nie brakowało szkółek, do których dzieciaki mogłyby uczęszczać, o co nie jest już tak łatwo w mniejszych miejscowościach, gdzie często mniejsze klubiki nie mogą sobie pozwolić na selekcję dzieciaków, co naturalnie obniża poziom zajęć.

Ale jeśli już AMO było w dużych miastach, to czy uczęszczały do niego dzieci z topowych szkółek w okolicy? Wiele zależy… od samego miasta.

– Powiem panu na przykładzie mojego najstarszego syna. W roczniku 2010, czyli młodszej szesnastce orlików, jest cztery, może pięć klubów. Cracovia, Pogoń Kraków, Wisła, AP Wieliczka, jeden gdzieś tam spoza miasta i to tyle. Wiem, że w roczniku 2012 są chłopcy ze Skawiny, dojeżdżają spod Wadowic, więc są trochę bardziej rozproszeni – wyjaśnia Paweł Szuber, rodzic aż trójki dzieci, które uczestniczyły w AMO.

– U nas, w Łodzi, chłopcy grają w chyba jedenastu różnych klubach i w każdym z tych klubów, dziecko z AMO jest teoretycznie „najlepsze” w swojej kategorii wiekowej – dodaje Piasecki.

Trener Strzębski przesłał nam dane, jak to wygląda w Kielcach. W Akademii Młodych Orłów, w stolicy województwa świętokrzyskiego, trenowało 51 chłopaków z KKP Korona Kielce, co przekładało się na około połowę dzieci trenujących w AMO łącznie.

Dobrze, zainwestowano ogromne pieniądze, ale czy przyniosły one efekty?

– Jestem o tyle nietypowym przypadkiem, bo ja widzę postęp błyskawiczny u swojego syna – chodził na zajęcia od września 2019 roku. W pół roku przeskoczył swoją grupę w klubie. Gdy poszedłem na pierwszy trening, to był tzw. efekt „wow”. Jeżeli, będąc laikiem, widziałem u niego postęp w ciągu pół roku, to co by się działo, gdyby on faktycznie pochodził tam kilka lat – odpowiada Sylwester Piasecki.

– Zauważyłem postępy, zwłaszcza u najmłodszego. Najstarszy syn był na dniach otwartych w akademii Wisły Kraków, został dostrzeżony, ale nie pociągnięto dalej tematu. Po mniej więcej pół roku trenowania w AMO dostał ofertę od Cracovii, która w tym roczniku (2010) ma jedną z lepszych drużyn w Krakowie i okolicy – dopowiada Szuber.

Efekty, o których wspomniało powyżej obu rodziców, są krótkotrwałe. Tak, było widać postęp, odkąd zaczęły uczęszczać na treningi Akademii Młodych Orłów, ale tu chodzi o wychowanie przyszłych kadrowiczów, profesjonalnych piłkarzy, a nie sprawienie, by „Adaś był lepszy, niż był dwa miesiące temu”.

To teraz fragment podsumowania projektu, jakie pojawiło się na portalu „Łączy Nas Piłka”: Nieco trudniejsza jest ocena efektów szkolenia w AMO. Na tę potrzeba czasu, ponieważ najstarsi zawodnicy, którzy brali udział w projekcie, znajdują się obecnie w kategorii U-17. Realnie pierwszym rocznikiem, który przeszedł przynajmniej jeden pełny sezon szkolenia w Akademii, jest rocznik 2004 (obecnie kategoria U-16). To wciąż bardzo młodzi piłkarze i piłkarki, którzy wejście do seniorskiego futbolu wciąż mają przed sobą”. 

Nie możemy teraz jasno ocenić, że AMO wychowało X piłkarzy, ci zrobili kariery, a tamci nie. Musimy jeszcze poczekać kilka lat, a i tak nie ma pewności, że się doczekamy. Są jednak światełka w tunelu, bo na zgrupowania młodzieżowych reprezentacji Polski pojawią się piłkarze, którzy w przeszłości byli związani z tym projektem. W U-14 było takich chłopców siedmiu, w U-15 trzech, a w U-16 jeden. Z drugiej strony, gdyby dodatkowe treningi dotyczyły najlepszych w każdym oddziale…

Krytykują zazwyczaj ci, którzy nie mają bezpośredniej styczności z Akademią Młodych Orłów. Dzieci, rodzice, trenerzy – w zdecydowanej większości ją chwalą. Zapytaliśmy ich, czy decyzja o zamknięciu AMO jest trafiona?

– Moim zdaniem jest to zła decyzja. Taki mamy okres, PZPN chce pomóc klubom Ekstraklasy, I ligi czy CLJ. Ciekawe, co teraz będzie, jak chłopcy trenowali w klubach i gdzie teraz będą dodatkowo trenować. Myślę, że się utworzy taka, nie wiem, szara strefa, nie mówię, że trenerzy z AMO, ale inni szkoleniowcy będą widzieć, że gdzieś tych stu chłopców można przechwycić, robiąc to odpłatnie. Miałem odzew rodziców po ogłoszeniu decyzji. Każda wiadomość, telefon, to był żal rodziców, że jeśli wrócimy do gry, to w czerwcu będą ostatnie treningi Akademii Młodych Orłów. Każdy jest niemiło zaskoczony, ale to jest decyzja PZPN-u, a oni też pewnie liczyli się z tym, że zostanie to potraktowane jako zła wiadomość. Trzeba wierzyć, że za rok, za dwa, jak to się wszystko uspokoi, to ten projekt może wróci – mówi Bartłomiej Strzębski.

– Widziałem opinie różnych dziennikarzy na ten temat, którzy uważają, że jest to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ja tak nie uważam. Mieszkamy pod Wieliczką, więc odległość nie była problemem i byłem na Akademii Młodych Orłów pięć razy w tygodniu. Mieszkamy na wsi, chłopcy trenują teoretycznie w gminnym, ale jest to wiejski klubik, gdzie nie ma żadnej selekcji, a oni wszyscy są w górnej połówce, jeżeli chodzi o zdolności i na pewno tak zaawansowanych treningów, jak na AMO, nie byliby trenować u siebie w klubie, bo trener musi mieć też na uwadze tych słabszych zawodników. Z ojcowskiego i pedagogicznego spojrzenia uważam, że AMO bardzo dużo dało chłopakom – uważa Paweł Szuber.

Poznaliśmy stanowisko osób, które były beneficjentami tej inicjatywy. Skontaktowaliśmy się również w tej sprawie z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Poniżej stanowisko sekretarza generalnego, Macieja Sawickiego:

Gdyby nie obecna sytuacja na świecie związana z pandemią koronawirusa, projekt AMO trwałby nadal?

– Pandemia spadła na cały świat jak grom z jasnego nieba, zmieniając całą piłkarską rzeczywistość. Nie jest to łatwy czas, ale PZPN działa, wspierając całe środowisko piłki w Polsce. Sytuacja także wymaga elastyczności. Zarząd PZPN podjął decyzję o wygaszeniu AMO, ale pamiętajmy, że Mobilne AMO, akcje sezonowe AMO, Program Certyfikacji PZPN, to spuścizna Akademii Młodych Orłów. W tych projektach kładziemy nacisk na nowoczesne szkolenie, edukację trenerów oraz skauting i identyfikacja młodych talentów. AMO pokazało prawidłowe szkolenie, przygotowało narzędzia, publikacje, ale następny krok to już rola klubów.

Szkolenia i treningi w AMO zostaną zawieszone wraz z końcem czerwca, ale czy jest szansa, że ten projekt będzie w przyszłości kontynuowany?

– Akademia Młodych Orłów powstała w 2014 roku i jej celem była propedeutyka, popularyzacja, ale przede wszystkim, AMO miało stworzyć wzór szkolenia, który składa się z planowania, mądrego programu, zarządzania procesem treningowym, pokazywania właściwych zachowań trenerów. Chcieliśmy pokazać, jak powinna wyglądać jakość szkolenia dzieci na najwyższym poziomie, wyszkolić trenerów, aby mogli przekazywać swoją wiedzę dalej oraz wyedukować rodziców czego powinni oczekiwać, a nawet wymagać od szkółek piłkarskich. To była rewolucja i praca u podstaw jednocześnie. Ale już na samym początku wiedzieliśmy, że idea stacjonarnego AMO się wyczerpie, bo zawodnicy muszą być szkoleni w klubach. Ewolucją było powstanie w każdym województwie zespołów Mobilnej AMO, a po sześciu latach funkcjonowania AMO jest Program Certyfikacji PZPN, który niewątpliwie czerpie z doświadczeń poprzedniego projektu. Jest to naturalny, kolejny krok w rozwoju piłki dziecięcej i młodzieżowej w Polsce.

Inicjatywa w ciągu sześciu lat kosztowała ponad 20 milionów złotych. Zdaniem PZPN-u były to dobrze zainwestowanie pieniądze?

– Każda inwestycja w sport dzieci i młodzieży, w ich rozwój, podnoszenie sprawności i umiejętności, to najlepiej zainwestowane pieniądze. Akademia Młodych Orłów jest przykładem szczególnym z kilku względów. Przede wszystkim była to pierwsza inicjatywa, w której w szkolenie dzieci włączyły się wspólnie PZPN, Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej oraz Miasta, czyli administracja samorządowa. Inwestycja ze strony PZPN pociągała za sobą też inwestycje innych partnerów, co zwielokrotniło siłę tego projektu. Podsumowując te sześć lat, we wszystkich Akademiach Młodych Orłów trenowało niemal 7 tysięcy dzieci. Dla ponad 1,5 tysiąca był to pierwszy kontakt z regularnymi zajęciami treningowymi i niemal wszystkie te dzieci (96%) po zakończeniu treningów w AMO kontynuuje udział w zajęciach piłkarskich. Są to konkretne, policzalne dowody pracy AMO. Ale można spojrzeć szerzej – ponad 27 tysięcy wzięło udział w Dniach Talentu, czyli chciało trenować w AMO, dla wielu dzieci to było pierwsze spotkanie z piłką nożną. AMO to projekt mający masowy wpływ. Patrząc na powyższe liczby, na dzieci, które przeszły przez szkolenie w Akademiach – jakimi stały się zawodnikami, jak coraz liczniej wchodzą do elitarnej piłki młodzieżowej, jak zachęciliśmy wiele z nich do regularnych treningów, do jakich klubów trafiają dzieci po szkoleniu w AMO, ale też posiłkując się opiniami rodziców o wpływie zajęć w AMO na aspekty wychowawcze, jesteśmy przekonani, że warto było zainwestować każdą złotówkę w ten projekt. Ważnym aspektem jest kształcenie i rozwój kompetencji trenerów AMO, regularny udział kursantów licencji Grassroots C w treningach Akademii, pokazanie w praktyce wysokich standardów szkolenia zarówno w zakresie operacyjnym, jak i merytorycznych, regularna kontrola procesu treningowego – prawie 1900 wizyt monitorujących – to działania, które w wielu aspektach zmieniły nasze myślenie o szkoleniu i wyznaczyły drogę, którą chcemy, żeby trenerzy, szkółki i kluby podążały. Przykład musi iść z góry i PZPN dał ten przykład. Ta inwestycja zwróci się po wielokroć w postaci pracy całego polskiego środowiska piłkarskiego.

Pojawiały się głosy, że najzdolniejsze dzieci z największych miast Polski nie trenowały w Akademiach Młodych Orłów, co powodowało, że projekt nie mógł w 100% spełniać swojej funkcji. Jak PZPN się do tego ustosunkuje?

– Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, że projekt AMO miał zróżnicowane cele – selekcja i szkolenie najzdolniejszych zawodników to jeden z celów, ale jak zwróciliśmy uwagę, niezmiernie ważne były też popularyzacja piłki nożnej wśród dzieci i zwiększenie liczby trenujących dziewczynek i chłopców. AMO to zajęcia dodatkowe, uzupełnienie treningu piłkarskiego w klubie. Jeśli zawodnik miał możliwość trenowania 4 razy w tygodniu w swoim klubie czy szkółce w wyselekcjonowanej grupie na wysokim poziomie, to tam zdobywał odpowiednie piłkarskie szlify. Nie wszędzie jednak były takie możliwości. Nawet w największych akademiach nie zawsze dzieci mogły trenować tak często. I tu właśnie z pomocą przychodziły Akademie, które pozwalały dziewczynkom i chłopcom na dodatkowe treningi, jeszcze podnoszące ich indywidualne umiejętności. Warto też spojrzeć inaczej – bardzo wielu zawodników trenujących w Akademiach Młodych Orłów już w trakcie udziału w AMO trafiało do najlepszych klubów, szkółek, akademii w swoich miastach. Czy to oznacza, że wcześniej nie byli najzdolniejsi? A może te kluby przeoczyły ich w selekcji? Trudno tak jednoznacznie stawiać sprawę, ocena potencjału młodych zawodników jest niezwykle trudnym zadaniem, a błędy w selekcji zdarzają się każdemu i na każdym etapie. Tym, co chcieliśmy zrobić, co zresztą dalej chcemy praktykować i do czego zachęcamy całe środowisko piłkarskie, to dawać każdej zawodniczce i każdemu zawodnikowi szansę podnoszenia swoich umiejętności, poprzez stworzenie odpowiednich warunków, czyli dobrą pracę kadry szkoleniowej. Pomóc im wejść na najwyższy poziom. Jeśli dzieci z AMO trafiają do czołowych klubów, to znak, że warunki i praca tam wykonane przynoszą efekty. Chcemy, żeby kluby korzystały z tych efektów i kontynuowały tę pracę, wydobywając maksymalny potencjał z każdej dziewczynki i każdego chłopca. A kto z nich faktycznie jest najzdolniejszy, ale też kto będzie najbardziej pracowity i wytrwały, to okaże się, gdy będą grali w piłce seniorskiej, a na to musimy jeszcze zaczekać.

Reasumując, niewątpliwie projekt miał swoje zalety. Możliwość profesjonalnych treningów dla dzieci z mniej zamożnych rodzin czy próba zebrania w jednym miejscu wszystkich najzdolniejszych dzieci z okolicy, by te mogły dodatkowo bezpłatnie trenować dwa razy w tygodniu. Gdy grupa liczy nie więcej niż 16 zawodników, a prowadzi ją co najmniej dwóch wykwalifikowanych trenerów, to muszą być z tego owoce wykonanej pracy.

No właśnie i były efekty, ale na razie krótkotrwałe. A tym długotrwałym, najważniejszym efektem jest to, ilu z tych dzieciaków z przeszłością w Akademii Młodych Orłów zagra w profesjonalnej piłce. Polski Związek Piłki Nożnej przeprowadził ankiety wśród rodziców i trenerów, czy ci byli zadowoleni z projektu Akademii Młodych Orłów. Zdecydowana większość odpowiedziała, że tak.

Nie można się dziwić, że PZPN w obecnej sytuacji chce pomóc klubom i akademiom. To one mają najważniejszy wpływ na szkolenie dzieci i młodzieży, a AMO miało być tylko dodatkiem, o czym wszystkie strony wiedziały. W obecnej sytuacji jednak, z czegoś trzeba było zrezygnować.

Padło na AMO…

BARTOSZ LODKO

Fot. Łączy Nas Piłka, PZPN