Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Kiedy podczas transmisji z Ligi Mistrzów spoglądamy na Diego Simeone czy Antonio Conte oraz na ich zachowanie przy linii bocznej, traktujemy to za wzór. Kiedy w weekend, podczas meczu Ekstraklasy, z ławki na swoich zawodników i sędziego wydziera się Michał Probierz, uznajemy, że mu zależy – to przecież gość z charakterem. Zapominamy jednak, że szczyt futbolowej piramidy, to coś więcej niż sport.

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Największe rozgrywki piłkarskie to dzisiaj jeden wielki spektakl i psychologiczna wojna. Nie ma sensu, bym przynudzał i wspominał konferencyjne przepychanki Jose Mourinho, czy jego krucjatę przeciwko Barcelonie. Ale my wszyscy, kibice piłki nożnej, obserwując to – chłoniemy i błędnie utożsamiamy zachowania światowych ikon ze sportem właśnie.

Zapominamy jednocześnie, że sportem zarazić chcemy swoje dzieci i to sport jest najważniejszy, kiedy prowadzimy ich na pierwszy trening. Ale sport jako zdrowie. Sport jako rywalizacja. Sport jako szacunek oraz walka w duchu fair play.

Sport w wydaniu dziecięcym to narzędzie. Narzędzie, które znacząco wspomaga wychowanie dzieci i kształtuje ich postawy. Dlatego tak ważnym jest, jak poszczególne trybiki tego sportu funkcjonują.

Kilka dni temu sporo emocji w sieci wywołał poniższy film:

Dziś niestety trafił do nas kolejny pożałowania godny incydent, gdzie sędzia padł ofiarą słownej agresji. Incydent tym bardziej oburzający, że dotyczący piłki młodzieżowej. Ba, dziecięcej. W roli głównej trener jednej z drużyn oraz, co gorsza, rodzice, którzy w pewnym momencie naprawdę odpięli wrotki i kompletnie stracili kontakt z rozumem – można było przeczytać na Weszło.

I brawa dla trenerów Talentu z Targówka, którzy nagłośnili całą sprawę. W tym hermetycznym środowisku decyzja o podobnej publikacji nigdy nie jest prosta. A że zachowania, które miały miejsce przed tygodniem, piętnować należy, chyba nikt nie ma wątpliwości.

Piętnowani natomiast są głównie rodzice. To jasne – oni zachowują się tu niegodnie. Nie dają swoim synom grać w piłkę, a wokół meczu budują otoczkę niezdrowej rywalizacji, w której dobro musi pokonać zło. Z tym, że czternastolatkowie z drugiego osiedla, wraz z ich trenerem oraz sędzią, przybierają na moment rolę tego ostatniego. W najczystszej postaci.

Polskie społeczeństwo podzieliło się w ostatnich miesiącach czy nawet latach na tyle, że nawet nie zastanawiamy się kogo wykreujemy sobie na wroga. Polaryzacja i przekonanie o własnej nieomylności dają nam już nawet zielone światło, by usprawiedliwiać się przed sobą wobec wyzwisk na meczach czternastolatków.

– A co tutaj zrobił trener? Po prostu ma pretensje do sędziego za złą decyzję – czytam na Twitterze.

– Wszystko się zgadza, ale jak sędzia wkładał kij w mrowisko swoimi decyzjami, to rozsierdził część mrówek – pisze ktoś następny.

I przecieram oczy ze zdumienia. Bo albo ja jestem nienormalny, albo my naprawdę doprowadziliśmy do tego, co zobaczyć można było w Matrixie. Zobaczyć w momencie, gdy Neo odłączono od komputerowej symulacji.

Jak można by poprawić komunikację w wydaniu trenerów? Propozycja dla PZPN >>

Z tymi sędziami na meczach niższych lig doszliśmy już do takiego momentu, że trudno to, co się dzieje, w jakiś rozsądny sposób w ogóle interpretować. Ok, bywa śmiesznie. Mnie nieustannie bawi np. komentarz „wyjdziesz z koła?!”, kiedy B klasę sędziuje arbiter z większym brzuszkiem. Ale to trochę jak z tymi docinkami ŁKS-u i Widzewa, które mogą przecież być ironią. I śmieszyć. Nie przeradzając się jednocześnie w coś, co inni mogliby odbierać z niesmakiem.

Praca sędziego nie jest prosta. Kiedy na któryś z moich meczów w przeszłości nie przyjechał rozjemca, przejąłem gwizdek i zaliczyłem gola z dwumetrowego spalonego.

Sytuacja była o tyle śmieszna, że zaliczyłem go dla zespołu przeciwnego. A ofsajd na nagraniu z telefonu pokazał mi jeden z rodziców mojej drużyny, drużyny młodzików.

Perspektywa, z którą mierzy się sędzia główny, to naprawdę nie lada wyzwanie. I mogłeś grać w piłkę, mogłaś obejrzeć milion meczów, ale bez asystenta na linii popełnić wciąż możesz naprawdę karygodny błąd. Dlatego wśród sędziów jest hierarchia. A ci bardziej doświadczeni i wyróżniający się, pną się powoli coraz wyżej, zostawiając na dole piramidy tych, którym idzie gorzej.

No i ci ostatni to wciąż pasjonaci. To osoby, które swój weekend rozwalają raczej nie dla sześćdziesięciu złotych i wyzwisk płynących z trybun. Oni po prostu kochają piłkę i robią wszystko, co w ich mocy, żeby jak najsprawiedliwiej poprowadzić dane spotkanie.

Kiedyś jeden z rodziców napisał na mnie donos. – Trener Mamczak nie angażuje się w swoją pracę. Nie reaguje nawet na najbardziej rażące błędy sędziego.

I nieważne, że ja zaciskałem zęby, bo też wydawało mi się, że tam mieliśmy karnego, a w innej sytuacji strzelili nam gola ze spalonego. Ale co miałem zrobić? Pajacować przy linii? Deprecjonować umiejętności sędziego? Wyzywać go, by wywierać na nim presję? A może jego indolencją usprawiedliwić niekorzystny wynik i tak wpajać to swoim podopiecznym?

Rodzice są nieświadomi tego, że piłka nożna dzieci to nie Liga Mistrzów. Oni wymagają naprawdę kompleksowej edukacji w tym zakresie.

Ale ta edukacja powoli się dzieje. Powstają liczne artykuły i publikacje w tej tematyce, dyskutujemy o problemach m.in. w „Jak Uczyć Futbolu„. Kto chce więc, ten znajdzie odpowiednie źródła do samoedukacji.

Nie zgodzę się jednak z jednym. Z tym, że część komentujących usprawiedliwiać próbowała trenera Ząbkovii. Moim zdaniem, to on jest to głównym winowajcą zaistniałej sytuacji.

Że nie przeklinał? Że nie wbiegł na murawę? No jeszcze tego by brakowało…

Słuchając tego, co krzyczał z ławki, niech każdy wyciągnie własne wnioski. Czy do arbitra podchodzi on z szacunkiem? Czy w tej relacji nie stawia się wyżej od niego? Czy jego błędów nie uznaje za niekompetencję? I nie chciałby (bo przecież czuje, że zasłużył), by mecze jego drużyny sędziowali po prostu lepsi sędziowie?

Ja myślę, że nie trzeba ukończyć psychologii, by wyczuć z jakim nastawieniem do sędziego podchodził trener. I to nastawienie wyczuli właśnie rodzice. Oni stanęli za nim murem, a jego komentarze poparli swoimi. Stworzyli zgrany zespół. W końcu są drużyną.

Trener to autorytet. Zarówno dla pięcio- czy siedmiolatków, jak i dla czternastolatków. Dobry trener to też autorytet dla rodziców. To on jest lustrem, to on decyduje o tym, w którym momencie dochodzimy do granicy. Granicy przyzwoitości, granicy dobrego smaku.

Odkąd mam do czynienia ze szkoleniowym środowiskiem, najbardziej nie zgadzam się właśnie z brakami na polu komunikacji. To im poświęciłem nawet Kongres Wiedzy o Szkoleniu Piłkarskim, to przez nie zaangażowałem się wydanie i promocją książki „Współczesna Pedagogika”. I wiem, że te działania przenoszą się na środowisko trenerskie. Chciałbym, by przenosiły się jednak z jeszcze większą skutecznością.

Bo, trenerze, pamiętaj: to ty wyznaczasz granice. To twoim obowiązkiem jest, by uświadomić rodziców, o co tutaj chodzi. I dlaczego Simeone z Conte mogą, a ty nie powinieneś. To ty zdobyłeś licencję trenerską i to tobie przekazano tę wiedzę. Wiedzę, którą masz obowiązek się teraz… podzielić.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.