„Wolę przegrać mecz, ale być wierny swojej filozofii”

Niewielu znaleźlibyśmy w Polsce trenerów (no dobra – może w ostatnich latach nieco więcej), którzy woleliby przegrać spotkanie, ale pozostać wierni swojej filozofii. Tomasz Fojut, szkoleniowiec Chojniczanki Chojnice U-17, łączy pracę trenera… ze służbą w wojsku. Jak wygląda jego wizja futbolu? Kto go ukształtował? Co jego zdaniem najbardziej rozwija zawodników? 

„Wolę przegrać mecz, ale być wierny swojej filozofii”

Chciałbym zacząć ten wywiad nietypowo. Od tematu Sił Powietrznych.

– Jestem żołnierzem. Mamy chyba takie tradycje rodzinne. Tata też nim był, brat jest nim ciągle. Chyba już od dziecka więź z wojskiem zakorzeniła się w mojej głowie. Wychowywałem się na osiedlu wojskowym, więc chyba bycie żołnierzem było mi pisane. Nie ukrywam, że noszenie munduru jest dla mnie czymś szczególnym.

Ciężko jest panu łączyć pasję do piłki nożnej ze służbą w wojsku?

– Oczywiście, że tak. Codzienne zmagania w służbie oraz treningi pięć razy w tygodniu wymagają ode mnie dużej dyscypliny pracy, dobrej organizacji… oraz wielu wyrzeczeń. Na szczęście w codziennej służbie znajduję czas, aby zadbać o swoją sprawność fizyczną, a co za tym idzie – o zdrowie, więc czuję się świetnie. Wydaje mi się, że obie funkcje realizuję na dobrym poziomie. Oczywiście, na tym wszystkim cierpi troszeczkę rodzina, bo wiadomo, że w domu nie jestem zbyt często, ale na szczęście są bardzo wyrozumiali i stale mnie wspierają. Muszę przyznać, że byłem już bliski rezygnacji ze służby, aby poświęcić się w stu procentach piłce nożnej, ale ostatecznie zdecydowałem się zostać i bardzo się z tego powodu cieszę.

Słyszałem, że od małego chciał pan zostać trenerem, a nie piłkarzem. Naprawdę tak było?

– Pierwszą myślą było, żeby oczywiście zostać piłkarzem, a po skończeniu kariery – zająć się trenowaniem. Niestety, kariery piłkarskiej nie było, więc szybko zacząłem się rozwijać jako trener. W wieku ośmiu lat trafiłem do MKS-u Chojniczanka Chojnice i całą swoją piłkarską przygodę spędziłem właśnie w tym klubie. Jako dziecko nie wyróżniałem się fizycznie, ale wyglądałem dobrze pod względem technicznym. Jeżdżąc na różnego rodzaju konsultacje kadry wojewódzkiej, zauważyłem, że zawodnicy o podobnym profilu nie są zbyt często brani pod uwagę. Liczyły się przede wszystkim warunki fizyczne i zapewnienie wyniku na tu i teraz. Doświadczenia z młodości poniekąd ukształtowały mnie jako trenera. Obiecałem sobie, że nie będę oceniał zawodników przez pryzmat fizyczności, lecz umiejętności typowo piłkarskich.

I takim trenerem pan został.

– Najlepiej byłoby zapytać o to zawodników, ale wydaje mi się, że ten, kto kiedykolwiek widział nasz mecz, może powiedzieć, że drużyny, które prowadziłem, zawsze chciały grać w piłkę, bez względu na to z kim się mierzyły oraz jaka była stawka spotkania. Nasz sposób gry nigdy się nie zmienia, chcemy zawsze być przy piłce, reżyserować grę, dominować przeciwnika, podejmować odważne decyzje. Uważamy, że tylko grając w ten sposób zawodnik będzie się rozwijał i nie ma znaczenia, jakie ma predyspozycje i na jakiej pozycji będzie występował. W piłce młodzieżowej nie można iść na kompromis, nie można grać w prymitywny sposób ukierunkowany na czekaniu, aż przeciwnik straci futbolówkę i w tym momencie przeprowadzić kontratak. Piłka nożna to gra przypadku, a ja nie akceptuję przypadków.

Po materiałach, które wrzuca pan do sieci, widać, że pana podopieczni chcą grać w piłkę. Jak pan ocenia poziom ligi wojewódzkiej, w której bierzecie udział? Jest na tyle niski, że możecie grać w ten sposób bez ryzyka?

– Poziom jest zróżnicowany, jak we wszystkich rozgrywkach. Wydaje mi się, że większość drużyn ma w swoich szeregach bardzo dobrych piłkarzy, lecz sposób gry tych drużyn czasami nie pozwala im pokazać na boisku pełni swoich umiejętności. Często zespoły grają tak, aby nie przegrać, jakby miejsce w tabeli miało największe znaczenie. Wielu trenerów myśli o sobie, a nie o rozwoju tych chłopaków. Oczywiście, grając w ten sposób, bardzo ryzykujemy, często moi środkowi obrońcy stoją na połowie rywala, więc za ich plecami jest sporo miejsca. Zdarza się, że ktoś przez przypadek kopnie piłkę zbyt mocno do tyłu, może stracimy wtedy bramkę, a nawet przegramy mecz, ale ja wierzę, że grając konsekwentnie, odważnie, tworząc środowisko do rozwoju – moi zawodnicy zrobią spore postępy.

Wyróżniacie się swoim stylem w lidze?

– Najlepiej byłoby zapytać o to trenerów drużyn, które miały okazję się z nami zmierzyć. Uważam, że jesteśmy w lidze zespołem, który najczęściej jest przy piłce, najczęściej atakuje, a przede wszystkim – zawsze gra tak samo, bez względu na to, z kim gramy.

Czyli rywale wiedzą, że jak przyjedzie Chojniczanka, to będzie masa podań i efektowna gra?

– Myślę, że już jesteśmy z tego znani. Bez przerwy powtarzam swoim zawodnikom, że do Chojnic może przyjechać nawet Barcelona, a nasz styl nie może się zmienić, nie możemy zdradzić swojej tożsamości, nie możemy wahać się w tym, co robimy – chcemy postrzegać futbol poprzez ciągłą chęć bycia przy piłce. Bez względu na to, jaki rocznik prowadziłem, czy chłopcy byli w pierwszej klasie podstawówki, czy kończyli liceum, ta myśl zawsze była przy mnie, nie potrafiłbym i nie chciałbym grać w inny sposób. Nie odnalazłbym się w klubie, w którym liczy się tylko wynik, a jakość gry jest nieistotna. Piłka nożna to spektakl dla kibica, ludzie nie chcą oglądać meczów, żeby się przy nich nudzić.

Ważne jest też to, że zespół tak gra, bo pan chce, żeby tak grali.

– Narzucenie swojego sposobu gry zawodnikom nie było trudne, każdy przecież chce mieć istotny wpływ na to, jak wygląda obraz gry jego zespołu. Masz piłkę? Jesteś szczęśliwy, rozwijasz się. Pamiętam swoje pierwsze mecze, grałem na boku obrony i zdarzało się, że dotknąłem piłkę ze trzy razy w całym spotkaniu. Moja drużyna mogła wygrać 5:0, a ja przychodziłem do domu i nie byłem z tego powodu zadowolony – czułem, że się nie rozwijam. Może to źle zabrzmi, ale teraz wolałbym przegrać mecz, grając odważnie, niż wygrać dzięki pasywności.

Czy wszystkie zespoły młodzieżowe w Chojniczance tak grają?

– W grupach młodzieżowych mamy jedną zasadę – unikamy bezpiecznej gry. Chcemy podejmować ryzyko, grać kombinacyjnie. Oczywiście, nie zawsze przeciwnik na to pozwala, ale nasze zasady nie powinny być naruszane. Mamy świetnych trenerów, wszyscy chcą się rozwijać, podchodzą z pasją do tego, co robią. W niektórych rocznikach nie wygląda to (sposób gry – dop. red.) jeszcze tak dobrze, ale najważniejsze, że szkoleniowcy są konsekwentni w działaniach, ponieważ tylko to przyniesie pożądane rezultaty.

Nie ukrywajmy, że do takiej gry trzeba też mieć odpowiednich wykonawców, bo nie każdy zespół może grać w ten sposób.

– Zgodzę się, czym lepiej przygotowani zawodnicy pod względem technicznym oraz taktycznym, tym obraz gry będzie wyglądał lepiej oraz łatwiej o dobry końcowy rezultat. Jak już wspomniałem, dla mnie nie ma kompromisu – nawet słabsze drużyny posiadają w swoich szeregach zawodników, którzy mogą grać na wysokim poziomie. To właśnie dla nich warto zapewnić odpowiednie środowisko do rozwoju. Wybijając piątkę od bramki, walcząc o dwie piłki w meczu, ci zawodnicy nie będą się rozwijać. Nie możemy też zapomnieć o chłopakach, którzy w tym momencie jeszcze nie są na tak wysokim poziomie, ale jeżeli co tydzień będą grać bezpiecznie, to ich rozwój już zupełnie stanie w miejscu. Dlatego warto w szkoleniu nie myśleć tylko o sobie i „obudowie” swojego ego przez pryzmat wyniku, lecz cierpliwie i konsekwentnie uczyć zawodników gry w piłkę.

Rozumiem, że na treningach poświęcacie właśnie dużo czasu na grę podaniami i małe gry?

– Stanowię jednoosobowy sztab szkoleniowy, więc nie jest łatwo. Ważne, aby budować świadomość zawodników i pracę nad własną sylwetką zostawić każdemu z nich. Staram się na treningu stwarzać środowisko, które ma miejsce podczas meczu. Najczęściej są to gry na małej przestrzeni i zawsze w tych grach występują problemy, które chłopcy muszą sami rozwiązać. Podczas zajęć mało się odzywam, bardziej skupiam się na obserwacji. Nie ćwiczymy żadnych schematów rozegrania stałych fragmentów, nie biegamy po lasach. Przygotowuję zajęcia tak, żeby rywalizacja podczas nich była jeszcze większa niż w trakcie meczu.

Każdemu trenerowi zadaję pytanie: rozwój czy wynik, ale w pana przypadku… nie ma ono chyba za bardzo sensu.

Z większości waszych spotkań przygotowuje pan skrót, który każdy może obejrzeć na YouTube. Pana zawodnik ma obowiązek obejrzeć taki materiał i samemu wyciągnąć z niego wnioski?

– Nie. Moi zawodnicy mają 15-16 lat i uważam, że w tym wieku, to oni muszą sami chcieć obejrzeć taki filmik. Materiały przygotowuję dla nich, ale czy oni z nich skorzystają, to już jest indywidualna sprawa. Tak samo podchodzę do zadań domowych. Chcesz być lepszym zawodnikiem? To trenuj. Masz słabszą lewą nogę? To zostań po treningu. Przez pandemię nie możesz uczestniczyć w zajęciach? Ćwicz w domu. Nakazy w tym wieku nic nie dają, zawodnicy muszą sami tego chcieć.

Odbył pan staże m.in. w Lechu Poznań, Lechii Gdańsk, Dynamie Kijów i Szachtarze Donieck. Czego się pan podczas nich nauczył?

– Każdy wyjazd na staż to cenna lekcja dla trenera. Z każdego takiego wyjazdu można coś dla siebie wyciągnąć. Żałuję, że mam tak mało czasu na podróże i spotkania z innymi trenerami, bo takie spotkania na pewno dużą dają.

Na swoim profilu na Twitterze ma pan ustawione zdjęcie w tle, na którym widać Marcelo Bielsę, Johan Cruijffa i Pepa Guardiolę. To na nich się pan wzoruje?

– Każdy z tych trenerów miał jakiś wpływ na to, jak postrzegam piłkę nożną. Mam szczęście, że co tydzień mogę inspirować się, oglądając mecze Guardioli oraz Bielsy w Premier League, a przed tygodniem obaj panowie nawet stanęli naprzeciw siebie.

Co skłoniło pana do stworzenia projektu „Football Mind – Indywidualny Trening Piłkarski”?

– Jako trener chcę się stale rozwijać, a praca trenera indywidualnego pozwala mi trenować chłopców z różnych kategorii wiekowych. Mam nadzieję, że nie tylko ja czerpię z tych zajęć, ale również sami zawodnicy.

Zaliczył pan również krótki epizod w piłce seniorskiej.

– Od czołowych akademii w kraju nie otrzymałem żadnej oferty, ale ogólnie – różne propozycje pracy na stanowisku trenera się pojawiały. Na tę chwilę skupiam się na pracy w Chojnicach.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Tomek Fojut/Facebook