Jaki ojciec, taki syn. Dzieci byłych gwiazd w dzisiejszym futbolu

Nie ma przypadku w tym, że publikujemy ten tekst akurat dzisiaj. Z okazji Dnia Dziecka sprawdziliśmy, jak radzą sobie synowie tych, którzy kiedyś rozdawali karty w światowym futbolu.

Jaki ojciec, taki syn. Dzieci byłych gwiazd w dzisiejszym futbolu

Mogłoby się wydawać, że tata-piłkarz to bezapelacyjna zaleta. Tacy chłopcy mają teoretycznie łatwiej, otwierają się przed nimi wszystkie furtki, a niektóre kluby podpiszą z nimi kontrakt tylko dlatego, że ich ojciec był gwiazdą. Istnieje przecież szansa, że odziedziczyli po nim smykałkę do futbolu.

Ten sam chłopak musi się jednak liczyć ze zdecydowanie większą presją oraz oczekiwaniami. Nie wszyscy potrafią sobie z tym poradzić i często rezygnują z piłki nożnej. 9-letniemu synowi Cristiano Ronaldo już teraz liczą bramki w młodzieżowych drużynach Juventusu. Co się będzie działo, gdy młody zacznie pukać do piłki seniorskiej?

Pięciokrotny zdobywca „Złotej Piłki” chciałby, żeby Cristiano Ronaldo Jr podążył w jego ślady. Właściwie, to nie jest wcale takie oczywiste, że piłkarze chcą, żeby ich synowie także zarabiali na życie z gry w piłkę. Czasami pytamy ich o to w cyklu „Piłkarskie dzieciństwo” i chyba jeszcze nikt wprost nie powiedział – mój syn też będzie piłkarzem. Jako dzieci trenują w szkółkach i akademiach, ale bardzo mały odsetek wiąże swoją przyszłość z piłką.

Czy na polskim podwórku znajdziemy przykłady synów byłych piłkarzy? Tak – Roman i Jakub Koseccy. Obaj grają / grali w Turcji, z tą różnicą, że ojciec zdobywał Puchar i Superpuchar kraju, a syn występuje w drugiej lidze. I nie ma w tym nic złego, ale porównując dokonania tej dwójki, zdecydowanie wygrywa Poseł na Sejm V, VI, VII i VIII kadencji.

Jesteśmy także w stanie podać polski przykład, gdy syn zrobił większą karierę od ojca, a poprzeczka wcale nie była zawieszona nisko. Maciej Szczęsny zdobył pięć mistrzostw Polski (i to z trzema klubami!), a Wojciech od kilku lat gra w jednym z najlepszych klubów na świecie, najlepszym we Włoszech.

Bardzo bliscy pójścia w ślady swoich ojców są synowie Piotrów – Mosóra i Włodarczyka. Ariel ma jeszcze w tym sezonie zadebiutować w pierwszym zespole Legii Warszawa, a Szymon odbył bardzo dobrą kampanię w Centralnej Lidze Juniorów.

Lillian Thuram i Zinedine Zidane w reprezentacji „Trójkolorowych” wystąpili łącznie 248 razy. Obaj grali w topowych klubach, będąc gwiazdami początku zeszłej dekady. Marcus Thuram gra dzisiaj w Borussii Mönchengladbach. 22-letni napastnik rozgrywa sezon życia – w 29 spotkaniach zdobył 10 goli i zanotował 8 asyst. Młodszy z braci, Khéphren, broni barw francuskiej Nicei, do której trafił z AS Monaco. W przedwcześnie zakończonych rozgrywkach Ligue 1 zanotował 14 występów.

Obecny szkoleniowiec „Królewskich” ma za to czterech synów i każdy z nich gra w piłkę. Nie zapowiada się jednak, żeby któryś z nich miał, nawet nie zbliżyć się do poziomu ojca, ale faktycznie zaistnieć w europejskiej piłce. Enzo (ofensywny pomocnik) pierwszą połowę tego sezonu spędził w ostatniej drużynie ligi portugalskiej, a od początku roku występował w Almerii, gdzie przed pandemią zagrał całe 10 minut. Luca (bramkarz) był na wypożyczeniu w Racingu Santander. Większość spotkań rozpoczął w wyjściowej jedenastce, ale jego zespół jest na… ostatniej pozycji w La Liga 2. Theo (środkowy pomocnik) i Elyaz (lewy obrońca) grają w młodzieżowych zespołach Realu Madryt i nie wróży się im wielkiej kariery. Chociaż, w ich przypadku może jeszcze się coś zmienić.

Zanim Christian i Daniel Maldini przyszli na świat było już pewne, że kiedyś będą bronić czerwono-czarnych barw. Śp. Cesare Maldini był wieloletnim piłkarzem, a potem trenerem Milanu, Paolo jest prawdopodobnie największą legendą klubu z Mediolanu i symbolem lojalności.

24-letni Christian nie odziedziczył talentu po ojcu i dziadku – obecnie jest rezerwowym w drużynie z czwartej ligi włoskiej. Większy potencjał ma Daniel, młodzieżowy reprezentant kraju. Stefano Pioli dał mu szansę debiutu w Serie A, ale na razie 18-latek zbiera zdecydowanie więcej minut w rozgrywkach Primavery.

Zostając na Półwyspie Apenińskim, zmieniamy stolicę mody na stolicę kraju, gdzie możemy oglądać Justina Kluiverta, syna Patricka. 21-letni piłkarz w Romie gra od dwóch sezonów i z powodzeniem zaadaptował się w nowej lidze – wcześniej występował w holenderskiej Eredivisie.

Może nie ma najlepszych liczb, ale jest stałym bywalcem wyjściowego składu. Przez uraz uda stracił kilka spotkań, ale po kontuzji momentalnie wrócił do gry. Justin zapewne nie osiągnie tyle, co ojciec, ale ma szansę zostać solidnym piłkarzem.

Sporo osób wie, że tata Erlinga Haalanda także grał w piłkę, ale nie znają konkretów. Alf-Inge Haaland, były 34-krotny reprezentant Norwegii, lwią część swojej kariery spędził w Anglii. Najwięcej występów zanotował w Leeds United, Nottingham Forest i Manchesterze City – łącznie rozegrał 181 meczów w Premier League, co już jest dosyć dobrym wynikiem. Nie odniósł z tymi klubami żadnych sukcesów, a nawet z „The Citizens” spadł raz z ligi.

Jesteśmy bardzo ciekawi, jak potoczą się dalsze losy napastnika Borussii Dortmund, bo ten sezon ma niesamowity.

My mamy Macieja i Wojtka Szczęsnego, Duńczycy mają Petera i Kaspra Schmeichela. Pierwszy był ikoną Manchesteru United, drugi nie przebił się w Manchesterze City. Pod względem tytułów i osiągnięć syn nigdy nie doścignie ojca, ale i tak był częścią zespołu, który na stałe zapisał się w historii piłki nożnej. Chyba mają to w genach, bo tak samo nieprawdopodobne jak mistrzostwo Anglii Leicester City, było złoto Duńczyków na mistrzostwach Europy w 1992 roku.

Abédi Pelé był jedną z ikon afrykańskiej piłki, wygrał Ligę Mistrzów z Olympique Marsylia i Puchar Narodów Afryki, a indywidualnie trzy razy z rzędu otrzymywał nagrodę dla najlepszego zawodnika Czarnego Lądu. Jego synowie, Andre i Jordan Ayew, nie są tak utytułowanymi piłkarzami, ale fanom ligi angielskiej ich nazwiska są dobrze znane.

Pewnie moglibyśmy wymieniać jeszcze przez chwilę, ale skupiliśmy się oczywiście na nazwiskach tych najbardziej znanych. Jaki ojciec, taki syn? Coś w tym jest, choć w futbolu ta reguła rzadko się sprawdza.

Fot. Newspix