„Zachowamy kierunek, ale mam swoją wizję”. Pierwszy wywiad z nowym dyrektorem Escoli

Rafał Janas zastąpił Wojciecha Stawowego na stanowisku dyrektora sportowego akademii Escola Varsovia, która swoją metodologię szkolenia opiera na pracy FC Barcelony. Z trenerem Janasem porozmawialiśmy o jego pomysłach i wizji na warszawską szkółkę. Co zmieni się pod jego wodzą? Czy wprowadzi swoje sztaby trenerskie? Na co zwraca największą uwagę? Czy to jest największe zawodowe wyzwanie dla byłego selekcjonera młodzieżowych reprezentacji Polski?

„Zachowamy kierunek, ale mam swoją wizję”. Pierwszy wywiad z nowym dyrektorem Escoli

Długo się pan zastanawiał nad ofertą pracy jako dyrektor sportowy w akademii Escoli?

– Nie, bo od wielu lat jestem w kontakcie z właścicielem akademii, Wiesławem Wilczyńskim i Witoldem Millerem, który pełni obowiązki prezesa zarządu. Wielokrotnie wpadałem do nich na kawę, rozmawialiśmy o ich projekcie, a później byliśmy w stałym kontakcie telefonicznym. Wielokrotnie gościłem też na różnych uroczystościach akademii. Rozmawialiśmy już wcześniej o moim ewentualnym zatrudnieniu, jednak obowiązki, jakie miałem jako trener, nie pozwalały mi zmienić pracy. Teraz byłem wolny na rynku pracy, nadarzyła się okazja, żebym stał się pracownikiem Escoli, aby wspomóc rozwój tej akademii. Bardzo szybko dogadaliśmy się i zgodnie stwierdziliśmy, że możemy wspólnie zrobić coś dobrego dla rozwoju zawodników. Chłopcy są dobrze szkoleni, ale zawsze można coś zrobić lepiej, stąd moja obecność. Odpowiadając na pytanie – długo się nie zastanawiałem, ponieważ wiedziałem, co mnie czeka.

Czy to jest największe zawodowe wyzwanie w pana życiu?

– Trudno te wyzwania porównywać, bo prowadzenie reprezentacji Polski U-18 i U-19 też jest dużym wyzwaniem. Dużym wyzwaniem jest też sprostanie oczekiwaniom Macieja Skorży, z którym od wielu lat współpracuję. Maciek jest bardzo wymagającą osobą, który wymaga przede wszystkim od siebie, ale później także od innych. Praca w sztabie trenera Skorży jest stresująca, bo jest to praca trochę na innym, wyższym poziomie, a oczekiwania właścicieli klubów są równie wysokie. Najczęściej żąda się szybkiego sukcesu, jak to bywa w dzisiejszej zawodowej piłce. Trudno to więc te wyzwania porównać. Ja traktuję każdą pracę jako szansę rozwoju. To mnie kręci w życiu, żeby robić coś ciekawego, niezależnie od stanowiska, które piastuję. Nie muszę być na pierwszych stronach gazet, nie mam parcia na telewizję, ale lubię mieć ciekawą pracę. Lubię wyzwania i takowe dotychczas miałem. Zdecydowałem się przyjąć stanowisko dyrektora sportowego w Escoli, bo to jest nowy obszar, który chciałbym poznać. Chciałbym przyjrzeć się z bliska jak ta akademia pracuje i móc mieć wpływ na jej rozwój. Wyznaję zasadę, że każde wyzwanie jest ciekawe jeśli człowiek angażuje się i pracuje na 100%.

Wspomniał pan, że był: „wolny na rynku pracy”. Kiedy wygasł kontrakt z reprezentacją olimpijską Zjednoczonych Emiratów Arabskich?

– Pracę skończyliśmy wraz z końcem stycznia, kiedy to zakończyły się mistrzostwa Azji do lat 23 w Tajlandii. My odpadliśmy w ćwierćfinale (porażka 1:5 z Uzbekistanem – przyp. red.), a to była kadra olimpijska, więc naszą umowę przedłużyłby ewentualny awans na Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Ze strefy azjatyckiej tylko trzy zespoły awansowały na tę imprezę. Odpadliśmy i nie było opcji przedłużenia umowy, bo ta kadra przestała istnieć, tak, jak każda kadra olimpijska, która nie dostała się na Igrzyska Olimpijskie. Wraz z początkiem lutego wróciłem do kraju. Z uwagi na pandemię koronawirusa poświęciłem sporo czasu rodzinie, a propozycja od właściciela Escoli pojawiła się trzy tygodnie temu.  W związku z pandemią doszedłem do wniosku, że na pracę jako trener mogę dłużej poczekać i stąd szybkie podjęcie decyzji. Od razu zakasałem rękawy i wzięliśmy się do pracy.

Jakby pan podsumował trenerski epizod w Zjednoczonych Emiratach Arabskich?

– Bardzo ciekawe doświadczenie. To jest już nasz drugi wyjazd, ponieważ po pracy w Legii Warszawa w 2012 roku mieliśmy wraz z Maciejem Skorżą możliwość sprawdzenia się w Arabii Saudyjskiej. Rynek arabski jest bardzo trudny ze względu na odmienną mentalność tamtejszych ludzi, niż nasza. To jest też ciekawa lekcja, jak trenować w tak trudnym klimacie z zawodnikami, dla których praca nie jest na pierwszym miejscu. Myślę, że dużo się nauczyłem. Trzeba szukać różnych rozwiązań, odpowiednio motywować tamtejszych zawodników. Dla nich wyjazd do Europy nie jest priorytetem, bo oni najlepiej czują się we własnym kraju, nie mają ambicji, żeby grać w Europie. To jest bardzo ciekawe wyzwanie, żeby odnaleźć się wśród ludzi, dla których chociażby religia, czy liczna rodzina, są zdecydowanie ważniejsze od pracy. Uważam, że doświadczenie nabyte w Arabii Saudyjskiej, gdzie pracowaliśmy przez rok, pomogło nam na tym rynku. Wiedzieliśmy już, jak mamy się zachować, postępować, aby mieć szansę odnieść jakiś sukces i trochę w tym kraju popracować, a nie, wrócić po miesiącu, jak wiele trenerów wraca, bo nie potrafią się dostosować do lokalnych warunków.

Czyli wyglądało to tak, że to trenerzy musieli dostosować się do zawodników, a nie odwrotnie?

– Nie powiedziałbym, że do zawodników, ale głównie do kultury. My, Europejczycy, wywodzimy się z innej religii i kultury, wyznajemy inne zasady w pracy. Przykładowo – w Emiratach wielu ludzi prowadzi ze względu na temperatury nocny tryb życia. Temperatury w ciągu dnia przez pół roku oscylują w granicach 50 stopni Celsjusza. Nie da się normalnie funkcjonować w środku dnia. Noc jest zamieniona z dniem. Tak funkcjonują od lat i żaden Europejczyk tego nie zmieni. Z tego powodu zawodnicy śpią do 12-13. Jaki więc sens ma robienie porannego treningu zawodnikom, którzy dopiero co się położyli spać? Ekspat pracujący z Emiratczykami musi wiedzieć, gdzie można popuścić, gdzie nie należy tego robić. Trzeba obserwować ludzi i ich zwyczaje, i wiedzieć, co można próbować zmieniać, ale na pewno nie w sposób nachalny, bo wtedy jest się przegranym na starcie.

Jak wygląda etyka pracy zawodników w krajach azjatyckich? Mam na myśli normy, zwyczaje, podejście do zawodu i treningów.

– My, pracując w reprezentacji mieliśmy do czynienia wyłącznie z Emiratczykami. Praca w klubie jest zupełnie inna, nieco łatwiejsza. Bo wtedy ma się do czynienia z zawodnikami pochodzącymi z różnych krajów świata, często jest to Ameryka Południowa czy Europa. W jednym z klubów z Dubaju (Al-Nasr – przyp. red.) występuje Alvaro Negredo (były napastnik m.in. Manchesteru City, Valencii czy Sevilli). Ci zawodnicy, a często są to znane nazwiska z niezłą przeszłością piłkarską, mają wpływ na lokalnych piłkarzy. Trenując wspólnie na co dzień w klubie, pokazują lokalnym zawodnikom inny, bardziej profesjonalny sposób pracy i mobilizują do cięższej pracy. Bo musimy sobie jasno powiedzieć, że obywatel Zjednoczonych Emiratów Arabskich godnie przeżyje życie, nie mając nawet pracy, ponieważ opieka socjalna jest tak daleko rozwinięta, że człowiek, który tam się rodzi, ma ułatwione życie. Zatem dla niego niekoniecznie priorytetem jest nadmierne wysilanie się w pracy, bo tak czy inaczej Emiratczyk może godnie żyć i nie tylko starczy mu na bułkę z masłem.

Rozumiem, że ciężko jest zmotywować takiego człowieka do pracy?

– Ciężko go zmotywować, bo tak, jak wspomniałem, tylko dla nielicznych priorytetem jest praca, ale wyjazd do europejskiego kraju, już niekoniecznie. Lokalni piłkarze wiedzą, że w Europie nie poradziliby sobie. Nie potrafiliby sprostać reżimowi pracy, nie odpowiadałby im tryb życia, odmienne odżywianie, Emiratczycy niechętnie przestrzegają diety, stąd wiele problemów z nadwagą, także u piłkarzy. W Emiratach, wiele jest obszarów, które gdy chcesz zmienić na lepsze – odbijasz się jak od ściany. Oni funkcjonują w określony, wypracowany przez lata sposób i znakomicie wpisują się w powiedzenie, że człowiek z natury jest leniwy, i po co ma się wysilać, skoro nie jest to potrzebne.

Wracając do Escoli, jaki ma pan plan pracy w akademii? Czy będą jakieś zmiany? Czy jednak będzie pan pracował według tego, co już było wcześniej?

– Z pewnością zachowamy DNA FC Barcelony, czyli dalej będziemy kontynuować grę w systemie, który od wielu lat funkcjonuje w katalońskiej Barcelonie i Barca Academy. Dalej będziemy kontynuować grę w systemie 1-4-3-3. To jest nasz wyjściowy system, w którym zawodnicy są szkoleni od najmłodszych lat w akademii. Myślę, że jest to system dobrze funkcjonujący, w którym zawodnicy bardzo dobrze się czują. Mamy model gry stworzony pod ten system. To był warunek, ustaliliśmy, że nie będę tego zmieniał. Natomiast jestem na etapie przyglądania się. To jest mój drugi tydzień pracy. Praktycznie od rana do wieczora wdrażam się w całą strukturę, oglądam treningi. Dużo też rozmawiam z właścicielem akademii panem Wilczyński i prezesem Millerem na tematy szkoleniowe. To jest ten obszar, z którym chciałbym się najszybciej zapoznać i ew. coś zmienić. Wyciągnęliśmy już pierwsze wnioski. Ostatnio bardzo długo rozmawialiśmy na temat zintensyfikowania treningów.

Czy będzie pan chciał ingerować w sztaby trenerskie i wprowadzać nowych szkoleniowców, z którymi pan wcześniej współpracował?

– Nie jest to wykluczone. Nikt nie ma dożywotniej gwarancji pracy. Trenerzy też mają plan na swój rozwój. My też żadnego trenera nie blokujemy, jeśli chce dalej rozwijać się na wyższym poziomie i ma lepszą propozycję, rozmawiamy o tym z nim i najczęściej pozwalamy mu, iść wybraną ścieżką. Natomiast na ten moment jeszcze jest za wcześnie, aby decydować o tym, czy będę zmieniał trenerów. Najpierw muszę bardzo uważnie przyjrzeć się ich pracy w akademii. Ze względu na pandemię, czas ku temu teraz sprzyja, bo praktycznie wszystkie drużyny z wyjątkiem drużyny seniorów – zakończyły już rozgrywki i jest więcej czasu by zagłębić się w metodologię treningu i rozmowy z trenerami. Na ten moment jestem daleki od zmian. Uważam, że zanim zmieni się szkoleniowca, warto z nim rozmawiać, wskazać błędy które popełnia i podpowiedzieć, co może zrobić lepiej.

Przede wszystkim chciałbym widzieć zapał wśród trenerów i taki ogień w ich oczach, żeby czuli się odpowiedzialni za swój zespół, mieli swoje pomysły. Piłka nożna to jest pasja, więc jeśli ktoś tu przychodzi, żeby odfajkować robotę i 90 minut postać na boisku, ustawić jakieś ćwiczenie bez zaangażowania, to na to mojej zgody na to nie będzie. Od trenera oczekuję pasji i poświęcenia. Do zawodu trenera niezależnie od dyscypliny sportu trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, podejście do zawodników, charyzmę i osobowość. To wszystko będę brał pod uwagę. Natomiast jestem daleki od szybkich zmian, lubię dawać ludziom kolejną szansę, jeśli ktoś jakiś błąd popełnił. Z tego, co się zorientowałem, w Escoli mamy trenerów na dość wysokim poziomie. Każdy z nich pracuje w strukturach akademii, co najmniej kilka lat. To są sprawdzeni ludzie, ale oczekuję od nich ciągłego rozwoju, nie będę tolerował spoczęcia na laurach.

Czy rozmawiał pan już dłużej z Wojciechem Stawowym? Udzielił panu jakichś wskazówek, jak odpowiednio sprawować tę funkcję w klubie?

– Nie, nie rozmawiałem z trenerem Stawowym, ale nie dlatego, że nie miałem chęci. Wiem, że teraz trener jest bardzo zapracowany, bo jest w nowej roli. Dla niego jest to gorący moment, bo wiemy, w jakiej sytuacji jest ŁKS Łódź. Poznałem już filozofię pracy trenera Stawowego, bo znam go od lat i wiem, jaki miał pomysł na swoją pracę, od strony szkoleniowej. W pewnych kwestiach będziemy się jednak różnić. Będę starał się wprowadzić sprawdzone rzeczy do akademii. Najważniejsze jest to, że znam filozofię pracy Wojciecha Stawowego, ale nie muszę pracować tak jak on. Mam swoją wizję, pomysły. Ważne, żebyśmy zachowali kierunek, jaki określiliśmy. Mam na myśli system 1-4-3-3. A inne szczegóły? Myślę, każdy trener czy dyrektor sportowy ma swój pomysł na pracę i jej organizację i to ode mnie zależy, jak to zrobię. Nie muszę tego robić, jak Stawowy

Podczas pana kariery trenerskiej wielokrotnie pracował pan z Maciejem Skorżą. Czy trener Skorża panu też pomaga, podpowiada? Jest pan z nim w stałym kontakcie?

– W tym tygodniu spotkaliśmy się po raz pierwszy od momentu powrotu ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Maciej trochę później wrócił ode mnie do Polski. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale on nie doradza mi. Jesteśmy bardzo serdecznymi kolegami. Znamy się bardzo dobrze, natomiast Maciej też nie pracował na takim stanowisku, więc ciężko by było, aby doradzał. Aby komuś coś doradzić, trzeba poznać specyfikę pracy w danym miejscu, poznać środowisko. Myślę, że będąc dyrektorem sportowym w innym klubie, akademii zupełnie inaczej bym pracował. Nie można do tego podchodzić zero-jedynkowo, że trzeba: „tak i tak pracować”. W dzisiejszych czasach bardzo ważną umiejętnością człowieka jest dostosowanie swoich narzędzi i sposobu pracy do ludzi, i do miejsca, w którym się pracuje. Należy poznać ludzi i możliwości nowego miejsca pracy. Trudno zatem trenerowi Skorży o jakieś rady, bo on nie zna Escoli od środka.

Dopiero pan się wdraża w nową rolę, ale czy widzi pan elementy wspólne między pracą trenerską a dyrektora sportowego?

– Moja funkcja dyrektora sportowego bardziej ukierunkowana jest na szkolenie. Chciałbym blisko współpracować z trenerami. Struktura Escoli jest coraz bardziej rozbudowywana. Mamy skautów na rynku, podpisujemy kontrakty z młodymi zawodnikami, staramy się nakreślić im jakiś obraz przyszłej kariery, żeby jak najlepiej rozwinęli się, nie tylko jako piłkarze, ale i ludzie. Mamy świetną współpracę ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego im. Janusza Kusocińskiego. Jednej osobie ciężko to wszystko ogarnąć, dlatego mamy od tego odpowiednie działy i ludzi. Każdy ma swoją działkę i w niej działa. Z kolei ja chciałbym stricte współpracować z trenerami, określić plany rozwoju młodych zawodników. Nie unikam też spotkań z piłkarzami i ich rodzicami. Blisko mi jest do boiska. Mamy też taki plan, żebym prowadził jedną lub dwie dodatkowe jednostki treningowe dla najbardziej utalentowanych zawodników Escoli od 15. do 18. roku życia. Myślę, że cały czas jestem blisko przy pracy szkoleniowej. Z trenerami wymieniamy poglądy na temat różnych rozwiązań boiskowych, poznaję ich sposoby pracy. Trenerka jest mi ciągle bliska i nie wyobrażam sobie by było inaczej.

Wspomniał pan o podpisywanych kontraktach przez młodych piłkarzy. Już teraz nad tym pracujecie? Głównie mam myśli rocznik 2002, który teoretycznie kończy już wiek juniora, choć nadal czterech z tego rocznika będzie mogło występować w CLJ, ale nie wszyscy będą mieli taką możliwość.

– Część zawodników ma sporo propozycji transferowych. Staramy się rozmawiać zarówno z zawodnikami, jak i rodzicami, żeby mądrze do tego podchodzili, by podejmowali takie decyzje, które mają szansę pomóc rozwojowi młodego piłkarza. Odkąd jestem w klubie, nie było dnia, żeby nie wpłynęła dla naszego zawodnika oferta na testy do jakiegoś klubu. Staramy się doradzać zawodnikom, do jakich klubów mogą jechać, a do jakich, naszym zdaniem nie. Nie ukrywajmy, że Escola jest dość niespodziewanie, czołową akademią w Polsce. Niespodziewanie, ponieważ dużo łatwiej stworzyć akademię, przy klubie ekstraklasowym, gdzie ma się gotową bazę i całą infrastrukturę, z której korzystają seniorzy i juniorzy. Wielki szacunek i słowa uznania dla pana Wiesława Wilczyńskiego, który od zera za swoje prywatne pieniądze stworzył akademię i wybudował praktycznie wszystkie obiekty. On to wszystko zorganizował i płaci też niemałe pieniądze za licencję FC Barcelonie, po to, żeby nasza Barca Academy funkcjonowała pod egidą katalońskiego klubu i wdrażała ich sprawdzoną metodologię szkolenia.

Co pana zdaniem sprawiło, że Escola stała się czołową akademią w Polsce?

– Myślę, że bardzo dobre szkolenie od najmłodszych lat w Barca Academy według hiszpańskiego modelu, a później kontynuacja tej pracy w Escoli. Będąc selekcjonerem młodzieżowych reprezentacji Polski, temat szkolenia na najniższym szczeblu wielokrotnie się pojawiał. W wielu szkółkach było tak, że trenerzy pracujący z najmłodszymi nie mieli wystarczającej wiedzy by odpowiednio szlifować młode talenty. To są też trenerzy, którzy zarabiają małe pieniądze, więc muszą godzić kilka etatów by zarobić na życie. Jeżdżąc po różnych ośrodkach wielokrotnie widziałem trenerów którzy jeszcze dobrze nie skończyli zajęć, a już pędzili na kolejny trening do innego klubu. To był taki charakterystyczny obrazek. Na szczęście w Barca Academy i Escoli szkolenie jest na wysokim poziomie, a trenerzy dzięki lepszym zarobkom mają czas na bardziej indywidualne podejście do zawodników. Z Barca Academy do Escoli przechodzą zawodnicy w wieku 12 lat, którzy prezentują bardzo dobry poziom. Rolą trenerów w Escoli Varsovia jest dalsze szlifowanie tych talentów i przygotowanie do piłki seniorskiej. Moje pierwsze spostrzeżenie jest takie, że tą „szlifierkę” w Escoli można wprowadzić na wyższe obroty, aby jeszcze lepiej pracować. Tak, jak wspomniałem, zamierzam zintensyfikować treningi.

Czy metodologia szkolenia oparta na pracy FC Barcelony jest to lepszy projekt od Narodowego Modelu Gry i AMO? Czy nie można tego w taki sposób porównywać, co jest lepsze, a co gorsze, w kontekście metodologii?

– Na to pytanie nie odpowiem panu w tej chwili, bowiem swoją pracę rozpocząłem od skupienia się na zespołach od U-12 do U-18 a nie na Barca Academy. To był priorytet, a z czasem będę wdrażał się w pracę z naszymi najmłodszymi kandydatami na piłkarzy. Priorytetem jest projekt starszych zawodników, bo są pewne decyzje do podjęcia, kończy się sezon. Mamy burzliwy okres transferowy, zastanawiamy się, kogo utrzymać, a komu pozwolić rozwijać talent już gdzie indziej. Trudno jest się wypowiadać na temat projektów, bo projekt to jedna rzecz, natomiast dużo ważniejsze jest umiejętne wdrażanie go w życie. Do tego potrzebujemy, odpowiednich wykonawców, czyli trenerów z odpowiednią wiedzą, umiejętnościami i pomysłem, zarówno na zawodnika, jak i na zespół. Można dać najlepszy projekt słabemu trenerowi, a on z tym niczego nie zrobi. Każdy zawodnik w każdym zespole jest osobnym zlepkiem atomów. Kwestia inteligencji trenera i podejścia, żeby odnaleźć się w tej układance i jak najlepiej ją poskładać. Myślę, że model szkolenia to ważna rzecz, aby ukierunkować trenerów na najniższym poziomie, natomiast dużo więcej zależy od samego trenera. Myślę, że rola trenera w Polsce w ostatnim czasie jest niedoceniana i schodzi na dalszy plan, a tak nie powinno być. Według mnie trener powinien pełnić rolę pierwszoplanową w każdym poważnym projekcie.

Trener Wojciech Stawowy, gdy jeszcze był dyrektorem sportowym, często powtarzał, że dążył do tego, aby drużyny w akademii prezentowały dany styl. Wypracował m.in. system gry na tzw. trzy szóstki, czy granie krótkimi podaniami od bramkarza. Oczywiście to tylko przykłady, ale czy pan będzie chciał to kontynuować? Czy ma pan inną wizję gry drużyn Escoli?

– Wizja trenera Stawowego i wcześniejszych dyrektorów sportowych, którzy odpowiadali za szkolenie, była nieco różna. Ale to bardzo dobrze. Wiele na tych wizjach skorzystali trenerzy z naszej akademii, którzy zobaczyli, że można pracować inaczej, ale też z sukcesami. Przez te lata trenerzy Escoli rozwinęli się, mają dużą wiedzę z zakresu taktyki. Mój plan jest taki, żeby na początku dać dowolność trenerom, aby oni pokazali pełnię swoich możliwości. Nie chciałbym, żeby każdy zespół od U-12 do U-18 grał tak samo taktycznie. Mamy określony styl gry – 1-4-3-3, natomiast jest wiele wariantów taktycznych w tym systemie. Chciałbym, żeby trenerzy potrafili wykrzesać z zawodników wszystko to, co najlepsze. Nie zawsze w każdym roczniku trafią nam się zawodnicy, którzy mają takie same predyspozycje. Kiedy mamy w danym zespole świetnego bocznego obrońcę, który potrafi podłączyć się na skrzydle i celnie dośrodkować to, dlaczego mamy tego nie wykorzystać i grać tylko prostopadłymi piłkami, które są znakiem firmowym Barcelony?

Chciałbym, żeby trenerzy byli bardziej świadomi swoich zawodników. Wojciech Stawowy porównywał trenerów do kompozytorów, bo trener, tak jak kompozytor też musi tworzyć i ma swój koncert w weekend, gdy rozgrywany jest mecz. Zgadzam się z tym w pełni. Nie chciałbym jednak być człowiekiem, który stoi nad kompozytorem i dyktuje mu nuty, bo wtedy to już nie będzie jego samodzielne dzieło. Chciałbym, żeby trener był odpowiedzialny za swój zespół, żeby miał swoją wizję i wolność tworzenia. Wolę być takim recenzentem, krytykiem, który nie tylko będzie oceniał występ, ale też wspomagał „kompozytora” swoją wiedzą, gdy zdarzy się mu się zafałszować.

Mówił pan też o pracy skautów, czyli chodzi głównie o pozyskiwanie zawodników do młodszych roczników, aby poznali filozofię akademii i funkcjonowali w niej przez min kilka lat?

– W pierwszej kolejności chodzi nam o młodszych zawodników, najlepiej z naszego województwa mazowieckiego, aby czuli więź z regionem. To jest nasz priorytet, ale nie zamykamy się tylko i wyłącznie na Mazowsze. Mamy również wielu skautów w Polsce i jeśli nadarzy się okazja, chcielibyśmy również pozyskać najzdolniejszą młodzież z całego kraju. Jesteśmy zainteresowani zawodnikami w każdym wieku, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że w starszych rocznikach trudno znaleźć jakiś talent, który nie został jeszcze zauważony. Chcemy przyciągnąć nowych zawodników i szkolić ich tak, by poszli co najmniej śladami dwóch bramkarzy, których akademia wydała w świat. Mam na myśli Marcina Bułkę (PSG) i Żan-Luka Lebana (Everton). Na dniach powinno być znów głośno o zawodnikach Escoli, bo właściciel klubu finalizuje rozmowy związane z przejściem dwóch naszych zawodników do klubów z ekstraklasy.

Wspomniał pan też, że chciałby mieć jeszcze styczność z trenerką poprzez prowadzenie dodatkowych treningów dla tych najbardziej utalentowanych. Jakie jeszcze ma pan pomysły, nowości, które będzie chciał wdrożyć w Escoli?

– Tak, jak powiedziałem na wstępie, podstawą jest zintensyfikowanie treningów. Dołożenie dodatkowej jednostki treningowej w tygodniu od drużyny U-15 wzwyż. Mamy też taki plan, żeby stworzyć taki projekt, jeszcze nie wiem, jak będzie się nazywał, ale roboczo nazwijmy go „Dream Team”. Będzie to kolejna dodatkowa jednostka treningowa dla najbardziej utalentowanych zawodników Escoli. Podczas tych zajęć trenerzy i zawodnicy będą mogli poznać moją filozofię pracy na boisku, a nie tylko w teorii na salach wykładowych. Zatem ci najbardziej utalentowani będą mieć dwie jednostki więcej w tygodniu. Do tego jeszcze dochodzi lepsze wykorzystanie współpracy ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego. Mamy duże możliwości dzięki tej współpracy, ale nie do końca te możliwości były ostatnio wykorzystywane. W SMS-ie mamy wielu chłopców w klasie piłkarskiej i mam już pewien pomysł, jak wykorzystać te okoliczności.  Mam już na to pewien pomysł, Jestem po spotkaniu z panią dyrektor, Dorotą Grabiec, która świetnie rozumie sport, gdyż ukończyła AWF, grała w piłkę ręczną. Jest bardzo otwarta na pomoc i rozwój zawodników Escoli. Liczę, że z każdym dniem i tygodniem pracy będą się pojawiać w mojej głowie nowe pomysły, które jeśli będzie to zasadne, będziemy wdrażać w życie, aby praca była jeszcze lepsza. Bo o to w tym wszystkim chodzi.

Kiedy drużyny Escoli wróciły do treningów? Czy w tym tygodniu zrealizowaliście trzeci mikrocykl?

– To jest drugi mikrocykl w szerszym gronie i jeden mikrocykl był realizowany w mniejszych grupach. Liczymy na intensyfikację treningów od przyszłego tygodnia. Mieliśmy trzy jednostki treningowe w tym tygodniu, chcemy dodać kolejną w następnym. Do tego też mecz sparingowy, ale jeszcze czekamy na wytyczne rządu, aby takie spotkanie rozegrać zgodnie z przepisami. Chcemy zakończyć sezon trzema mocniejszymi mikrocyklami w czerwcu, a na koniec zrobić testy zawodnikom, żeby zobaczyć, na jakim etapie go kończymy. Nie zapominajmy, że przez pandemię, przez długie tygodnie zawodnicy pracowali indywidualnie, a taka praca w sportach zespołowych nigdy nie zastąpi prawdziwych treningów w grupie. Czekamy też na decyzje kiedy w przyszłym sezonie rozpoczną się rozgrywki ligowe, aby dokładnie rozplanować czas wolny, i zaplanować wyjazdy na zgrupowania. Kwarantanna nie sprzyjała rozwojowi zawodników, więc pracę w wakacje chcemy zintensyfikować

Obserwuje pan treningi w akademii, czy widać u zawodników, że mieli dłuższy rozbrat z piłką?

– Przede wszystkim widać to w czuciu piłki. Zyskali natomiast fizycznie, tutaj składam podziękowania trenerom za dobrą pracę motoryczną. Trenerzy śmieją się, że niektórym zawodnikom trzeba wydać nową koszulkę o rozmiar większą, bo w obecne się już nie mieszczą. Widać, że solidnie popracowali. Taka praca nie zastąpi jedna boiska i pracy piłkami. Po przerwie widać że piłka nie „słucha się” zawodnika, tak, jak wcześniej. Schematy, automatyzmy, które wcześniej dobrze funkcjonowały, poszły teraz trochę w zapomnienie. Potrzeba czasu, żeby się znów się dotrzeć. W Escoli mamy świadomych piłkarzy, a im zawodnik bardziej świadomy, tym szybciej wraca u niego forma. Liczę, więc, że nasi zawodnicy, szybko wrócą na właściwe tory i znów będą znakomicie odgrywać swoją rolę w zespole.

Jak wygląda w tym momencie intensywność treningów? Bo wiadomo, że teraz to jest taki okres bardziej adaptacyjny, aby uniknąć urazów, problemów mięśniowych.

– Bardzo uczulam trenerów, żeby bardziej podeszli indywidualnie do zawodników. Bo człowiek jest tylko człowiekiem i z natury jest leniwy. Podczas kwarantanny pewnie znalazło się kilku takich, którzy sobie bardziej pofolgowali. Nie każdy może być teraz na tym samym poziomie, dlatego do treningów podchodzimy ostrożniej ale z każdym treningiem pracujemy mocniej. To jest trzeci mikrocykl, więc ten okres adaptacji już mamy prawie za sobą. Można powiedzieć, że te pierwsze trzy mikrocykle to adaptacja, a trzy następne będą takimi podczas których zintensyfikujemy pracę, żeby wyglądała, jak w okresie startowym. Większe obciążenia, więcej jednostek i tydzień zakończony meczem. Jeszcze raz powtórzę, bardzo ważne jest indywidualne podejście do zawodnika, rozmowy z nim. Do tego też zawodnicy wypełniają ankiety a propos zmęczenia. Dbamy o to, żeby nic poważnego się nie stało.

Jakie cele pan sobie wyznacza jako dyrektor sportowy Escoli? Co by pan chciał osiągnąć?

– Moim celem i ambicją jest rozwinąć zawodników i polepszyć ich umiejętności indywidualne i gry w zespole. Zawsze jestem zdania, że najlepszy piłkarz zawsze wypromuje się poprzez zespół dobrą grę, ale zespołową. Dzisiejsze wymogi piłki są takie, że, zawodnik, który świetnie drybluje, gra świetnie indywidualnie, ale nie wraca do defensywy, nie współpracuje z kolegami z zespołu, nie do końca stoi wyżej w hierarchii od zawodnika, który pracuje dla drużyny. Wymogi współczesnej piłki są bardzo wysokie. Nie tylko trzeba być bardzo dobrym technicznie, ale też znakomicie przygotowanym motorycznie i dobrze wkomponować się do zespołu. Rozmawiając z trenerami, skautami, z różnymi osobami na świecie, wiem, że patrzy się na zawodnika przez pryzmat zespołu.

Obecnie najbardziej znanym zawodnikiem, który wywodzi się z Escoli jest bramkarz Marcina Bułka. Takim cichym moim marzeniem podczas mojej pracy w Escoli jest pomóc rozwinąć zawodnika z pola, który następnie przejdzie do dobrego zagranicznego klubu i poradzi sobie w nim. Wierzę że tak się stanie, bo podczas obserwacji treningów, zauważyłem już kilku kandydatów na piłkarza przez duże P. Moim celem jest też rozwój trenerów. Chcę im przekazać swoje doświadczenie, pokazać im swoją wizję pracy, zwrócić uwagę na bardziej indywidualne podejście do zawodnika. I ostatnia rzecz – podejście do pracy. Jestem osobą, która jak czegoś się podejmuje, robi to na maksa. Takie samo podejście chcę widzieć w Escoli u wszystkich trenerów. Tylko w ten sposób możemy wspólnie dalej rozwijać ten projekt.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. FotoPyK