Niechciani #01 – FC Barcelona

Od jednych oczekiwano, że zastąpią w przyszłości największych, od drugich, że zostaną po prostu solidnymi zawodnikami. W nowym cyklu pt. „Niechciani” chcemy co sobotę przeanalizować transfery młodych zawodników z największych klubów świata. W ostatnich latach. Dlaczego im nie wyszło? Czy poradzili sobie w nowych barwach?

Niechciani #01 – FC Barcelona

Szkoda, że piłkarze grają maksymalnie do 40. roku życia, bo Barcelona dalej opierałaby swój środek pola na tercecie Xavi-Iniesta-Busquets. „Blaugrana” posiada jedną z najlepszych akademii piłkarskich na całym globie, ale ostatnio rzadko zdarza się, żeby któryś z młodych zawodników dostał poważną szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności.

Nie będziemy wybiegać daleko w przeszłość, skupimy się tylko na minionej dekadzie. Zaczynamy więc od sezonu 2010/2011, gdy trenerem zespołu był jeszcze Pep Guardiola. Wspomnimy tych najciekawszych, za których zapłacono względnie duże pieniądze lub, wobec których były spore oczekiwania. Wszystkich łączy jedno – w Barcelonie sobie nie poradzili.

Kerrison (14 mln euro, 0 meczów)

Kojarzycie gościa? Wielki talent z Brazylii, który w 2008 roku został uznany za objawienie rodzimej ligi. Jak już to bywa z zawodnikami z Ameryki Południowej, czasami okazuje się, że błyszczeć to oni potrafią tylko na imprezach, ewentualnie – na boiskach we własnym kraju.

Barcelona zapłaciła za młodego napastnika 14 mln euro, więc wcale nie tak mało. Ciężko powiedzieć, by był to mądry zakup, ponieważ Kerrison… nie wystąpił w żadnym oficjalnym spotkaniu klubu z Katalonii. Był wypożyczany do Włoch, Portugalii oraz Brazylii, a ostatecznie wrócił do Cortiby.

Bojan Krkić (wychowanek, 163 mecze)

Przypadek Hiszpana będzie różnił się od prawie wszystkich innych. Wychowanek „La Masii” zdobył z klubem wszystkie istotne trofea, zagrał w ponad 160 spotkaniach, strzelił 41 goli i zanotował 19 asyst.

Wielu chciałoby tyle osiągnąć, ale oczekiwania wobec Bojana były duże większe – to w nim upatrywano człowieka, który miałby przejąć schedę po Leo Messim. Do Argentyńczyka nie udało mu się ostatecznie zbliżyć, nawet nie był blisko.

Sprzedano go w wieku 20 lat do Rzymu, ale dwa lata później wrócił do Hiszpanii. Pograł w AS Romie, Milanie czy Ajaxie Amsterdam, ale od transferu do Stoke City było już tylko coraz gorzej.

Isaac Cuenca (wychowanek, 30 meczów)

Gdy grał, wypadał naprawdę przyzwoicie (4 gole i 12 asyst w 30 występach), ale problemem było to, że na jego miejsce byli inni, lepsi piłkarze.

„Blaugrana” chciała go odbudować w stolicy Holandii, ale ten pomysł się nie udał i latem 2014 roku odszedł za grosze do Deportivo La Coruña. Wspomniany wcześniej Krkić jeszcze próbował coś z kariery wykrzesać i dzisiaj gra w MLS, ale Cuenca rozmienił się na drobne – obecnie jest zawodnikiem 15. drużyny ligi japońskiej – Vegalta Sendai.

Gerard Deulofeu (wychowanek, 23 mecze)

Więcej czasu spędził na rehabilitacjach niż na boisku, co nigdy nie pozwoliło mu pokazać pełni potencjału. Szkoda, bo pozwoliłoby mu to na grę w trochę lepszym klubie, a nie włoskim Udinese.

Barcelona również miała wobec niego oczekiwania, lecz nie otrzymywał wielu szans, żeby mógł im sprostać. Jego licznik występów w niebiesko-czerwonych barwach zatrzymał się na 23 meczach. Mogło i powinno ich być znacznie więcej.

Rafinha (wychowanek, 90 meczów)

Wczoraj zadebiutował w Paris-Saint Germain i od razu zanotował asystę. Miniony sezon spędził na wypożyczeniu w Celcie Vigo, wcześniej był m.in. w Interze Mediolan.

Może powiedzieć, że wygrał w klubowym futbolu praktycznie wszystko, ale to przecież nie dzięki niemu „Duma Katalonii” sięgała po trofea. Wystąpił w 90 spotkaniach klubu z Hiszpanii, w których zdobył 12 goli oraz zanotował 8 asyst. Nie ma wstydu, ale powodów do zachwytu też nie.

Alen Halilović (5 mln euro, 1 mecz)

28 minut w Copa Del Rey – tak wygląda cały dorobek Chorwata w klubie, w którym miał wyrosnąć na wielką gwiazdę. Każda minuta spędzona przez 24-latka na boisku kosztowała Barcelonę ok. 178 tys. euro – słyszeliśmy już o lepszych inwestycjach.

Całkiem nieźle radził sobie na wypożyczeniu w Sportingu Gijón i była opcja, że jeszcze nie wszystko stracone. Nawet, gdyby nie poradził sobie w drużynie 26-krotnych mistrzów Hiszpanii, to dobre występy w La Liga mogły spowodować, że pojawi się za niego jakaś ciekawa oferta.

Zgłosił się Hamburger SV. Odszedł za tyle, za ile przyszedł, więc odliczając pensję, transakcja wyszła na zero. Jeszcze cała kariera przed nim, a obecnie nie ma nawet klubu…

Munir El Haddadi (wychowanek, 56 meczów)

Rzadko się zdarza, żeby „Duma Katalonii” oddawała jakiegoś młodego zawodnika i ten wychodził potem na ludzi, ale tak jest w przypadku Hiszpana.

Nie zawodził w Valencii, z Sevillą wygrał niedawno Ligę Europy, a w tym sezonie La Liga, po rozegraniu trzech meczów, może się już pochwalić bramką i asystą.

Czy odejście z Barcelony spowodowało, że zaczął dobrze grać? Nie do końca, bo w niej też radził sobie bez tragedii. Skoro teraz w ataku może występować tam Martin Braithwaite, to Munir też by mógł.

Oni również zostali wypożyczeni/odeszli w młodym wieku: Denis Suárez (1,5 mln euro, 71 meczów), Sandro Ramírez (wychowanek, 32 mecze), Sergi Samper (wychowanek, 13 meczów), Marlon (5 mln euro, 3 mecze), Carles Aleñá (wychowanek, 39 meczów), Juan Miranda (wychowanek, 4 mecze), Marc Cucurella (wychowanek, 1 mecz), Moussa Wagué (5 mln euro, 6 meczów), Carles Pérez (wychowanek, 13 meczów), Jean-Clair Todibo (1 mln euro, 5 meczów), Emerson (12 mln euro, 0 meczów), Monchu (wychowanek, 1 mecz).

***

Często zarzuca się Barcelonie, że nie promują zawodników z własnej akademii, o których mówi się, że mają duży potencjał, ale jak przeanalizowaliśmy wszystkie transfery wychodzące z klubu, okazuje się, że… „Duma Katalonii” miała wobec tych, których „odpala” rację. Wyszło na to, że to nie byli piłkarze, którzy nadawaliby się do gry w tym zespole.

Naprawdę, aż dziwne wydaje się to, że praktycznie każdy z piłkarzy po odejściu z klubu, nie potrafił odnaleźć się w nowych warunkach i lądował na peryferiach futbolu. Jeszcze, gdyby byli w stanie odnaleźć się europejskich średniakach, to byśmy zrozumieli, zamiast tego – wyjeżdżają na inny kontynent lub pozostają bez klubów.

Nie zapowiada się, żeby któryś z wychowanków miał być w najbliższym czasie następcą Leo Messiego i… może tak będzie lepiej. Zbyt duża presja wielu w przeszłości poważnie już zaszkodziła.

Fot. Newspix