Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek, Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Damian Szymański, Tomasz Kędziora, Bartosz Bereszyński, Bartosz Salamon, Krystian Bielik, Jakub Moder czy Damian Kądzior – co łączy wszystkich tych piłkarzy? Każdy z wymienionych kadrowiczów występował w przeszłości w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” i często to tam po raz pierwszy prezentowali swoje umiejętności szerokiej publiczności. Do tego grona dołączy też zapewne Tymoteusz Puchacz, uczestnik IX edycji, który coraz śmielej puka do bram pierwszej reprezentacji.

Pierwszy trener: Mieczysław Mierzwa

Andrzejowi Puchaczowi nie udało się zostać wielkim piłkarzem w sensie globalnym. Był jednak wielkim piłkarzem dla lokalnej społeczności. W Pogoni Świebodzin zasłużył na pomnik, niczym Alfredo di Stéfano przed Santiago Bernabéu. Też grał na pozycji napastnika, na III-ligowym poziomie zdobył niemal 150 bramek. Trzykrotnie wygrywał klasyfikację strzelców ligi, za co w nagrodę otrzymywał… telewizory.

– Wydaje mi się, że to właśnie tata miał na niego największy wpływ i do dzisiaj tak jest. W trudnych chwilach zawsze go pociesza. Jest chyba jego najwierniejszym kibicem. Mama (nauczycielka polskiego – dop. red.) też często pojawia się na meczach. Rodzina jest jego największym wsparciem – mówi nam Mieczysław Mierzwa, pierwszy szkoleniowiec Puchacza, który prowadził go w żakach oraz orlikach, a także w kadrze województwa.

Trener Mieczysław Mierzwa ze swoimi podopiecznymi. Na zdjęciu: Tymoteusz Puchacz siedzi przed szkoleniowcem.

To nie będzie jednak historia o ojcu zawodnika Lecha Poznań, a o nim samym. Mierzwa zna Tymka od małego, on sam nazywa go wujkiem, chociaż nie są ze sobą spokrewnieni. Pan Mieczysław grał w Świebodzinie z Andrzejem Puchaczem, stąd się znają. Spotykali się na różnych uroczystościach, jeździli razem na wakacje i utarło się, że jest „wujkiem” i trenerem.

– Myślę, że za niedługo będzie taki mecz, że na prawej obronie zagra Tomek Kędziora, a na lewej Tymoteusz Puchacz. Tata Kędziory (prowadził później Puchacza w Zielonej Górze) grał razem ze mną i z tatą Tymka w Pogoni Świebodzin – wyjaśnia szkoleniowiec.

Dla chłopaka, który marzy o zostaniu piłkarzem, to bardzo korzystne, że ma z kogo brać przykład. Wiadomo, że potrzebna jest mama, która zawiezie na trening, wypierze koszulkę i przytuli po przegranym meczu, ale jednak obecność ojca, który pojawia się na spotkaniach, zabiera dodatkowo chłopaka na boisko, żeby z nim pokopać i jest dla niego wzorem – to naprawdę dużo daje.

– Od małego ciągnęło go do piłki. Tymek był bardzo ambitnym i zawziętym chłopcem. Poza tym, że miał takie cechy przywódcze (był też kapitanem zespołu), to ciągnął grę, mobilizował innych – dla niego porażka była czymś strasznym. Bardzo to przeżywał. Każdą wolną chwilę poświęcał piłce. Cechowały go skromność i pokora, ale od samego początku było widać w nim taki upór i zawziętość. Chciał być piłkarzem, zawsze stawiał sobie cele, że musi zrobić coś więcej, zostać po zajęciach, jeszcze potrenować. Oczywiście, wszystko było też poparte talentem. Wiedział, że ciężką pracą może osiągnąć sukces – wspomina Mierzwa.

Puchacz nominalnie jest lewym obrońcą, ale można się domyślić, że w dzieciństwie tak nie było. Wyróżniał się, dlatego też grał z przodu i u Mierzwy był skrzydłowym. Zresztą, jeszcze niedawno zdarzało mu się okazjonalnie zagrać właśnie na tej pozycji.

– Był silny i szybki. U mnie był skrzydłowym, dopiero któryś z trenerów młodzieżowych reprezentacji przesunął go na obronę. Grał z przodu, strzelał dużo goli. W swojej drużynie był najlepszym zawodnikiem, bez znaczenia, czy mówimy o klubie, czy o kadrze województwa. Zdecydowanie się wyróżniał. Mieliśmy dobry rocznik w reprezentacji, było tam kilku ciekawych chłopców. Był Karol Gardzielewicz, ale ostatnio gdzieś przepadł. Z tego rocznika jest też Przemysław Macierzyński, miał epizod w Lechii Gdańsk. Poza Tymkiem, jeszcze Mateusz Bondarenko gra teraz regularnie w GKS-ie Jastrzębie – Tymek był motorem napędowym tego zespołu – dodaje Mieczysław Mierzwa.

Drużyna ze Świebodzina, miasta, które słynie przede wszystkim z ponad 30-metrowego pomnika Chrystusa Króla, osiągała sukcesy w swoim regionie, a nawet udało jej się zdobyć mistrzostwo województwa lubuskiego w kategorii orlika. Korzystali z tego, że trafił się im utalentowany rocznik, więc często brali udział w różnych turniejach, także tych zagranicznych. Z racji bliskości granic, jeździli do Berlina. Tymoteusz Puchacz występował dodatkowo w kadrze województwa, więc tych wyjazdów i obozów trochę mu się w tamtym czasie nazbierało.

– Rozmawiałem wczoraj z Tymkiem, tyle lat minęło i on sam już tego wszystkiego nie pamięta. W Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” można było dobierać zawodników i wiem, że był na finałach bodajże w Łodzi. To było chyba na stadionie Widzewa. Kojarzył, że jako zespół nie wypadli dobrze, ale on strzelił kilka bramek. Tego było tak dużo… – mówi nam jego były szkoleniowiec.

21-latek miał później jeszcze epizod w Falubazu Zielona Góra, a potem przeniósł się do szkółki Lecha Poznań. Chodził wtedy do drugiej klasy gimnazjum. To tam poznał Jakuba Modera, z którym do dziś są bardzo blisko. Jego droga na Bułgarską nie była jednak usłana różami, bo prowadziła przez wypożyczenie do Zagłębia Sosnowiec i GKS-u Katowice.

Młody obrońca sam wspominał w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”, że w Sosnowcu „nie spodobał” się starszyźnie, irytowało go to, jak go traktują. Imponował jednak wszystkim pracowitością, którą miał w sobie od małego. Zdarzało mu się wrócić po meczu wyjazdowym o godz. 1:00 w nocy i trenować na siłowni jeszcze przez trzy godziny.

Potem było wypożyczenie do Katowic. Chociaż „GieKSa” spadła wówczas z ligi, to Puchacz miał za sobą całkiem udany sezon. W obronie grał z Jakubem Wawrzyniakiem, który często wypowiadał się o nim, że dawno nie widział zawodnika z takim potencjałem.

– Wiadomo, że chłopcy z akademii Lecha byli niezwykle pracowici. Jóźwiak, Bielik czy Gumny to od zawsze byli tytani pracy. Ale Tymek był na jeszcze innym poziomie. Bywało tak, że trenerzy przyjeżdżali do Wronek, a on już robił jakiś trening indywidualny – mówił w rozmowie z Weszło Wojciech Tomaszewski, trener Puchacza w juniorach Lecha Poznań.

Talent poparty pracą i mamy efekty w postaci młodego zawodnika z dużym potencjałem, dla którego jest to pewnie ostatni sezon w Ekstraklasie. Ludzie cenią w Puchaczu to, że poza umiejętnościami, jest też po prostu… normalnym chłopakiem. Takim, któremu łatwo kibicować, bo na boisku oddaje serce za drużynę, a przy tym widać, że mu zależy.

– Nie dziwi mnie, że dzisiaj jest gwiazdą Lecha Poznań i puka do pierwszej reprezentacji. Po cichu liczę, że Tymek pojedzie na mistrzostwa. Tego mu życzę. Tam gdzieś po rozmowach z nim, czy z jego tatą, wiem, że chciałby pojechać na EURO. To jest takie jego marzenie na najbliższe pół roku – kończy Mieczysław Mierzwa.

BARTOSZ LODKO