Obok FC Barcelony i Realu Madryt są jedynymi, którzy nigdy nie spadli z najwyższego poziomu rozgrywkowego w Hiszpanii. Athletic Bilbao jest wyjątkowym klubem dzięki swojej filozofii, którą wyznaje od ponad 100 lat. Choć dzisiejsza piłka staje się coraz mniej romantyczna – oni pozostają jednym z ostatnich takich bastionów.
Jak to możliwe, że w czołowym europejskim klubie 85% składu pierwszej drużyny stanowią wychowankowie? Odpowiedź jest krótka – filozofia i efektywna akademia.
W 1911 roku postanowiono, że Athletic Bilbao będzie opierał się tylko na zawodnikach z Kraju Basków, hiszpańskiej wspólnoty autonomicznej, która liczy nieco ponad 2 miliony mieszkańców. Inny zespół z tego rejonu, Real Sociedad San Sebastian, też był kiedyś jak ich sąsiad i korzystał wyłącznie z lokalnych piłkarzy. Pod koniec lat 80. wycofali się jednak z tego pomysłu. Wygrała komercjalizacja futbolu.
– Rodzina jest wszystkim dla Basków. Nie ma większego poczucia dumy dla chłopca niż gra w piłkę nożną w tym klubie – powiedział „Guardianowi” Jose Amorrortu, były dyrektor sportowy Athleticu.
Ich świątynia znajduje się kilka kilometrów na wschód od Bilbao, w miejscowości Lezama. To tutaj wybudowano kompleks sportowy, z którego korzystają wszystkie drużyny w klubie. Cztery pełnowymiarowe boiska z nawierzchnią naturalną (jedno z trybunami mogącymi pomieścić 3200 kibiców) oraz cztery boiska z nawierzchnią sztuczną. Do tego dochodzi hala sportowa oraz sale gimnastyczne. Ważnym elementem otwartego w 1971 roku centrum treningowego jest… kultowy łuk ze starego stadionu „San Memes”. W akademii trenuje ok. 400 chłopców i dziewczynek począwszy od kategorii wiekowej U-9.
– Osiemdziesiąt pięć procent graczy z pierwszej drużyny przeszło przez tę akademię, a średni pobyt tutaj, przed dotarciem do pierwszej drużyny, wynosi siedem lat. Bierzemy ich jako młodych chłopców i kształtujemy. Te liczby są tylko konsekwencją naszej pracy – mówi dalej Amorrortu.
To też przyciąga młodych zawodników do pozostania w akademii na długie lata. Wiedzą, że będzie im o wiele łatwiej o miejsce w składzie niż w jakimkolwiek innym klubie. Nie zostaną nagle zastąpieni lepszym chłopakiem z innego regionu Hiszpanii czy świata.
20 skautów oraz 150 zaprzyjaźnionych klubów dba o to, żeby do Lezamy przyjeżdżali najzdolniejsi. Dziecko, które chce trafić do akademii, musi przede wszystkim posiadać umiejętności poznawcze. Kluczowe jest, w jaki sposób zawodnik myśli na boisku. Istotna jest również technika, do której w klubie przykładają bardzo dużą wagę.
Gdy dany chłopiec przejdzie przez próg ośrodka treningowego, musi pamiętać o wartościach i szacunku do pracy innych. Sprzątanie szatni czy noszenie sprzętu sportowego dla nikogo nie jest tu nowością.
Do akademii można trafić m.in. dzięki skautom, ale ciekawa historia wiąże się z zawodnikiem pierwszego zespołu, Inakim Williamsem, który kiedyś również był w szkółce. Jego rodzice poznali się w obozie dla uchodźców w Ghanie. Matka uciekała przed wojną domową w Liberii. Wraz z ojcem piłkarza, Felixem, wyemigrowali do Hiszpanii, gdzie w 1994 roku urodził się Inaki.
85% składu pierwszej drużyny to wychowankowie. Liczba nie do osiągnięcia w żadnym innym profesjonalnym klubie. W ostatnich latach co najmniej dwóch zawodników z akademii trafia do pierwszego zespołu. Niektórych udało im się sprzedać za ogromne pieniądze – z transferów Kepy do Chelsea oraz Laporte do Manchesteru City zarobili niecałe 150 milionów euro! Dlatego też są jednym z najbogatszych klubów na świecie.
A dzięki takim przychodom mogą inwestować naprawdę duże pieniądze w swoją akademię.
Spójrzmy na ich wyjściowy skład z ostatniego spotkania La Ligi z Realem Valladolid. Bramkarz – wychowanek. Obrońcy – dwóch na czterech z przeszłością w szkółce Athleticu. Jeszcze lepiej wygląda to wśród pomocników, gdzie z piątki zawodników na tej pozycji tylko Dani Garcia nie jest wychowankiem. 7 z 11 piłkarzy wywodzi się z ich akademii.
– Pracowałem w Atlético Madryt i innych topowych klubach, ale nikt nie ma tego, co mamy. Mamy tu kulturę, tożsamość. Naszym zadaniem jest tworzenie dobrych ludzi, a także dobrych graczy. Nikt nie robi tak, jak my – dodaje Jose Amorrortu.
Były hiszpański piłkarz ma rację, mówiąc, że nikt nie działa w taki sposób jak Athletic Bilbao. Jest to klub wyjątkowy, który bazując na zawodnikach z tak małego rejonu, udowadnia, że mimo to, można „coś” znaczyć w europejskiej piłce.
Zastanawiające, że tak mało mówi się o ich szkółce. O barcelońskiej „La Masii” wiedzą wszyscy, mimo że od jakiegoś czasu żaden klasowy piłkarz stamtąd nie wyszedł. Kto może się za to pochwalić, że sprzedaż wychowanków w ostatnich latach przyniosła klubowi zyski na poziomie kilkuset milionów euro? Garstka.
fot. Newspix, athletic-club.es, za: guardian.com, ft.com
Obserwuj @Bartek_Lodko
KOMENTARZE DODAJ KOMENTARZ