CLJ-ka od środka: „Chcemy naszych zawodników kierować do klubów ekstraklasowych”

Kosa Konstancin nieodzownie kojarzy i łączy się z postacią Romana Koseckiego. Jak wygląda w tym miejscu szkolenie? Co ich wyróżnia? Jaki mają pomysł na wprowadzanie młodzieży do piłki seniorskiej, mając na uwadze fakt, że pierwsza drużyna występuje na poziomie B-klasy? Wiosną zobaczymy Kosę w CLJ U-15, jakie są ich plany oraz cele wobec tych rozgrywek? Na te pytania odpowiedział nam Tomasz Citkowicz-Jurkiewicz, który obecnie prowadzi drużynę U-15 w tym klubie.

CLJ-ka od środka: „Chcemy naszych zawodników kierować do klubów ekstraklasowych”

Rok 2020, jaki on był dla trenera, pana drużyny i całego klubu, Kosy Konstancin?

– Ubiegły rok dla wszystkich ludzi był zupełnie inny niż wcześniejsze lata. W pierwszych dniach po zamknięciu gospodarki nie potrafiłem się odnaleźć w nowej rzeczywistości bez pracy i wyjścia na trening. Było to coś dziwnego, wręcz okropnego. Zajęcia online to nie jest to samo, co praca z zawodnikami na boisku. Dopiero po czasie zacząłem doceniać spokój i możliwość spędzenia dłuższego czasu z rodziną. Ten okres pozwolił mi się wyciszyć i zmienić moje podejście do wielu aspektów życia. Mimo tego, że nie wychodziliśmy na boisku, udało mi się rozwinąć jako trener. Od czerwca do grudnia, gdy udało się już wrócić na boisko, wszystko było ułożone I zaplanowane pod kątem awansu do CLJ. Jeżeli chodzi o akademię, to był ciężki rok. Z kilku zespołów szczególnie z grup najmłodszych, które są przyszłością klubu, po okresie zamknięcia wielu zawodników nie wznowiło treningów, część zamieniła piłkę nożną na inne sporty np. tenis gdzie odległość zawodników od siebie jest znacznie większa. Mimo pandemii i całego zamieszania z nią związanej. To był piękny rok, pod kątem sukcesu, jakim był awans do CLJ.

Powiedział pan przed chwilą: „mimo tego, że nie wychodziliśmy na boisko, udało mi się rozwinąć jako trener”. W jaki sposób udało się to trenerowi zrobić?

– Przede wszystkim było więcej czasu na wszelkiego rodzaju lektury i rozmowy z innymi trenerami, bo każdy miał więcej czasu dla siebie. Można było porozmawiać telefonicznie lub spotkać się w dyskretnym miejscu, aby przegadać pewne tematy. I człowiekowi otworzyły się oczy na wiele spraw związanych z piłką nożną i sprawiły, że się wzbogaciłem o kolejną ważną wiedzę.

 Jakie najbliższe plany czekają wasz zespół w kontekście przygotowań do CLJ?

– W najbliższym czasie zagramy szereg gier kontrolnych, które przygotują nas do rozgrywek ligowych. Jeżeli chodzi o nowe twarze w naszej drużynie, mogę powiedzieć, że nabór zakończyliśmy, który i tak nie był okazały. Głównym założeniem naszego klubu jest szkolenie chłopców, którzy już u nas są od samego początku lub sami chcieli do nas przyjść. To nie jest tak proste jak w akademiach ekstraklasowych, gdzie mogą pozyskać zawodników z całego kraju takich, jakich chcą. U nas są tacy zawodnicy, którzy są w stanie dojechać do nas na treningi. Nie mamy internatu, bursy, działu skautingu, boiska pełnowymiarowego sztucznego czy klas sportowych. Dlatego ciężko nam pozyskać nowych zawodników. Wynotowałem sobie pięć nazwisk zawodników z okolic, którzy mogliby nas wzmocnić. Dzwoniłem do ich trenerów, czy mogliby nas wzmocnić. Są to kluby podobnej wielkości, co Kosa Konstancin, czyli nie za duże, a grają na trzecim lub czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju, jeśli chodzi o kategorię trampkarza. Tylko jeden szkoleniowiec, Paweł Małecki z Żyrardowianki Żyrardów wyraził chęć na to, żeby jego zawodnik, Franciszek Brudko dalej się rozwijał, bo przez najbliższe półrocze będzie grał w CLJ U-15 i ma okazję pokazać się szkoleniowcom reprezentacji Polski czy skautom ekstraklasowych klubów. I myślę, że ten chłopak ma spore szanse, żeby po rundzie wiosennej znaleźć się w kręgu zainteresowań najlepszych akademii w kraju. Inne kluby nie chciały nawiązać współpracy, co jest przykre i pokazuje, że jesteśmy krótkowzroczni i patrzymy bardziej na siebie niż na to, co może wydarzyć się w przyszłości. Teraz w przerwie zimowej oddałem lidera swojej drużyny do Rakowa Częstochowa. Dla nas to jest duża strata, ale uznaliśmy, że dla samego zawodnika to jest spory krok do przodu i możliwość gry na najwyższym poziomie. Tomasz Szczepaniak, bo to o nim mowa, będzie miał teraz okazję codziennie trenować na wysokiej intensywności, co w mojej drużynie nie było do końca możliwe. Z uwagi na fakt, że miejsce zamieszkania Tomka od Konstancina jest oddalone o 100 kilometrów. I nie był w stanie codziennie dojeżdżać do mnie na treningi. 

A propos tego transferu znalazłem w Internecie trenera komentarz do tego wydarzenia, gdzie użył pan mocnych słów: „strzeliłem sobie w kolano, oddając Tomka Szczepaniaka do Rakowa Częstochowa”.

– Pod kątem wyniku drużyny można tak to ocenić. Strzelamy sobie w kolano, bo tracimy wartościowego zawodnika, który mógłby nam zdobyć pięć, sześć kolejnych punktów do tabeli samą swoją jakością piłkarską. Jednak to nie jest najważniejsze. Znamy swoje miejsce w szeregu. Wiemy, jakim jesteśmy klubem, chcemy naszych zawodników kierować do klubów ekstraklasowych. My po awansie do CLJ-ki staliśmy się atrakcyjnym klubem na rynku. I tacy zawodnicy jak: Bożek, Bryszewski, Babor, Brudko, Dąbrowski, Gan, Siwkowski, Ziółkowski, czy wspomniany Szczepaniak są już w kręgu zainteresowań większych marek od nas. Teraz czeka ich fajne doświadczenie w CLJ U-15, a po sezonie będą mogli trafić do Rakowa, Legii Warszawa, Jagiellonii Białystok czy innych klubów z Ekstraklasy czy pierwszej ligi. Tam będą mogli kontynuować swoją pracę i podnosić swoje umiejętności. A my w Kosie będziemy szkolić kolejnych zawodników, którzy wskoczą w ich miejsce i będą walczyć o CLJ U-17. 

Tylko Tomasz Szczepaniak opuścił wasz zespół? Czy doszło jeszcze do jakichś ubytków?

– Nie, Tomek odszedł, bo pojawiło się spore ryzyko, że gdyby u nas został na to pół roku, mógłby zaliczyć regres. Bo tak, jak wspomniałem, on nie mógł z nami codziennie trenować, z uwagi na dojazdy. A w Rakowie ma wszystko na miejscu i może regularnie pracować. A pozostali zawodnicy z naszej drużyny mają blisko do Konstancina i codziennie są na treningu, więc mogą optymalnie przygotować się do sezonu i zostać z nami jeszcze to pół roku. Za to przyszło do nas trzech zawodników: Franciszek Brudko – (Żyrardowianka Żyrardów), Maks Jesionek (FFA Warszawa) i Jakub Trzaskowski (Legia Warszawa). Zamknąłem kadrę, ale drzwi do naszego zespołu jeszcze są otwarte. Ja osobiście nie mam zamiaru już nikogo namawiać na dołączenie do drużyny. Jednak, jeśli ktoś czuje się na siłach, aby rywalizować z najlepszymi, to zapraszam do kontaktu, ale nie obiecuję przyjęcia do zespołu.

W „Przeglądzie Piaseczyńskim” powiedział pan takie zdanie: „My jako trenerzy pracujący w mniejszych klubach z młodzieżą powinniśmy znać swoje miejsce w „układzie pokarmowym” i starać się, aby jak największa liczba naszych wychowanków w odpowiednim czasie zasiliła szeregi klubów profesjonalnych”. Co mamy rozumieć przez te słowa? Nie jesteście na tyle profesjonalnym klubem, żeby przeprowadzić zawodnika przez całą drabinkę szkoleniową? Macie swoje ograniczenia, których jesteście świadomi i dlatego obraliście taki kierunek?

 – Jestem przekonany, że w naszym klubie chłopcy mogą odpowiednio rozwijać się do 15-,16-tego roku życia. Do tego etapu nic im u nas nie będzie brakować i będą wyglądać podobnie do zawodników, którzy szkolą się w najlepszych akademiach w kraju. Nie mamy drużyny seniorów na wysokim poziomie. Wiadomo, że ci chłopcy, kiedy przychodzą do pierwszej klasy liceum powinni trafić do takiego ośrodka, który gwarantuje mu profesjonalną ścieżkę rozwoju do piłki seniorskiej. Niestety, gdy ci zawodnicy zostaną przetrzymani za długo, wtedy zamiast trafić do Ekstraklasy i grać na poziomie centralnym w  kraju, wylądują w okręgówce czy A-klasie, bo trenerzy nie puścili go wcześniej, gdy była na to okazja.

Nie macie klas sportowych, trenujecie popołudniami. Jaka jest częstotliwość zajęć w waszym klubie na tym poziomie?

– Treningi odbywają się u nas codziennie, a w weekend dochodzą gry kontrolne lub turnieje. Dodatkowo każdy zawodnik otrzymuje rozpiskę treningową, aby popracować w domu nad swoim deficytami np. wzmocnić się fizycznie czy technicznie. 

Jaki macie koncept na przygotowanie i wprowadzanie młodych zawodników do piłki seniorskiej?

– Gdy widzimy, że zawodnik jest gotowy, aby wykonać kolejny krok do przodu, szukamy mu odpowiedniego miejsca, żeby dalej się rozwijał. Mamy dobrą współpracę z Rakowem Częstochowa i Legia Warszawa. Czterech zawodników z rocznika 2006, których prowadziłem, byli lub nadal są w Legii. Ostatnio do nas przyszli dwaj zawodnicy z klubu przy ulicy Łazienkowskiej. My, trenerzy jesteśmy od tego, żeby im pomagać. Wiadomo, że nie każdy będzie zawodowcem, co więcej nie wszyscy mają takie aspiracje. Mamy chłopaków, którzy nie chcą trafić do szkoły sportowej, bo stawiają wyżej naukę od piłki. U nas jest taka możliwość, że każdy może wybrać swoją wymarzoną szkołę i do tego chodzić do nas na treningi. 

Jakim ośrodkiem szkolenia jest Kosa Konstancin, skoro zaznacza pan, że nie należycie do profesjonalnych klubów?

– Uważam, że jesteśmy bardzo dobrym miejscem do szkolenia zawodników do wieku licealnego. Konstancin jest blisko Warszawy, więc jesteśmy dobrze zlokalizowani i dostępni do wielu zawodników z regionu. Jednak znamy swoje ograniczenia. Wiemy, że w wieku 15-, 16-tu lat ci chłopcy powinni trafiać do profesjonalnych klubów, które mają seniorów na wysokim poziomie. Uważamy, że CLJ U-15 pozwoli nam swobodnie „przerzucić” chłopców gdzieś wyżej. A taki system chcielibyśmy utrzymać na lata. I to jest dla nas ważniejsze niż sięgnięcie posiadanie trzech zespołów na poziomie centralnym w juniorach. Uważamy, że ci chłopcy, wtedy są za starzy (śmiech), żeby u nas dalej grać.  Przede wszystkim mówimy o zawodnikach najbardziej rokujących. 

Najbliższe pół roku w CLJ U-15 to będzie puenta wieloletniej pracy tych chłopaków w Kosie?

– Myślę, że tak, bo największą siłą tego zespołu jest to, że oni znają się bardzo dobrze, 60% pierwszej jedenastki zespołu trenuje ze sobą w Kosie od czwartego roku życia. I ja też byłem z nimi od samego początku. Znamy się bardzo dobrze. Ja wskoczyłbym za nimi w ogień i oni zrobiliby to samo. To jest bardzo istotna kwestia, dzięki, której są w stanie rywalizować z najlepszymi zespołami w kraju i za granicą. Naszą siłą jest wiara w końcowy sukces. Zawsze gramy do końca. 

Co wyróżnia Kosę Konstancin jako ośrodek szkoleniowy w regionie?

– Od większych klubów różni nas to, że chcemy przede wszystkim szkolić tych, co już mamy u siebie. Nie jesteśmy selekcjonerami, nie wybieramy sobie najlepszych zawodników, tylko pracujemy z tymi, co już z nami się związali dużo wcześniej. Zależy nam na tych chłopakach. Chcemy podnosić ich umiejętności. Nie prowadzimy skautingu i nie ściągamy zawodników z całego kraju. To też jest jakaś droga do celu, bo wzmacnia drużynę, gdy zwiększa się rywalizacja w zespole. Bo zawodnik zyskuje na tym, gdy ma konkurenta na swojej pozycji, który go naciska.

Jaką macie metodologię szkolenia w Kosie?

– Mamy swój unikalny sposób szkolenia, wypracowany latami przez prezesa Romana Koseckiego i staramy się jego rady, podpowiedzi spełniać. Zależy nam na tym, żeby wychować tych zawodników na dobrych ludzi. Chcemy, żeby na boisku byli wojownikami. Każdy z nich musi mieć taką świadomość, że ma walczyć i być zaangażowany w każdym meczu. Jednak przy tym musi szanować przeciwnika, ale nigdy nie odpuszczać. Dodatkowo staramy się przygotować ich jak najlepiej pod względem technicznym i taktycznym, żeby byli gotowi do przejścia do klubu seniorskiego.

A czy Roman Kosecki nie ma aspiracji, żeby stworzyć potężną akademią w kraju? Czy taki kształt i funkcjonowanie klubu go w pełni satysfakcjonuje?

– Roman Kosecki dwadzieścia lat temu otworzył jedną z pierwszych akademii piłkarskich, której założycielem jest były piłkarz. Aby ten klub stworzyć, włożył w to swoje pieniądze, zainwestował w ziemię, wybudował ośrodek szkoleniowy. Może nie jest wielki, ale odpowiedni do naszych potrzeb, choć boisko nie spełnia wymogów CLJ-ki i nie będziemy mogli na nim grać. W Konstancinie nie ma żadnego innego boiska pełnowymiarowego niż prezesa Romana Koseckiego. Oprócz pełnowymiarowego boiska, mamy boisko treningowe i takie ze sztuczną nawierzchnią pod balonem. Uważam, że gdyby nie prezes Kosecki w mieście nie byłoby piłki.

A aspiracje nie sięgają wyżej?

– Chodziło tu przede wszystkim o szkolenie młodzieży. Nigdy nie chcieliśmy mieć seniorów na wysokim poziomie. Chcieliśmy pracować z młodszymi zawodnikami i przygotowywać ich do wejścia do profesjonalnych klubów. Takie było założenie. Też nie ma u nas klas sportowych, bo prezes wychodzi z założenia, że do pewnego wieku jest to niepotrzebne dla młodych chłopaków. Jego zdaniem powinni przebywać w swoim środowisku i w wolnym czasie dojeżdżać na treningi, aby to była pewna odskocznia od codzienności. 

Jaka jest rola Romana Koseckiego przy pana drużynie? Pomaga, ingeruje czy stoi z boku?

– Prezes Roman Kosecki to najważniejsza osoba w klubie. Dwadzieścia lat temu założył Kosę Konstancin i jest w niej codziennie od rana do wieczora. Widać, że jest to jego oczko w głowie i nie umiałby bez klubu żyć. Mnie jako trenerowi pomógł bardzo dużo i tak naprawdę, to gdzie jestem teraz zarówno ja, jak i mój zespół, to w dużej części jego zasługa. Mogę powiedzieć, że oprócz dyrektora Marka Śledzia z Rakowa Częstochowa, to prezes Kosecki jest osobą, od której najwięcej się nauczyłem. Znam się z Romanem Koseckim ponad dziesięć lat. Widzimy się codziennie i cały czas rozmawiamy o tym, co można zmienić i poprawić. Był ostatnio z nami na obozie sportowym, gdzie obserwował z bliska drużynę i zawodników. Wymieniliśmy spostrzeżenia na temat rozwoju poszczególnych chłopaków. On cały czas żyję klubem i chce pomagać tym chłopakom.

Jakie cele stawiacie sobie na rundę wiosenną w CLJ U-15?

– Każdy wynik, który da nam utrzymanie będzie sukcesem. Jednak przed rozgrywkami każdy ma takie podejście, żeby wygrywać każdy kolejny mecz w lidze. Naszym celem minimum jest utrzymanie i wypromowanie kolejnych zawodników do klubów ekstraklasowych. Drużyny z CLJ znamy i szanujemy. Są to zespoły niezwykle mocne i mają nad nami przewagę w postaci własnej szkoły, internatu, budżetu, pracy przy zespole kilku trenerów, z działem skautingu, pełnowymiarowym sztucznym boiskiem do treningu I przede wszystkim mogące ściągać do siebie najlepszych zawodników z całego kraju. My jesteśmy małym klubem mającym zawodników, którzy są w stanie codziennie sami do nas dojechać. Jeśli spojrzymy tylko przez taki pryzmat, to wyglądamy, jak Dawid w starciu z Goliatem i przed pojedynkiem, nikt nie postawiłby na nasze zwycięstwo w żadnym ze spotkań na poziomie CLJ. My się ty nie przejmujemy, bo jak wiadomo na końcu to Dawid okazał się lepszy od Goliata.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. archiwum prywatne Tomasza Citkowicz-Jurkiewicza