CLJ-ka od środka: „Marzymy o tym, żeby grać w CLJ jak najdłużej”

Błękitni Wronki po półtorarocznej przerwie wracają na poziom centralny w kategorii juniora młodszego. Jak wyglądał u nich czas bez CLJ? Czy dla zawodników klub po sąsiedzku z Lechem to dobre miejsce, aby przebić się do ekstraklasowych akademii? Jak wygląda specyfika współpracy między Błękitnymi i „Kolejorzem”? Rozmawiamy z Adamem Drozdowiczem, trenerem beniaminka CLJ U-17.

CLJ-ka od środka: „Marzymy o tym, żeby grać w CLJ jak najdłużej”

Był czas, kiedy Błękitni Wronki byli stałymi bywalcami CLJ. W 2019 roku przydarzył wam się spadek i nie oglądaliśmy was, z różnych przyczyn, na poziomie centralnym przez następne trzy rundy. Jak wyglądały wasze codzienne realia bez Centralnej Ligi Juniorów? Brakowało wam tej ligi?

– Od razu po spadku byliśmy bliscy powrotu do CLJ U-17, kiedy to przegraliśmy dwumecz barażowy z MUKS-em CWZS Bydgoszcz. Plan był taki, żeby w rundzie wiosennej zagrać rocznikiem młodszym w lidze wojewódzkiej, po to, żeby ogrywać ich ze starszymi i przygotować do walki o awans do CLJ U-17 w rundzie jesiennej sezonu 2020/21. Jeżeli chodzi o aspekty szkoleniowe wszystko szło normalnym tokiem, żeby doprowadzić chłopców z roczników 2004 i 2005 do takiego stanu, żeby mogli zrealizować wspomniany cel sportowy.

Z uwagi na spadek z CLJ, robiliście wszystko, aby ciągle podnosić środowisko rywalizacji poprzez wymagających sparingpartnerów i mocno obsadzone turnieje? Czy poziom ligi wojewódzkiej jest na tyle satysfakcjonujący, że na tym nie tracą młodzi, utalentowani zawodnicy waszego klubu?

– Jeżeli chodzi o mecze kontrolne, cały czas staramy się grać z zespołami równorzędnymi lub lepszymi od nas. Gdy nam się to udawało zorganizować, mierzyliśmy się z drużynami z CLJ lub czołowymi ekipami lig wojewódzkich w kategoriach od U-17 do U-19. Gdyby wiosną ubiegłego roku nie zostałyby odwołane rozgrywki ligowe, ci chłopcy rywalizowaliby z rocznikiem starszym, co dawałoby im dodatkowe plusy w ich rozwoju.

Gdy na co dzień grywaliście w CLJ, zainteresowanie waszymi zawodnikami było spore, co wiązało się z transferami do ekstraklasowych akademii. W związku z spadkiem z CLJ to zainteresowanie się zmniejszyło? Bo nie jest to tajemnicą, że skauci i trenerzy innych klubów bacznie przyglądają się tym rozgrywkom. 

–  Na pewno się zmniejszyło, ale też nie było tak, że nagle wszystko się zatrzymało i od tamtej pory nie było żadnego zainteresowania naszymi zawodnikami. Bo, chociażby zawodnicy z rocznika 2003 jeszcze w zeszłym roku stoczyli bój o CLJ U-17, a co jakiś czas otrzymujemy zapytania o tych chłopaków, bo część z nich jeszcze u nas trenuje i rywalizuje na poziomie V ligi w drużynie seniorów. Wiadomo, że tego nie ma aż tak dużo, jak w momencie, gdy spadaliśmy z CLJ, wtedy było mnóstwo zapytań o takich chłopców jak: Kacper Zaborski, Fabian Grzelka (obaj Pogoń Szczecin) czy Klaudiusz Milachowski (Arka Gdynia). Jeżeli chodzi o roczniki 2004 i 2005, które na obecną chwilę przygotowują się do rundy wiosennej w CLJ U-17, są przede wszystkim monitorowani przez naszych kolegów, trenerów z akademii Lecha Poznań. Zainteresowania zewnętrznego na ten moment nie ma. Aczkolwiek nasi zawodnicy też są świadomi tego, że są w dobrym miejscu, aby się dalej rozwijać i grać na poziomie centralnym. Nikt raczej z tej grupy zawodników, która wywalczyła awans do CLJ, nie szuka nowego klubu w tym momencie.

Rozumiem, że w okresie zimowym nikt od was nie odszedł i tak pozostanie do startu rundy wiosennej?

– Nikt nie odszedł. Dwóch, trzech zawodników jest obserwowanych przez trenera Bartosza Bochińskiego, który prowadzi drużynę Lecha Poznań U-17, ale na obecną chwilę zostaną z nami. Skład, jaki mieliśmy w rundzie jesiennej, będzie taki sam, choć pracujemy jeszcze nad paroma wzmocnieniami.

Do startu ligi został jeszcze miesiąc, w jaki sposób zamierzacie spożytkować ten czas?

– Trenujemy codziennie po dwie jednostki treningowe, a już jutro jedziemy do Chojnic na mecz kontrolny z Chojniczanką U-17. W kolejny weekend czeka nas starcie z Kanią Gostyń U-19, która grała w barażach o Ligę Makroregionalną. Nie udało im się awansować do tej ligi, ale myślę, że będzie to dobry sparingpartner dla naszego zespołu. Ponadto, zagramy jeszcze z Lechem Poznań U-17 i Zawiszą Bydgoszcz U-17. Mamy za sobą już mecze m.in. z Wartą Poznań U-17 i Lechem Poznań U-15.

W tym sezonie zrezygnowaliście z obozów przygotowawczych? Czy gdzieś byliście?

– Nigdzie nie byliśmy, Funkcjonowanie we Wronkach, gdzie mamy dostęp do internatu, pozwala na optymalne przygotowania.

Czym dla Błękitnych Wronki jest CLJ?

– Na pewno jest to duża promocja małego klubu, który na tle silnych rywali może pokazać, że dobrze pracuje i nie odstaje. CLJ jest to też prestiż i nagroda dla chłopców, bo będą mogli, przynajmniej przez najbliższe pół roku, rywalizować z najlepszymi zespołami w kraju.

W 2018 roku na łamach naszego portalu prezes klubu, Marek Pogorzelczyk powiedział: „chcemy dojść do takiego momentu, że 60-70% zespołu będzie złożona z Wronczan”. Co zmieniło się od tamtego czasu? Czy doszliście już do tego etapu?

– W moim zespole nie ma za wielu zawodników z Wronek. Myślę, że to oscyluje w okolicach 20%. Zatem jeszcze nie doszliśmy do tego etapu, ale ten cel zostanie zrealizowany, gdy do wieku juniora dojdzie rocznik 2007 i 2008, bo te dwie drużyny są mocno oparte na miejscowych chłopcach. To jest cel długofalowy, który na obecną chwilę nie został jeszcze spełniony.

W takim razie, skąd są ci zawodnicy, których ma trener w zespole, skoro nie są z Wronek? To jest wyskautowana i wyselekcjonowana grupa z regionu?

– Nie używałbym w tym przypadku słowa: „wyskautowani”. To wygląda tak, że albo sami chłopcy się do nas zgłaszają, albo my podpytujemy znajomych trenerów i nieraz uda się kogoś wypatrzeć, i do nas zaprosić. To jest proces złożony, nie ma u nas działu skautingu. Wszystko jest oparte na pracy trenerów Błękitnych. Wyszukujemy zawodników, którzy mogliby nam się przydać, ale duża część chłopców sama się do nas zgłasza, ponieważ nie ukrywajmy, że CLJ jest dobrym miejscem do promocji samych siebie. Oni chcą funkcjonować na szczeblu centralnym, żeby było im łatwiej spełniać swoje marzenia.

Akademia Lecha Poznań to wasz sąsiad. Trenujecie na tych samych obiektach, codziennie mijacie się w ośrodku szkoleniowym, a wasi zawodnicy chodzą do tej samej szkoły i mieszkają w tym samym internacie, dzieli ich tylko piętro. Jak wygląda współpraca między „Kolejorzem” a Błękitnymi? Czy coś się zmieniło od naszej wizyty we Wronkach w 2018 roku?

– Nic się nie zmieniło. Z punktu widzenia trenera: pracujemy wszyscy razem w jednym budynku, pokoje trenerskie mamy obok siebie, przebieramy się w jednej szatni, rozmawiamy i wymieniamy poglądy na temat szkolenia. My zdobywamy wiedzę od trenerów Lecha, nieraz też korzystają z naszych wskazówek, chociaż uważam, że to dla nas jest dobre, fajne miejsce do rozwoju. Zawodnicy naszych klubów funkcjonują ze sobą na co dzień, są w klasach sportowe. Oni się znają, nie tylko z pobytu w internacie, gdzie my mieszkamy na jednym piętrze, a oni na innym. Trenujemy na tych samych obiektach w Popowie, co więcej jeździmy tym samym autobusem na treningi (śmiech). Nasi utalentowani chłopcy mają możliwość pracy z rówieśnikami z Lecha pod okiem trenerów Akademii. Czujemy ogromną radość, gdy szkoleniowiec Lecha do nas przychodzi i mówi: „ten zawodnik jest na dobrym poziomie i możemy pomyśleć o tym, żeby przymierzyć go do Akademii”.

Czy można to interpretować w taki sposób, że jesteście zapleczem akademii Lecha Poznań? Bo funkcjonujecie obok, a trenerzy „Kolejorza” mogą w każdej chwili sprawdzić u siebie waszego zawodnika.

– Żyjemy w dużej symbiozie z ekstraklasową akademią. Jednak to też nie jest tak, że naszym głównym celem jest dostarczanie zawodników do Lecha. Natomiast dla nas jest to duży zaszczyt, gdy nasz zawodnik dostaje szansę w tej Akademii.

A jak ta współpraca wygląda na co dzień? W jaki sposób dochodzi do testów? Może to się odbyć w każdej chwili? 

– Obecnie jesteśmy w okresie, gdzie możemy pozwolić sobie na to, żeby oddać zawodnika na pełny mikrocykl do Lecha. Wiadomo, że nie oddajemy pięciu czy sześciu na raz. Zazwyczaj w grę wchodzi jeden lub dwóch chłopaków i funkcjonują w zespole juniora młodszego prowadzonego przez trenerów: Bartosza Bochińskiego i Sebastiana Maderę. Jak wygląda cały proces? Pierwszy etap: rozmowa między trenerami o tym, kogo warto nagrodzić za codzienną pracę w Błękitnych i zaprosić na trening akademii Lecha. Jeżeli są takie osoby, które na zasługują – my taką formę nagrody chcemy realizować. Jednocześnie każdy nasz zawodnik jest pod monitoringiem Lecha, więc to też jest dodatkowy magnes, który przyciąga nowe twarze do naszego klubu. Przychodzą się rozwijać i grać w CLJ-ce, ale obok nas też jest akademia Lecha Poznań. To jest też bardzo ważny czynnik, który wpływa na to, że przyjeżdżają do nas nowi zawodnicy.

Współpraca z akademią Lecha Poznań to jedna rzecz, ale czy wasze treningi wyglądają tak samo? Pracujecie w podobny sposób, który jest spójny z Lechem? Czy różnicie się w tym aspekcie?

– W taki sam sposób to nie, ale bardzo podobnie, jeśli chodzi o budowanie mikrocyklu treningowego. Pod tym względem jest to bardzo zbliżone do akademii Lecha Poznań. Nie mamy narzuconych działań taktyczno-technicznych, które musimy realizować w danym momencie. Możemy stworzyć swój plan i według niego pracować. Natomiast już same działania indywidualne czy grupowe zawodników są do siebie zbliżone. Kierujemy się tym, żeby szkolić naszych chłopców w podobny sposób, co Lech Poznań, aby mogli się rozwijać na tej bazie. Jednak nie jest to w 100% nakazane, raczej próbujemy nawiązać do tego, co robią koledzy, trenerzy w Lechu Poznań, ale nieraz mamy też swoje pomysły, które realizujemy, a u naszych sąsiadów one się nie pojawiają, więc w niektórych aspektach się różnimy.

W jakich aspektach się różnicie? Może trener podać, choćby jeden przykład?

– Z działań techniczno-taktycznych w pewnym momencie podjęliśmy decyzję, żeby nasi zawodnicy potrafili funkcjonować nie tylko w systemie 1-4-3-3, ale też w takim, gdzie obrona jest stworzona z trójki środkowych obrońców. I tym rotowaliśmy podczas spotkań. Jeśli naszym zawodnikom nie uda się trafić do Lecha Poznań, mogą wylądować w innym klubie, gdzie będzie wymagana gra w innym systemie. Patrzymy na to, żeby ich rozwijać globalnie.

 Czyli pracujecie nie tylko w tych ustawieniach i formacjach, które preferuje Lech?

– Nie zawsze, próbujemy też kierować chłopców w innym kierunku, ale tak, jak powiedziałem są to działania dodatkowe. Z ustawień 1-3-5-2 i 1-3-4-3 korzystaliśmy często, gdy po raz pierwszy pojawiliśmy się na poziomie centralnym. I tak działamy do teraz. Też widzimy jak wygląda piłka nożna w wydaniu europejskim, gdzie drużyny potrafią zmieniać ustawienia i formacje w trakcie meczu po kilka razy. Nie ukrywamy, że wzorujemy się nie tylko na Lechu, ale też patrzymy na topowe kluby w Europie. Wiadomo, że będzie to inaczej wyglądało, bo nie zrobimy nagle Manchesteru City we Wronkach, gdyż nie mamy takich możliwości, ale staramy się czerpać wzorce od tych najlepszych.

„Derby internatu” to najważniejszy mecz sezonu? Trenera zawodnicy już nie mogą się doczekać starcia w lidze z Lechem Poznań?

– Nie, aż tak to nie wygląda. To jest dodatkowy smaczek i fajnie byłoby, gdyby Błękitni Wronki wygrali mecz z Lechem Poznań, bo wiąże się to z dodatkowymi emocjami w codziennym funkcjonowaniu, ale czy jest on najważniejszy w sezonie? Myślę, że będziemy mieli wiele ważnych spotkań w lidze i tak naprawdę trudno wyróżnić ten najważniejszy.

Jaki macie plan na wprowadzanie młodych zawodników do piłki seniorskiej? Problem przejścia z wieku juniora do seniora to temat, który często jest poruszany w kontekście szkolenia w Polsce. W jaki sposób staracie sobie z tym radzić?

– Wyróżniający się zawodnicy, którzy również mają okazję trenować w akademii Lecha, są przesuwani do seniorskiej drużyny, którą prowadzi trener Marek Bajor. Niektórzy zawodnicy z mojego zespołu mieli okazję zadebiutować już w seniorach w okręgowym Pucharze Polski. Łapią już swoje pierwsze minuty na poziomie seniorskim. Jesteśmy świadomi tego, że ci, którzy skończą wieku juniora młodszego czy starszego, muszą być przygotowani na to, żeby wejść w piłkarski świat i grać. Takie kroki są poczynane, żeby już w tym momencie zderzali się z seniorską rzeczywistością.

Czy V liga to nie jest za niski poziom dla utalentowanych, młodych zawodników? Nie szukacie innych opcji na optymalne wprowadzenie zawodnika do seniorskiej piłki, np. poprzez wypożyczenia? 

– Też zdarzają się takie przypadki, gdzie zawodników wypożyczamy. Patryk Janasik, piłkarz Śląska Wrocław swego czasu był u nas i wprowadzaliśmy go do piłki seniorskiej przez drużynę rezerw Lecha. Prezes naszego klubu, Marek Pogorzelczyk stara się racjonalnie prowadzić tych chłopców, żeby oni mogli się rozwijać i dostawali swoje szanse na wyższym poziomie rozgrywkowym, jeśli są do tego odpowiednio przygotowani. A pierwsze kroki podejmujemy jeszcze w Błękitnych Wronki.

Na każdego zawodnika Błękitnych jest przegotowany indywidualny plan rozwoju i jego ścieżka? Gdy widzicie, że chłopak osiągnął sufit w waszym klubie, szukacie mu nowego miejsca?

– Tak, jeżeli widzimy w zawodniku potencjał, a nie udało mu się trafić do akademii Lecha Poznań, staramy się znaleźć inny klub, w którym mógłby się rozwijać. Nie zamykamy przed nikim furtki. Nikt nie jest skazany na Błękitnych Wronki. Jeżeli uważamy, że dany zawodnik poradzi sobie na wyższym poziomie, jak najbardziej jesteśmy otwarci na to, żeby szukać takich klubów i wysyłać na testy. Nie dalej jak tydzień temu jeden z naszych piłkarzy był na testach w Siarce Tarnobrzeg.

Jaka jest idea i filozofia Błękitnych Wronki?

– Nie ukrywamy, że nasz zespół seniorski gra na niskim poziomie i szkolenie młodzieży jest dla nas priorytetem oraz gra na poziomie centralnym. Następnym celem jest wykreowanie jednostek, które będą mogły funkcjonować na wysokim poziomie seniorskim. Patrzymy mocno na rozwój indywidualny naszych zawodników.

W kontekście drużyny seniorów nie ma u was planów, żeby spróbować wrócić do lat świetności Amiki Wronki? Czy interesuje was tylko szkolenie i rozwój młodych zawodników?

– Zdajemy sobie sprawę, że IV liga byłaby dużo lepszą opcją dla naszych zawodników, gdzie mogliby rywalizować z doświadczonymi rywalami, którzy w swoim CV mają kluby z wyższych poziomów rozgrywkowych. To byłoby dobre rozwiązanie dla naszych chłopców, aby przygotować ich do przejścia z  wieku juniora do seniora. Nie mamy stricte sprecyzowanych planów w kontekście dalszej ścieżki naszego klubu seniorskiego. W tym momencie nie marzymy nawet o III lidze, myślimy o IV, a nasz plan na rozwój utalentowanych zawodników opiera się na wypożyczeniach do klubów seniorskich i transferach definitywnych do akademii ekstraklasowych.

Jakie cele sportowe stawiacie sobie na rundę wiosenną CLJ U-17?

– Wszyscy marzymy o tym, żeby grać na tym poziomie jak najdłużej. Będziemy musieli koncentrować sie na każdym kolejnym meczu. Każde spotkanie będzie inne, a naszym zadaniem będzie wyzwolenie innych umiejętności, żeby na tym szczeblu pozostać. Wiemy, gdzie jesteśmy, znamy swoje miejsce, ale uważam, że jesteśmy w stanie, jako drużyna tak się zmotywować, zmobilizować i ciężko pracować, żeby przyszłą rundę też spędzić w CLJ U-17. Będzie to cel numer jeden dla wszystkich naszych zawodników, sztabu szkoleniowego oraz całego klubu.

Ostatnio, gdy rozmawialiśmy, zapytałem, czy będziecie w stanie zastąpić Arkę Gdynia w CLJ U-17 w stosunku jeden do jednego. Tym razem chciałbym się dowiedzieć, co może zadecydować o tym, że to wy, utrzymacie się na poziomie centralnym, co nie udało się wspomnianym „Arkowcom”?

– Trudne pytanie. Mamy swoje mocne strony, które na pewno będziemy chcieli pokazywać na boisku…

I nie chcecie ich teraz zdradzać?

– Nie powiem teraz, jakie to są atuty, bo trenerzy innych drużyn są czujni (śmiech) i mogą czytać tę rozmowę. Wiadomo, że każdy chce się utrzymać na szczeblu centralnym i każda informacja może w tym pomóc. Praca, pokora i myślę, że będzie dobrze.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Błękitni Wronki