CLJ-ka od środka: „CLJ to idealne miejsce do rozwoju utalentowanych trenerów”

W ostatnich tygodniach coraz częściej przekładane są mecze w Centralnej Lidze Juniorów. Dochodzi do sytuacji, że drużyny nie rozgrywają żadnego spotkania przez nawet trzy tygodnie, a następnie wchodzą w cykl meczów co dwa-trzy dni. Jak to wpływa na system pracy drużyny? Czy go zaburza? Czy nie lepiej byłoby w ogóle nie grać? O aktualnej sytuacji w CLJ na przykładzie Korony Kielce porozmawialiśmy z jej trenerem, Pawłem Czają.

CLJ-ka od środka: „CLJ to idealne miejsce do rozwoju utalentowanych trenerów”

Wczoraj zostało rozegrane zaległe spotkanie 9. kolejki CLJ między Koroną Kielce a Zagłębiem Lubin. Wygraliście z wymagającym rywalem 2:0 i wydostaliście się ze strefy spadkowej. Czy można użyć takiego sformułowania, że potrzebowaliście tego zwycięstwa jak tlenu?

– Ciężko się z tym nie zgodzić. Ostatnie mecze wyjątkowo nie układały się po naszej myśli. Doznaliśmy czterech porażek z rzędu i znaleźliśmy się w strefie spadkowej. Trzech punktów potrzebowaliśmy jak tlenu. I udało się je zdobyć z bardzo wymagającym przeciwnikiem, jakim jest Zagłębie Lubin. To jest drużyna, która w moim odczuciu będzie walczyć o mistrzostwo w CLJ. Tym bardziej cieszy mnie to, że moi zawodnicy z determinacją i konsekwencją dążyli do tego, żeby trzy punkty zostały w Kielcach. I to się udało, z czego jestem bardzo zadowolony, brakowało nam punktów. To zwycięstwo daje nam kopa na kolejne spotkania. W niedzielę gramy z Hutnikiem Kraków, a we wtorek czeka na nas Górnik Zabrze, następnie mierzymy się z Legią Warszawa. Terminarz jest bardzo mocno napięty, z uwagi na przekładanie spotkań.

Jaki był plan na ten mecz?

– Wiedzieliśmy, że Zagłębie to drużyna, która dysponuje dużą jakości indywidualnych zawodników. Musieliśmy się przeciwstawić im zespołowością. I tak się ustawiliśmy na nich. W założeniu nie było nastawienia w pełni na kontratak, ale dawaliśmy im głęboko rozgrywać piłkę, zamykając środkową strefę boiska. W pierwszej połowie mieliśmy z tym spory problem, bo Zagłębie tworzyło sytuacje poprzez środkową strefę. Też mieli swoje akcje w tym meczu i mogli wyjść na prowadzenie, ale dobrze w bramce spisywał się Mikołaj Drej. To był mecz, który mógł się różnie potoczyć w pierwszej połowie, gdyby Zagłębie pierwsze zdobyło gola – mogłoby to inaczej wyglądać w dalszej części meczu. A to my wyszliśmy jako pierwsi na prowadzenie. Uważam, że druga połowa była znacznie lepsza w naszym wykonaniu, jeśli chodzi o organizację gry, agresję i liczbę odbiorów w środkowej strefie boiska. Nie pozwoliliśmy rywalom na stwarzanie sytuacji podbramkowych. Organizacja naszej gry była zdecydowanie lepsza niż w pierwszej. Muszę za to chłopaków pochwalić, bo odpowiednio zareagowaliśmy i ustaliliśmy pewne rzeczy. I to zafunkcjonowało w drugiej części gry.

W przerwie trener mocno zwrócił uwagę na to, że są luki w środkowej strefie, gdzie Zagłębie swobodnie przechodzi, a następnie stwarza dogodne sytuacje bramkowe?

– Nie chciałbym wchodzić mocno w szczegóły, jeżeli chodzi to, co robiliśmy w szatni. Chłopcy dostali instrukcje – co nie funkcjonowało w pierwszej połowie i na czym trzeba skupić się w drugiej. I to realizowali. Myślę, że to był jeden z pozytywów, który pozwolił nam odnieść zwycięstwo.

Drugi gol w tym meczu padł po szybko rozegranym rzucie wolnym przez Szymona Płocicę. Czy to jest element, który ćwiczycie na treningach, żeby zaskakiwać rywali – szybkie wznowienia? Czy w tym przypadku mówimy o inwencji twórczej autora zagrania?

– Generalnie, to my chcemy być bezpośredni w ataku. To jest coś, czego nie ukrywamy. Jeśli jest możliwość zaatakowania w pierwsze tempo – próbujemy to robić. Rzut wolny, wyrzut z autu lub akcje po przechwycie – to są przykłady na bezpośredni atak. Nie zawsze robimy to poprzez długie budowanie akcji, z wymienianiem sporej liczby podań. W drugiej połowie też była taka sytuacja, gdzie Miłosz Strzeboński obsłużył Huberta Zwoźnego, wykonując szybko rzut wolny. Chłopaki próbują to realizować, a dzięki temu mamy korzyści. To jest fajne, że żyją tym meczem i potrafią szybko odczytywać sytuacje boiskowe. Tak też było w tym przypadku, co w efekcie dało nam bramkę.

Macie za sobą dziewięć rozegranych meczów w tym sezonie CLJ. Jak na ten moment ocenia trener postawę swojego zespołu w lidze? Przybliżę tylko statystyki: 11. miejsce, 10 punktów, 3 zwycięstwa, 1 remis i 5 porażek, bilans bramkowy: 18:18.

– Umówmy się, CLJ jest specyficzną ligą. W każdym sezonie może się wszystko zmienić o 180 stopni. Bo to są zawsze nowe roczniki, nowi zawodnicy, których trzeba poznać. Pod nich należy też narzucić swój konkretny plan. Tak, jak inni trenerzy też uczą się swoich drużyn, zachowań zawodników na boisku i poza nim. My też musimy patrzeć na tych chłopaków: jak pracują na treningach i jak się rozwijają. Pod to układamy plan meczowy. Wracając do pytania, początek mieliśmy nawet niezły. Bo wygraliśmy mecz z Cracovią w drugiej kolejce (4:3 – przyp. red.), następnie pokonaliśmy Jagiellonię w Białymstoku (4:2). Później złapaliśmy zadyszkę, gdzie zdarzały się słabsze mecze. Z Gwarkiem Zabrze (2:2) czy Arką Gdynia (1:2) prowadziliśmy grę, a nie potrafiliśmy tych meczów wygrywać. W moim odczuciu powinniśmy mieć zdecydowanie więcej punktów. Jednak znaleźliśmy się w dość niekomfortowym położeniu. Przed meczem z Zagłębiem byliśmy w strefie spadkowej. To jedno zwycięstwo nie zmienia jednej rzeczy – musimy pracować na kolejne punkty, żeby złapać pewien komfort i luz w graniu. Jeżeli drużynie nie idzie – zaczyna seryjnie przegrywać. Mamy za sobą cztery porażki z rzędu. To siedzi w naszych głowach. Zwycięstwa zawsze będą budowały morale, natomiast patrząc na te 9 kolejek, powinniśmy być wyżej w tabeli. Potencjał drużyny – nie chcę mówić, że to nie są chłopcy, którzy w przyszłości mogą zaistnieć w poważnej piłce, bo są. Mamy takie jednostki w drużynie, które są w stanie przy sprzyjających okolicznościach, rozwoju – zaistnieć w seniorskiej piłce. Natomiast patrząc na potencjał całej grupy – nie jest to drużyna, która będzie grała o mistrzostwo Polski. Mamy swoje cele, chcemy punktować i być charakterystycznym zespołem w każdym kolejnym meczu. Do tego dążymy. A punkty, które mamy obecnie na koncie, nie odzwierciedlają potencjału tej grupy.

A czy potencjał tej grupy jest większy od tego, który miał trener w zeszłym sezonie w CLJ U-18?

– Nie chciałbym oceniać rocznika za rocznikiem. Patrząc na poprzedni sezon, była to drużyna, która przy odrobinie szczęścia mogła sięgnąć po medal mistrzostw Polski. Był taki moment, gdzie niewiele nam brakowało, żeby zadomowić się w TOP 3 ligi. To też daje obraz tego, że mogliśmy być drużyną wiodącą w tej lidze. W tym sezonie nasza drużyna stanowi nieco inne oblicze, co też sugeruje sama tabela. To trochę odzwierciedla możliwości obu grup. Nie chcę też ujmować chłopakom, z którymi teraz pracuję. Jest to grupa bardziej zróżnicowana niż poprzednia, jeżeli chodzi o personalia i umiejętności. W tamtej grupie była większa rywalizacja, z uwagi na fakt, że byli to zawodnicy na podobnym poziomie. 

Czy z uwagi na pozytywne wyniki testów na koronawirusa w pierwszym zespole, będzie miało to też przełożenie na drużynę juniorów? Mecz z Hutnikiem Kraków zostanie przełożony?

– Pierwszy zespół jest odizolowany. Nie ma u nas zawodników, którzy w ostatnim czasie uczęszczali na treningi pierwszego zespołu. Niezależnie od nich trenujemy, w zupełnie innym miejscu. Nie mamy z nimi na co dzień kontaktu. Na ten moment sytuacja wygląda tak, że mecz z Hutnikiem Kraków się odbędzie.

W ostatnich tygodniach coraz częściej przekładane są mecze w CLJ, co też was bezpośrednio dotknęło. Czy wam to mocno przeszkadza w pracy z zespołem?

– Bardzo przeszkadza, z prostego punktu widzenia – przed meczem z Wisłą Kraków w Myślenicach, nie rozegraliśmy żadnego meczu przez trzy tygodnie. W tym momencie sezonu jest to rzecz, która strasznie przeszkadza, jeżeli chodzi o budowanie mikrocykli tygodniowych czy rytm meczowy. Tym bardziej, że nie możemy wypełniać tej luki meczami kontrolnymi. Siłą rzeczy mieliśmy z tym kłopot. Z drugiej strony patrząc na najbliższy czas, mamy do rozegrania pięć spotkań w dwa tygodnie. Dawka spotkań jak w Premier League. Teraz też musimy inaczej podejść do tego okresu, niż w normalnym mikrocyklu treningowym. W niedzielę gramy z Hutnikiem Kraków, a we wtorek czeka nas już Górnik Zabrze, potem Legia Warszawa. Można rzec, że jest to dość intensywny maratonik. Musimy zwracać szczególną uwagę na chłopaków – jak będą reagować na jednostki meczowe i ew. podejmować decyzje o jakichś rotacjach. Myślę, że jest to nieuniknione w tym przypadku.

Trenera zdaniem, są oni gotowi, aby wejść w taki intensywny rytm meczowy? Tak, jak trener wspominał, mieliście trzy tygodnie przerwy, a teraz gracie, co dwa-trzy dni.

– To, czy są na to gotowi, będziemy w stanie zweryfikować po rozegraniu tego okresu. Zobaczymy, wtedy, jak będziemy wyglądać. W meczu z Zagłębiem prezentowaliśmy się dobrze pod względem fizycznym, gdzie byliśmy po meczu z Wisłą Kraków, który nas też dużo kosztował. Z tym, że były to nieco inne zespoły, doszło do kilku rotacji między jednym a drugim meczem. Teraz trzeba zobaczyć, jak będą reagować, gdy wejdą na wyższe obciążenia, kiedy przerwa między meczami jest krótka. To da nam odpowiedzi, jak oni znoszą ten okres. Bo okres przygotowawczy też był bardzo specyficzny, więc przed nami wiele znaków zapytania. 

W jaki sposób zagospodarowaliście czas bez spotkań ligowych?

– Musieliśmy ten czas zagospodarować treningowo. Intensywność treningów była wyższa w momencie, gdy wiedzieliśmy, że nie zagramy kolejnego meczu. Zatem mogliśmy sobie pozwolić na to, żeby mikrocykle były bardziej intensywne. Bo wiedzieliśmy, że mamy więcej czasu na odpoczynek. Praca, którą wykonaliśmy w przerwie w rozgrywkach będzie procentować w tym zwariowanym okresie, który czeka nas w najbliższym czasie.

Jak teraz będzie wyglądał wasz tydzień treningowy? Siłą rzeczy, jednostek treningowych będzie mniej? 

– Nie tyle, co mniej, ale musimy zmienić intensywność zajęć w porównaniu do tego, co robiliśmy w ostatnim czasie. Mogliśmy wtedy podnieść intensywność treningów, bo był czas na regenerację, a teraz tego nie będzie. Będziemy dochodzić do siebie – z meczu na mecz. Treningi będą mniej intensywne i tak musimy podchodzić do tego okresu. Naszym wyznacznikiem jest mecz, który jest dla nas najważniejszy. Zawodnicy mają dobrze wyglądać w spotkaniu ligowym.

Jak będą wyglądały wasze najbliższe dni w kontekście przygotowań do niedzielnego meczu z Hutnikiem?

– W czwartek trening typowo regeneracyjny z elementami odnowy biologicznej. I przygotowujemy się do meczu z Hutnikiem. Możemy dwa pełne dni poświęcić na te aspekty, które nie funkcjonowały. Na tym się skupimy, bo do niedzielnego starcia w Krakowie nie przewidujemy mocniejszego treningu. Będziemy pracować nad stałymi fragmentami gry, taktyką i tymi rzeczami, które u nas kuleją. To jest nasz plan na najbliższe spotkanie.

W ostatnim czasie w CLJ mamy taką tendencję, że po dwa-trzy mecze są przekładane na inne terminy, z uwagi na zagrożenie epidemiologiczne. Czy trener zdaniem będzie tak to wyglądało do końca sezonu? Czy obawia się pan, że w pewnym momencie zostaną rozgrywki zawieszone?

– Boję się tego rozwiązania. Aczkolwiek patrząc na sytuację epidemiczną w kraju, jest to coraz bardziej realny scenariusz. Umówmy się, że nikt nie będzie patrzył na to, żeby CLJ-ka dokończyła sezon, gdy dookoła dzieją się dużo poważniejsze rzeczy, które spychają sport na drugi plan. Obawiam się, że wcześniej lub później rozgrywki zostaną zawieszone. Mam nadzieję, że jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, czego nie chciałbym, uda się szybko wrócić do gry i dokończyć rozgrywki. Nie chciałbym, żeby powtórzył się scenariusz z ubiegłego sezonu, kiedy liga została anulowana.

Czy trener optowałbym za tym, żeby rozgrywać ten sezon na tzw. wariackich papierach, czyli ciągłe przekładanie spotkań i przeplatanie okresów bez spotkań z tymi, gdzie mecze są rozgrywane co dwa-trzy dni? Czy lepiej byłoby wstrzymać rozgrywki i poczekać, jak się sytuacja w kraju uspokoi? Jak to trener widzi?

– Nie mamy innego wyjścia. Póki jest możliwość i nie naraża zawodników na utratę zdrowia, co jest najważniejsze. Sport dla nas – pasjonatów jest fajną wartością, ale zdrowie jest na pierwszym miejscu. Nie wiem, czy sezon uda nam się dokończyć. Jednak nie mamy innego wyjścia. Musimy grać w taki sposób. Uważam, że zawieszenie tego sezonu byłoby jednoznaczne z poddaniem się. Ciężko byłoby dokończyć rozgrywki. Musimy akceptować rzeczywistość, jaką w tym momencie mamy. Uważam, że PZPN podejmuje słuszną decyzję, że próbuje kontynuować rozgrywki, żeby to nasze życie nie było w pełni zdominowane przez pandemię. Wiadomo, że wszyscy dookoła boją się o swoje zdrowie i bliskich. Jednak trzeba też normalnie funkcjonować.

Rozmawiamy w tym momencie czysto hipotetycznie, ale nawet dzisiaj mogą zapaść nowe decyzje, które uniemożliwiają dalsze treningi i rozgrywanie meczów ligowych. 

– Może tak być, póki co, jest, jak jest. Mam nadzieję, że będziemy grać do momentu, w którym jesteśmy w stanie to robić. Jeżeli taka decyzja zostanie podjęta, należy ją uszanować i zaakceptować. Mam nadzieję, że poradzimy sobie z tym w miarę szybko i wrócimy do normalnego funkcjonowania w życiu i w sporcie. 

Jaki macie pomysł na rozwój młodych zawodników w Koronie? Czy z tej grupy już przesuwacie zawodników do drużyny rezerw i pierwszego zespołu? Czy najważniejsze jest w tym momencie ogrywanie się na poziomie CLJ?

– Transparentny przykład na to, jak to się w tym momencie odbywa w naszym klubie, jest Iwo Kaczmarski, który występuje regularnie w pierwszej lidze. On jest drogowskazem dla kolejnych chłopców, że dzięki talentowi i mocnej pracy można grać na fajnym poziomie seniorskim w tak młodym wieku. Bo Iwo jest z rocznika 2004, czyli jest jeszcze młody, jeśli chodzi o seniorską piłkę.

Mógłby jeszcze grać w CLJ U-17. Wiek uprawnia go do rozgrywania spotkań w tej lidze.

– Tak, natomiast prawda jest taka, że nasi chłopcy trafiają coraz wyżej. CLJ-ka na pewno nie jest priorytetem, jeśli chodzi o nasz klub. Chcemy mieć, jak najwięcej tych chłopaków w pierwszym zespole. I do tego dążymy. Dawid Grabarczyk  z rocznika 2004 nie trenuje z nami w CLJ. Wchodzi już do treningów seniorów, żeby ogrywać się codziennie ze starszymi, lepszymi od siebie. W ten sposób będzie się napędzał do dalszej pracy i rozwoju. Do takich ruchów będzie częściej dochodziło. Chłopacy, którzy będą wyróżniać się na poziomie CLJ, będą przesuwani do trzecioligowych rezerw, a później będą szli dalej. W ostatnim czasie Dawid Słabosz z drużyny rezerw trafił do pierwszego zespołu. To jest bardzo pozytywne, że dochodzi do takich ruchów. CLJ to fajnie opakowana liga, ale juniorska, a my mamy przygotowywać chłopaków pod rywalizację z seniorami. To jest dla nas priorytet w tym momencie.

A wy korzystacie w ogóle z przepisu, który umożliwia występy w CLJ zawodnikom z rocznika starszego?

– Różnie z tym bywa. Z Wisłą Kraków wystąpił tylko jeden zawodnik z rocznika 2002. A z Zagłębiem zagrało czterech. To jest też kwestia tego, jak te mecze się układają  i kiedy możemy dokonywać przesunięć między drużynami. W ten sposób działamy. Nie ma u nas tak, że gramy zawsze czterema zawodnikami z 2002, bo są mecze, gdzie gramy młodszymi rocznikami. To jest bardzo dynamiczna sprawa, o której decydujemy tuż przed każdym weekendem/meczem. 

Pana zdaniem poziom ligi jest wyższy aniżeli w zeszłym roku?

– Poziom jest zbliżony. Bez dwóch zdań dużą rolę odgrywają zawodnicy ze starszego rocznika. W zeszłym roku graliśmy rocznikiem 2002 bez wspomagania się chłopakami urodzonymi w 2001 roku. Uznaję, że poziom ligi jest wyższy dzięki czterem zawodnikom z rocznika starszego.

Czy nie uważa trener, że lepiej byłoby, żeby CLJ wróciła do formatu U-19?

– Jestem za tym, żeby CLJ był a w formule U-19. Z prostego punktu widzenia, większość klubów funkcjonuje w ramach SMS-u i kończenie wieku juniora u 18 latków, tworzy problem logistyczny. W obecnym układzie chłopaki kończą wiek juniora, na poziomie CLJ U-18, rok przed maturą. Jeżeli w klasie maturalnej nie ma seniorów, u nas tego problemu nie ma, to jest kłopot dla tych chłopców, bo muszą zmienić środowisko, jeżeli chcą dalej się rozwijać i grać w piłkę, w ważnym dla siebie okresie, jakim jest matura. Stawianie tylko i wyłącznie na piłkę jest ryzykowne. Piłka nożna to fajny sport, pasja i sens życia, ale też trzeba patrzeć na to zdroworozsądkowo, bo to są młodzi ludzie i nie wiadomo, czy im się coś uda w sporcie wyczynowym. Należy spojrzeć na ich aspekt rozwoju nie tylko sportowego, ale i edukacyjnego. Uważam, że pod tym względem powrót do rozgrywek U-19 jest wskazany. Tym bardziej, że większość klubów ma rezerwy, więc rotacja może być naturalna. Rozgrywki U-19 nie kolidują z tym, żeby zawodników wcześniej wprowadzać do piłki seniorskiej. 

A czy CLJ w obecnej formule spełnia swoje pierwotne założenie i przygotowuje juniorów do piłki seniorskiej?

– Mimo wszystko uważam, że są to inne ligi, kiedy obserwuje mecze w trzeciej lidze i zestawiam to z naszymi meczami w CLJ, jest to troszeczkę inna piłka. W CLJ jest więcej tzw. grania na tak, futbol ofensywny, mniej wyrachowany. Z kolei w III lidze jest taktyka, fizyczność. Tam nie dominuje ofensywna gra. Są tam drużyny, które ewidentnie szukają kontrataków. To jest bardziej wyrachowana piłka. A juniorski futbol jest przyjemniejszy dla oka. Większość zespołów w tej lidze próbuje utrzymywać się przy piłce i grać do przodu, przyjemnie się to ogląda. Spójrzmy nawet na średnią bramek, która pada w CLJ jest ona zdecydowanie wyższa niż na poziomie II czy III ligi. To też daje odpowiedź, że ta piłka jest inna. A czy spełnia pierwotne założenie? Jak najbardziej, gdyż chłopcy rywalizują co tydzień na jak najwyższym poziomie, jeżeli chodzi o piłkę juniorską. Jeżeli radzisz sobie tutaj, idziesz do niższego poziomu seniorskiego – prezentujesz się dobrze? To trafiasz do profesjonalnej piłki. To jest naturalna droga. Spójrzmy na Iwo Kaczmarskiego. Zaczynał w CLJ, potem grał w trzecioligowych rezerwach, zadebiutował w Ekstraklasie, a teraz odgrywa ważną rolę w drużynie Macieja Bartoszka w pierwszej lidze. To jest fajna droga, żeby chłopcy zaistnieli w poważnej piłce.

CLJ to idealne miejsce do przygotowania młodych trenerów do pracy z seniorami? I czego można się nauczyć pracując na poziomie centralnym juniorskim?

– To jest dosyć trudne pytanie. Miałem epizod w pierwszym zespole na koniec sezonu, kiedy spadliśmy z Ekstraklasy. To mnie wiele nauczyło w kontekście postrzeganie seniorskiej piłki na najwyższym poziomie. Gdy zobaczyłem to, jak wszytko tam funkcjonowało – przełożyłem to na grunt CLJ. Uważam, że jest to idealne miejsce do rozwoju utalentowanych trenerów. Bo nauczy: jak podejść i rozczytać rywala, bo mamy materiały wideo, więc możemy obserwować te mecze. To jest liga, która daje bardzo wiele możliwości w kontekście rozwoju danego trenera w zakresie: taktyki, przygotowania  do meczu, przygotowania mentalnego oraz kierowania młodym zawodnikami. To są chłopcy, którym bardzo zależy, żeby grać w przyszłości w piłkę. To jest fajne, że można profesjonalnie z nimi pracować. Nie zaznamy tego na innych poziomach. Jestem trenerem, który pracował w niższych ligach seniorskich. Uważam, że nie byłbym w stanie tego przełożyć na niższe ligi. To jest fajne w CLJ, że można od nich wymagać profesjonalizmu i ich tego uczyć oraz od nich pewnych rzeczy wymagać, żeby mieli później łatwiej w przyszłości.

Czy praca w CLJ jest cenniejszym doświadczeniem niż prowadzenie drużyny seniorów na niższym szczeblu? Jakie jest pana zdanie w tym temacie?

– Uważam, że każdy trener, który chce w przyszłości pracować z seniorami, powinien spróbować pracy na nieco niższym poziomie. Bo nie każdy od razu wejdzie na poziom centralny. Praca w niższych ligach seniorskich nauczyła mnie pokory. Bo porównując to z tym, co mam w Koronie – zabezpieczone boiska, sprzęt itd., w niższych ligach to powinno być, a tego nie ma. Trenerzy na niższym szczeblu ciągle zmagają się z frekwencją na treningach. Bo ich zawodnicy przychodzą na trening po pracy – często są zmęczeni. Tutaj tego nie ma. Młodzi chłopcy mają tylko obowiązek szkolny. Nie myślą o pieniądzach, dla nich liczy się tylko piłka. To jest super sprawa, gdy ich się uczy profesjonalizmu. Bo chcemy, żeby oni podchodzili do tego na poważnie, a nie tak, jak jest w niższych ligach, gdzie jest to dodatkowa rozrywka po pracy. To jest wartość bezcenna tej ligi, że mamy możliwości i uczymy tego profesjonalizmu.

Jakie cele postawiliście sobie na ten sezon?

– Tak, jak powiedziałem wcześniej – ta liga jest na tyle specyficzna, że ciężko jest ocenić potencjał poszczególnych drużyn. Nie tylko u nas dochodzi do rotacji. Gdy graliśmy z Lechem, trafiliśmy na okres, kiedy oni byli w dołku i wielu wiodących zawodników z rocznika 2003 zeszło na mecz z nami i było widać różnice w potencjale. Jeden Lech drugiemu nie jest równy. Były mecz, gdzie „Kolejorz” grał słabiej, ale z nami zagrali świetnie i zasłużenie wygrali. To jest tylko przykład, bo tak samo dzieje się w Śląsku Wrocław, Zagłębiu Lubin i wielu innych klubach. Ciężko założyć sobie jakieś cele. Na początku startuje liga, której się do końca nie zna – nie wiesz, jak będą wyglądać poszczególne zespoły i jakie decyzje będą  podejmować. Wisła Kraków w tamtym sezonie była w dole tabeli i mogła nawet spaść, gdyby sezon został dograny do końca. Obecna Wisła Kraków to dwa różne światy. Zrezygnowano w Krakowie z drużyny rezerw i CLJ jest dla nich priorytetem. Potencjał tej drużyny jest teraz zupełnie inny, jak jeszcze przed sezonem. I takich przykładów można podać jeszcze kilka. Ta liga z roku na rok może się bardzo zmienić i to jest kwestia rocznika, który wchodzi jako wiodący i wielu innych czynników, o których już wspomniałem.

Narzucenie celów takich jak: mistrzostwo Polski lub bycie w TOP 3, uważam za złudne. My musimy tych chłopaków przygotowywać do tego, żeby na każdy mecz wychodzili maksymalnie skoncentrowani i realizowali to, nad czym pracujemy w tygodniu. Jeżeli tak będziemy podchodzić do tego i w taki sposób zdobywali punkty, wtedy na koniec ligi będziemy mogli powiedzieć: „fajny wynik” albo „czujemy niedosyt”. Myślę, że w taki sposób należy podchodzić do Centralnej Ligi Juniorów. Nie można określać przed sezonem, że walczymy o mistrzostwo lub o utrzymanie, bo to wychodzi w trakcie rozgrywek. Ciężko to przewidzieć. W przypadku seniorów widać, jaki klub ma potencjał, jakich dokonał transferów. I można określić jego wartość przed sezonem. Tutaj jest trudniej, bo ten rozwój chłopaków też jest różny i dynamiczny. Mogę podrzucić przykład Szymona Płocicy, który w ostatnim okresie zrobił niesamowity postęp. W tym momencie jest zupełnie inny odbiór takich zawodników. Narzucenie celów przed sezonem CLJ mija się z celem. Dlatego nie zrobiliśmy tego. Chcieliśmy przygotować drużynę, która wie czego chce, żeby był określony styl i sposób grania. W ten sposób chcemy funkcjonować.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix