Wypatrzony na turnieju. Jak zawsze najlepszy Moder… wypromował swojego trenera

Historia trenera, który wychowuje uzdolnionego zawodnika, a ten wskakuje na najwyższy ligowy poziom i ciągnie go za sobą, to najlepszy dowód na to, że dobra praca się broni. Historia Arkadiusza Adacha, który w życiu piłkarza Lecha Poznań – Jakuba Modera – znaczy bardzo wiele, to także niezła inspiracja dla wszystkich pasjonatów szkolenia dzieci i młodzieży. Jak dzisiejszy ulubieniec kibiców „Kolejorza” został wypatrzony w Drawsku? Czy już jako dziecko strzelał wyłącznie piękne gole? Czy zawsze był najlepszy w drużynach, w których grał?

Wypatrzony na turnieju. Jak zawsze najlepszy Moder… wypromował swojego trenera

Z Adachem powspominaliśmy piłkarskie początki Modera, który jest już z pokolenia zawodników regularnie uczestniczących w przeszłości w najróżniejszych turniejach. To właśnie tam wypłynął na szerokie wody. W jego CV nie mogło zabraknąć też oczywiście Turnieju „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku”, który zakończył się… nie, nie na Stadionie Narodowym, a w Błażejewku koło Poznania. Choć niektórzy mówią, że i na warszawski obiekt Moder niebawem dotrze…

***

Gdzie zaczęła się wasza znajomość z Kubą?

– Wszystko zaczęło się od najmłodszych lat. Jestem z Drawska, miejscowości, w której Kuba się wychowywał. To właśnie tutaj poczynił swoje pierwsze piłkarskie kroki. Kuba ma starszego brata, który brał udział w zajęciach u mnie, i zaczął na te treningi chodzić. Było widać, że sprawiały mu dużą przyjemność. Było u niego widać pasję, wykazywał się też sporym talentem. Grał nawet z zawodnikami o trzy lata starszymi, gdzie radził sobie doskonale.

Ile wtedy miał lat?

– Kuba to rocznik 1999, w meczach grał w latach 2012-2013, zaczął trenować jednak bardzo wcześnie, gdy miał 7 lat. Przez pewien czas grał też w Fortunie Wieleń, bo w Drawsku nie udało się zebrać drużyny w jego roczniku.

W którym momencie wypatrzył go ktoś „z zewnątrz”?

– Zdaje się, że graliśmy w Pucharze Wielgusa. We Wronkach. Pojechaliśmy tam i o wyjście z grupy rywalizowaliśmy z „Szóstką” Poznań. Przegraliśmy 5:6, ale pięć goli strzelił Jakub. Trener przeciwników zaczął wypytywać mnie, kim jest Moder i od słowa do słowa… Kuba dołączył do „Szóstki”. W ten sposób został też dostrzeżony przez trenera kadry Wielkopolski – Michała Rokickiego. Został zaproszony na konsultację, a po dwóch konsultacjach został zapytany kto jest jego trenerem. Skontaktowano się ze mną i można powiedzieć, że dzięki Kubie moja praca szkoleniowa została zauważona. Trener Rokicki pracował również w Warcie Poznań i bardzo chciał Kubę do Warty ściągnąć. Początkowo tata Kuby zawoził go do Warty na treningi, jeden-dwa razy w tygodniu, a ten grał dalej w Sokole Drawsko. Był bardzo zżyty z chłopakami i nie chciał przechodzić do dużego miasta.

Arkadiusz Adach – górny rząd, pierwszy z lewej;
Jakub Moder – górny rząd, pierwszy z prawej

Duże wyzwanie logistyczne dla rodziców.

– Te wyjazdy zaczęły go męczyć. Do Poznania mieliśmy ponad 100 kilometrów. Jako 12-latek Kuba powiedział tacie, że na razie nie chce grać w Warcie, chce być w Drawsku. Ale to trwało jakieś pół roku. Kadra wojewódzka i trener Rokicki sprawili, że Moder przekonał się i przeszedł do Warty. Ja dzięki niemu również tam trafiłem. Wypromował mnie. Rozgłos mojej osoby oparty jest o talent Kuby, a dziś obaj jesteśmy w Lechu.

Jaką rolę pełni pan w akademii?

– Jestem analitykiem.

Z Warty było już blisko do Lecha.

– Kiedy Kuba miał 15 lat, do Warty przyszła oferta od „Kolejorza”. Tam rozwija się od sześciu już lat.

Podkreśla pan, że sukcesy wychowanka pomogły wypromować również pana osobę. To chyba idealna droga, by trener młodzieży realizował swoje plany, a jednocześnie dbał o rozwój indywidualności?

– Drawsko to bardzo mała miejscowość. Liczy 3000 mieszkańców. Chłopak miał duży talent, a przy nim moja osoba mogła się rozwinąć. Jest to droga, by z mniejszych miejscowości trafić do większych klubów.

Pracowaliście z Kubą nad czymś szczególnym, poprawialiście to, czy to był „samograj”?

– Myślę, że jedno i drugie. U Kuby od razu było widać grę bez przyjęcia piłki. Grę opartą o kontrolę przestrzeni. Od samego początku miał wizję horyzontalną. Do tego umiejętność ułożenia stopy. To, że dziś Moder gra także lewą stopą, wynika być może z tego, że jego tata był lewonożny. Technika pierwszego kontaktu z piłką była taka, że piłka odchodziła od nogi samoczynnie. Od razu stało to na wysokim poziomie. Kuba to też inteligentny chłopak i od razu widział, kiedy zagrać na jeden kontakt, kiedy przyspieszyć, kiedy zwolnić.

Wspomni pan też jego mankamenty?

– (śmiech) Mankamenty są, ale bardziej mieszczą się one w granicach motorycznych. Skoczność, szybkość startowa. Jednak on pracuje nad tym i dziś te kwestie są na dużo wyższym poziomie. Gdybym miał szukać mankamentów, to na pewno nie byłyby to mankamenty techniczne. No, może poza grą głową, bo ta wymaga w dalszym ciągu rozwijania. Kuba był wzorem do naśladowania także jeżeli chodzi o cechy wolicjonalne. Zawsze był na treningu, zawsze był chętny do pracy, zawsze był zaangażowany.

Ustaliliśmy już, że strzelał dużo goli – na jakiej pozycji zatem występował?

– Jego wizja gry pretendowała do tego, by występował w środku pola. I on w tym środku pola grał. Występował na pozycjach 6, 8, 10. Robiliśmy kiedyś wykaz kontaktów z piłką. Plusy, minusy, stosunek jednych do drugich. Kuba był cały czas pod grą. Informacja do niego była taka: „Kuba, im więcej razy będziesz mógł mieć piłkę, im więcej będziesz zderzał się z sytuacjami meczowymi, tym lepiej dla ciebie”. Co ciekawe, te nasze plusy i minusy skłaniały go do tego, by jak najszybciej grał. Jako dziecko miał bardzo dobry drybling, ale zmysł do gry kombinacyjnej również się w ten sposób urodził.

Strzelał tylko piękne gole, jak to ma miejsce w Ekstraklasie?

– (śmiech) Strzelał też piękne gole. Pamiętam taki mecz z Czarnkowem, przegrywaliśmy 0:2 i Kuba na 1:2 strzelił z rzutu wolnego. Miał 13 lat i było widać, że stopa jest dobrze ułożona, miał dobre uderzenie z dystansu.

Pracowaliście nad tym elementem?

– Pracowaliśmy w grupach i podczas treningów, ale wydaje mi się, że on sam chłonął to, co było potrzebne mu do tego, by się rozwijać. Byłem sam, a miałem 18 zawodników, więc nie było łatwo się skoncentrować na każdym zawodniku. Kuba był jednak na tyle inteligentny, że wiedział co pomoże mu w przyszłości.

Był taki moment, że Kuba nie był najlepszy w drużynie?

– Kuba zawsze był najlepszy. W Drawsku skonstruowaliśmy drużynę, która wygrywała z większymi od naszego miastami. Śmieszne było to, że trenerzy przeciwników krzyczeli: „uważajcie, oni będą grali piłką”. Zazwyczaj mówi się tak, gdy ktoś gra lagą. U nas było odwrotnie. Było dwóch chłopaków o podobnych do Modera umiejętnościach – jeden z Krzyża, drugi z Wielenia. Kuba miał jednak to coś, miał tę kropkę nad i.

Dziś ktoś z nich gra w piłkę?

– Z tamtej grupy jeden chłopak gra na poziomie okręgowym. Też był przez pewien czas w Lechu Poznań. Technicznie było okej, ale zabrakło mentalu, siły zaparcia, by brnąć w to dalej.

Czym objawiała się w takim razie dojrzałość mentalna w przypadku Kuby?

– Angażując się w jakieś działania, Kuba wszystko skupia w sobie. Eksplozja wydobywa się z jego wnętrza. To nie jest osoba, która gestykuluje, napędza chłopaków dookoła. Zdolność do motywacji wydobywa z wnętrza siebie i tak się nakręca. To nie był zawodnik, który był dyrygentem, a osobą, która samą swoją postawą powodowała, że inni za nim szli. Nie musiał nic mówić.

Dużą rolę w piłkarskiej przygodzie Kuby odegrały turnieje, bo podczas jednego z nich został wypatrzony i jego kariera nabrała rozpędu.

– Myślę, że tak. To pozwoliło mu wyjść poza powiat. Pokazać się dalej. To było okno na świat.

Takie roczniki jak 1999 brały udział w tylu rozgrywkach, że trudno chyba przeoczyć największe perełki?

– Obecnie jestem trenerem kadry rocznika 2008. Trenerzy samoczynnie dzwonią do mnie, na kogo warto spojrzeć, bo zobaczyli kogoś na turnieju. Znaleźć wybitnych zawodników jest dziś dużo łatwiej, trudniej znaleźć taki przykład, że ktoś by się wyróżniał, a nikt go nie dostrzegł.

W Polsce odbywa się największy w Europie turniej dzieci – „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku„. Brał pan też w nim udział?

– Kiedyś w Kluczborku, na finałach ogólnopolskich, byłem koordynatorem turnieju. Nie brałem w Turnieju niestety udziału jako trener. Ale przez rozgrywki „Z Podwórka Na Stadion o Puchar Tymbarku” przewinęło się mnóstwo fantastycznych zawodników. W Kluczborku pamiętam choćby rocznik 2002 z Filipem Marchwińskim, który reprezentował Wielkopolskę.

Zebranie tych wyróżniających się w jednym miejscu to duże skautingowe ułatwienie dla trenerów kadr wojewódzkich?

– Oczywiście. W jednym miejscu gromadzi się zawodników najbardziej wybitnych. Dla nas to mega ułatwienie. Nie trzeba jeździć po mniejszych miejscowościach i szukać perełek, Turniej skupia najlepszych graczy.

Kuba Moder również walczył o Puchar Tymbarku…

– Zgadza się, to było już dekadę temu, w Błażejewku koło Poznania reprezentował barwy Szkoły Podstawowej z Drawska.

Ale na tamtym etapie nie udało mu się osiągnąć jeszcze wielkich sukcesów.

– Ja nie prowadziłem tej drużyny, opiekowali się nią trenerzy-wuefiści ze szkoły, ale wielkich sukcesów w tamtym turnieju faktycznie nie było.

Wtedy nie dotarł na Stadion Narodowy, myśli pan, że jeszcze dotrze?

– (śmiech) Oby. Bardzo mocno trzymam za to kciuki. To potwierdzi pracę, którą wykonał. Towarzyszenie temu wszystkiemu pozwala zauważyć, że człowiek nabiera doświadczenia. Widzę, która droga jest lepsza w rozwoju szkoleniowym zawodników. Doświadczenie tej współpracy na pewno będzie procentować. Czy Kuba wystąpi na Narodowym? Nie chcę wybiegać w przyszłość, dziś wygląda bardzo obiecująco, oby kontuzje go omijały. Jest na to spora szansa, jeśli będzie brnął w to co robi dalej z taką pasją, do jakiej zdążył wszystkich przyzwyczaić.

A do czego pan dąży? Od lutego jest pan w Lechu analitykiem?

– Tak, pomagam w analizie indywidualnej we wronieckiej części akademii.

Chce pan pójść w analityczną stronę trenowania?

– Umiałem to robić, ale bardzo mocno chciałem być pierwszym trenerem. Moja droga z Lechem połączyła się, klub zaproponował mi taką pozycję i nie mogłem odmówić. Docelowo jednak nie chciałbym być analitykiem, bo bliżej mi do ławki.

Czym jest analiza indywidualna?

– Wyznaczamy jednego zawodnika, zakładamy np. grę na pozycjach 2 i 7 w bocznym sektorze boiska. Trener określa drogę, jaką mamy się kierować i z jakiej perspektywy patrzy na zawodnika. I na podstawie fragmentów wideo, które potem analizujemy, pierwszy trener dostaje informację od nas, jak to wyglądało.

Skąd czerpie pan inspiracje, jeżeli chodzi o poszczególne charakterystyczne i pożądane zachowania zawodników na określonych pozycjach?

– W ostatnim czasie inspirują mnie głównie Liverpool i Borussia Dortmund. Natomiast każdy mecz na poziomie najlepszych lig, daje kolejne wnioski. Analizując spotkania Atletico czy Bayernu, klatka po klatce, człowiek zapamiętuje fragmenty i zauważa co jest nie tak ze strukturą formacji czy w poczynaniach indywidualnych.

Macie z Kubą ciągle kontakt, pomaga pan mu i podsyła jakieś fragmenty wideo związane z taktyką indywidualną właśnie?

– Ostatnio podesłałem mu właśnie Juliana Weigla, zawodnika Benfiki Lizbona, w przeszłości piłkarza Borussii. Gra on na podobnej pozycji co Kuba, więc przesłałem mu pracę głową Niemca przed wykonaniem długiego podania z pozycji numer 6. Ostatnio Kuba miał sporo przestrzeni właśnie na „szóstce”. Chciałem pokazać mu coś nowego, przypomnieć. Żeby rzucił okiem w międzyczasie. Czy dziś Kuba korzysta z takich informacji? Tego nie wiem, ale wysyłam (śmiech). Mamy kontakt, ale trzeba pamiętać, że w relacjach trener-zawodnik rozstaliśmy się już sześć lat temu.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. FotoPyK, Arkadiusz Adach