Czy dzieci też mogą mieć postanowienia noworoczne?

„Nowy rok, nowy ja” to zdanie często słyszymy z ust Polaków na początku nowego roku. A wraz z nim wiążą się postanowienia noworoczne. „Rzucę palenie”, „będę chodził na siłownię”, „zacznę biegać”, „przejdę na zdrową dietę”? Zazwyczaj mówimy o osobach dorosłych. A jak to jest w przypadku dzieci? Czy one też mogą stawiać sobie jakieś noworoczne cele? Czy powinny to robić? Czy to jest dla nich dobre? Jaką rolę mają pełnić opiekunowie w takiej sytuacji – ciągła kontrola oraz system kar i nagród? Zapytaliśmy sportowych psychologów.

Czy dzieci też mogą mieć postanowienia noworoczne?

Gdy zbliża się koniec roku, dorosły człowiek często zadaje sobie takie pytania: „jaki to był dla mnie rok?”, „co udało mi się zrobić przez ten czas?”, „czy zrealizowałem swoje cele?”, „czy widzę postępy u siebie w tej i tamtej materii?”. Kolejny etap to wyznaczanie sobie nowych wyzwań, celów, postanowień – z różnych dziedzin życia. Przyjęło się powszechnie, że muszą one wiązać się z czymś trudnym dla nas, ogromnymi wyrzeczeniami, jak: „rzucę palenie”, „schudnę x kilogramów”, „będę tylko zdrowo się odżywiał”.

A statystyki są bezlitosne. Większość z nas nie potrafi wytrwać w postanowieniach i rzuca je po dwóch, trzech miesiącach. Dlaczego? Bo są dla nas po prostu za trudne, albo odpowiednio do tego się nie przygotowaliśmy. Co przez to należy rozumieć? Szczegółowy plan działań realizowany krok po kroku. Ważne też jest wsparcie najbliższych. Brzmi banalnie, a dlaczego większość ludzi nie jest w stanie wytrwać w postanowieniach? Bo nikt ich tego nie nauczył.

Te pierwsze dwa akapity to parafraza słów mądrzejszych od nas w tym zakresie. Zaznaczamy od razu, że nie jesteśmy autorytetami w tym zakresie. Opieramy się na zdaniach ludzi, którzy zjedli na tym zęby. Przechodzimy do konkretów. Odpowiedzmy sobie na tytułowe pytanie: „czy dzieci też mogą mieć postanowienia noworoczne?”

Karolina Chlebosz (psycholog sportu): – Zacznę od tego, że jestem fanką wszelkiego rodzaju celów i postanowień noworocznych czy poniedziałkowych, nawet, jeśli często wiąże się z tym słomiany zapał. Myślę, że każdy moment jest dobry na wyznaczanie sobie celów, a w przypadku nowego roku, miesiąca czy tygodnia pojawia się magia daty. Czy dzieci powinny lub mogłyby mieć postanowienia? Z mojej perspektywy, jak najbardziej tak, bo dobrze opracowany cel może dziecku pomóc się zmotywować, zorganizować swoje aktywności oraz pozwolić się dobrze bawić. Wszystko jest zależne od sposobu. 

Rafał Malinowski (trener mentalny): – Postanowienia noworoczne sprowadziłbym po prostu do wyznaczania celów na dany rok. Co my wiemy o postanowieniach za ubiegły rok? Poziom ich realizacji oscyluje w granicach kilku procent, czyli najpóźniej po upływie sześciu miesięcy, ponad 90% postanowień jest porzucanych i niekontynuowanych. Patrząc z tej perspektywy: czy można i warto je wyznaczać? Ci co są w gronie tych kilku procent powiedzą, że warto, a inni zaznaczają, że czegoś się nauczyli po drodze. Nie oczekiwałbym i nie spodziewałbym się, że każdy doprowadzi do konkretnych rezultatów. Tym bardziej, że te postanowienia mogą być bardzo różne i dotyczyć jednej czynności np. odwiedzę wujka w tym roku, którego nie widziałem już bardzo dawno. A też są takie, które sprowadzają się do regularnego wysiłku i ciągłego wychodzenia poza strefę komfortu. To jest zupełnie inne postanowienie. Czy też takie, które wiążę się z przełamaniem jakiegoś złego nawyku. W kontekście dzieci rzucenie palenia nie wchodzi w grę, ale można zmienić nawyki żywieniowe, które mogły się już wykształcić do 12. roku życia na takim poziomie, że wymaga to już wysiłku, żeby takich zmian dokonać.

Inicjatorami owych postanowień noworocznych powinny być same dzieci? Czy ingerencja rodziców w tym temacie jest czymś nieodpowiednim?

Chlebosz: – Myślę, że jest kilka obszarów w rozwoju dziecka, na które rodzice mają wpływ. I bardzo dobrze by było, żeby rodzice edukowali dzieci w kontekście wyznaczania celów, bo one niekoniecznie mogą mieć pojęcie na ten temat, nawet, jeśli wykonują już pewne czynności wynikające z obserwacji mamy i taty. Dlatego warto dzieciakom podpowiadać. Jeżeli chodzi o obszary wpływu rodziców, to cele jak najbardziej tam są. Kwestia tylko nauki dzieci, jak to robić poprawnie, żeby przy tym było sporo zabawy, aby proces dążenia do celu wiązał się z satysfakcją i radością.

Malinowski: – Wyznaczanie celów jest swego rodzaju sztuką, dlatego, że najskuteczniej będziemy realizować te cele, które są spójne z naszymi potrzebami. A jeśli one są zgodne z czyimiś potrzebami, a nie naszymi (w tym przypadku dziecka) – tej wewnętrznej motywacji do osiągnięcia celu najprawdopodobniej nie aktywujemy. Natomiast zdarza się również, że rodzice poprzez stałą i ciągłą kontrolę, nakazy i zakazy, starają się prowadzić dzieci do wyznaczonego celu.

Czemu służą postanowienia? Czy jest to dobre, żeby dzieci miały postanowienia?

Chlebosz: – Najprościej mówiąc, służą do tego, żeby nas motywować do działania, budować nasze chęci. Aczkolwiek same chęci to za mało, bo najważniejszy jest plan prowadzący do celu. Jeżeli coś sobie postanawiam, jest to swego rodzaju manifestacja i obietnica, wtedy czuję się odpowiedzialna i zobowiązana, aby to wykonać. Taka jest funkcja postanowień: budowanie odpowiedzialności, podjęcia tej decyzji i później działania, czyli procesu realizacji.

Malinowski: – Czy to jest dobre, żeby dzieci miały postanowienia? Zarzucę klasykiem: to zależy. Dla jednych będzie to dobre, a dla innych nie. Co jest dobrego w posiadaniu postanowienia, które jest sformułowane jako cel i leży na drodze zaspokojenia jednej z potrzeb dziecka? Jeżeli te warunki są spełnione, dziecko uczy się, poprzez wyznaczanie sobie celów, a jest to jeden z ważniejszych procesów do tego, żeby jako dorosły radzić sobie z zarządzaniem swoją motywacją. Umiejętność wyznaczania sobie celów bardzo mocno wspiera umiejętne zarządzanie motywacją. A to jest bardzo przydatne w życiu codziennym dorosłego człowieka, więc fajnie, gdy dziecko nauczy się tego odpowiednio wcześnie. Jednak należy zaznaczyć, że nic na siłę i za wszelką cenę. I też nie jest istotny nacisk na samo zrealizowanie celu. Nie funkcjonuje tu zasada: „zrób albo zgiń”. Często w naszej pracy posługujemy się takim stwierdzeniem: „cele nie są po to, żeby je osiągać”. Chcemy przez to dać do zrozumienia, że głównym założeniem celów jest ukierunkowanie energii na aspekt życia, który jest dla nas ważny. To jest jego główna rola. A to czy jesteś ostatecznie osiągnąć cel? Albo będziesz blisko czy daleko jego realizacji? To jest wtórne, bo najważniejsze jest to, że skumulowałeś energię w jednym miejscu i ruszyłeś w danym kierunku, a po drodze stałeś się kimś innym. Rozwinąłeś się do bycia kimś innym.

Jakie to powinny być cele?

Chlebosz: – Według mojej wiedzy nie ma lepszego konceptu niż SMART. Jest kilka wersji SMART-u, ale ten, który bardzo lubię i polecam to: S – konkretny specyficzny cel. W tym miejscu można sobie pomóc sześcioma pytaniami (kto? co? gdzie? kiedy? jakie daje korzyści? dlaczego?). M – fajnie, żeby to był mierzalny cel, taki, który można określić liczbowo. W tym miejscu jest spore miejsce do popisu dla dzieci, bo można się bawić np. stworzyć mapę, drabinkę, jakieś gry. A – osiągalny. Cel zbyt ambitny może podkopywać wiarę w siebie. Z drugiej strony byłoby dobrze, żeby był ambitny, aby chciało się go realizować. R – istotny, czyli powinien być ważnym krokiem dla dziecka. Może być np. związany z piłką nożną, jeśli dziecko to lubi i jest to dla niego istotne. T określony w czasie. A w rozszerzonej wersji SMART-u dodaje się jeszcze dwie literki ER. E – ekscytujący, jest to szalenie ważne, jeśli chodzi o dzieci. R – zapisany i tutaj również można świetnie się bawić poprzez rysowanie, klejenie itp. Robi się to po to, żeby dziecko pamiętało o celu. Widząc codziennie ten rysunek będzie przypominało sobie o wyznaczonym celu. Jeżeli chodzi o konkrety w kontekście celów u dzieci, występuje taka sama metoda jak u nastolatków i dorosłych. Na ten moment nie powstała lepsza metoda od SMART.

Malinowski: – Operujemy cały czas w kręgach sportu. A sport jest to świetny sposób na to, żeby kształtować rozwój dziecka jako człowieka. I w tym zakresie, gdzie cele dotykają najważniejszych wartości człowieka, warto byłoby takie wyznaczać, jeśli w ogóle. A w kontekście sportowym mogą to być różne obszary, gdzie te cele można wyznaczać: motoryka, szybkość, gibkość, sprawność, aż po siłę. Jednak pierwsze cele, jakie przychodzą mi na myśl, są one ukierunkowane na rozwój ludzki, czyli człowieka samego w sobie, a nie zawodnika. Aczkolwiek mówimy tu o rozwoju ludzkim w sporcie np. nawiązywanie relacji, wzajemne wspieranie się, uczenie się wdzięczności. Jednak wszystko jest też zależne od wieku, bo inne cele realizuje 8-latek, a inne nastolatek.

Realizacja postanowień powinna wiązać się z systemem kar i nagród w stosunku do dzieci? Czy nie jest to najlepsze rozwiązanie?

Chlebosz: – Jeżeli chodzi o nagradzanie dobrze, żeby to były konkretne pochwały, a nie ogólniki, czyli ważne jest pochwalenie dziecka za konkretną rzecz. W teorii mówi się, że potrzebujemy średnio czterech pochwał na jedną naganne. Ludzie z natury są do siebie krytyczni, bo tak już jesteśmy skonstruowani.  Dlatego myślę, że nie ma co jeszcze dzieciakom dokładać tego karania, tylko wzmacniać pozytywnie i nagradzać za dobre działania, pracę, zaangażowanie i wysiłek. Jeżeli chodzi o kary, nie jestem ich fanką. Bardziej podchodzę do tego w ten sposób, żeby tłumaczyć zachowania i wyjaśniać, jakie z tym wiążą się konsekwencje. 

Jaką rolę powinni pełnić rodzice, gdy dziecko ma już wyznaczone te postanowienia? Mają być strażnikami? Kontrolować i dopilnować tego, żeby trwali w realizacji celów?

Chlebosz: – W pewnym momencie dla dziecka wszystko ma być dobrą zabawą. Czy w takim wypadku rodzic miałby być strażnikiem dobrej zabawy? Przychodzi do dziecka i się go pyta: „dobrze się bawisz?”. Tak to nie działa. Zatem czy rodzice mają być strażnikiem pilnującym?  Nie, ale warto dzieci pytać: „jak tam twoja drabinka celów?”, „jak idzie twoja mapa celów?”, „z czego jesteś zadowolony?”, „co dzisiaj zrobiłeś?”, „co sprawiło tobie radość tego dnia?”. Rodzice wraz z dziećmi mogą wspólnie stworzyć mapę czy drabinkę celów i marzeń. I razem znaleźć czas na to, żeby sprawdzić, co dziecko zrobiło, jak się z tym czuje, pytać, z czego jest zadowolone. Jeżeli chodzi o rodziców to najlepszym sposobem jest modelowanie, czyli rodzic sam ma swoje cele, monitoruje, sprawdza. A dziecko to widzi i uczy się poprzez obserwację. Można to robić wspólnie i przy tym się dobrze bawiąc. Najważniejsze jest wspólne spędzanie czasu.

Malinowski: – Do roli rodzica w tym temacie przedstawiłbym pewną skalę zachowań. Na jednym końcu skali będą te zachowania, które nie będą odnosić się do postanowień dziecka, ale będą wyłącznie ciągłym przykładem: rozmawianie i opowiadanie o tym, co ja robiłem, żeby dany cel osiągnąć, czyli jest to ciągłe dawanie przykładów. Teraz przesuwamy skalę do bardziej autorytarnego podejścia, gdzie my robimy swoje, a do dziecka odnosimy się pytaniem, a nie egzekwowaniem celów: „jak ci idzie z twoim celami?”, „jakiego rodzaju trudności napotkałeś?”. Stawiamy siebie w roli wspierającego, a niewymuszającego i nierozliczającego z tego, że dziecko czegoś nie osiągnęło. Tylko pytam, aby wesprzeć, a moje pytanie ukierunkowane na wsparcie jest jednocześnie bodźcem motywującym dla dziecka, zwłaszcza w momencie, gdy sam realizuje swoje postanowienia. Trzeci stopień tej skali zachowań – rozliczanie, czyli pytania: „co zrobiłeś, z tego, co postanowiłeś?”. Rozliczenie może ograniczyć się wyłącznie do rozmowy i zadawania pytań. 

Rodzice powinni być przykładem w obszarze wyznaczania celów i ich realizacji? Najpierw to oni mają sobie wyznaczyć postanowienia, następnie zachęcić dziecko do wspólnego działania? Pociecha widząc, co robią mama i tata, z czasem będzie ich naśladować i powie coś w stylu: „ja też chcę mieć jakieś postanowienie”?

Chlebosz: – I tak, i nie. Tak, bo przykład jest szalenie ważny. Rodzic to taka podstawa, baza. Jednak byłoby to niesprawiedliwe, gdyż nie każdy ma taką bazę w domu. Uważam, że nie tylko ważni są rodzice, ale również środowisko, trenerzy, nauczyciele. Uważam, że nasza rola, psychologów sportu, jest taka, żeby dawać przykład, wspierać. Jest coś takiego jak efekt Michała Anioła – często w życiu człowieka wystarczy tylko jedna osoba, która w niego uwierzy i spojrzy łaskawym okiem, czegoś nauczy i to wystarczy. Nie wszyscy mają w domu zasoby. Nie każdy nauczyciel czy trener ma odpowiednią wiedzę, jak budować dzieci i poczucie własnej skuteczności. Przykład jest bardzo ważny, ale niekoniecznie musi być to rodzina. A na dalszą część pana pytania odpowiem, że taki pomysł jest super. Bo mama ma cel, tata ma cel i dziecko też chce taki mieć, wtedy razem można się bawić i go realizować. To jest świetny sposób na spędzanie wolnego czasu i dla rozwoju samego dziecka.

Malinowski: – To jest jeden z bezpieczniejszych sposobów na to, żeby pokazać własną spójność, czyli jak ktoś chce wymagać, oczekiwać czegoś od dziecka, najpierw wymaga od siebie. Dziecko najlepiej uczy się przez modelowanie, a nie słuchanie. Z kolei modelowanie to jest naśladowanie tego, co robi rodzic. Jeśli pociecha zobaczy, że ja wyznaczyłem sobie cele i organizuję sobie tak dzień, żeby je osiągać, wtedy u niego rodzi się taka potrzeba, żeby mnie naśladować. A przyjdzie to bardzo naturalnie i może nawet sam się zwrócić do mnie o pomoc w kontekście wyznaczenia takiego celu. Mogę pójść o kroczek dalej, gdy już mam wyznaczone cele i wypracowałem rutynę w kontekście ich realizacji, wtedy mogę pobudzić dziecko pytaniem: „jak ci się podoba, co ja zrobiłem?”, „na ile jesteś zainteresowany, żeby wprowadzić to do siebie?”. To jest taki partnerski przekaz. A krokiem dalej może być podejście autorytarne, z pytaniem: „ja sobie już wyznaczyłem cele i je realizuję. Może ty też wyznaczysz swoje? Nie będę ci narzucał postanowień i celów, daję ci do tego wolną przestrzeń, ale chciałbym, żebyś sobie coś takiego znalazł”.

Wytrwałość to jest cecha, która nieodzownie łączy się z postanowieniami noworocznymi. A dzieci są z natury takie, że pewnymi rzeczami lubią się znudzić, zmienić swoje zainteresowania i związane z nimi postanowienia. Jak rodzic ma podchodzić do pielęgnowania tej wytrwałości u najmłodszych pociech?

Chlebosz: – To jest naturalne, bo dzieci często zmieniają zdanie i zainteresowania. I niekoniecznie od razu muszą trafić na swoją ogromną pasję, co też się rzadko zdarza, ale wytrwałość jest bardzo ważną umiejętnością. Z mojej perspektywy, wytrwałość można budować i wzmacniać. Jeżeli chodzi o wytrwałość u dzieci, budowałabym na procesie dążenia do celu, radości, a nie koncentracji na samym wyniku. Ważne jest uczenie się na swoich błędach, wyciąganie wniosków z lekcji, niekoniecznie przyjemnych, bo w taki sposób też uczymy dzieci, że nie zawsze jest kolorowo i łatwo. Pokazujemy im, że nie zawsze jest łatwo i kolorowo. Wytrwałość można budować koncentracją na małych zadaniach, procesem dążenia do celu – co można poprawić? Co można zrobić lepiej? Wytrwałość też jest związana z pozwoleniem dziecku na zmiany, popełnienie błędu, żeby zobaczyło, jak to jest. W początkowym dorastaniu dzieci chodzi o to, żeby wszechstronnie się rozwijały. Budowanie wytrwałości to jest jedna rzecz, a szukanie swojej dyscypliny, aktywności to jest zupełnie coś innego. Jeżeli chodzi o wytrwałość, należy jej uczyć, bo cała magia i sukces jest w pracy i systematyczności, inaczej się tego nie zrobi. 

Malinowski: – Na wytrwałość nie składa się wyłącznie sam mechanizm motywacyjny. Wytrwałość wynika z mechanizmów motywacyjnych, jak i wolicjonalnych, czyli opartych o siłę woli i wyrobione nawyki. To są trzy obszary psychologiczne, które kształtują wytrwałość u dorosłego człowieka. Z perspektywy dziecka, w wieku 8-12 lat, mózg nie jest na tyle gotowy by posługiwać się na takim samym poziomie jak u dorosłego zdolnością do generowania siły, która pozwala nam działać, nawet, gdy nam się nie chce, czyli mówimy o sile woli. Dlatego dziecku jest trudniej być wytrwałym, tym bardziej, że nie ma ono świadomości, jak budować nawyki, które ułatwiają wykonywanie, w sposób powtarzalny, określonych działań. Natomiast możemy jako rodzice pomagać budować im te nawyki poprzez, chociażby, powtarzanie czynności o stałej porze, co sprzyja automatyzacji tego zachowania i sprawia, że dziecko nie potrzebuje wtedy większej motywacji, żeby coś wykonać, bo mózg przyzwyczaił się do robienia tej czynności.

A wy macie jakieś postanowienia na rok 2021? Przygotowaliście szczegółowy plan działania? Ktoś was pilnuje albo sami weryfikujecie swoje plany? Nawiązując do naszego artykułu, czy wasze cele nie są czasem zbyt ambitne? Mamy początek roku, więc możecie je jeszcze przedefiniować i uszykować tak, aby je realizować krok po kroku. Może warto skorzystać ze SMART-a, o którym mówi doktor Chlebosz? Rozważcie wszystkie możliwości i działajcie. My życzymy wam wytrwałości.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix